O osamotnieniu jednoosobowej władzy, lojalności elit i telewizorze w pustej lodówce
WIESŁAWA LEWANDOWSKA: — Wydaje się, że świat zachodni dobrze już poznał politykę zimnowojenną Rosji Władimira Putina, a mimo to Rosja pozostaje dla Zachodu tajemnicą, wciąż czymś zaskakuje. A ostatnio chyba staje się coraz to większą zagadką?
ANNA ŁABUSZEWSKA: — Tak jest od czasu aneksji Krymu, której Zachód nie uznał za zgodną z prawem międzynarodowym; między Rosją a Zachodem powstało pole fundamentalnych kontrowersji, które pogłębiły się po interwencji Rosji na wschodzie Ukrainy. Można przypuszczać, że od tego czasu pogrążony w izolacji Władimir Putin wciąż szuka sposobu, by zmusić dyplomację Zachodu do kontaktów z Rosją. Jesienią ubiegłego roku, uderzając w Syrii, by wesprzeć reżim Baszara al-Asada, Rosja wróciła do gry. A teraz nagle Putin podjął decyzję, że wycofuje większość sił z Syrii...
— I nikt nie wie dlaczego?
— Prawdopodobnie nikt, poza samym Putinem. Oglądałam w rosyjskiej telewizji relację ze spotkania Putina, ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa i ministra obrony Siergieja Szojgu, podczas którego został przekazany komunikat o wycofaniu większości sił rosyjskich z Syrii — panowie mieli miny jak na własnej stypie. Wcale nie wyglądało na to, że ta operacja zakończyła się zwycięsko, mimo zapewnień Putina, że założone cele — czyli pokonanie Państwa Islamskiego — zostały osiągnięte. A z pewnością osiągnięto tylko przerwanie izolacji Putina na arenie międzynarodowej.
— Tylko tyle?
— Aż tyle! Może jeszcze to, że obecność rosyjskich samolotów w Syrii znacznie wzmocniła pozycję prezydenta Al-Asada. Czy natomiast osłabiła Państwo Islamskie, można mieć wątpliwości. Doniesienia z Syrii wskazywały na to, że Putin kazał atakować opozycję antyasadowską, a tylko od czasu do czasu również Państwo Islamskie.
— Co może oznaczać to nagłe uspokojenie rosyjskich działań w Syrii?
— Warto pamiętać, że Rosja nie wycofuje się z Syrii całkowicie, zostawia tam sobie bazę lotniczą, bazę morską. A to nagłe wyciszenie działań to jest właśnie ten charakterystyczny rys polityki Putina, który lubi zaskakiwać; kilka miesięcy temu zaskoczył świat wejściem do Syrii, teraz zaskakuje wyjściem i każe się domyślać, co to może oznaczać. Można się domyślać, że Putin chce zmusić partnerów do gry na zasadach, które sam dyktuje.
— A może wiąże się to z pogarszającą się sytuacją gospodarczą Rosji?
— Trudno się tu doszukiwać prostej zależności, ale na pewno wydatki na operację w Syrii były niebagatelne. A rosyjska gospodarka przeżywa kryzys. Warto przy tym zaznaczyć, że zanim doszło do aneksji Krymu, a więc jeszcze przed zachodnimi sankcjami, rosyjska gospodarka co najmniej przez 2 lata (2008-09) mocno odczuła skutki kryzysu światowego, mimo że ceny ropy były przecież jeszcze wówczas wysokie. Potem w Rosji nastąpił maleńki wzrost gospodarczy, ale wkrótce — mimo ciągle utrzymujących się wysokich cen ropy — rosyjska gospodarka zaczęła łapać już poważną zadyszkę.
— Ale zawsze wydawało się, że Putin dość skutecznie buduje potęgę gospodarczą Rosji...
— W latach „tłustych”, przypadających na pierwszą i połowę drugiej kadencji Putina nie przeprowadzono reform usprawniających gospodarkę, mimo że na początku był taki zamiar; w instytutach pracujących na rzecz administracji prezydenta powstawały nawet bardzo śmiałe strategie, ale w większości pozostały na papierze. Putin wraz ze swojm otoczeniem bardzo szybko podjął decyzję, że będą „doić” gospodarkę, pozostając przy modelu surowcowym, który przynosi bardzo duże i łatwe pieniądze. Strumień płynących do Rosji petrodolarów został skierowany do do kieszeni wysokich urzędników, na wille, na futra ich żon, świetne samochody, jachty. Pieniądze gdzieś się rozeszły i częściowo tylko zostały zmagazynowane w 2 państwowych funduszach — w funduszu rezerwowym i funduszu dobrobytu narodowego — i teraz przydają się w drugiej fazie kryzysu, znacznie poważniejszej niż ta sprzed sześciu lat. Tempo wydawania tych rezerwowych pieniędzy jest bardzo duże.
— Można mówić o chwianiu się budżetu Federacji?
— Rok 2016 może być pierwszym, w którym budżet państwa może się nie dopiąć, a dziura budżetowa może być bardzo duża. Oczywiście, nie oznacza to natychmiastowego bankructwa Rosji, choć rzeczywiście, spadek cen ropy okazał się wręcz zabójczym ciosem w rosyjską gospodarkę. W tegorocznym budżecie założono średnią cenę ropy na poziomie 50 dolarów za baryłkę, tymczasem w połowie marca mamy tylko 33 dolary, przy czym większość ekspertów nie przewiduje dużego wzrostu ceny ropy w tym roku. Tę niewesołą sytuację dodatkowo potęgują słaba pozycja rubla oraz duże nadzwyczajne wydatki, m.in. właśnie na wojnę w Syrii.
— Może więc jednak stąd ta decyzja o ograniczeniu aktywności militarnej w Syrii?
— Możliwe, że tak. Warto tu jednak zauważyć, że jednocześnie z wiadomością z Kremla o ograniczeniu aktywności w Syrii nadeszła też wiadomość z Brukseli, iż Unia Europejska rekomenduje europejskim bankom, aby nie lokowały pieniędzy w rosyjskich euroobligacjach. A zatem możliwość pozyskiwania przez Rosję pieniędzy z Zachodu coraz bardziej się kurczy.
— Dotychczasowe ograniczenia związane z zachodnimi sankcjami nie były zbyt dotkliwe?
— Przeciwnie, okazały się nawet bardzo dotkliwe. Najdotkliwsze było to, że rosyjskie podmioty gospodarcze nie mogą otrzymywać kredytów w zachodnich bankach. Rosyjskie przedsiębiorstwa, zwłaszcza te duże, niezreformowane, nie dają sobie rady bez tych pieniędzy. Nie zreformowano też w odpowiednim czasie rosyjskiego systemu bankowego, który teraz okazuje się niewydolny. Dosłownie co parę dni czyta się o bankructwie rosyjskich banków. Kryzys zaczyna w sposób coraz bardziej widoczny ogarniać wiele sektorów rosyjskiej gospodarki.
— Rządzący proponują jakieś plany ratunkowe, czy raczej wszystko zamiatają pod dywan?
— Oczywiście, przede wszystkim zamiatają pod dywan, ale są też i jakieś próby podejmowania akcji ratunkowych. Kilka tygodni temu przyjęto oficjalny plan postępowania w sytuacji kryzysowej, przewidujący cięcia w wydatkach.
— Oczywiście, nie ma mowy o cięciu wydatków na armię?
— Przycinane są wydatki na transport, infrastrukturę drogową, na edukację, kulturę, medycynę, emerytury — czyli w istocie na te obszary, które wymagałyby raczej zwiększenia nakładów. Natomiast wydatki na media i obronność pozostają bez zmian lub są obcinane w znacznie mniejszym stopniu. W tych dziedzinach Putin nie zamierza oszczędzać.
— Mimo wszystko chyba nie można jeszcze jednak mówić o kurczeniu się rosyjskiego potencjału?
— Jest to wciąż duże państwo i wciąż ma ogromne możliwości, nawet w sytuacji kryzysowej.
— I nawet w tak niekorzystnej sytuacji aspiracje mocarstwowe Putina pozostają w mocy?
— Rosja jako wielkie państwo — choć nie mocarstwo — położone na dwóch kontynentach, ma wielkie ambicje i wciąż także wielkie możliwości. Te ambicje są nieustannie rozgrzewane przez rosyjskie media i politykę informacyjną; utrzymuje się mit, że Rosja jest szalenie ważna i wszyscy muszą się z nią liczyć.
— Ów mit jednak ciągle nie przybiera zbyt realnych kształtów...
— Obrażona na politykę Zachodu Rosja zwróciła się ku Wschodowi; próbuje budować partnerskie stosunki z Chinami. Jednak już po 2-3 latach usilnych prób widać, że Chiny nie potrzebują Rosji w takim stopniu, w jakim ona chciałaby być potrzebna... Nie jest więc tak, by Rosja odwrócona plecami do Zachodu mogła cokolwiek sama rozgrywać — raczej można powiedzieć, że jest rozgrywana.
— Jak można dziś określić relacje rosyjsko-amerykańskie?
— Rosja cały czas mierzy wysoko, stawia się na równi ze Stanami Zjednoczonymi, które uważa za jedynego godnego swej wielkości partnera. Teraz czeka na zmianę w Białym Domu. Po wypowiedzi Donalda Trumpa, że Putin to „fajny gość i można się z nim dogadać”, na Kremlu zapanowała wręcz euforia. Teraz — co widać w rosyjskich mediach — wszyscy bardzo mocno trzymają kciuki za Trumpa, buduje się narrację, że po odejściu Obamy będzie można faktycznie zrobić rosyjsko-amerykański reset. To nieco naiwne myślenie, bo Trump już się zdystansował od tego swojego entuzjazmu wobec Putina. Te przymiarki będą miały znaczenie, o ile to Trump wygra wybory, bo to wcale nie jest oczywiste.
— Tymczasem Rosja czuje się ze wszystkich stron coraz bardziej odizolowana?
— Tak. Bardzo liczono na zbudowanie mocnego sojuszu z Chinami, tymczasem na razie z Pekinu wieje raczej chłodem. Wprawdzie Chiny nie przyłączyły się do Zachodu i nie potępiły aneksji Krymu, nie wprowadziły też sankcji wobec Rosji, jednak chińskie banki nie kwapią się do udzielania kredytów bankom rosyjskim. Z doktryny polityki zagranicznej Rosji wynika też, że Moskwa chce mieć wyłączność na obszar postradziecki, tymczasem na tym obszarze coraz większe są wpływy Chin.
— Skoro Putin ma poczucie odrzucenia — zarówno ze strony Wschodu, jak i Zachodu — czy nie oznacza to, że trzeba się przygotowywać na jakieś coraz bardziej desperackie działania Kremla?
— Rosji w tej chwili najbardziej zależy na zniesieniu sankcji. Aby to osiągnąć, robi wszystko, żeby skruszyć europejską solidarność, korzystnie dla siebie rozjątrzyć wewnątrzunijne kłopoty. Ale — moim zdaniem — coraz bardziej niepokojące jest to, że właściwie zupełnie nieznany jest mechanizm podejmowania decyzji w tym państwie. Nawet najbliższe otoczenie Putina było zaskoczone decyzją o wycofaniu większości sił militarnych z Syrii. Potwierdził to rzecznik prasowy, mówiąc, że prezydent z nikim nie konsultował tego kroku. A zatem decyzja zapadła jednoosobowo.
— O czym to może świadczyć?
— Być może o tym, że niezmienna lojalność otaczającej Putina elity władzy jest jedną z podstaw jego silnej pozycji. Mimo że to właśnie ludzie z jego otoczenia tracą teraz konkretne pieniądze, gdyż większość tego „dworu” Putina jest finansowo zintegrowana z zachodnim systemem: poprzez ulokowane w zachodnich bankach pieniądze, nabyte tam nieruchomości, mieszkające tam ich rodziny, dzieci kształcące się na zachodnich uniwersytetach. Ci ludzie myślą w zachodnich kategoriach i nie w smak im powrót do domu, utrata majątków.
— I pozostają lojalni, mimo że to właśnie Putin naraził ich dobrobyt, wywołując zachodnie sankcje?
— Pozostają lojalni prawdopodobnie z powodu jakichś bliżej nieokreślonych, bardzo mocnych powiązań. Taka lojalność jest tym bardziej niezbędna w sytuacji, gdy zachodnie organy ścigania ujawniają, że transakcje zawierane ostatnio przez wiele osób z rosyjskiej wierchuszki były nielegalne, że odbywało się pranie brudnych pieniędzy, że istnieją mafijne związki. Rosyjskie elity poczuły się niepewnie na zachodnim gruncie.
— Za to w Rosji czują się pewnie.
— Potwierdzają to sondażownie, które dostarczają sprawującym władzę bardzo korzystnych wyników badań opinii. Badania podatności na protesty, fermenty społeczne nie wykazują tego rodzaju niebezpieczeństw. Nic nie wskazuje na to, by w Rosji w najbliższym czasie jakieś masowe protesty miały wysadzić kogoś z siodła.
— Bo telewizor jest w Rosji wciąż ważniejszy od lodówki?
— Tak, ludzie wciąż karmią się propagandowo spreparowanym przekazem telewizyjnym. Ale widziałam już w „rosyjskim” Internecie żart dobrze opisujący tę sytuację: telewizor z napisem „Macie pełną lodówkę” wypełnia pustą lodówkę! W Rosji spadły dochody ludności, bardzo podrożała żywność, coraz więcej rosyjskich rodzin znalazło się już w kategorii ubogich. Coraz więcej Rosjan wydaje wszystkie pieniądze wyłącznie na jedzenie. Jeśli taki stan potrwa dłużej, to może mieć jakieś znaczenie polityczne, ale na razie nie ma. Przeciętny Rosjanin uważa, że dobrze jest, jak jest.
opr. ab/ab