Wyniki matury to kolejny poważny sygnał ostrzegawczy, niestety najprawdopodobniej spotka go los poprzednich
Zostały właśnie ogłoszone wyniki tegorocznej matury. Potwierdzają one sukcesywne obniżanie się poziomu kształcenia w polskich szkołach. W stosunku do ubiegłego roku są one niższe praktycznie we wszystkich elementach. Oto egzamin maturalny zdało 86% absolwentów liceów ogólnokształcących, 60% absolwentów techników, 50% absolwentów liceów profilowanych. Oznacza to, iż pozostali absolwenci szkół średnich nie byli w stanie uzyskać 30% możliwych do zdobycia punktów w obowiązkowej części egzaminu. Warto w związku z tym zauważyć, iż 14% uczniów kończących w tym roku LO nawet na tak absolutnie minimalnym poziomie wymagań, zmagając się z niezbyt trudnymi problemami, nie było w stanie sprostać maturze, a w przypadku liceów profilowanych dotyczy to połowy ich absolwentów. Wszyscy ci młodzi ludzie powinni byli po gimnazjum trafić do szkół zawodowych, wówczas po ich ukończeniu dysponowaliby chociaż formalnym przygotowaniem do wejścia na rynek pracy. Natomiast teraz są kompletnie nieprzygotowani do tego i powinni podjąć dalszą naukę w szkołach policealnych, aby uzyskać kwalifikacje na poziomie technika. W efekcie podatnik poniesie dodatkowe koszty związane z ich kształceniem w systemie oświaty publicznej (nauka w technikum trwa cztery lata, a w ich przypadku będzie to lat pięć), a poza tym będą oni gorzej przygotowani do wykonywania zadań zawodowych niż przeciętny absolwent technikum. Trzeba przypomnieć, iż celem pracy LO jest przygotowanie młodych ludzi do podjęcia studiów, stąd też maturalne niepowodzenia w przypadku tych szkół winny mieć absolutnie epizodyczny charakter. Tymczasem mamy coraz więcej LO nie realizujących prawidłowo podstawowych swoich celów i nic nie słyszymy, aby były podejmowane jakiekolwiek działania mogące to zmienić. Zamiast tego MEN wprowadził nowy, bardzo kosztowny system mierzenia jakości pracy szkół, będący znakomitym narzędziem kreowania ich nierzeczywistego obrazu.
Jeżeli spojrzymy na średnie wyniki części podstawowej z poszczególnych przedmiotów, to mamy niezbyt optymistyczny obraz. Oto z języka polskiego średni wynik wynosi 53,6%, z matematyki ok. 48%, a z języka angielskiego ok. 70%. Symptomatyczne jest także, iż w przypadku przedmiotów wybieranych przez maturzystów, po wyłączeniu z tego zbioru języków obcych, na poziomie podstawowym wyniki nie przekraczają 50% możliwych do zdobycia punktów (minimalnie przekracza ten próg średni wynik z historii). Trochę lepiej prezentują się wyniki w części rozszerzonej, ale w przypadku matematyki mamy wynik gorszy o ok. 4 pkt. proc. w stosunku do części podstawowej. Równocześnie wyniki te częściej przekraczają próg 50%, ale w niewielu przypadkach w wyraźny sposób. Patrząc tylko na nie można stwierdzić, iż przeciętny polski maturzysta 'z sukcesem', czyli człowiek uprawniony do podjęcia studiów, nieźle radzi sobie z językiem angielskim, bardzo przeciętnie z językiem polskim, ma kłopoty z matematyką i generalnie z przedmiotami matematyczno-przyrodniczymi, a poza tym w wybranych przez siebie obszarach wiedzy wypada często słabiej niż w obowiązkowej części egzaminu. Szczególnie to ostatnie spostrzeżenie jest wielce niepokojące, gdyż oznacza, że dokonywane przez polskich maturzystów wybory przedmiotów egzaminacyjnych nie korelują z ich zainteresowaniami edukacyjnymi. Można zresztą sformułować tezę, iż wielu z nich takowych nie posiada, czyli właściwie mamy do czynienia z ludźmi, którzy dokonują mało przemyślanych wyborów kierunków swoich przyszłych studiów. Poza tym, już analizując wyniki matury można przewidzieć kłopoty, jakie pojawią się na uczelniach wraz z trafianiem do nich znacznej części maturzystów. To właśnie nieprzygotowani do studiowania młodzi ludzie zmuszają uczelnie do obniżania poziomu kształcenia, czy do uruchamiania zajęć na których realizowane są treści z zakresu programu szkoły średniej. W efekcie najbardziej tracą na tym osoby rzeczywiście pragnące studiować, a nie tylko uzyskać dokument ukończenia studiów wyższych. Dotychczas nawet nie próbujemy w Polsce zmierzyć się z problemem sukcesywnie obniżającego się poziomu kształcenia, a ludzie odpowiedzialni za naszą edukację epatują obywateli znakomitymi wskaźnikami upowszechnienia edukacji na poziomie średnim i wyższym, nie dodając, iż bardzo często osoby legitymujące się dyplomami ukończenia studiów są kompletnie nieprzygotowane do podjęcia poważnych zadań, związanych z posiadanym przez nie formalnie poziomem wykształcenia.
