Nick Vujicic jest więcej niż dobrym kaznodzieją i mówcą motywacyjnym. Więcej, niż silnym człowiekiem pokonującym swoje ograniczenia
Choć nie ma rąk, objął miliony ludzi. Choć nie ma nóg, przemierzył setki kilometrów, by to zrobić. Choć jego niepełnosprawność jest nie do ukrycia, radzi sobie w świecie lepiej niż niejeden w pełni zdrowy człowiek. Nick Vujicic – żywy dowód na to, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych.
Nick jest więcej niż dobrym kaznodzieją i mówcą motywacyjnym. Więcej, niż silnym człowiekiem pokonującym swoje ograniczenia. Więcej, niż dobrym chrześcijaninem, ufającym Bogu nawet w beznadziejnych sytuacjach. Nick jest cudem. Tak jak uczy na swoich spotkaniach: „Jeśli nie doświadczasz cudu, sam stań się cudem”.
Urodził się 30 lat temu z rzadką i ciężką chorobą – fokomelią. Schorzenie to objawia się zdeformowanymi lub niewykształconymi kończynami. Od początku życia ma „do dyspozycji” małą stopę z dwoma palcami, na dodatek operacyjnie rozdzielanymi. Lekarze nie potrafili wyjaśnić przyczyny takiego stanu zdrowia noworodka. Mama Nicka pracowała jako pielęgniarka, potrafiła dbać o siebie w okresie ciąży. Nie było żadnej naukowej przyczyny tłumaczącej, dlaczego jej dziecko nie ma rąk i nóg. Gdy się o tym dowiedziała, przeżyła szok i, choć okazywała i nadal okazuje synowi wiele miłości, bezpośrednio po porodzie nie chciała nawet brać go na ręce. Mimo to wraz z mężem zapewniali syna, że Bóg ma wobec jego życia plan i pewnego dnia ów plan ujawni. Dzieciństwo wydawało się „najłatwiejszym” okresem w życiu Nicka, bo nie był do końca świadomy własnych ograniczeń i trudności jakie napotka oraz ogromu pracy, którą będzie musiał włożyć w naukę funkcjonowania w świecie. Błoga nieświadomość w tamtym wieku była więc dla niego prawdziwym błogosławieństwem. Nie miał pojęcia, że będzie musiał zmierzyć się w życiu z licznymi wyzwaniami. I mierzył się. Choć miał do dyspozycji sam tułów, był typowym chłopcem – ruchliwym i zwinnym, zapewniającym zatroskanym rodzicom wiele mocnych wrażeń. A oni martwili się bardziej i częściej niż inni rodzice: „Czy nasz syn nauczy się jeść? Czy pójdzie do szkoły? Czy będzie w stanie żyć samodzielnie? Kto się nim zaopiekuje, gdy nas zabraknie?” Tymczasem Nick, na przekór wszystkiemu, rozwijał się i stawał się coraz silniejszy. Nie brakowało mu jednak chwil zwątpienia, buntu przed Bogiem, oskarżeń i pytań, dlaczego nie stworzył go pełnosprawnym. Dodatkowych trudności przysporzyła szkoła, bo uczęszczanie na lekcje wymagało zdobycia nowych umiejętności, proszenia o pomoc kolegów lub asystenta, który został mu wyznaczony. Gdy rodzice Nicka przeprowadzili się i musiał zmienić szkołę, okazało się, że każde zajęcia odbywają się w innej sali lekcyjnej, co było dodatkowym kłopotem. Musiał cierpliwie znosić różne reakcje ludzi na swój wygląd, czasem słyszeć pod swoim adresem upokarzające określania. Cierpiał na myśl, że nigdy nie doświadczy miłości kobiety, nie założy rodziny. To spowodowało, że w wieku 10 lat Nick przeżył depresję, w której był o krok od próby samobójczej.
Jednak, dzięki wsparciu rodziców i samodyscyplinie Nick stopniowo pokonywał przygnębienie. Zrozumiał, że utrata nadziei jest o wiele gorsza niż brak kończyn. Nauczył się koncentrowania na swoich możliwościach, a nie ograniczeniach. Jego nadzwyczajna wrażliwość i otwartość na ludzi spowodowała, że ciągnęły do niego tłumy. Wtedy jeszcze nie wiedział, że jego przyszłość okaże się o wiele lepsza niż jego najśmielsze oczekiwania. Postawił w życiu na zmiany, powtarzał: „wyobraź sobie, że jesteś łyżką, a świat garnkiem, w którym przyrządzasz apetyczną potrawę. Zamieszaj w nim!”. Odkrywał , że dzięki swojej „inności” może dać światu coś wyjątkowego. Ludzie są gotowi wysłuchać drugiego, gdy widzą, że udało mu się przezwyciężyć szczególne wyzwania. Nick stał się po prostu wiarygodny – dla chorych, niepełnosprawnych, samotnych, przegranych, zrozpaczonych. Tych wszystkich, którzy myśleli, że już nie ma powodu, by mieć jakąkolwiek nadzieję. W wieku 15 lat Nick pojednał się z Bogiem i poprosił o pokierowanie jego życiem. W wieku 17 lat został przewodniczącym szkoły i pomagał organizacjom charytatywnym organizując kampanie o niepełnosprawności. Jako 19-latek przyjął chrzest i zaczął się dzielić wiarą z innymi ludźmi. Uwierzył, że mimo fizycznych braków ma w sobie skarby: talenty, wiedzę, miłość – to był pierwszy krok na drodze prowadzącej do samoakceptacji i pokoju wewnętrznego. W ten sposób Nick odkrył swoje powołanie. Wystąpienia w roli mówcy i ewangelizatora stopniowo przybrały charakter regularnej działalności, którą z biegiem czasu Nick zaczął prowadzić na skalę międzynarodową. Docierał z przesłaniem nadziei do ogromnej rzeszy ludzi w niezliczonych szkołach, kościołach, więzieniach, sierocińcach, szpitalach, salach konferencyjnych i na stadionach. Każde z tych spotkań Nick traktował jak porozumiewawcze mruganie Boga: „A widzisz? Mam plan dla Twojego życia!”. I cieszył się, że nie odebrał sobie życia jako dziesięciolatek. Pozwolił, by to Bóg mu je „odebrał”. Wziął je w swoje ręce i wypełnił sensem i radością. W 2003 roku, w wieku 21 lat Nick ukończył studia na Uniwersytecie Griffith, uzyskując podwójny tytuł licencjata z planowania finansowego oraz księgowości. Stawał się coraz bardziej dojrzały i – wbrew pozorom – niezależny.
Niezależność w dorosłym życiu Nick rozpoczął od przystosowania domu do prawie samodzielnego korzystania. Udoskonalał przyrządy, opracowywał taktykę poruszania się, samodzielnego wykonywania różnych czynności: pielęgnacyjnych, domowych, zawodowych. Miał plany. Wiedział, że jest w pełni zdolny do tego, by w pełni założyć rodzinę. Pragnął jej. Chciał mieć dzieci i być dla nich dobrym ojcem i głową rodziny. A więc nie mógł być stale przykuty do wózka. Nauczył się doskonale wykorzystywać lewą stopę i dwa palce, którymi bez problemu obsługuje dziś nawet telefon komórkowy.
Nick zdobył także niezależność zawodową. Kieruje własną firmą, prowadzi szkolenia biznesowe, przemawia na międzynarodowych konferencjach, spotyka się z głowami państw. Założył własną fundację „Life Without Limbs” (Życie Bez Kończyn), która pomaga ludziom chorym i niepełnosprawnym. W 2005 roku został nominowany do nagrody „Młody Australijczyk Roku”. Odbywa setki spotkań, które zmieniają jego życie i życie innych ludzi. Podejmuje ciągle nowe i większe wyzwania. Świetnie pływa, surfuje, gra na instrumentach perkusyjnych, jeździ na deskorolce, kopie piłki tenisowe, łowi ryby. Pisze na klawiaturze komputera z szybkością czterdziestu wyrazów na minutę. Zna go dziś prawie każdy. W Internecie, zwłaszcza w serwisie YouTube, można obejrzeć wiele jego wystąpień, które doprowadzają do łez nie tylko z podziwu i wzruszenia, lecz także ze śmiechu: „Gdy się stresuję, nie muszę myśleć co zrobić z rękami”; „dałbym sobie za coś rękę uciąć”, „wczoraj ze strachu prawie wziąłem nogi za pas”. Otwartością serca i ducha trafia do wszystkich – od dzieci po starszych ludzi. Emanuje szczęściem, które przekazuje wszędzie, gdzie się pojawi. Jego uścisk i „obejmowanie szyją” wielu ludzi zapamięta na całe życie. Tak jak zapamiętuje się cud – na zawsze.
Nick opublikował dwa filmy DVD ze swoim udziałem – Life’s Greater Purpose oraz No Arms, No Legs, No Worries a także zagrał w krótkometrażowym filmie Cyrk motyli, który wygrał główną nagrodę na festiwalu „The Doorpost Film Project” promującym twórców filmów niosących przesłanie nadziei. W serwisie YouTube można też obejrzeć jego wykonanie piosenki pt. Something More.
Niedawno spełniło się jeszcze jedno wielkie marzenie Nicka. To, w które jako dziesięciolatek nie mógł uwierzyć. Spotkał kobietę swojego życia. W lutym ożenił się z pełnosprawną, piękną Kanae Miyaharą. Dziś to spełniony, szczęśliwy człowiek i kochający mąż, który każdego dnia powtarza nam wszystkim: „Żyj na chwałę Boga i nie pozwól, by zmarnowała się choćby odrobina Twojej energii i niepowtarzalnej osobowości. Odważnie realizuj zwariowane pomysły i bądź obłędnie szczęśliwy!”
Źródło: Kwartalnik eSPe nr 99/2012opr. aś/aś