Piłowanie katolików – reaktywacja na Campus Polska

Jak zawsze – a stało się to już swoistą tradycją Campusu Polska – podczas tegorocznej imprezy oberwało się, „klerowi”, katolikom i Kościołowi. Proces piłowania katolików trwa w najlepsze dalej.

Campus Polska to rzekomo apolityczna impreza, finansowana hojnie ze środków niemieckich, w poprzednich latach przez fundacje powiązane z George Sorosem i środki niemieckie. W tym roku oficjalnym partnerem wydarzenia jest Fundacja Konrada Adenauera utrzymywana z niemieckich pieniędzy federalnych. To, rzecz jasna, nie jest problemem dla polityków rządzącej Koalicji 13 grudnia. I nigdy nie było.

Deklarujący się jako „stary komuch” Włodzimierz Czarzasty z właściwą sobie furią zaczął wyliczać, ile „rocznie kler dostawał pieniędzy z ministerstw czy spółek Skarbu Państwa”. Wyszło, że (!) 8 mld zł. Było jeszcze o „panu Rydzyku”, podatkach, co to ich ponoć „kler nie płaci”, o cmentarzach prowadzonych przez parafie itp. Czarzasty, jako rasowy (zatroskany o los obywateli) komunista, wzorem swoich poprzedników podkreślał, że nie wypowiada się ani przeciwko wierze, ani przeciwko ludziom wierzącym, bo „każdy ma prawo kochać jak chce i z kim chce i żyć jak chce”. Czyli jest za, a nawet przeciw. Tak samo zresztą, jak Sławomir Nitras domagający się w 2012 r. „opiłowywania” katolików z przywilejów. Jakie to niby katolicy mają przywileje? Tego do dziś się nie dowiedzieliśmy.

Jak zwykle zabrakło szczegółów, informacji, na co poszły środki – jeśli kwota jest prawdziwa, co bardzo wątpliwe (ochrona zabytków, współfinansowanie dzieł charytatywnych, szkół), jakie podmioty je otrzymały itp. Pozostał bluzg i to on ma się utrwalić w pamięci odbiorców, wywołać odpowiednie reakcje emocjonalne. Wedle doktryny ekipy Tuska bowiem wszystko, co robi Kościół, jest podejrzane. Nie ma on prawa do prowadzenia fundacji, stowarzyszeń – zakładanych przecież, rozliczanych, kontrolowanych, funkcjonujących ściśle według ogólnych zasad obowiązujących jednako wszystkich obywateli RP. Bo też, wedle Tuska i Czarzastego, „kler” to nie obywatele Polski, a Watykanu. Trudno o większą ignorancję i złą wolę. Analogicznie (w subiektywnym rozumieniu prawa przez rządzących) obywatele Polski – katolicy nie mają prawa do tego, by z ich podatków finansować szkoły katolickie, lekcje religii, domy opieki i hospicja prowadzone przez Kościół, chronić zabytki, wprowadzać w życie inicjatywny upamiętniające historię itd. Póki co, jest nas większość i to my utrzymujemy w dużej mierze państwo…

Ale ta wiedza przerasta intelektualne możliwości poznawcze prelegentów. Albo świadomie kłamią.

Niezmienna jest za to motywacja

Nitras swoje groźby tłumaczył prosto: „bo inaczej znowu podniesiecie głowę”. Czyli tłumacząc z polskiego na nasze: ludzie wierzący mają trzymać „ruki po szwam”, dmuchać w kaganek oświaty niesiony przez panią minister Nowacką – aby płomień nowoczesności nie zgasł i rozproszył ciągle snujące się wokół kościelnych krucht „mroki średniowiecza”, bezkrytycznie przyjmować wszystko, co nam jaśnie oświecona europejska „elita” proponuje. I wtedy będzie dobrze. A najlepiej, jakby w ogóle Kościół zniknął z powierzchni ziemi. Przestał oddziaływać na ludzi. Schował do kantorka na szczotki te swoje sakramenty, przykazania, wizję rodziny i małżeństwa, zostawił wychowanie dzieci ekspertom spod znaku LGBT+, zamienił kościoły na knajpy, wycofał się z oddziaływania na kulturę, sprzedał zabytki i pieniądze oddał Sorosowi! Wtedy będzie raj! I postulaty zawarte w słynnym (z racji przypomnienia podczas paryskiej olimpiady) przeboju Johna Lennona z 1971 r. pt. „Imagine” – zakładające komunistyczną wizję rzeczywistości bez narodów i religii – wreszcie zmaterializują się.

