Może dobrze się stało, że niesformalizowany tekst deklaracji wiary nauczycieli wywołał niemałe emocje. Jeszcze raz staliśmy się świadkami niewybrednych tyrad, tylko o co ten cały jazgot?
Może dobrze się stało, że niesformalizowany tekst deklaracji wiary nauczycieli wywołał niemałe emocje, zahaczając nawet o szczebel rządowy. Jeszcze raz staliśmy się świadkami niewybrednych tyrad, tylko o co ten cały jazgot?
Zaczęło się od lekarzy i apelu dr Wandy Półtawskiej o podpisywanie deklaracji wiary lekarzy. Teraz w internecie pojawił się pomysł, by podobny dokument podpisywali nauczyciele. Wersje robocze „Deklaracji wiary i sumienia nauczycieli polskich” zamieścił na stronie neon24.pl bloger Janusz Górzyński, zastrzegając, że są to dopiero prace wstępne nad pełnym tekstem. I stała się rzecz niebywała. Nad pełzającym jeszcze projektem niemal natychmiast pojawiły się ciemne chmury i rozpętała się prewencyjna histeria. Krytyczny głos w sprawie pomysłu stworzenia takiego dokumentu zabrali już m.in. prof. Magdalena Środa, Małgorzata Kidawa-Błońska, rzecznik rządu, i sama minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska. Ta ostatnia zresztą zapowiedziała sankcje dyscyplinarne pod adresem nauczycieli, którzy odważą się podpisać pod dokumentem.
Zaznaczmy, że projektów deklaracji wiary nauczycieli jest kilka, generalnie jednak sprowadzają się one do tego, by pedagodzy mogli zadeklarować, że Bóg jest prawdą najwyższą, a oni sami będą rzetelnie, w duchu patriotycznym i ewangelicznym wychowywać młode pokolenie, ucząc ich poszanowania dobra wspólnego, szacunku i umiłowania Kościoła katolickiego, bliźnich, narodu polskiego i ojczyzny, wyrażając przy tym wdzięczność przodkom za przekazanie i pielęgnowanie tradycji cywilizacji chrześcijańskiej. Czytając projekty dokumentu, trudno dopatrzeć się w nich jakichś przekłamań, niedomówień czy niejasności, czegoś, co mogłoby budzić poważne wątpliwości, tymczasem... „Szkoła publiczna powinna być neutralna światopoglądowo, także nauczyciel uczący w szkole publicznej powinien w swojej pracy tę neutralność zachować, inaczej łamie prawo” — oświadczyła minister Kluzik-Rostkowska. Bo według pani minister taki nauczyciel łamie konstytucję i przepisy Karty Nauczyciela. Wyraziła też życzenie, żeby dokument pozostał w sferze projektu, bo inaczej polskiej szkole grozi „wojna religijna”. W podobnym tonie o „niedorzecznym dokumencie i szkole neutralnej poglądowo” wypowiedziała się w programie „Gość poranka” w TVP Info rzecznik rządu. „Każdy człowiek ma sumienie i powinien postępować zgodnie z nim, ale też wypełnia pewne role społeczne w państwie, które ma konstytucję i prawo — stwierdziła Kidawa-Błońska. O krok dalej w rozmowie z portalem Natemat.pl posunęła się z kolei prof. Środa, wzywając wprost do usuwania sygnatariuszy deklaracji z pracy. „Polska staje się krajem fundamentalizmu religijnego, i to w środku Europy” — oburzała się. Wyraziła też opinię, że nauczycieli powinien obowiązywać „zakaz mieszania prywatnych przekonań ideologicznych czy religijnych do nauczania”. Wszystkie te niezwykle krytyczne wypowiedzi, mówiąc delikatnie, wywołują wrażenie, że oto niektórzy boją się deklaracji wiary nauczycieli jak przysłowiowy diabeł święconej wody. Bardziej jednak niepokoi fakt, że wszystkie panie mijają się z prawdą. Wystarczy odnieść się do zapisów konstytucji i dokumentów dotyczących oświaty. Kultura chrześcijańska, do której odwołuje się projekt deklaracji wiary nauczycieli, jest wartością konstytucyjną Rzeczypospolitej, a przekazywanie jej przyszłym pokoleniom jest jej obowiązkiem. Szkoły są zobowiązane do respektowania chrześcijańskiego systemu wartości również przez ustawę o systemie oświaty. „Nauczanie i wychowanie, respektując chrześcijański system wartości, za podstawy przyjmuje uniwersalne zasady etyki” — czytamy w preambule dokumentu.
Polska konstytucja gwarantuje wolność uzewnętrzniania swoich przekonań religijnych, a rodzice mają prawo do nauczania i wychowania dzieci zgodnego ze swoimi przekonaniami religijnymi (art. 53 ust. 3 i 4). Konstytucja nie mówi nic o neutralności światopoglądowej, a o ści religijnej i światopoglądowej władzy publicznej i państwowej. Bezstronność oznacza zakaz dyskryminacji jakiejkolwiek grupy obywateli ze względu na ich przekonania. Groźby sankcji dyscyplinarnych wypowiedziane publicznie przez minister Kluzik-Rostkowską gwałcą konstytucyjne prawo obywateli. Do wypowiedzi minister edukacji odniósł się abp Stanisław Gądecki, zaznaczając, że „Gdyby ministerstwo zmierzało w tym kierunku, by pod pozorem bezstronności szkoły wprowadzać do niej skrajnie ideologiczne programy nauczania, stojące w sprzeczności z godnością człowieka, z Konstytucją (art. 48 i 53), zdrowym rozsądkiem i przekonaniami rodziców oraz ignorując to, że ani społeczeństwo, ani państwo nie powinny zmuszać nikogo do działania wbrew jego sumieniu ani zabraniać zgodnego z nim działania, to istotnie samo przyczynia się do tworzenia realnych przesłanek do niepokojów w szkole”. (Obszerne fragmenty oświadczenia przewodniczącego KEP zamieściliśmy na s. 4 „PK” 32/2014).
A co o pomyśle dokumentu mówią sami zainteresowani? — Mam szczęście uczyć w szkołach katolickich i zupełnie naturalnym jest dla mnie ocenianie bohaterów literackich czy też komentowanie bieżących wydarzeń w odniesieniu do nauki Kościoła. W moim odczuciu osobowość nauczyciela, jego tzw. świadectwo życia w istotny sposób wpływa na uczniów, proces edukacji jest więc ściśle powiązany z procesem wychowania — mówi Katarzyna Błajet, nauczycielka języka polskiego w Publicznym Gimnazjum Katolickim im. św. S. Kostki w Poznaniu i Publicznym Liceum Ogólnokształcącym Katolickiego Stowarzyszenia Wychowawców im. bł. N. Tułasiewicz w Poznaniu. — Nie wyobrażam sobie zatem, aby — jak uważa minister Kluzik-Rostkowska — przyjmować w pracy postawę światopoglądowo neutralną; oznacza to, że na czas wykonywania obowiązków pracowniczych powinno wyzbyć się swych przekonań. Jest to dla mnie założenie, które godzi w prawo wolności sumienia — tłumaczy. Zwraca uwagę, że przeciwnicy podpisania deklaracji, choć na razie znajduje się ona w fazie projektu, już teraz próbują zastraszyć nauczycieli. — Projekt wyraźnie mówi o nienarzucaniu uczniom swoich poglądów, skąd więc tyle obaw? — zastanawia się Błajet. — Jestem przekonana, że jeżeli dojdzie do podpisywania deklaracji, musimy stanowczo opowiedzieć się za prawem Bożym. Osobiście nie potrafię myśleć o niej inaczej niż w kontekście słów Chrystusa: „Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem”. Jej podpisanie będzie publicznym wyznaniem wiary. Mam wrażenie, że dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek trzeba być radykalnym. Jeśli pozwolimy sobie zakneblować usta, przyjdzie nam niebawem żyć w państwie orwellowskiego totalitaryzmu. Jeżeli deklaracja powstanie, na pewno ją podpiszę — deklaruje.
— Należę do pokolenia nauczycieli, które nie stawało przed wyborem podpisywania deklaracji, aby pracować zgodnie z Dekalogiem. W mojej szkole przekazujemy uczniom wszystkie ważne wartości chrześcijańskie przez cały proces dydaktyczno-wychowawczy, który odnosi się nie tylko do karty nauczyciela — opowiada Małgorzata Hofa-Bargiel, która
od 20 lat pracuje w XI Liceum Ogólnokształcącym w Poznaniu, ucząc historii i wiedzy o społeczeństwie. — nauczycielem dla mnie to nie tylko misja, ale i odpowiedzialność, więc na pewno podpisuję się pod słowami św. Jana Pawła II: „szczególnej wrażliwości ze strony wszystkich, którzy pracują w szkole, aby stworzyć w niej klimat przyjaznego i otwartego dialogu. (...) Szkoła winna stać się kuźnią cnót społecznych, tak bardzo potrzebnych narodowi” — przekonuje. Podkreśla, że wspomniane przez papieża cnoty wpajane są młodym przez przykład rekolekcji, na które zapraszani są wszyscy uczniowie bez względu na wyznanie, organizowanie wigilii dla bezdomnych i potrzebujących, wolontariat, który jest powszechny w XI liceum. — łam propozycję deklaracji. Widziałabym raczej umiarkowanie w tego typu sądach i wszelakich sporach. Częściej nie deklaracje, a czyny są świadectwem wartości — stwierdza Hofa-Bargiel.
***
Pamiętają Państwo ze szkoły zasady dynamiki Newtona? Jeśli jest akcja, to następuje też reakcja... Trochę smutne jest to, że w katolickiej Polsce doczekaliśmy czasów, w których ludzie muszą udowadniać swoje przekonania, broniąc się w ten sposób przed wprowadzanym „tylnymi drzwiami” i narzucanym im a priori prawem, często niezgodnym z wyznawanymi przez nich wartościami i stawiającym ich w konflikcie z własnym sumieniem. Być może jednym ze sposobów stanięcia w kontrze jest opracowanie i sygnowanie deklaracji wiary. Niedawno odezwali się w tej sprawie prawnicy... Przeciwnikom podpisywania deklaracji należy przypomnieć, że nie jest to dokument obligatoryjny tylko dobrowolny wybór. Czy pojawią się deklaracje wiary innych grup społecznych, np. aktorów, którzy nie będą chcieli grać w sztukach typu Golgota Picnic? Z jednej strony warto docenić oddolną inwencję świeckich katolików, z drugiej — nie sposób nie podać w wątpliwość, choćby na przykładzie prof. Bogdana Chazana czy Marka Cichuckiego, aktora wyrzuconego z Teatru Nowego w Łodzi za nazwanie wspomnianego wyżej spektaklu „bełkotem”, czy takie działanie ma sens? Mnożenie dokumentów może zapędzić nas w kozi róg, bo na razie, niestety, nie jest dla katolików żadnym wentylem bezpieczeństwa...
opr. mg/mg