W sposobie myślenia proponowanym przez gender zdarzają się elementy trafnej diagnozy. Niestety proponowane rozwiązania są albo utopią, albo "lekarstwem gorszym od choroby"
„To nie jest miłość” — możemy śmiało powiedzieć, przyglądając się rozwiązaniom, zaadoptowanym dziś przez genderyzm. Nawet jeśli u podstaw któregoś z nich leżała słuszna diagnoza, dobór środków zaradczych jest jak wpuszczenie do ula szerszeni.
W charakterystycznym dla gender sposobie myślenia znajdziemy pomysły, na które ludzie wpadali już od kilku stuleci, i których skutki zostały poznane wystarczająco, by do tych pomysłów nie wracać.
Pierwsze znaczące odwrócenie klasycznych wartości i nadanie nowych znaczeń, miało miejsce podczas rewolucji francuskiej (1789 r.). Jej hasło „wolność, równość, braterstwo” oznaczało w rzeczywistości „rozpasanie, przymus i tyranię”. Hektolitry krwi, wylanej pod gilotynami, tłumy rozstrzeliwane przez armaty — dla większej efektywności mordowania, generał chodzący w spodniach z ludzkiej skóry. Takie były efekty negacji tego, co do tamtej pory pozwalało zachować porządek społeczny.
Oczywiście, nie twierdzę, że w poprzedzającej rewolucję francuską epoce wszystko było bez zarzutu i nie potrzeba było zmian. Stwierdzam natomiast, że u podstaw dzisiejszego świata, w tym idei gender, leży wątpliwej jakości definicja pojęcia „wolność”, rozumiana jako robienie tego, co się chce, bez względu na konsekwencje, jakich doświadczy społeczeństwo.
„Jeśli na świecie będzie rodzić się zbyt wiele ludzi, ziemia nas nie wyżywi” — Thomas Malthus (1766 — 1834), angielski ekonomista postawił taką tezę w momencie, gdy medycyna zaczęła sobie radzić z dziesiątkującymi do tamtego momentu ludzi, a szczególnie dzieci, epidemiami. Obawiał się, że przyrost naturalny doprowadzi do klęski nędzy i głodu na świecie. Ta myśl doprowadziła go do kuriozalnej postawy: przeciwstawiał się jakiejkolwiek pomocy materialnej dla ubogich warstw społecznych. Argument o zagrożeniu przeludnieniem staje się dziś często argumentem propagatorów antykoncepcji i aborcji. Owszem, faktem jest, że liczba ludzi na świecie w ciągu stuleci wzrasta, a niż demograficzny pojawił się dopiero w czasie, gdy na szeroką skalę stosuje się te dwie metody. Jednak maltuzjańskie myślenie, by nieść pomoc (w dodatku wątpliwą), propagując niehumanitarne postawy nie jest rozwiązaniem. Propagowanie zabójstwa nienarodzonych i niszczenia zdrowia kobiet przez aborcję i antykoncepcję (co stanowi elementy charakterystyczne dla myślenia gender), skutkuje tym, że trudno o nas powiedzieć, że zasługujemy na przymiotnik: „humanitarny” czyli „ludzki”.
Kolejną rewolucją, której reminiscencje odnajdziemy w genderyzmie jest marksizm, z gruntu zakładający, że małżeństwo ma charakter opresyjny. A kobiety z tej opresji mogą zostać wyzwolone w jedyny słuszny sposób, czyli przez włączenie je w cykl produkcyjny. Nazywając to wprost: wyzwoleniem ma być włączenie kobiety jako bezwolnego trybiku w wielkiej ekonomicznej machinie.
Myśl o tym, że to instytucja małżeństwa i tradycja — a nie patologia i uzależnienia — są przyczyną uciemiężenia kobiet odnajdziemy w głośnej ostatnio „Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet”.
Margaret Sanger (1879 — 1966) można powiedzieć, że chciała dobrze. Patrząc na cierpienie swojej matki, która — schorowana i niezbyt szczęśliwa — znosiła trudy kilkunastu ciąż, zaczęła szukać rozwiązania. Intencja szlachetna, skutki — opłakane. Aborcjonistka, zwolenniczka eugeniki, czyli selektywnego rozmnażania, przyznała sobie prawo, by określać, kto może a kto nie może mieć dzieci. Ubogim tego podstawowego naturalnego prawa odmówiła.
Była skuteczna. W 1916 r. otworzyła w Stanach Zjednoczonych pierwszą klinikę „planowania rodziny”, która miała sprawować kontrolę urodzeń wśród „nieprzystosowanych”. Klinika była nielegalna, ale Margaret Sanger — nieugięta. Wrażenia nie zrobił na niej areszt i więzienie. Działając z przekonaniem, pozyskała fundusze na badania nad hormonalnymi środkami antykoncepcyjnymi. Założyła organizację, wspierającą jej działalność, propagowała swoje idee, publikując w czasopismach. Ma ogromny wkład w dzisiejsze myślenie proaborcyjne, proantykoncepcyjne i proeugeniczne.
Zajmujący się seksuologią „badacze”: Magnus Hirschfeld (1868 — 1935), Wilhelm Reich (1897 — 1957), Alfred Kinsey (1894 — 1956) ostrzegają swoimi życiorysami, że zamiast radości z seksu, która jest przecież zamiarem Stwórcy, może dojść do seksualnej katastrofy.
Magnus Hirschfeld (1868-1935), lekarz, założyciel Instytutu Seksuologicznego w Berlinie, był skądinąd człowiekiem nieszczęśliwym. To człowiek w rozterce: doszedł do wniosku, że nie jest w stanie opanować własnego homoseksualizmu, a świadomy ówczesnych sankcji społecznych usiłował zmienić społeczne zasady. Hirschfeld był czynnym działaczem na rzecz akceptacji działań homoseksualnych i twórcą metatropizmu, czyli teorii, według której płeć jest czymś chwiejnym i ulegającym zmianie. Oj, jak już blisko tu do współczesnego gender i dywagacji o płci kulturowej.
Kolejny pan: Wilhelm Reich (1897 — 1957) to austriacki psychoanalityk, autor pracy pt. „Rewolucja seksualna” i zdeklarowany ateista. Uważał, że przez seksualizację dzieci, wychowa się je na przydatnych rewolucjonistów i temu poświęcał swoja działalność naukową.
Obok niego - Alfred Kinsey (1894 — 1956) amerykański biolog, podobnie jak Hirschfeld — homoseksualista, autor dwóch raportów (przełom lat 40. i 50.), które wywołały szok w społeczeństwie amerykańskim. „Wszyscy są dewiantami” — tak najkrócej można podsumować jego wyniki. Szokujące także dlatego — bo sfałszowane. Sam Kinsey przyznał się później do manipulacji: badania w sporej mierze wykonywał wśród więźniów, skazanych za gwałty i inne przestępstwa. Nie była to więc reprezentatywna grupa społeczna. Mimo to wiedza zawarta w jego raporcie do dziś stanowi podwaliny seksuologii. Kinsey propagował także seksualizację dzieci. Poddawał niemowlaki masturbacji po to, by udowodnić istnienie u nich potrzeb seksualnych.
Dziś — choćby u podstaw wytycznych WHO do wychowania seksualnego dla Europy środkowo-wschodniej czy zajęć seksualnych dla przedszkolaków w Niemczech — widoczne jest założenie: że dzieci są zmysłowo reagującymi obiektami seksualnymi.
***
Od myśli zaczyna się przemiana jednostki. I od myśli (filozofii, ideologii) zaczyna się przemiana społeczeństw. Dokąd prowadzi nas gender?
opr. mg/mg