Niełatwo zrozumieć Hiszpanię. Nawet tym, którzy mieszkają w niej od lat
"Idziemy" nr 45/2010
Niełatwo zrozumieć Hiszpanię. Nawet tym, którzy mieszkają w niej od lat. Bo to kraj pełen sprzeczności w każdej chyba dziedzinie życia: od historii przez politykę aż do religii. Jeszcze przed sześciu laty Hiszpania – wówczas pod rządami Joségo Marii Aznara – była jedną z ostoi wartości chrześcijańskich w Europie. Często występowaliśmy po tej samej stronie w sporze o kształt Unii Europejskiej. Aż do wyborów z marca 2004 r., które wyniosły do władzy skrajnego lewaka Joségo Luisa Zapatera. Hiszpania z dnia na dzień stała się jednym z najbardziej libertyńskich krajów na świecie. Zalegalizowała związki homoseksualne i zagwarantowała im prawo do adopcji dzieci. Wprowadziła aborcję na życzenie nawet dla szesnastolatek, i to bez wiedzy ich rodziców. Doprowadziła do totalnej destrukcji rodziny wprowadzeniem instytucji „szybkich rozwodów” dla wszystkich par przez pierwsze trzy miesiące po ślubie, wszczęła antyrodzinną politykę finansową. Dramatycznie spadła więc liczba małżeństw i przychodzących na świat dzieci. Liczba wykonywanych aborcji wzrosła za to prawie czterokrotnie. Dziś przerywana jest co piąta ciąża. Skutki rozwiązłości seksualnej nawet wśród dzieci widać już na ulicach hiszpańskich miast.
Rząd systematycznie ruguje wartości chrześcijańskie z życia społecznego. Religia nie jest już przedmiotem obowiązkowym i ocena z niej nie wpływa na promocję do następnej klasy. Parlament pracuje nad zakazem umieszczania symboli religijnych w miejscach publicznych i zakazem udziału wojska w obrzędach religijnych. Instytucje kościelne zostały opodatkowane, ale utrzymały możliwość uzyskiwania 0,7 procenta z podatków dochodowych płaconych przez wiernych. Sytuacja ekonomiczna diecezji i parafii ciągle jest więc niezła. Stan posiadania Kościoła ciągle przedstawia się imponująco: tysiące szkół wszelkich stopni i palcówek opiekuńczych. Księża, podobnie jak wszyscy Hiszpanie, mają ustawowo zagwarantowane, że ich miesięczne wynagrodzenie nie może być niższe niż 900 euro, i nie muszą się za bardzo wysilać. Ale w sensie religijnym Kościół w Hiszpanii przeżywa kryzys. Liczba formalnie przyznających się do katolicyzmu spadała w ostatnich kilku latach z 94 do nieco ponad 70 proc. mieszkańców kraju, z czego ponad połowa deklaruje, że nigdy nie chodzi do kościoła. A wśród młodych już co drugi deklaruje agnostycyzm, udział zaś w praktykach religijnych – zaledwie co dziesiąty.
Hiszpanie pod każdym względem mają dziś wyraźny problem z tożsamością. Ich historia jest dla nich tematem drażliwym, bo ciągle nierozliczonym. Dziedzictwo komunizmu i faszyzmu z okresu wojny domowej z lat 30. ubiegłego stulecia wciąż dzieli społeczeństwo i rodziny. Religia zaś, jako drugi element tożsamości, nigdy nie była dla Hiszpanów czymś obojętnym. Mówią o sobie: „Hiszpan zawsze jest przy Kościele, tylko raz ze świecą, a raz z kijem”. W latach 30. wymordowano w Hiszpanii ponad 6500 księży i zakonników, a wśród księżobójców byli także ochrzczeni. Tego nie da się zapomnieć. Jednocześnie Hiszpania to ojczyzna świętych gwałtowników: Teresy Wielkiej, Jana od Krzyża, Ignacego Loyoli czy Josemarii Escrivy. W kraju tym niczego nie można wykluczyć. Nagłe zmiany postaw – od wrogości do nawrócenia – Hiszpanie mają chyba w genach. Może dlatego Benedykt XVI w stosunku do nich ciągle nie traci nadziei i właśnie Hiszpanię – na kolejnym zakręcie jej historii – odwiedza najczęściej ze wszystkich krajów? Oby był to początek nowej rekonkwisty.
opr. aś/aś