Czy w epoce kosmopolitycznej globalizacji jest jeszcze sens mówić o patriotyzmie i szacunku dla własnej ojczyzny? Owszem, bo społeczeństwo, które gardzi swoją tradycją i spajającymi je wartościami, jest jak drzewo pozbawione korzeni
Romantyzm potrzebny jest narodowi jedynie wówczas, gdy źle mu się dzieje – tak przynajmniej wydaje się w dobie globalnej komunikacji, globalnego handlu i powszechnej szydery ze wszystkiego, co nienowoczesne (czytaj: szanujące tradycję).
Wiem, wiem, łatwo będzie wykpić i ten tekst, tym bardziej że zaraz przywołam słowa poety czasów wojny, bardzo młodego człowieka, który napisał: „Byłeś jak wielkie, stare drzewo,/ narodzie mój jak dąb zuchwały,/ wezbrany ogniem soków źrałych/ jak drzewo wiary, mocy, gniewu”. O narodzie w 1943 roku Baczyński pisał jak o drzewie, w 2022 roku zaś na tej ziemi najlepiej w ogóle o narodzie nie pisać, bo się człowiek naraża na skarcenie i zewsząd padające pytania o to, czym ten naród w ogóle jest i dlaczego ma być, i czemu ma służyć, skoro pracować można online w każdym zakątku świata, jedzenie zamawiać po angielsku, a o korzeniach własnych i swoich przodków pamiętać się nie opłaca.
Á propos korzeni dalsze wersy zacytowanego poematu: „I jęli ciebie cieśle orać/ i ryć cię rylcem u korzeni,/ żeby twój głos, twój kształt odmienić,/ żeby cię zmienić w sen upiora./ Jęli ci liście drzeć i ścinać,/ byś nagi stał i głowę zginał. Jęli ci oczy z ognia łupić,/ byś ich nie zmienił wzrokiem w trupy./ Jęli ci ciało w popiół kruszyć,/ by wydrzeć Boga z żywej duszy”. No właśnie, żeby jakiekolwiek drzewo zniszczyć, wystarczy zająć się jego korzeniami. Dzisiaj też absolutnie o tym – zdaniem niektórych – mówić nie trzeba, bo przecież wszystko może być względne, takie, jakie ktoś sobie wymyśli i jak uformuje, więc po co komu korzenie. Tyle że z takim drzewem zazwyczaj bywa tak: „I otoś stanął sam, odarty,/ jak martwa chmura za kratami,/na pół cierpiący, a pół martwy,/ poryty ogniem, batem, łzami./ W wielości swojej – rozegnany,/ w miłości swojej – jak pień twardy,/ haki pazurów wbiłeś w rany/ swej ziemi. I śnisz sen pogardy”.
No dobrze, wystarczy. Baczyński miał dwadzieścia kilka lat, rok 1943 był dla Polski bardzo trudny, wykrwawiała się nasza ziemia, w twarz nam pluli i za podludzi uważali. Trudno się dziwić, skomentują niektórzy, dodając nieśmiałe pytanie: tylko po co do tego wracać? Jak, nie przymierzając, w skeczu, w którym studentka na pytanie: „Co pani wie o średniowieczu?” odpowiadała przy wtórze gromkiego śmiechu widowni: „Średniowiecz? Średniowiecz? No nie wiem, to dawno było, było, minęło, pogódź się z tym i nie pytaj!”.
Tyle tylko, że jeśli nie będziemy pytać i nie będziemy wracać, zawsze znajdą się tacy, którzy wezmą się za nasze korzenie, żeby – przywołując słowa poety – nasz głos i nasz kształt odmienić. To nieprawda, że poczucie jedności narodu, patriotyzm, przywiązanie do ziemi i szacunek do własnych korzeni powinny odejść w niepamięć. Tak to już jest na tym świecie, że jeśli tylko odejdą, znajdą się prędzej czy później tacy, którzy w miejsce tych korzeni, szacunku i przywiązania wcisną wartości wygodne dla siebie. Bo o wartości tu przecież chodzi. Nie zawsze o wygodę. Raczej o samoświadomość i szacunek również do siebie. Chcesz, żeby cię szanowano? Szanuj się sam. Narodzie... należałoby dopowiedzieć.