Popuśćmy wodze wyobraźni, wyobraźmy sobie, że tak się stanie. Co wtedy?

Co dalej?

W minioną niedzielę czytaliśmy fragment Ewangelii św. Jana zawierający finalną część tzw. Mowy Eucharystycznej Jezusa. Dla wielu jej treść była nie do przyjęcia. Odeszli. „Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać”… Czy to rozwiązało problem?

Tak najłatwiej jest powiedzieć. Wzruszyć ramionami, wybrać łatwiejsze i – pozornie – prostsze rozwiązanie. No dobrze, ale co dalej? Można tak samo postąpić z Kościołem, życiem sakramentalnym, katechizmem, dogmatami i Dekalogiem. Można złożyć akt apostazji – wystarczy znaleźć odpowiednią stronę internetową, wybrać gotowca, zaznaczyć kopiuj/wklej, bluznąć księdzu na odchodne w kancelarii parafialnej i po temacie. Naprawdę? Co dalej?

Byłem świadkiem odejść z tego świata wielu ludzi, wierzących i niewierzących. I widziałem w oczach tych drugich wszystko: pustkę, rozpacz, przerażenia, wściekłość, gniew. Nie było w nich tylko nadziei.

Słyszymy dziś: „Wyrzucić Boga z przestrzeni publicznej, ze szkół, zakazać eksponowania symboli religijnych w urzędach i modlitwy poza świątynią!”. Da się zrobić – wystarczy ideologiczny zapał kilku sędziów czy urzędników magistratów, „rozgrzany” parlament z tęczowo-czerwoną większością. Ale co dalej? Natychmiast zachwaści się ona setkami nowych symboli, znaków, ideologii.

„Musicie coś w tym Kościele zmienić, zacząć myśleć nowocześniej, dać sobie spokój ze średniowiecznymi zasadami, Dekalogiem. Bez przesady! Mamy XXI wiek” – postulował ktoś niedawno w komentarzu do tekstu jednego z tygodników katolickich. Tylko że w ich miejsce wejdą inne, stokroć surowsze, bezwzględne i okrutne. Tak ma wyglądać świat bez Synaju i Góry Błogosławieństw? Świat bez rodziny, małżeństwa, szacunku do życia ludzkiego – za to z niezliczoną liczbą podróbek miłości, prawdy i dobra. Śmietnikiem idei, gdzie każdy ma swoją prawdę i żyje po swojemu. Co dalej? – pytam. Czy taki świat ma choć cień szansy na przetrwanie?

Przed laty jeden z moich licealnych uczniów wykrzyczał na lekcji: „Kościoły, zabytki, dzieła sztuki!... – sprzedać je, spieniężyć zasoby Muzeum Watykańskiego, a pieniądze przeznaczyć na cele społeczne!”. „Pozamykać rozgłośnie i telewizje katolickie! Etc.” – krzyczą ludzie. OK, zakładamy hipotetycznie taki wariant. Bez trudu da się to zrobić – prywatne galerie wielkich tego świata zapewne chętnie zapełniłyby się nimi. Może nawet jakiś bogaty szejk spełniłby marzenie sułtana Selima II, zamieniając Bazylikę św. Piotra na stajnię dla koni. Na ile czasu wystarczy środków? Rok, dwa, pięć lat? I co dalej?

Chodzi o władzę totalną

Wydaje się, że Czarzasty, Nitras, Tusk, Trzaskowski et consortes nie myślą o tym. Nie obchodzi ich to, tak jak całej lewackiej hałastry na lewo i prawo kłamiącej, bluzgającej, grożącej, obrażającej wszystkich, którzy ośmielają się mieć swoje zdanie.

Bo chodzi o władzę. O rząd dusz. O panowanie. Totalne i niepodzielne!

Na koniec cytat – słowa autorstwa Jacoba Rotschilda:

„Źródłem władzy nie jest odznaka lub broń. Władzę masz wtedy, gdy kłamiesz na wielką skalę, a cały świat tańczy, jak mu zagrasz. Kiedy wszyscy przyznają ci rację, choć dobrze wiedzą, że łższesz. Wtedy masz ich w ręku”.

O taki świat, w skali globalnej, chodzi. O strach i dyktat jedynie słusznej idei.

Póki jest Kościół, ludzie kochający Boga, żyjący na co dzień Ewangelią, owa wizja nie ma szans na realizację.

O taką stawkę toczy się gra.

Źródło: Echo Katolickie 35/2024

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama