Artykuł z tygodnika Echo katolickie 28 (732)
Całkiem niedawno jeden z posłów speckomisji od spraw nacisków zaproponował posłance PiS-u, aby ta w ramach relaksu i nabrania sił intelektualnych zafundowała sobie... taniec na rurze.
Oczywiście, ten jakże wspaniały żart zafundowany przeciwniczce politycznej stanowić miał jeszcze jeden powód, by nie traktować poważnie tego, co ona mówi. Problem w tym, że w naszym języku publicznym coraz częściej padają bardzo „grube” żarty, a dobierane słowa i zwroty nie tylko zahaczają, ale i przekraczają normalną kulturę dyskusji.
Można byłoby to znieść (wystarczy przecież wyłączyć telewizor i radio lub przestać czytać gazety), ale sprawa staje się coraz poważniejsza. Gdyż nie tylko język polityków zaczyna ociekać mięsem i grubiaństwem, ale w ogóle mowa polska staje się coraz częściej nacechowana brakiem kultury.
Pamiętam, jak całkiem niedawno media wręcz rozjeżdżały Jarosława Kaczyńskiego za wypowiedzianą przez niego opinię na temat korzystającej z Internetu młodzieży, a także części dorosłej.
Wydawać by się mogło, że umiejętność korzystania z globalnej sieci wymaga od człowieka przynajmniej podstaw informatyki, a zatem zakłada jakieś wykształcenie. Śledząc jednak liczne fora internetowe oraz komentarze do poszczególnych wydarzeń, można zauważyć, niestety, rosnące chamstwo. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że posiadanie wykształcenia na poziomie matury (szczególnie w dzisiejszym wydaniu) nie gwarantuje ilorazu inteligencji na poziomie mensy ani nie jest rękojmią posiadania odpowiedniej kultury osobistej. Casus Pol Pota wskazuje jednoznacznie, że nawet posiadając wykształcenie wyższe, można w imię ideologii zabijać w okrutny sposób swoich pobratymców. Papierek wyższej uczelni nie jest więc żadnym wskaźnikiem kultury osobistej (i to nie tylko w znaczeniu znajomości zasad etykiety).
Czytając opinie internautów na temat peregrynacji po Polsce relikwii Jana Pawła II po jego beatyfikacji, zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście mam do czynienia z ludźmi. Jednym ze „znakomitych” żartów internautów miał być przepis na konserwację relikwii głowy Papieża Polaka poprzez wciśnięcie jej do słoja i zalanie zaprawą do kiszenia ogórków (oczywiście z należytym dodatkiem kopru, chrzanu i czosnku). Prawda, że śmieszne? Tylko boki zrywać. Problem w tym, że tak można potraktować każdą świętość. Nawet, jeśliby doszło do wspomnianej peregrynacji, to przecież nikt nikogo nie zmusza do udziału w tych uroczystościach. Skąd więc taka właśnie postawa ludzi siedzących za szklanym ekranem i wylewających kubły pomyj na osobę Jana Pawła II?
Wydaje mi się, że wszelkiej maści komentarze w taki właśnie sposób odnoszące się nie tylko do osoby Papieża Polaka, ale do każdego innego człowieka (czy będzie to Lech Wałęsa, Lech Kaczyński, Donald Tusk, czy Jarosław Kaczyński) są dla piszących, najczęściej pod anonimowymi nickami, zwyczajnym erzacem, substytutem, czyli namiastką tego, czego nie posiadają lub posiadają w minimalnym stopniu. Mianowicie substytutem odwagi i inteligencji.
Człowiek, który jest pewien swojego zdania, nie musi kryć się w anonimowości. Nie musi ukrywać się w meandrach sieci, ale swoje zdanie wyraża otwarcie. Nie potrzeba żadnej anonimowości. Otwarta przyłbica jest najlepszym sposobem ukazania własnego męstwa. Przypomina mi się świetne opowiadanie, chyba Mrożka, który opisywał małego człowieczka przekradającego się nocą do publicznego szaletu i piszącego na kafelku w ubikacji małymi literkami słowo: „Precz!”. Z dumą wracał do swojego domu, zadowolony z siebie, że on im pokazał. Problem w tym, że nic nie pokazał i niczemu się nie przeciwstawił. Jak był małym człowiekiem, tak nim pozostał.
Ponadto, gdy jestem pewien swojego zdania, to również umiem je udowodnić, tzn. przedstawić rzetelne argumenty za moją tezą. A właśnie chamski sarkazm pokazuje, że muszę zdyskredytować przeciwnika i ośmieszyć go, aby wygrać. Zatem nie inteligencja, a zwykły brak kultury niecofający się przed obrażaniem kobiet czy osób będących znakiem naszej polskiej państwowości (pomijając kulturę czy wiarę) staje się „argumentem” w walce z przeciwnikami.
Jakże daleko jesteśmy dzisiaj od ludzi wychowanych przed wojną. Pamiętam mojego nauczyciela, zajadłego ateistę o poglądach komunistycznych, który nigdy nie ośmieszał przede mną mojej wiary (owszem dyskutował, ale nie wyśmiewał), a gdy odprawiałem Mszę św. prymicyjną przyszedł nawet do kościoła, bo wiedział, że jest to DLA MNIE ważna chwila. Właśnie: szacunek dla wartości drugiego człowieka jest szacunkiem dla niego samego. Wyzwiska w Internecie i w ustach niektórych luminarzy polskiej polityki wskazują tylko na ich małość i brak inteligencji połączone ze strachem, by nikt mnie nie zakwestionował.
Problem jest jeszcze w czymś innym. Zauważywszy pewnego razu obraźliwą notkę na jednym z portali, zgłosiłem ją do administracji. Otrzymałem odpowiedź, że ich zdaniem mieści się ona w ramach kultury. Cóż, jaki człowiek, taka kultura. Jednakże kierownicza rola osób dopuszczających takie czy inne notki na stronach sieciowych pokazuje wyraźnie, że nie mamy do czynienia ze spontanicznymi objawami „gniewu ludu”, ale raczej z pewną akcją, kierowaną odgórnie. „Wielki Brat” czuwa, aby pojawiały się te, a nie inne stwierdzenia. Powstaje pytanie: dlaczego? Odpowiedź może być całkiem prosta.
Społeczeństwo przesiąknięte cynizmem łatwo daje się kierować, ponieważ przestaje być wyczulone na niuanse i na logiczne uzasadnienie, a jedynym bodźcem mogącym wyrwać je z letargu i pchnąć do jakiegoś działania, jest po prostu coraz mocniejsze doznanie, w tym przypadku coraz bardziej chamski i grubiański „dowcip”. Bo łatwiej powiedzieć, że ktoś jest bucem, kartoflem, konusem, kotolubem czy czyimś tam synem. Trudniej wykazać w logiczny sposób, dlaczego nie zgadzam się z nim.
Ale nie dziwmy się społeczeństwu, skoro polityk, który dzisiaj jest wicemarszałkiem Sejmu, potrafił tak przekonująco powiedzieć o swoim przeciwniku politycznym: „W LPR jest minister podobny do nutrii. Gdyby powiększyć nutrię i postawić ją na tylnych łapach, wyglądałaby jak ten minister.” Prawda, że śmieszne?
opr. aw/aw