Na szczycie NATO można było usłyszeć wiele zapewnień, że teraz jesteśmy bezpieczniejsi. Mniej więcej tak samo jak w 1939 r... Pozostają chyba tylko suplikacje: "Święty Boże..."
Obawiam się, że w naszych kościołach częściej niż dotychczas śpiewać będziemy suplikacje. Bóg będzie nam coraz bardziej potrzebny, by nas, a już na pewno Ukraińców, wybawił „od powietrza, głodu, ognia i wojny”. Sytuacja nie wygląda dobrze, a na pomoc możniejszych sąsiadów Ukraina nie bardzo może liczyć. Po szczycie NATO w Newport nasłuchałem się zapewnień, że teraz jesteśmy bezpieczniejsi. Nie wierzę w te zapewnienia, bo za słowami nie poszły odważne decyzje. Ktoś przewrotnie i gorzko odczytał skrót NATO, jako „No Action Talk Only”, czyli żadnego działania, tylko mówienie. W Polsce nie przybędzie natowskich żołnierzy. W Szczecinie nie będzie dowództwa sił natychmiastowego reagowania, co przedstawiano jako sukces Polski. Same słowa niewiele znaczą, nawet jeżeli są spisane i podpisane. Pokazuje to najnowsza historia. Kiedy w 1994 r. Ukraina pozbywała się broni atomowej, m.in. ze strony Wielkiej Brytanii i USA otrzymała gwarancje bezpieczeństwa. Los Krymu i obecnie Donbasu pokazał, że tamten traktat pozostał świstkiem papieru.
Wiarygodność strony rosyjskiej jest zerowa. Jak ktoś powiedział, Putin kłamie nawet wtedy, gdy mówi „dzień dobry”. Ani na moment nie zapominam też o tym, że to Rosja jest agresorem i odpowiada za śmierć już kilku tysięcy ludzi. Chcę jedynie pokazać, że odpowiedź świata zachodniego jest niewystarczająca. O większą pomoc dla Ukraińców wzywał nuncjusz apostolski w tym kraju abp Thomas Edward Gullickson. Ten amerykański hierarcha powiedział m.in.: „Jesteśmy zobowiązani dać ludziom na Ukrainie, cierpiącym w wyniku rosyjskiej agresji, coś więcej aniżeli tylko pomoc materialną i obietnicę, że pomożemy im odbudować to, co zniszczył agresor. Jesteśmy zobowiązani okazać im pomoc skutecznymi działaniami, które powstrzymają rosyjską agresję”. Na końcu jeszcze się okaże, że największa pomoc dotrze na Ukrainę od prywatnych osób i instytucji. Jedną z takich osób jest Przemysław Miśkiewicz, który pomaga Ukraińcom od czasu kijowskiego Majdanu. Przy wsparciu przyjaciół zorganizował wakacje dla dzieci rodziców z Majdanu. Teraz na Wschód, gdzie toczy się wojna, wozi leki, środki czystości, a nawet wodę, której szczególnie latem bardzo brakowało (więcej w GN 37/2014 na ss. 50—52).
Każdy konflikt, a więc również ten ukraińsko-rosyjski, ma podłoże polityczne, gospodarcze czy społeczne. Jest wypadkową jakiejś gry interesów, projektów czy ambicji politycznych. A te ostatnie zależą od serca człowieka. Od prawdziwej religijności. Na koniec gorąco zachęcam do przeczytania tekstu „Zanim ruszyły krucjaty” na ss. 58—59. Mierzy się on z szeroko rozpowszechnionym stereotypem, jakoby krucjaty były agresywną napaścią na świat islamu. Prawda jest inna. Krucjaty były próbą przeciwstawienia się potężnej, trwającej całe wieki muzułmańskiej inwazji. To muzułmanie pierwsi napadli na chrześcijan. Koniecznie trzeba wiedzieć o tej kolejności.
opr. mg/mg