Czy domaganie się sprawiedliwości i prawdy to polowanie na czarownice, szukanie politycznej zemsty?
„Polowanie na czarownice”, „szukanie politycznej zemsty”, „Kaczyński zachowuje się jak bolszewik i paranoik. PiS to najbardziej mściwy gang w Europie” (N. Davies). To tylko przykłady epitetów - z tysięcy wypisywanych na transparentach KOD, Obywateli RP, profilach facebookowych, w „Gazecie Wyborczej” i jej satelitach, w prasie zagranicznej itp. - jakimi okrasza się wszelkie próby naprawy Rzeczypospolitej. Dlaczego tak się dzieje?
Wiele osób - powtarzających owe hasła - pytanych o konkrety nie potrafi udzielić jasnej odpowiedzi. Najczęściej jedyną konkluzją jest stwierdzenie w rodzaju: „Jak ja tych sk…w pisiorów nienawidzę!”. Tu zasadniczo możliwość dalszej racjonalnej dyskusji się kończy.
Aby zrozumieć rzeczoną retorykę, trzeba sięgnąć do lat 90 minionego wieku, kiedy to Polska zaczynała się mozolnie dźwigać z komunistycznego matriksu. Bohaterką tamtych czasów stała się dziennikarka Joanna Szczepkowska, która ogłosiła w Dzienniku Telewizyjnym: „Proszę państwa, 4 czerwca 1989 r. skończył się w Polsce komunizm”.
Niestety pani Joanno, ktoś panią wprowadził w błąd...
Komunizm - co najwyżej! - skończył się w swoim absurdalnym kształcie, w szacie siermiężności i niewydolności - jakim go postrzegaliśmy na zewnątrz. Ale przetrwał jeszcze długie lata (bezpiecznie) w nowej polskiej rzeczywistości. Czerwoni generałowie zdjęli mundury, gensekowie (skrót od „generalny sekretarz partii”) przeobrazili się w biznesmenów, dotychczasowi piewcy idei marksizmu - leninizmu nagle zaczęli głosić wyższość gospodarki kapitalistycznej nad socjalizmem (L. Balcerowicz). Tak naprawdę chodziło o to, aby włodarze kończącej się epoki mogli spaść „na cztery łapy” i niezagrożeni z żadnej strony, w spokoju i dostatku doczekać starości, gwarantując swoim dzieciom i wnukom sowite synekury i apanaże. „Deal” pomiędzy „czerwonymi” i „różowymi” - jak wskazują liczne źródła - był przygotowany na długo przed kontraktowym sejmem i okrągłym stołem, a tzw. pokojowe przekazanie władzy stało się, co najwyżej, przyklepaniem wykreowanej wcześniej wizji przyszłości. Wiele osób było żywotnie nią zainteresowanych. Nowy porządek ich satysfakcjonował - wszak wraz z nim przyszły władza i pieniądze. Cena zdawała się nie być zanadto wygórowana: petryfikacja politycznej i historycznej amnezji, symbolizowana przez ochoczo ogłoszoną przez premiera Tadeusza Mazowieckiego tzw. grubą kreskę, a uwiarygodniona paleniem teczek i czyszczeniem archiwów, mających raz na zawsze zatrzeć ślady kolaboracji. To właśnie wtedy Bronisław Geremek apelował: „Nie dajmy się porwać nienawiści i głupocie! […] Polityka dekomunizacji powoduje krzywdę ludzką!”. Jacek Kuroń ogłaszał: „Rozliczeń nie będzie! Nie bardzo jest ich za co rozliczać”. Waldemar Łysiak w książce „Salon. Rzeczpospolita kłamców” odnotował komentarz, jaki padł z ust słuchającego wtedy Kuronia robotnika: „To portret Lenina mordował i grabił?”. W tym samym akapicie Łysiak przytacza też słowa Adama Michnika: „Jestem generalnie za abolicją. Bez warunków. Uważam, że okres historycznych rozliczeń, rozumianych jako rozliczenia sądowe, karne, trzeba zamknąć […] Nie można w kółko żyć obsesją wymierzania sprawiedliwości”. Ileż razy potem te słowa - w tysięcznych konfiguracjach! - wybrzmiały! Każdego, kto próbował choćby zbliżyć się do tematu lustracji, natychmiast obrzucano wulgaryzmami i wyrafinowanymi kłamstwami. Stawał się persona non grata w świecie „cywilizowanych ludzi”.
Już małe dzieci noszą w sobie potrzebę sprawiedliwości. Wiedzą to doskonale rodzice i nauczyciele. Zaburzenie owej konieczności przez dorosłych generuje protesty, ból i bunt. Fakt, później, poprzez różnego rodzaju „uwikłania”, sumienie zaczyna podlegać procesowi stępienia, górę biorą bilans zysków i strat, powodzenie partykularnych interesów itp. Istnieje jednak pełna społeczna zgoda, iż - jak ujął to św. Jan Paweł II - „nie ma wolności bez sprawiedliwości”. Owo twierdzenie stanowi swoistą wewnętrzną intuicję rozumianą jako konieczny warunek rozwoju. Praktyka życiowa pokazuje, że gdy zabraknie poczucia sprawiedliwości - niezależnie, gdzie to się dokona: w szkole (niesprawiedliwa ocena, nagroda lub kara), w biznesie (korupcja, sitwy), w wymiarze sprawiedliwości („puszczanie” dużych afer i wsadzanie do więzienia babci za kradzież batonika w markecie), w Kościele (instytucjonalnym - pogoń za godnościami, premiowanie ludzi, którzy nie robiąc nic, potrafią stworzyć wokół siebie odpowiednią „aurę”, mówienie przełożonym tego, co chcą usłyszeć itp.) - zawsze prowadzi to do demoralizacji, a w konsekwencji - do upadku.
W Polsce, pomimo tego, że od 1989 r. upłynęło już ponad ćwierć wieku, dalej panuje chaos, nadal środowiska, „które miały się same oczyścić”, nie dokonały tego, zaś brak lustracji sprawił, że - jak relacjonował Wojciechowi Sumlińskiemu były esbek - dalej możliwe jest traktowanie polityków, biznesmenów jak bankomaty. To konsekwencja spoczywającej u podstaw III RP pogardy dla prawdy, sprawiedliwości dziejowej, braku lustracji, definitywnego oczyszczenia, jak stało się to choćby w Czechach czy w Niemczech. Nie zostały przecięte linki, dzięki którym różni manipulatorzy (rodzimi i zagraniczni) mogą poruszać zza kulis marionetkami, piastującymi ważne stanowiska, „robiącymi” telewizje, wypełniającymi różnorakie media, szantażując je groźbą upublicznienia ich sekretów. Nawet obcokrajowcy to widzieli. Swoje zdziwienie wyraził francuski filozof A. Besancon: „To jednak niesprawiedliwe, że ludzie, którzy utrzymywali wielki kraj w stanie niewolniczym przez 45 lat i którzy są odpowiedzialni za jego dogłębną ruinę, podlegają amnestii” (W. Łysiak, „Salon”). Nie chciały tego dostrzec rodzime elity.
Ludzie potrafiący samodzielnie myśleć, dokonywać analizy źródeł, widzieli to od początku. Naturalnym odruchem, który się w nich rodził, było pragnienie sprawiedliwości. Nigdy nie było ono obsesją. Chodziło o postawienie kresu demoralizacji, której efekty (na różnych biegunach sporu) możemy oglądać codzienne. O wyczyszczenie zgliszcz, uprzątnięcie ruin, nazwanie zła złem i oddanie się - bez ciągłego, lękliwego oglądania się wstecz - budowaniu teraźniejszości i przyszłości. Tu nie chodzi o zemstę! - jak się nam notorycznie od ćwierćwiecza wmawia. To koszmarna manipulacja. Raczej o przywrócenie blasku prawdzie.
Ludzi boli brak sprawiedliwości, podziały na „naszych” i resztę. Bolą cynizm i śmiech tych, którzy pozwolili sprzedawać za bezcen narodowe „rodowe srebra”, tworzyli prawo sprzyjające wyprowadzaniu z Polski dziesiątków miliardów złotych i karuzelom VAT-owskim, ustawiane przetargi, dyspozycyjni sędziowie, państwo „istniejące tylko teoretycznie”, dziesiątki tysięcy esbeków pobierający krociowe emerytury i bieda tych, którzy położyli zdrowie i życie na szali, walcząc o polską wolność. Dziś także coraz mocniej kłują fałsze sąsiadów zza Odry, którzy z typową niemiecką butą stawiają nasz naród na równi z „nazistami” odpowiedzialnymi za zagładę milionów ludzi - i napomnienia salonowców, że trzeba odpuścić dąsy, bo to przecież nasi najwięksi ekonomiczni partnerzy i mogą się jeszcze, nie daj Boże, obrazić! W ludziach, gdy o tym słyszą, gotuje się!
Czy domaganie się sprawiedliwości i prawdy to „polowanie na czarownice”, „szukanie politycznej zemsty”? Czy każdy, kto w jakikolwiek stopniu popiera je, zaraz musi być nazywany faszystą? Czy wreszcie udowodnienie, iż „zło nienazwane i nierozliczone przestaje być traktowane jak zło i staje się częścią normalnego życia” (prof. T. Strzembosz), przynosi konkretne szkody i niweczy społeczną moralność, jest niszczeniem demokracji?
Pisała Krystyna Nowińska w 1992 r.: „Ze zgrozą obserwujemy, jak «nieustraszeni działacze podziemia» boją się dekomunizacji i lustracji. Jak wielki jest ich humanitaryzm w stosunku do byłych gnębicieli i morderców, a jak mało przyzwoitości w zatroszczeniu się o bitych, gnębionych, a dziś pozostawionych na środku drogi z ich «dziwnymi» problemami. Lustracji się nie boję, ale boję się jutra i tego, że nigdy nie wydostaniemy się z szamba” (cytat za W. Łysiakiem). Trudno się nie zgodzić z M. Miklaszewską, iż mamy dziś do czynienia z „rozgrzeszeniem bez skruchy, winą bez kary, wybaczeniem bez zadośćuczynienia, pojednaniem z kłamstwem, aferą i zbrodnią”. Złe ziarno, zasiane przed laty, wydaje właśnie plon. Spetryfikowana niesprawiedliwość będzie zawsze w oczywisty sposób z jednej strony owocować wysypem różnej maści cwaniaczków, dla których mottem do działania staną się słowa „śmierć frajerom!”, z drugiej - bezradnością, negacją wszelkiej publicznej aktywności, ewentualnie wzrostem popularności grup i organizacji, które przywracanie sprawiedliwości będą traktować radykalnie.
Echo Katolickie 32/2017
opr. ac/ac