Pandemia to czas nienormalny, gdy zostaliśmy odizolowani od siebie nawzajem. Jednak znacznie gorsze jest to, jak łatwo sami się izolujemy od innych - a przez to dziczejemy
Pamiętają Państwo, jak w pierwszych miesiącach pandemii pozamykani siedzieliśmy w domach, a ulice miast opustoszały? Na skwerze nieopodal naszej redakcji ptaki wrzeszczały głośniej niż zazwyczaj i ktoś wówczas stwierdził, że pozbawione widoku ludzkich tłumów zdziczały. Wiało surrealistyczną grozą. Nieuchronnie przychodziły na myśl „Ptaki” Alfreda Hitchcocka, izolacja zaszkodziła niejednemu, całym grupom wręcz, i stała się pożywką dla demonów. Tych wewnętrznych, o których trochę dzisiaj w „Gościu Niedzielnym” piszemy.
„Sami przychodzimy na świat i sami umieramy” – filozoficznie stwierdził ks. Tomasz Koryciorz, którego cytuje w swoim tekście Szymon Babuchowski („Podziel się samotnością” – ss. 16–18). To fakt, taki sam jak ten, że jest w każdym z nas jakiś rodzaj lęku, podświadomego, a może metafizycznego strachu przed umieraniem w samotności. „Bóg nie chciał, żeby człowiek był sam” – czytam w Biblii i domniemywam, że może też nie chce, by człowiek umierał sam, a jedynym, który umierał całkowicie opuszczony, pomimo obecności bliskich pod krzyżem, był Jezus Chrystus.
„Nieraz widzę wyciągniętą rękę, która zaciska się na mojej ręce” – kontynuuje ks. Koryciorz, który posługuje jako kapelan szpitalny. Ja również znam to doświadczenie. A Aleksandra Tyszka-Kręt, psycholog i psychoterapeuta, w rozmowie z Agnieszką Huf („Czapka niewidka”, ss. 19–20) doda: „Przeanalizowałam historie swoich pacjentów i zauważyłam, że u około 80 procent z nich podłożem problemów jest silne poczucie samotności, rozumiane jako brak poczucia wsparcia, brak możliwości dzielenia się dobrymi i złymi doświadczeniami z innymi ludźmi, niesatysfakcjonujące więzi, brak przynależności. Samotność jest korzeniem, z którego wyrastają kolejne problemy”.
No cóż, nie o tym, jak nas odizolowano, ale o tym, jak sami się izolujemy, miałem napisać. Tym bardziej że interpretuję teraz, z perspektywy czasu, tę reżimowo-sanitarną samotność jako swego rodzaju symbol. Przestrogę. Pouczającą lekcję o tym, że potrzebujemy siebie nawzajem, pomimo wszelkich różnic, niesnasek albo i grubszych awantur. I że warto dbać o wzajemne relacje. Czas zdziczałych ptasich wrzasków zapamiętam do końca życia jako kluczowe doświadczenie. A klucze służą przecież nie tylko do zamykania się od wewnątrz, dla bezpieczeństwa. Warto je jak najczęściej przekręcać w drugą stronę.