Warto również zauważyć, iż w każdym badaniu kreatywności naszych uczniów wypadają oni bardzo słabo. Generalnie są oni mistrzami w rozwiązywaniu schematycznych, typowych problemów, a najlepiej rozmaitych testów, co jest niestety pokłosiem formuły naszych egzaminów zewnętrznych. Natomiast w większości 'padają' w zderzeniu z problemami niestandardowymi. Można wręcz stwierdzić, iż mamy do czynienia z fabryczną produkcją osób formalnie wykształconych, kompletnie nieprzygotowanych do pracy w kształtującym się społeczeństwie informacyjnym. Stąd też nie jest przypadkiem ogromne zainteresowanie absolwentów polskich uczelni pracą w administracji, a zdecydowanie mniejsze podejmowaniem własnej działalności. Przy czym w tym drugim przypadku trzeba pamiętać o trudnych warunkach zewnętrznych, w jakich ta działalność byłaby podejmowana.
Sądzę, że jednym z koniecznych działań, które mogą przyczynić się do zmniejszenia skali owych niepokojących zjawisk, jest poważna reforma egzaminu maturalnego. Jeżeli nie chcemy, aby na uczelnie trafiały osoby przypadkowe, to zdanie matury na poziomie podstawowym powinno być równoznaczne tylko z ukończeniem szkoły średniej, a nie być przepustką do studiowania. Osoby zamierzające podjąć studia powinny być zobowiązane do zdawania wyznaczonych przez uczelnie przedmiotów na poziomie rozszerzonym i również dla nich powinien być określony próg zdawalności, w tym przypadku na poziomie minimum 40% możliwych do zdobycia punktów (takie były zresztą pierwotne założenia projektu nowej matury). Jeżeli taki wymóg musieliby spełnić np. kandydaci na studia techniczne, zdając na rozszerzonym poziomie matematykę i fizykę, to wówczas nie byłyby na studiach potrzebne zajęcia z tych przedmiotów na poziomie szkoły średniej.
W związku z sukcesywnie wchodzącą do naszych szkół nową podstawową programową trwają dyskusje na temat kształtu matury od 2015 r. Wówczas bowiem szkoły średnie opuszczą uczniowie, którzy kształceni będą zgodnie z nią. Przypomnę, iż w przypadku szkół średnich nowa podstawa zakłada, iż od drugiej klasy LO młodzi ludzie będą kształcić się w mocno sprofilowanych klasach, przygotowując się do zdawania egzaminu maturalnego pod kątem przyszłych studiów, czyli proponowane przeze mnie rozwiązanie może być łatwiejsze do wprowadzenia. Problem jednak tkwi w jej konstrukcji, otóż nowa podstawa programowa w rzeczywistości zdemoluje średnią szkołę ogólnokształcącą, zmusi uczniów do dokonywania wyboru ścieżki dalszej edukacji już w wieku lat 17, a niebawem 16, oraz dodatkowo obniży stawiane im wymagania. Jej zmiana jest konieczna dla ratowania poziomu kształcenia młodych Polaków.
W związku z przewidywanymi zmianami matury od 2015 r. z kręgów MEN pojawiają się sugestie o ograniczeniu liczby przedmiotów do wyboru, co akurat jest niezgodne z koncepcją matury jako egzaminu wstępnego na studia, gdyż mocno ogranicza możliwości korelowania tego egzaminu z przyszłymi studiami. Tymczasem już teraz warto poddać poważnej analizie wyniki kilku ostatnich egzaminów maturalnych i przedstawić je publicznie. Takie analizy powinny być początkiem poważnej debaty nad stanem polskiej edukacji. Niestety póki co mamy jedynie monologi minister Katarzyny Hall i ludzi z nią związanych, czego najlepszym przykładem był odbyty niedawno Kongres Polskiej Edukacji. Była to prawdziwie propagandowa impreza (zresztą bardzo kosztowna), na której nieustannie podkreślano zasługi ekipy minister Hall dla rozwoju naszej edukacji, a ona sama i związani z nią ludzie prezentowali niezwykłe wręcz zadowolenie ze swoich działań. Tymczasem rzeczywistość skrzeczy, a będzie skrzeczeć jeszcze bardziej, gdy kolejne pomysły minister Hall zostaną zrealizowane. Wyniki tegorocznej matury to kolejny poważny sygnał ostrzegawczy, niestety najprawdopodobniej spotka go los poprzednich.
Jerzy Lackowski - redaktor; doktor nauk humanistycznych, absolwent fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Nauczyciel akademicki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dyrektor Studium Pedagogicznego UJ. Były wojewódzki kurator oświaty w Krakowie (1990 - 2002), były doradca parlamentarnych komisji edukacyjnych, były członek Rady Konsultacyjnej MEN ds. Reformy Edukacji, były radny Miasta Krakowa, były wiceprzewodniczący wojewódzkiego krakowskiego Sejmiku Samorządowego. Członek zespołu edukacyjnego Rzecznika Praw Obywatelskich. Kieruje pracami Komitetu Obywatelskiego "Edukacja dla Rozwoju". Autor projektu "Szkoła obywateli". Zajmuje się badaniami efektywności funkcjonowania systemów oświatowych i szkół, jakości pracy nauczycieli, zasad finansowania edukacji ze szczególnym uwzględnieniem możliwości wprowadzenia do niej mechanizmów rynkowych.
opr. aś/aś