Klucz do szybkiego i definitywnego zakończenia tej sprawy, aby nie trwała latami, jest teraz w rękach ks. Lemańskiego
"Idziemy" nr 29/2013
Żenujący spektakl medialny z ks. Wojciechem Lemańskim w roli głównej powoli zmierza do końca. Choć nie oznacza to definitywnego zamknięcia sprawy ks. Lemańskiego. Bo odwołania do Kurii Rzymskiej od upomnień nałożonych nań przez abp. Henryka Hosera i wreszcie od dekretu usuwającego go z parafii w Jasienicy, będą się toczyć swoim trybem być może jeszcze przez kilka lat.
Dobrze się stało, że ks. Lemański zgodził się w końcu podporządkować dekretowi biskupa o ustaniu władzy proboszcza w Jasienicy. Spora w tym pewnie rola jednego z jego najbliższych przyjaciół, ks. Grzegorza Michalczyka. Mimo wciąż deklarowanego wsparcia dla ks. Lemańskiego w ostatni poniedziałek na antenie tego samego TOK FM, gdzie ks. Lemański czynił wyznania o rzekomo antysemickich zachowaniach abp. Hosera, przyznał on, że z punktu widzenia prawa kanonicznego ks. Lemański nie jest już proboszczem. I tu moim zdaniem, a nie w opiniach ekspertów, trzeba widzieć początek zmiany. Jeszcze kilka godzin wcześniej podczas „happeningu” przed kamerami w iście palikotowym stylu ks. Lemański poniżał przecież wysłanników biskupa i deklarował, że się z parafii nie rusza. A tu nagle ogłosił podporządkowanie się decyzji biskupa i przeprosił wszystkich zgorszonych „zdarzeniami w Jasienicy”.
Chyba najbardziej pokrzywdzeni zamętem wokół ks. Lemańskiego są właśnie parafianie z Jasienicy. Teraz należy im się trochę spokoju, po tym, jak dali się wciągnąć w grę, której do końca nie rozumieli i dalej pewnie nie rozumieją. Niektórzy z nich mówili wprost do kamer, że czekają aż im ktoś to wyjaśni. Nawet tym, którzy na wezwanie przybiegli bronić proboszcza, trudno mieć to za złe. Bo gdzież nie znajdą się ludzie gotowi bronić „swojego” księdza choćby i przed biskupem? Zwłaszcza jeśli ksiądz sprytnie ich do tego zachęci? Potrzeba będzie teraz wiele modlitwy, serca i cierpliwości ze strony nowego duszpasterza ks. dr. Grzegorza Chojnickiego, aby pokazać, że w centrum Kościoła nie jest proboszcz, ale Chrystus, przywrócić im zaufanie do księży i biskupa oraz wyprostować błędne poglądy bez dyskredytowania byłego proboszcza.
Ale poszkodowanych w całej sprawie jest więcej. Ucierpiał na tym abp Hoser, któremu ks. Lemański w mediach zarzucał wprost albo półsłówkami najgorsze czyny i poglądy. Ucierpiał Kościół, bo medialne uogólnienia i kreowanie atmosfery skandalu w Kościele uderzało we wszystkich biskupów, kapłanów i świeckich. Ucierpi pewnie dialog chrześcijańsko-żydowski, czego sygnałem jest rezygnacja z członkostwa w Polskiej Radzie Chrześcijan i Żydów trzech moim zdaniem najważniejszych osób ze strony katolickiej, ze współprzewodniczącym na czele. Wszystko w związku z niefortunnym oświadczeniem Rady ws. ks. Lemańskiego. I to teraz, kiedy społeczność żydowska potrzebuje wsparcia chrześcijan w walce o zachowanie swoich tradycji religijnych wobec zakazu tzw. uboju rytualnego.
Ucierpiał również sam ks. Lemański, bo trudno wierzyć, że wieloletnia wojna z własnym biskupem nie odbija się na nim. Który proboszcz przyjmie go w swojej parafii jako rezydenta? Nie będzie się bał, że wraz z ks. Lemańskim ściągnie sobie przed plebanię telewizję i fotoreporterów?
Klucz do szybkiego i definitywnego zakończenia tej sprawy, aby nie trwała latami, jest teraz w rękach ks. Lemańskiego. I szczerze zachęcam, aby z niego skorzystał. Wszystko skończy się wtedy tak, jak w przypowieści o marnotrawnym synu. Księże Wojciechu, to ciągle jest jeszcze możliwe!
opr. aś/aś