Wielodzietna rodzina zużywa zbyt dużo prądu ... czyli lewacka ofensywa przeciw życiu

Każdy powód, nawet najgłupszy, jest dobry, aby coś zabrać i nie dać nic w zamian - tak można streścić politykę ludnościową ONZ i powiązanych z nią organizacji

Wielodzietna rodzina zużywa zbyt dużo prądu ... czyli lewacka ofensywa przeciw życiu

Foto: www.sxc.hu

Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ ) i Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przyjmą raport „Health in the Post 2015 Development Agenda”, który wyznaczy cele dla świata po 2015 roku. Wśród nich znajduje się zapewnienie powszechnego dostępu do tzw. zdrowia reprodukcyjnego, w tym również aborcji na życzenie. Program ten stosowany ma być głównie względem ludzi biednych. Oznacza to, że zbrodnicze idee Margaret Sanger i jej podobnych właśnie znajdują się w fazie realizacji.

Zarówno ONZ, jak i WHO są organizacjami, którym już nieraz udało się skompromitować w imię forsowania zamysłów tzw. nowej lewicy. O ile jednak dotychczas podejmowane próby były dosyć nieśmiałe, o tyle wszystko wskazuje na to, że lewackie ciała doradcze — gdyż należy w tym miejscu podkreślić niebagatelny udział tzw. organizacji pozarządowych (to one prowadzą ankiety, pseudonaukowe badania, finansują wiele projektów wymierzonych w człowieka oraz służą doradztwem prawnym) — rozpoczęły zmasowaną ofensywę.

Skutek? Raport sugeruje, że kluczowe rozwiązania problemów współczesnego świata związanych z rosnącym ubóstwem to... pigułka antykoncepcyjna oraz zabijanie dzieci nienarodzonych. Podkreślając prawo człowieka do dobrego zdrowia psychicznego, jednocześnie promuje rozwiązania, które na ludzką psychikę wpływają destrukcyjnie.

„Ludzie, a w szczególności kobiety mają prawo decydować, ile dzieci chcą mieć (i na ile je stać), co stanowi podstawowe prawo człowieka” — czytamy w projekcie raportu. „Mniej liczne rodziny służą dobrze zdrowiu zarówno kobiety, jak i dzieci” — przekonują autorzy tego dokumentu. Dodają, że „mniejsze rodziny zwalniają rozrost populacji, co z kolei redukuje zapotrzebowanie na wodę, pożywienie i energię [...], zmniejsza ryzyko społecznych konfliktów oraz słabość państwa; a także przyczynia się do redukcji zmian klimatycznych i minimalizuje ich wpływ”.

Każdy logicznie myślący człowiek powyższe stwierdzenia uzna za absurdalne, jako że większa liczba ludzi oznacza wyprodukowanie większej liczby towarów i usług, przy jednoczesnym zapewnieniu większego na nie zapotrzebowania. Zatem im większa populacja, tym lepiej dla rozwoju ekonomicznego, a co za tym idzie — zamożności społeczeństwa.

Natomiast redukcja rzekomych zmian klimatycznych poprzez redukowanie liczby ludności, temat zresztą nienowy w oenzetowskiej retoryce, to nic innego jak realizowanie filozofii śmierci przy jednoczesnym wmawianiu społeczeństwom, że to dla ich dobra. Najwięcej dwutlenku węgla emitują bowiem morza i oceany, a o ich likwidacji w zaleceniach ONZ nie ma ani słowa.

Nie sposób nie odnieść wrażenia, że z pomocą instytucji, która — przynajmniej teoretycznie — powinna stać na straży rzeczywistych praw człowieka, usiłuje się zrealizować zbrodniczy plan wyeliminowania możliwie największej liczby ludzi.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że podobne postulaty, wsparte identyczną argumentacją, zostały wniesione podczas zeszłorocznej konferencji ONZ w Rio, poświęconej ochronie środowiska. Występujący na jej forum oenzetowscy doradcy wyrazili pogląd, że w celu zapewnienia „zrównoważonego rozwoju i eliminacji ubóstwa” konieczne jest ograniczenie liczby ludności na świecie.

Pojawiła się także propozycja upowszechnienia dostępu do usług aborcyjnych i sterylizacyjnych. Znalazł się też ekonomista, doradca Funduszu Ludnościowego Narodów Zjednoczonych (UNFPA) do spraw ekonomii, Michael Herrman, który przekonywał — wbrew naukowym dowodom — że aby osiągnąć wzrost gospodarczy, skutecznie zwalczać ubóstwo i ograniczyć zmiany klimatyczne, konieczne jest zmniejszenie liczby ludności na świecie.

To zadanie postawiła przed sobą ONZ, powołując się na dane z 2010 roku i podkreślając, że „każdego dnia około 800 kobiet umiera z powodów, którym można zapobiec, a związanych z ciążą i rodzeniem dzieci”. „Szacunkowo 222 mln kobiet na całym świecie nie ma dostępu do nowoczesnej antykoncepcji oraz usług związanych ze zdrowiem seksualnym i reprodukcyjnym” — ubolewa organizacja. Jednocześnie przekonuje, że jednym z głównych jej celów jest „zakończenie śmiertelności dzieci i matek, której to można zapobiec”, i wzywa kraje do zobowiązania się do zapewnienia lepszej opieki narodzonym.

Pojawia się w tym miejscu pytanie: czy to hipokryzja, schizofrenia czy przemyślana eugenika? Jak to możliwe, że międzynarodowa organizacja jednocześnie wzywa do ratowania życia i do zabijania?

Należy przypomnieć, że przykładów tego typu działań podejmowanych przez ONZ jest zdecydowanie więcej. Otóż w 2009 roku komitet ONZ stwierdził, że Nikaragua, całkowicie delegalizując zabijanie dzieci poczętych, łamie międzynarodową konwencję w sprawie... zakazu stosowania tortur oraz nieludzkiego traktowania. Wcześniej państwo to usłyszało słowa potępienia od Komitetu ds. Eliminacji Dyskryminacji Kobiet (CEDAW), Komitetu ds. Praw Gospodarczych, Społecznych i Kulturalnych oraz Komitetu ds. Praw Cywilnych i Politycznych.

Nie można pominąć programu dla młodzieży realizowanego przez Fundusz Ludnościowy ONZ — wśród jego założeń jest twierdzenie, że „aborcja i seks jest kluczem do realizacji praw seksualnych i reprodukcyjnych młodzieży” oraz dekryminalizacja prostytucji.

Nie sposób przy tej okazji nie zauważyć, że zarówno ONZ, jak i wspierające ją tzw. organizacje pozarządowe stworzyły niebezpieczny i niezwykle intratny układ. Brak przejrzystości w przekazywaniu środków do grup pozarządowych, zapewniających tworzenie nieformalnych koterii, stwarza pole do poważnych nadużyć, i to nie tylko na płaszczyźnie etycznej.

Mimo prowadzenia tak patogennej polityki finansowej, pozbawionej w zasadzie jakiejkolwiek kontroli, słynące ze swojej rozrzutności agendy ONZ nie mają żadnych skrupułów, aby naciskać na światowych przywódców w celu wyduszenia z poszczególnych państw możliwie największej ilości funduszy. W listopadzie 2011 roku UNFPA wezwał światowych przywódców do „większego politycznego i finansowego wsparcia na rzecz planowania rodziny” i chociaż agenda ma zakaz bezpośredniego finansowania aborcji, jej kierownictwo przyznało w 2007 roku, że wypłaca pieniądze „dostawcom usług aborcyjnych”.

Jakie to zatem „wsparcie rodziny”? Szkoda, że żaden z polityków publicznie nie zada tego pytania. Za pieniądze pochodzące z naszych podatków prowadzi się zatem sukcesywną destrukcję społeczeństwa jako całości oraz osoby ludzkiej. Zauważmy przy tym, że w obowiązującej obecnie retoryce ONZ nie ma mowy o płci, lecz o „gender”, czyli płci jako świadomie wybranej orientacji seksualnej. Coraz bardziej otwarcie organizacja ta wspiera wszelkiej maści wynaturzenia, jak na przykład homoseksualizm.

Około 62 mln zł — tyle Polska wpłaca rocznie do kasy Organizacji Narodów Zjednoczonych, przy czym z każdym rokiem składka ta rośnie (z tego względu, że liczona jest na podstawie liczby ludności danego kraju oraz dochodu narodowego). W zamian za to jesteśmy bombardowani zaleceniami, mającymi na celu maksymalne zniszczenie zdrowej tkanki naszego narodu. Warto dodać, że to ONZ w 2004 r. nakazała Polsce złagodzenie przepisów aborcyjnych i to ONZ domaga się teraz likwidacji okien życia.

Czy w tej sytuacji nasze państwo nie powinno wziąć przykładu z innych krajów i zaprzestać opłacania haraczu, który jest wykorzystywany przeciwko jego własnym obywatelom?

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama