Dlaczego Rosjanom trudno uznać prawdę historyczną dotyczącą II wojny światowej
Czytając o reakcji Rosjan na uchwałę katyńską polskiego parlamentu przypomniało mi się, jak dwadzieścia dwa lata temu mój znajomy odwiedził mnie z dwudziestoletnią Rosjanką. Był rok 1987. Do mojego mieszkania weszła Tatiana. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem homo soveticusa. Tatiana była dziewczyną przy kości. Ładna twarz, przestraszone, zagubione oczy i bardzo brzydkie ubranie. Wszystko robiła nieporadnie. To co jej pokazywaliśmy: płyty, albumy, książki, nasze łamanym rosyjskim opowiadane anegdoty przyjmowała jak relacje z kosmosu. Gdy nastała noc, postanowiłem przeprowadzić agresywny atak na jej sowieckość.
Unieszkodliwić wiedzę
Miałem w domu kilka egzemplarzy książek wydanych po rosyjsku w Paryżu. Wyciągnąłem z biblioteki najbardziej opasłą i wręczyłem Tatianie. Już napisy na okładce wywołały na jej twarzy rumieńce. Czytała całą noc. Rano w jej wielkich oczach iskrzyło. Powiedziała: „oni tam napisali, że my jak faszyści”. Cała faktografia komunistycznych zbrodni: morderstwa, gułagi, psychuszki wbiła się w jej sowiecką wiedzę jak osinowy kołek. Rozmawialiśmy i czułem, jak Tatiana walczy. Co z tego, że poprzedniego wieczoru opowiadała nam, że każdy w Związku Radzieckim musi być w komsomole. Co z tego, że w jej mieście oddalonym o trzy tysiące kilometrów od Moskwy pionierzy mieli dwie specjalizacje: fotografia i wspinaczka. Fotografami mogli zostać tylko posiadacze aparatów fotograficznych. Tatianie pozostała wspinaczka. Opowiadała, jak trudno przy jej tuszy wisieć na ścianie, jak się boi, jak płacze, jak tego nienawidzi. Ale czym innym były informacje, że facet, który z każdej ściany i każdego głównego skweru spogląda, stworzył jeden z najbardziej zbrodniczych systemów odpowiadających za miliony niewinnych ofiar. Książka rosyjskiego historyka żyjącego w wolnym świecie stanęła naprzeciw wszystkim, których Tatiana znała z domu i szkoły. Nagle musiała wybierać, czy jej świat jest zakłamany, czy też może trafiła do jednego z tych domów, w którym wroga obca propaganda przemyca do jej niewinnego ucha fałszywe treści. Gdy widziałem jej walkę, żałowałem, że dałem jej do przeczytania tę książkę. Nowa wiedza męczyła ją jak grypa. Ona nie mogła jej przyjąć, jej ojciec, jej nauczyciel nie mógł stać się nagle kłamcą. Musiała nową wiedzę unieszkodliwić, wyprzeć, kupić sobie wymarzone rajstopy i bezpiecznie wrócić do wspinaczkowej rozpaczy. Na dworcu widziałem, że książkę, którą przeczytała, uznała, za widziadło. Gdy wsiadała do pociągu, Lenin wrócił na właściwe miejsce. Tatiana w wyborach prezydenckich pewno głosowała na Władimira Putina. Przecież on tak jak i ona nie wyparł się swoich korzeni. Myślę, że podobnie inni Rosjanie wbili się w fałszywą świadomość, a ona stała się ich prawdą. Oni nie mogą się od niej uwolnić.
Klatki to ich kręgosłupy
Jest takie opowiadanie Topora. Wyprawa ląduje na nieznanej planecie i widzą ludzi uwięzionych w klatkach. Zaczynają ich uwalniać, ale co przetną klatkę, człowiek znajdujący się w niej umiera. Gdy zostaje, ostatni pytają: Dlaczego oni wszyscy umarli, czy tak nie lubią wolności? Odpowiedź brzmi: „bo to nie są klatki, to ich kręgosłupy”. Tak jest z Rosjanami. Atak medialny na Polski parlament, ten dziwiący nas brak chęci do uznania oczywistych faktów spowodowany jest tym, że my chcemy przeciąć im kręgosłup, a bez tego kręgosłupa, wydaje im się, że nie można żyć. Z tej opowieści nie ma morału. Rosjanie, ich sposób myślenia i życia, ich cywilizacja jest absolutnie inna niż nasza. Inaczej definiujemy podstawowe pojęcia. Nie stworzymy świata politycznej zgody, zbliżenie między państwami, polityka pojednania wydaje się niemożliwa i z tym trzeba się pogodzić. Ale państwo to jedno, Tatiana, Dymitr, Wołodia to drugie. Ich filozofia, literatura, sztuka ich sposób przeżywania drugiego człowieka, tu możemy się czegoś nauczyć i możemy ich nauczyć czegoś, czego nie potrafią zrozumieć. Musimy się przyzwyczaić, że Rosjanin ma potrójną tożsamość: człowiek o złotym sercu, autorytarny państwowiec i homo sovieticus. To ostanie, choroba, miejmy nadzieję jest uleczalna. Ale lekarzami nie są politycy tylko czas.
opr. mg/mg