Echo katolickie 28(680) 10 - 16 lipca 2008
Cytat ze znanego programu Janusza Weissa nie jest tutaj bez kozery. Ostatnimi czasy w Polsce namnożyło się sondaży przeprowadzanych metoda telefoniczną.
Siedzi sobie człowiek w domowych pieleszach, kapciuszki ciepłe na nóżętach tkwią, spogląda w telewizor żądny najnowszych wieści z „Mody na sukces” czy innych „Złotopolskich”, głowi się nas próbą rozbicia „Klanu” lub innego układu, a tutaj dzwoni telefon i miły (a jakże) głos zaczyna zadawać pytania o preferencje wyborcze, notowania rządu czy prezydenta, o zaufanie do Lecha Wałęsy lub TW „Bolka”. Może człowieka coś trafić. Ale jeszcze bardziej, gdy przeczyta to, co spłodzili na tej podstawie dziennikarze.
Trzeba przyznać, że jedno, co w prasie i w ogóle w mediach rozchodzi się jak świeże bułeczki, to właśnie sondaże. Różne badania opinii publicznej, ukazujące stan ducha i mentalności współczesnego Polaka, stanowią zasadniczy kościec argumentacji, znajdującej się w tekstach i doniesieniach medialnych. Wydaje się, iż poznawanie tego, co myślą Polacy, stanowi podstawowy budulec przekazu medialnego. Jednakże owo zachwycenie się działaniami różnych pracowni badań społecznych niesie ze sobą pewne zasadnicze niebezpieczeństwo.
Ostatnio znalazłem na jednym z portali internetowych sondę, w której zadano czytelnikom pytanie, czy antykoncepcja jest grzechem. Oczywiście prawie 75% odpowiedzi było na nie. Podobnie rzecz miała się z sondażem, w którym 43% przebadanych uznało, że ich zdaniem były prezydent Lech Wałęsa nie był tajnym współpracownikiem SB. Można oczywiście uznać to za formę swoistej zabawy, tak jak niektórzy podchodzą do horoskopów drukowanych w kolorowych pisemkach dla pań, ale warto zwrócić uwagę na fakt, że samo uznanie czegoś przez jakąś grupę ludzi za prawdę nie oznacza, iż jest to prawdą.
Załóżmy na przykład, że w starożytnej Grecji przeprowadzilibyśmy sondaż dotyczący struktury wszechświata. Przytłaczająca większość respondentów uznałaby, że Ziemia stanowi centrum wszechświata, a Słońce wraz z planetami krąży dokoła niej, ograniczone przez firmament gwiazd stałych. Tylko nieliczni (jeśli w ogóle ktoś) zgodziliby się na heliocentryczny model wszechświata. Przyjmując rozumowanie dzisiejszych zwolenników sondażowego rozstrzygania o prawdzie, trzeba byłoby uznać za prawdziwy Ptolemejski układ kosmosu, co oczywiście nie zmieniłoby prawdy, że w naszym układzie słonecznym centralne miejsce zajmuje Słońce.
Sondaż, choć wyraża preferencje i mniemania społeczne, nie jest w stanie zmieniać rzeczywistości. Antykoncepcja jest grzechem, niezależnie od ilości głosów oddanych na odpowiedź „nie”, ponieważ mniemanie ogółu nie zmienia obiektywnej rzeczywistości. Gdyby nawet 100% respondentów uznało, że bitwa pod Grunwaldem miała miejsce w 1931 r., nie zmieni to nic w rzeczywistości, bo prawda jest obiektywna, a nie subiektywna. Sam fakt przeżywania przez kogoś swojej historii nie może zmienić tego, co się wydarzyło. Subiektywnie może i lepiej nam się żyło w PRL-u, co nie zmienia faktu, że był to ustrój zbrodniczy, w którym za nieprawomyślność w najlepszym wypadku było się szykanowanym, jeśli nie traciło się zdrowia czy życia. Sondaż nie jest w stanie zmienić prawdy obiektywnej.
Problematyczne również wydaje się samo zadawanie pytań i formułowanie na gruncie otrzymanych odpowiedzi tez ogólnych. Ostatnimi czasy, w związku z książką wydaną przez IPN o kontaktach Lecha Wałęsy ze Służbą Bezpieczeństwa, jedna z ogólnopolskich telewizji przytoczyła sondaż, w którym na pytanie: „Czy publikacja IPN-u zmieniła twoje zdanie o Lechu Wałęsie”, ponad 70% respondentów stwierdziła, że nie. Prezenterzy potraktowali ten wynik jako kontrargument wobec publikacji Gontarczyka i Cenckowskiego. Problem w tym, że nie wiemy, jakie zdanie do tej pory o Lechu Wałęsie mieli respondenci pracowni badań opinii publicznej, która przygotowała ten sondaż. Załóżmy, że w gronie tym znajduje się np. Andrzej Gwiazda, który znany jest z niechęci do Wałęsy. On, zanim przeprowadzono ten sondaż, nie miał dobrego zdania o ikonie „Solidarności”. Publikacja więc nie tylko nie zmieniła jego nastawienia, ale je jeszcze utwierdziła. Na pytanie o zmianę oceny Lecha Wałęsy zapewne odpowiedziałby, że nie zmienił go. Czy przez to stał się zwolennikiem byłego prezydenta? Oczywiście, że nie. Ale tego prezenterzy nie zauważyli, zaliczając go do przeciwników publikacji IPN.
Podobnych przykładów można przytoczyć wiele. Rzecz w tym, że właściwe ustawienie pytania może sugerować odpowiedź. Jeśli doda się do tego komentarz, wówczas obraz rzeczywistości może się całkowicie zmienić. Skrótowość pytań ma też swoje znaczenie. Zadanie prostego pytania, np. „Czy podoba ci się prezydentura Lecha Kaczyńskiego?”, prowadzi do wyboru 1 z 2 odpowiedzi, których dodatkowo nie trzeba w ogóle uzasadniać. Sondażowe wyliczanki powodują, że nie muszę w ogóle uzasadniać swojej wypowiedzi, a jeśli doda się do tego emocjonalny stosunek do osoby, której dotyczy sondaż, wówczas otrzymuje się obraz rodem z piaskownicy. Mamy więc do czynienia z uczuciowym stanem mentalnym respondentów, a nie oceną obiektywną i zrównoważoną. Każdy socjolog stwierdzi wówczas, że takie badanie nic nie znaczy. A w mediach mamy do czynienia właśnie z takimi sondażami. Należy więc przyjąć, że równie dobrze można pytać Polaków o zmiany klimatyczne, jak i stosunek do rządzących naszym państwem. I jeden, i drugi sondaż nie da nam odpowiedzi obiektywnej, a jedynie ujawni subiektywne i emocjonalne wypowiedzi naszych rodaków. Podawanie tych badań w mediach jako obrazu stanu rzeczywistego zdaje się być znacznym nadużyciem i próbą wpływania na trendy społeczne. Ale to już inna opowieść.
Równie dobrze można by zakazać publikowania horoskopów w pismach kobiecych. Nie ma to najmniejszego sensu. Jedynym co można zrobić, to po prostu ignorować je i starać się myśleć. Zastosowanie normalnego przyczynowo-skutkowego myślenia zaowocuje rozumieniem rzeczywistości, której trudno doszukać się w badaniach opinii publicznej.
opr. aw/aw