Przyjaciele Kościoła?

Za szczególnie niebezpieczne uważam odmawianie przez Jana Pospieszalskiego przewodniczącemu KEP prawa wypowiadania się w imieniu całego episkopatu w sprawach społecznych.

Za szczególnie niebezpieczne uważam odmawianie przez Jana Pospieszalskiego przewodniczącemu KEP prawa wypowiadania się w imieniu całego episkopatu w sprawach społecznych.

Nie było mnie w „Salonie Dziennikarskim” 20 stycznia, bo uczestniczyłem w tym czasie w ingresie swojego biskupa. Nie tylko zresztą mojego i całej diecezji, ale i wszystkich mediów będących własnością kurii biskupiej na Pradze. Na marginesie warto zaznaczyć, że to od bp. Romualda Kamińskiego w najwyższym stopniu będzie teraz zależeć dalszy los tej audycji, która jest wspólnym dziełem Radia Warszawa, tygodnika „Idziemy” i portalu Wpolityce.pl, transmitowanej od wielu lat przez kilkanaście rozgłośni radiowych – w większości diecezjalnych – a od półtora roku także przez TVP Info. Zgodę na jej powstanie wyraził bowiem ówczesny biskup warszawsko-praski abp Henryk Hoser SAC. Było to w czasach, kiedy w mainstreamowych mediach nie było miejsca dla ludzi chcących zachować wierność Polsce i nauczaniu Kościoła. Pełna nazwa audycji ciągle brzmi „Salon Dziennikarski Floriańska 3”, bo pod tym adresem mieści się diecezjalne radio. To do czegoś zobowiązuje.

Chociaż niejako „zaocznie” i po czasie, to muszę więc zareagować na manipulacje i przekłamania, jakie w ubiegłotygodniowym „Salonie” padły z ust Jana Pospieszalskiego. Tym bardziej, że w roli głównego oskarżonego Jan Pospieszalski osadził abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Trzeba chyba nie widzieć, nie słyszeć i nie czytać – a do tego mieć strasznie dużo złej woli – żeby tego akurat hierarchę posądzić o jakiekolwiek działania lub wypowiedzi przeciwko Polsce, Kościołowi i Ewangelii. Swoją wierność temu, co najświętsze, potwierdził wielokrotnie w kraju i za granicą. Wspomnijmy tylko nieugiętą postawę abp. Gądeckiego podczas ostatniego Synodu w Rzymie na temat rodziny czy ostatnie zdecydowane apele ponawiane wraz z całym Prezydium KEP w sprawie ochrony życia dzieci nienarodzonych. Za swoje patriotyczne stanowisko, począwszy od wspaniałej homilii w rocznicę katastrofy smoleńskiej, abp. Gądeckiemu przyszło płacić wysoką cenę. Nie wszyscy pewnie wiedzą, jak bardzo wysoką.

Wbrew insynuacjom Jana Pospieszalskiego, dokument określany jako „Dwadzieścia punktów działalności ws. imigrantów i uchodźców”, zaprezentowany 15 stycznia w siedzibie KEP, nie jest bynajmniej pomysłem abp Gądeckiego, ani nawet bp. Krzysztofa Zadarki. Podkreślam to „nawet”, bo nie jest żadną tajemnicą, że stanowisko każdego z nich w sprawie migrantów często się różni. Chodzi jednak o dokument Stolicy Apostolskiej, przygotowany przez Sekcję ds. Migrantów i Uchodźców w ramach watykańskiej Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka. Polscy biskupi zaprezentowali ten tekst w duchu jedności ze Stolicą Apostolską, i trudno mieć im to za złe. Co więcej, abp Gądecki w swoim wystąpieniu dokonał swoistej aplikacji wspomnianego dokumentu, uwzględniając polskie realia. I to wystąpienie również jest ogólnie dostępne. Dla zainteresowanych drukujemy je na s. 54.

Abp Gądecki jak mało kto łączy zrozumienie wezwań Stolicy Apostolskiej, którym chce być posłuszny, ze znajomością polskiej specyfiki oraz z osobistym doświadczeniem wyniesionym z kontaktów z uchodźcami i imigrantami. Najczęściej chyba z europejskich hierarchów bywał w zniszczonej wojną Syrii, w obozach tamtejszych uchodźców, przyjmował również w parafiach swojej diecezji Syryjczyków, których przed trzema laty sprowadziła do Polski Fundacja Estera. Dlatego w jego wystąpieniu znalazł się nie tylko apel o unikanie kreowania negatywnego obrazu uchodźców, ale i stawianie bezpieczeństwa każdego pojedynczego człowieka ponad dobro społeczeństwa czy państwa. Dla Polaków, mających w swoich dziejach doświadczenie narażania całej rodziny, wioski czy klasztoru dla ratowania życia jednego żydowskiego dziecka, słowa te muszą być czymś oczywistym. Równolegle jednak Arcybiskup potwierdza prawo państwa do kontrolowania swoich granic i decydowania o tym, komu możemy pozwolić na osiedlenie się wśród nas. „Obowiązkiem uchodźcy i migranta jest szacunek dla kultury i porządku prawnego państwa, w którym przebywa. Jeśli nie jest w stanie się z tego wywiązać, państwo ma możliwość odmówić mu dalszego pobytu przez deportacje czy relokacje” – mówił abp Gądecki. Powtarzane przez wielu komentatorów wezwanie: „Przyjmować, chronić, promować i integrować” – to nie słowa abp. Gądeckiego, lecz papieża Franciszka z jego listu na Światowy Dzień Imigranta i Uchodźcy. Abp Gądecki tylko je zacytował.

Nauczanie Stolicy Apostolskiej, z natury skierowane do całego Kościoła i świata, wymaga roztropnego odczytania i zastosowania w realiach danego kraju. Przykładowo Francuzi mają wiele moralnych i historycznych zobowiązań wobec mieszkańców swoich dawnych „terytoriów zamorskich”, my zaś mamy szczególne powody do otwarcia na imigrantów i uchodźców z dawnych polskich Kresów. Roztropność Prymasa Tysiąclecia w stopniowym wprowadzaniu u nas postanowień Soboru Watykańskiego II uchroniła Kościół w Polsce przed posoborowym kryzysem, w jaki popadł Kościół na Zachodzie. Dzisiaj nie ma już Prymasa Tysiąclecia, który był równocześnie przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski i legatem papieskim z uprawnieniami nuncjusza apostolskiego w jednej osobie. Obecnie prymasostwo jest tytułem czysto honorowym. Miarodajny i reprezentatywny dla Kościoła w Polsce w naszych czasach jest głos Prezydium Konferencji Episkopatu Polski. Przewodniczący KEP abp Stanisław Gądecki, zastępca przewodniczącego abp Marek Jędraszewski i sekretarz generalny bp Artur Miziński – oni oficjalnie reprezentują stanowisko Kościoła w Polsce w jedności z papieżem Franciszkiem. Za ich zdecydowanie i roztropność trzeba Bogu dziękować.

Za szczególnie niebezpieczne uważam odmawianie przez Jana Pospieszalskiego przewodniczącemu KEP prawa wypowiadania się w imieniu całego episkopatu w sprawach społecznych. Jeśli bowiem skrajna prawica zbliżona do „Gazety Polskiej” odmówi episkopatowi prawa głosu w kwestii migrantów i uchodźców, to dlaczego skrajna lewica nie miałaby odmówić mu prawa zabierania głosu np. w sprawie aborcji? Wszystko w imię tego samego i jakże pozornie słusznego wezwania: „Zajmijcie się głoszeniem Ewangelii, a te sprawy zostawcie świeckim”. Wielu temu przyklaśnie. Ale czy będą to prawdziwi przyjaciele Boga i Kościoła?

"Idziemy" nr 4/2018

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama