Rozmowa na temat polityki, mediów i debat telewizyjnych
LIDIA DUDKIEWICZ: — Rozmawiam z człowiekiem dobrze znającym świat mediów, posiadającym bardzo bogaty dorobek publicystyczny i pisarski, a także radiowy. Czy lubi Pan mass media?
KRZYSZTOF CZABAŃSKI: — Raczy Pani żartować. Za co tu lubić współczesne polskie mass media? Za to, że zamiast dostarczać ludziom rzetelnej informacji i być forum dyskursu publicznego, stają się narzędziami manipulacji politycznej, kulturowej i światopoglądowej?!
— Sam Pan był przecież Prezesem Polskiego Radia z nadania politycznego?
To prawda. Nie ma innego mechanizmu wyłaniania władz mediów publicznych. I na razie nie wymyślono niczego lepszego niż procedury zapisane w konstytucji, które dają władztwo nad mediami publicznymi politykom. Ale media to tylko narzędzie; można ich użyć do złego i do dobrego.
— Czy jest szansa, że media będą używane w dobrym celu, zgodnie ze swoim powołaniem?
Rozdzielmy media publiczne od prywatnych. Co do tych drugich nie mam złudzeń, będą kierować się tym, czym kieruje się kultura masowa, czyli pieniędzmi, popularnością, piarem i marketingiem. W nich wszystko jest na sprzedaż.
Ale media publiczne mogą być inne niż dziś. I czasem były inne! Za prezesury Wiesława Walendziaka telewizja publiczna stała się otwarta na poglądy i opinie szerokiego spektrum społecznego, od lewicy do prawicy. Tak też zaczęło się dziać, gdy prezesem został Bronisław Wildstein. Zresztą w czasie ich rządów zmiany były nie tylko polityczne, ale przede wszystkim kulturowe. Światopogląd konserwatywny, tradycyjny, prawicowy stał się wówczas w telewizji równoprawnym partnerem dialogu społecznego; pojawiły się audycje polityczne, społeczne, ale i formacyjne. Czyli okazuje się, że można!
— Pan też, jak pamiętamy, zmieniał radio.
Było to możliwe dzięki premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i śp. prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, którzy roztoczyli nade mną parasol ochronny. A właściwie nie tyle nade mną, ile nad moją koncepcją, że radio publiczne rzeczywiście ma wypełniać misję publiczną, dla której istnieje i dla której ludzie od lat płacą abonament. Udało się trochę zrobić dzięki ciężkiej pracy całego mojego zespołu współpracowników. Udało się przede wszystkim otworzyć radio na wszystkie ważne grupy społeczne.
— Za Pana czasów Polskie Radio stało się wyraźnie bardziej misyjne. Więcej kultury, reportażu, słuchowisk, literatury...
Dziękuję. Niezręcznie jest mówić o sobie, ale rzeczywiście udało się przywrócić programy dla dzieci, poranki muzyczne dla młodzieży, pojechać z koncertami do Wilna i Lwowa, wydać album płytowy o zbrodni katyńskiej i przygotować do publikacji album płytowy o rzezi na Wołyniu, doprowadzić do końca pomnikowe wydanie płyt z nagraniami wszystkich pielgrzymek Jana Pawła II do Polski, czyli udało się wyraźnie publicznie zaznaczyć, że Polskie Radio to wielka instytucja kultury, której obowiązkiem jest proponować słuchaczom produkt najwyższej jakości. I że to instytucja, której psim obowiązkiem jest dopuszczać do mikrofonu na równych prawach opinie wszystkich grup obywateli. Nie tak jak było przede mną i, niestety, jak jest po moim odejściu, że na antenie mogą się pojawiać tylko opinie lewicowe i liberalne, zaś konserwatywne i odwołujące się do tradycji, wiary czy interesu narodowego są traktowane jako przejaw oszołomstwa! W ten sposób władze mediów publicznych wykluczały w przeszłości i wykluczają dziś co najmniej połowę narodu! Ocena, na ile udało się za mojej prezesury (czerwiec 2006 — listopad 2008) przywrócić Polskie Radio narodowi, nie należy jednak do mnie. Mogę powiedzieć, że się staraliśmy.
— Ludzie kultury i nauki podziękowali Panu w specjalnym liście otwartym, gdy został Pan odwołany z funkcji prezesa Polskiego Radia, właśnie za realizację misji publicznej. Przedrukowaliśmy ten list w 49. numerze „Niedzieli” w 2008 r. Ale wracając do dnia dzisiejszego, czy sądzi Pan, że jest możliwa rzeczywista debata publiczna o najważniejszych polskich problemach?
To będzie trudne, bardzo trudne. Dlaczego? Mamy do czynienia z triumfującą władzą, bo jej sposób na trwanie, czyli piar, jak dotychczas, zdaje egzamin. I mamy celebrytów życia publicznego, zachwyconych samymi sobą — i tu piar też jest najważniejszy! Skoro zaś tak, to meritum, cel, racja stanu, praca, rozwój i wiele innych ważnych dla narodu spraw schodzi na odległy plan. Po co więc poważna rozmowa? Grupy trzymające władzę tego nie chcą, a nawet wręcz się boją.
— Koalicja rządząca zaproponowała debaty telewizyjne o poszczególnych obszarach państwa...
Najważniejsza debata trwała przez 4 lata rządów premiera Tuska, kiedy to obywatele mogli widzieć, jak rozwiewają się wszelkie przedwyborcze obietnice. Gdzie są te autostrady? Gdzie przyzwoite koleje? Gdzie komputery dla uczniów? Ba, nawet ukochanych przez pana premiera stadionów piłkarskich nie ma tyle, ile być miało, a te które świeżo wybudowano, już wymagają dużych napraw: w Poznaniu, bo nie są spełnione normy bezpieczeństwa pożarowego, w Warszawie, bo schody grożą zawaleniem.
A co się stało z międzynarodową pozycją Polski? Dlaczego premier Tusk i minister Sikorski zmarnowali dorobek w tej dziedzinie śp. prezydenta Kaczyńskiego? Nawet z Gruzją mamy relacje coraz gorsze, choć kochają nas tam bardzo za ocalenie przed ofensywą rosyjskich wojsk w 2009 r.
Dlaczego ludzie nie mają pracy? Dlaczego wiele rodzin żyje w bardzo trudnych warunkach? Nie stać ich na podręczniki szkolne, ba, nie stać ich na normalne wyżywienie!
Takich pytań o najważniejsze polskie sprawy można zadać, niestety, o wiele więcej. Być może sztuczki piarowe, np. w postaci wyreżyserowanych debat telewizyjnych, pomogą władzy w przysłonieniu ponurej polskiej rzeczywistości. Ale jej nie zmienią. A przecież Polacy pracują bardzo ciężko, nie żałując swoich sił, zdolności ani kwalifikacji. Kto marnuje efekty tej pracy?
Moim zdaniem, hasło wyborcze Prawa i Sprawiedliwości trafia w samo sedno: „Polacy zasługują na więcej!”. To prawda, Polska jest krajem zasobnym w rozmaite bogactwa, także w gaz łupkowy, jest krajem ludzi wykształconych, pracowitych, jest krajem dynamicznej, ambitnej młodzieży. Polacy powinni robić kariery zawodowe, żyć w coraz lepszych warunkach, a Polska powinna stać się poważnym, liczącym się w Europie państwem. Na nieszczęście, Polska jest fatalnie rządzona.
opr. mg/mg