Jaki jest bilans 8 lat rządów koalicji PO-PSL? Co można powiedzieć o sytuacji, w jakiej znajduje się państwo i gospodarka, porzucając propagandowe zaklęcia i mity o zielonej wyspie?
O spuściźnie ośmioletnich rządów koalicji PO-PSL z Anną Zalewską rozmawia Wiesława Lewandowska
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: — Niepostrzeżenie minął rok rządu premier Ewy Kopacz. Merytoryczne podsumowania, jeśli jakieś się pojawiały, zagubiły się w zgiełku kampanii wyborczej. Pani Poseł bardzo krytycznie oceniała w Sejmie obietnice zawarte w exposé. Czy dziś ma Pani satysfakcję?
ANNA ZALEWSKA: — Trudno mówić o satysfakcji z tego, że spełniają się pesymistyczne przewidywania... Mam wrażenie, że dzisiaj mogłabym w całości powtórzyć tamtą swoją krytykę, ten rok bowiem nie tylko nie przyniósł zapowiadanej zmiany na lepsze, ale dramatycznie pogorszyła się sytuacja w Polsce.
— Może dlatego, że Ewę Kopacz postawiono w sytuacji bez dobrego wyjścia, że to inni zgotowali jej ten los...?
Niestety, chyba tak. Dlatego dziś trzeba poddać surowej ocenie całość rządów PO-PSL, zwłaszcza że obecna pani premier wcześniej też pełniła bardzo ważne funkcje w państwie. Warto przypomnieć, że gdy była ministrem zdrowia, doprowadziła do napisania ustawy o działalności leczniczej, która wprowadza komercjalizację, a potem prywatyzację szpitali. Była też marszałkiem Sejmu, bardzo dyspozycyjnym wobec rządu Donalda Tuska; to właśnie ona dziesiątki projektów ustaw chowała do tzw. zamrażarki. Tak więc ten rok premier Kopacz jest tylko puentą ośmioletnich rządów Platformy Obywatelskiej.
— Miała to być dobra puenta czy raczej początek nowej odsłony?
Chodziło o stworzenie wrażenia, że coś zaczyna się od początku, jakby nie było siedmiu poprzednich lat, aby wszystkie wcześniejsze błędy uległy zatarciu, a wyborcy mogli skonstatować: idzie nowe, lepsze! Tak się jednak nie stało.
— Przyszło gorsze?
Tak to zaczęli oceniać wyborcy, którzy okazali się dość odporni na propagandę sukcesu. Bilans rządów Ewy Kopacz jest wprost porażający! Mamy kraj dramatycznie zadłużony — na bilion złotych! W tym roku — dwa lata po kradzieży pieniędzy z OFE i po wyprowadzeniu poza budżet państwa tego wszystkiego, co powinno być pokazywane w deficycie budżetowym, np. do Generalnej Dyrekcji Budowy Dróg i Autostrad — mamy największy od lat deficyt budżetowy — na poziomie 54 mld zł! Ekipa PO-PSL wręcz wyspecjalizowała się w generowaniu zadłużenia i niewykazywaniu go w deficycie budżetowym.
— Na zasadzie „tonący brzytwy się chwyta”, choćby na własną zgubę?
Dlatego właśnie można mówić o desperacko-samobójczej niekompetencji i beztrosce dotychczasowej ekipy rządzącej, o jej krótkowzroczności i dbałości przede wszystkim o doraźne, własne interesy. Wiele złego stało się np., gdy pani minister Elżbieta Bieńkowska porzuciła Ministerstwo Rozwoju Regionalnego — podobnie jak Donald Tusk porzucił premierostwo — dla stanowiska w Brukseli.
— Rządowa propaganda przekonywała, że „nasi” w Brukseli to wielki sukces Polski, że dzięki temu będziemy mieć jeszcze więcej „europejskich” pieniędzy.
W ten sposób naiwni przekonują naiwnych. Tymczasem zadłużenie i deficyt budżetowy rosną. Mamy dziś dramatyczną sytuację w polskich samorządach — 72 mld zł zadłużenia! Sądzę, że co drugi samorząd nie sięgnie już po fundusze strukturalne. Polskie szpitale są zadłużone na ponad 10 mld zł... itp., itd.
— Tymczasem w kampanii wyborczej padały dość kosztowne obietnice poprawy życia Polaków. Partia dotąd rządząca i partia opozycyjna nawzajem wytykały sobie ich nierealność.
Rzeczywiście, trzeba przewidująco liczyć każdy grosz — i my to robimy. Pomysły premier Kopacz natomiast w dalszej perspektywie niosą zapowiedź poważnych kłopotów społecznych. Mieliśmy — już w exposé sprzed roku — wielką eksplozję deklaracji w stosunku do polskiego górnictwa. Przewidziany na poprawę sytuacji czas właśnie się skończył, a wciąż pod znakiem zapytania stoi realizacja zapowiedzianych przez rząd programów naprawczych, restrukturyzacji spółek węglowych. Kopalnie zapowiadają, że w listopadzie nie będą już miały pieniędzy na wypłaty... A Komisja Europejska odmawia zgody na pomoc publiczną.
— To znaczy, że rząd już dawno abdykował i zostawił najtrudniejsze sprawy na potem, na po wyborach?
To jest, moim zdaniem, kumulacja niekompetencji, dobrze maskowanej, ujawniającej się dopiero w szczególnie trudnych momentach. Przez 8 lat wszystkie kłopoty były sprawnie zamiatane pod dywan, niczego nie rozstrzygano, doszło jedynie do sprawnego uwłaszczenia PO i PSL na poszczególnych agencjach i spółkach. Pamiętamy nagrane potajemnie rozmowy członków ekipy rządzącej, z których wynika, że nieustannie fetuje się rozmaite odprawy, wysokość pensji w radach nadzorczych, że wszystko da się załatwić poza strukturami państwa.
— Nagromadzenie problemów okazało się tak wielkie, że przerosło możliwości rządu Ewy Kopacz, a każdy następny rząd będzie miał jeszcze większe trudności?
Sądzę, że rząd Ewy Kopacz mógł zrobić znacznie więcej, tyle że nie chciał...
— Dlaczego?
Dlatego, że to rząd PO i PSL, a nie Rzeczypospolitej Polskiej. Nawet sama pani premier zawsze mówiła o rządzie Platformy Obywatelskiej, a nie o rządzie Polski. Zresztą kilka miesięcy temu przekształciła rząd w sztab wyborczy swej partii, w dodatku bezsensownie jeżdżący po Polsce...
— Te objazdy robiono po to, by rząd był bliżej problemów kraju!
I nic z tego nie wyniknęło, poza kosztami. Pani premier jeździła po Polsce z meblami... Nie wiedzieć czemu, na posiedzenie rządu do Wrocławia przyjechała z własnymi meblami biurowymi! Te rządowe wyprawy były zwykłymi ustawkami; ministrowie wprawdzie rozjeżdżali się po terenie, ale tylko do miejsc z góry przygotowanych. Pani minister spraw wewnętrznych pojawiła się w Wałbrzychu, ku mojemu zdumieniu, na uroczystościach Święta Policji, i tam obiecała podwyżki. Powiedziała szczerze: „Jeszcze nie wiem jakie, bo to nie jest policzone”... Gdy się przyjeżdża do najbardziej zadłużonego miasta powiatowego, jakim jest Wałbrzych, wypadałoby porozmawiać o żywotnych problemach, a nie kwitować spraw pustymi obiecankami i konferencją w muzeum „Stara Kopalnia”.
— A może należało ją zorganizować w złotym pociągu?
Gdyby to tylko było możliwe! Faktem jest, że Wałbrzych jest traktowany właśnie tylko jako „zagłębie tajemnic” z czasów II wojny światowej, a nie jako najbardziej zadłużone miasto, co sprawującym do tej pory władzę było bardzo na rękę, bo odwracało uwagę od istoty problemów. Sytuacja Wałbrzycha jest kwintesencją dzisiejszych polskich problemów...
—...a złoty pociąg kwintesencją rządów Platformy?
Na pewno ma tak samo znakomitą oprawę propagandową! A co zawiera, tego nikt nie wie.
— I nie dowie się?
To możliwe, ale możliwe jest też wielkie zaskoczenie. Odkrywanie prawdy jest jednak trudne. Mówimy tu, oczywiście, o obietnicach PO, których nie da się zweryfikować. Do tej pory posłowie mieli bardzo utrudniony dostęp do rządowych dokumentów.
— Wszyscy więc musimy uwierzyć w zapewnienia dotychczasowego rządu np. o tym, że skutecznie wdrożono pakiet onkologiczny, będący oczkiem w głowie Ewy Kopacz — lekarki...
Cóż z tego, że wdrożono pakiet onkologiczny, skoro nie jest on finansowany! Wciąż dopytuję o te dodatkowe 2 mld zł na ten cel i ciągle ich nie ma. Tymczasem dyrektorzy poszczególnych placówek w ramach dotychczasowych kontraktów jakoś finansują tenże pakiet. Tyle że jego dobrodziejstwo kończy się na diagnozie... Nadal nie ma pieniędzy na zapewnienie odpowiedniej liczby onkologów, radiologów, nie mówiąc już o pielęgniarkach.
— Wśród tych narzekań przytoczmy może jednak sukces pani premier w likwidacji śmieciowego jedzenia w szkołach...
Sukces polega na tym, że pod szkołami mamy teraz „dealerów” batoników i soli, jak sobie żartują uczniowie nieakceptujący tego nowego jedzenia, a także na tym, że zbankrutowały szkolne sklepiki. Aby skutecznie wprowadzić zdrowe jedzenie, należało zacząć od odpowiedniej edukacji. O tym zapomniano. Teraz szkoły drżą przed nalotami sanepidu. Notabene pracownicy tej instytucji od 8 lat nie dostali żadnej podwyżki, chociaż bardzo zwiększyły się ich zadania: muszą dbać już nie tylko o bezpieczeństwo żywności i wody, ale także walczyć z dopalaczami, narkotykami... Widzimy więc, że dotychczasowy rząd doprowadził wszystko do absurdu i do paranoi.
— Wyłącznie ze wspomnianego już braku kompetencji?
Czasami odnoszę wrażenie, że ta akurat, „obywatelska”, formacja polityczna bardzo nie lubi obywateli, a nawet traktuje ich z pogardą. Wystarczy przypomnieć, że wszystkie projekty obywatelskie były wyrzucane do kosza. Bezideowość i brak jasnej strategii rozwoju kraju, czyli pewna chaotyczność myślenia o przyszłości — a może raczej niemyślenia? — a przede wszystkim doraźna interesowność polityczna, doprowadziły do tego, że PO w ostatnim roku stała się partią wyraźnie lewicową (poparcie in vitro, ustawa antyprzemocowa, wprowadzenie pigułki „dzień po”).
— Tymczasem to PiS-owi zarzuca się lewicową, przesadną socjalność, ostatnio w związku z prezydenckim projektem ustawy o obniżeniu wieku emerytalnego (podwyższonego nie tak dawno przez rząd PO-PSL).
Padły zarzuty, lecz nawet nie podjęto merytorycznej dyskusji, ponieważ stwierdzono, że Sejm już nie zdąży zająć się tym projektem. Przypomnę tylko, że podwyższenie wieku emerytalnego nastąpiło w ciągu 2 tygodni — tyle trwały prace sejmowe nad tym projektem. Nikt też nie pamięta dziś o tym, że w ustawie PO-PSL jest określony algorytm, z którego wynika naprawdę głodowa emerytura, że kobietom pracującym ciężko w rolnictwie w ciągu tych 2 tygodni podniesiono wiek emerytalny o 12 lat. Nie mówi się też o tym, że tylko w jednym kraju UE pracuje się aż do 67. roku życia — w Grecji. Nie liczy się też tego, ile wydajemy na wykształcenie młodych ludzi, którzy później wyjeżdżają za pracą... Zapewniam, że PiS dąży do rozwiązań emerytalnych dobrze osadzonych w budżecie i w całym systemie społecznym. O tym właśnie moglibyśmy i powinniśmy debatować.
— Przedwyborczą debatę przytłoczyła kwestia uchodźców.
I ograniczała się ona głównie do medialnych spekulacji. Premier Kopacz ani obywatelom, ani nawet sejmowej Komisji do Spraw Unii Europejskiej nie mówiła o konkretach pertraktacji rządowych w Brukseli. Podpisano jakieś umowy, a my nie wiemy, na podstawie jakich konkretnie zapisów traktatowych. Z sejmowych korytarzy i z rozmów z europarlamentarzystami można się było dowiedzieć, że w umowie podpisanej przez minister Piotrowską jest mowa o jakiejś karze dla krajów nieprzyjmujących imigrantów... Nie wiemy, na jakiej konkretnie podstawie następuje taka ingerencja w budżety narodowe państw, według jakiego klucza wybierano państwa, które mają przyjmować imigrantów. Pytań jest wiele, a rząd Ewy Kopacz nie chciał odpowiadać.
— Dlaczego!
Dlatego, że nie liczył się z Polakami, a nawet niespecjalnie troszczył się o bezpieczeństwo kraju. W Krynicy przewodniczący Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker mówił o konieczności umocnienia zewnętrznych granic UE, co w dużej mierze dotyczy właśnie Polski. Tymczasem w Polsce niewiele się o tym mówi.
— Bo wszystko jest OK, co wykazała sesja wyjazdowa rządu w Białymstoku...
Proszę nie żartować. Myślenie o umacnianiu granic jest o pół roku spóźnione, a i tak jeszcze nikt nie wie, w jaki sposób te dodatkowe zabezpieczenia byłyby finansowane. Mówi się dziś tylko o 1,7 mld euro na pomoc dla uchodźców, przede wszystkim w obozach na południu Europy. Nie wiemy też, w jaki sposób kraje UE będą się składać na tę sumę. Węgry wydały już 200 mln euro, a odzyskały z Unii tylko 3-4 mln... Naprawdę przerażający był brak wyobraźni polskiego rządu.
— Z narastającym problemem uchodźców mogą sobie nie poradzić nawet najsprawniejsze rządy.
To prawda. Obawiam się, że decyzje europejskie, które już zapadły — a na które nasz rząd pokornie przystał, z obawy przed posądzeniem o brak europejskiej solidarności oraz o niewdzięczność — są tak złe, iż premier Kopacz nie chciała mówić o szczegółach przed dniem wyborów.
— A po wyborach?
Potrzebne nam jest silne państwo i odpowiedzialni ludzie, którzy, zarządzając państwem, nie będą wychodzić z założenia, że jakoś to będzie, którzy nie poddadzą się i będą naprawdę bardzo ciężko pracować.
Rozmowę przeprowadzono we wrześniu 2015 r.
* * *
Anna Zalewska. Polityk, samorządowiec, posłanka na Sejm VI i VII kadencji (PiS)
opr. mg/mg