Kiedy 18 lutego 2014 na ulicach Kijowa Janukowycz rozpętał piekło, nikt nie sądził, że tydzień później za masowe morderstwo cywili będzie ścigany już listem gończym.
Kiedy 18 lutego na ulicach Kijowa Janukowycz rozpętał piekło, nikt nie sądził, że tydzień później za masowe morderstwo cywili będzie ścigany już listem gończym. Po czarnym wtorku nastąpił jednak czarny czwartek.
Były już prezydent to upiorny hipokryta. 20 lutego ogłosił dniem żałoby po ofiarach wtorkowej masakry, a przeciwko ludziom użył w tym dniu snajperów. Powstańcy przetrwali ostrzał sił rządowych. Ukraińcy odnieśli największe zwycięstwo w swojej historii. Ale to dopiero początek drogi.
Protestujący na Majdanie krzyczeli: „Won! Ruska bando! Do Putina!”. Ginęli, ale nie ustępowali. Ukraińcy, jak się powszechnie wydaje, nie walczyli wcale o wybór pomiędzy Unią Europejską a Rosją. Tak naprawdę to oni walczyli o swoje życie lub śmierć. Jeden z protestujących powiedział: „My już nie mamy się gdzie cofnąć”. Wielu z nich mówiło: „Jeżeli tu zginę, to taki mój los”. Przypominali powstańców styczniowych, którzy poszli w bój bez broni. Ich heroizm wstrząsnął światem.
21 lutego ministrowie spraw zagranicznych Polski - Radosław Sikorski, Francji - Laurent Fabius i Niemiec - Frank-Walter Steinmeier doprowadzili do zawarcia przez obie strony porozumienia. Wydawało się, że jest to zgniły kompromis, który gwarantuje Janukowyczowi utrzymanie się przez kilka najbliższych miesięcy u władzy. Jeszcze tego samego dnia nie był nawet wart papieru, na którym został podpisany. Mediacja ministrów przyniosła jednak przerwanie rzezi na ulicach Kijowa. Zwolennicy Janukowycza odebrali porozumienie jako kapitulację prezydenta przed powstańcami z Majdanu. Masowo zaczęli dezerterować, myśląc już tylko o sobie. W ich ślady zresztą poszedł też Janukowycz, który uciekł z Kijowa. W tym czasie ludzie w całym kraju burzyli już pomniki Lenina. Na Ukrainie po ponad 20 latach od uzyskania niepodległości społeczeństwo zerwało wreszcie z sowiecką przeszłością. Straszną przeszłością.
Janukowycz w młodości dwukrotnie siedział w więzieniu. Pierwszy raz został skazany za kradzież, drugi - za rozbój. Każdy w życiu może popełnić błędy. Każdy ma też prawo zmienić się. Janukowycz jednak się nie zmienił, podrasowano tylko jego wizerunek. Zdobycie władzy pozwoliło mu grabić na wielką skalę. Państwo okradane było również przez ludzi z jego najbliższego otoczenia. Ten proceder doprowadził Ukrainę na skraj bankructwa. Dziś ludzie zwiedzający opuszczone pałace Janukowycza mogą zobaczyć, na co szły ich podatki.
Nie dość, że Janukowycz zepsuł Putinowi olimpiadę w Soczi, to jeszcze zniszczył jego pomysł na Ukrainę. To pierwsze prezydent Rosji puściłby płazem. Tego drugiego wybaczyć nie może. Na Majdanie umiera rosyjskie imperium. Doktryna Putina, która polega na utrzymywaniu krajów posowieckich w gospodarczej i politycznej zależności, w tym przypadku poniosła klęskę. Ukrainę biedną, rządzoną przez ludzi bez zasad, łatwo było utrzymać w rosyjskiej orbicie wpływów. Janukowycz powinien obawiać się Putina. Dla tego ostatniego najlepiej byłoby, aby jego dotychczasowy sojusznik był martwy. Jeżeli stanie przed sądem i zacznie zeznawać, Putin może stracić jeszcze więcej. Chociaż i tak już dużo stracił w oczach międzynarodowej opinii publicznej. Powszechnie obciąża się Putina polityczną odpowiedzialnością za masakrę cywili na ulicach Kijowa. Jakby tego było mało, w ostatnich dniach również w Moskwie ludzie zaczęli demonstrować swój sprzeciw wobec jego dyktatorskich rządów. Na arenie międzynarodowej aktywny jest za to minister spraw zagranicznych Ławrow, który szlify w służbie dyplomatycznej zdobywał jeszcze za czasów Breżniewa. Jego retorykę część obserwatorów traktuje jako element wojny psychologicznej. My ten język dobrze jednak znamy z czasów PRL.
Jak podkreślają obserwatorzy, ingerencja wojskowa na Ukrainie byłaby najgorszym rozwiązaniem dla Rosji. Ale to nie znaczy, że najgorszych rozwiązań się nie wybiera. Słuchając Ławrowa, ma się wrażenie, że Rosja na siłę próbuje udowodnić, iż Ukraina jest państwem niestabilnym. Liczyli na wojnę domową, która nie wybuchła. W polu ich zainteresowania jest Krym. Do Sewastopola wcale nie muszą wchodzić, oni już tam są. Putin powinien jednak pamiętać, że przegrane wojny źle służą imperium. ZSRR nie poradziło sobie z afgańskimi góralami. Dzisiaj emocje są na Ukrainie tak rozpalone, że w przypadku wojny trudno byłoby armii rosyjskiej pokonać ludzi gotowych umierać za swoją ojczyznę. Początki kłopotów Putina będą, kiedy rosyjscy żołnierze zaczną wracać do domu w plastikowych workach. Putinowi udała się za to jedna rzecz. W krótkim czasie doprowadził do wzrostu nastrojów antyrosyjskich nie tylko na Ukrainie.
Przed społeczeństwem ukraińskim to dopiero początek budowania nowego systemu politycznego i gospodarczego. Wiele jeszcze może się wydarzyć. Ale w ostatnich dniach Ukraińcy pokazali, jakim są zdyscyplinowanym narodem. Na Ukrainie powstało społeczeństwo obywatelskie.
Już w 2008 r. w Gruzji prezydent Lech Kaczyński przestrzegał, że następnym obiektem rosyjskiej agresji będzie Ukraina. Później przyjdzie czas na Litwę, Łotwę, Estonię i Polskę. Ukraińcy na Majdanie bronili nie tylko swojej niepodległości, ale również naszej. W samoobronie Majdanu służyli także Polacy, obywatele ukraińscy. Wśród nich był Leon Polański, który zginął w czarny czwartek. Pochowano go na cmentarzu rzymskokatolickim w rodzinnej Żmerynce koło Winnicy. Pozostawił żonę i dwójkę małych dzieci.
WITOLD BOBRYK
Echo Katolickie 9/2014
opr. ab/ab