Żywność w śmieciach zamiast na talerzu

W domach rocznie wyrzuca się ponad 2 mln ton jedzenia. Trzy razy tyle marnują producenci, hurtownicy, hipermarkety. Tymczasem ponad 2,5 mln ludzi w Polsce nie stać na podstawowe produkty żywnościowe…

Żywność w śmieciach zamiast na talerzu

W domach rocznie wyrzuca się ponad 2 mln ton jedzenia. Trzy razy tyle marnują producenci, hurtownicy i hipermarkety. Ciekawe, ilu z 2,5 mln ludzi niemogących dziś kupić podstawowych produktów żywnościowych najadłoby się, gdyby nie nasza rozrzutność?

W jednym z raportów Organizacji Narodów Zjednoczonych ds. Wyżywienia i Rolnictwa podano, że w 2007 r. na świecie zmarnowano aż 1,6 mld ton żywności „pierwotnych odpowiedników produktów” przy całkowitej produkcji rolnej wynoszącej około 6 mld ton. Z badań Komisji Europejskiej wynika, że 27 krajów UE marnuje 89 mln ton żywności rocznie. Eurostat, dysponujący danymi sprzed ośmiu lat, wskazuje zaś, że w Polsce marnuje się blisko 9 mln ton żywności rocznie. Te dane przerażają tym bardziej, gdy zestawi się je z faktem, że ponad 700 tys. polskich dzieci jest wciąż niedożywionych, a ponad 2,5 mln osób w naszym kraju nie stać na zakupy podstawowych artykułów żywnościowych. Kwestia niedożywienia nie dotyczy więc tylko państw afrykańskich, ale jest realna tu i teraz. W Polsce.

Stefanowa ćwiartka chleba

Pan Stefan ma około siedemdziesiątki. Niski, żylasty, w ciągłym biegu. A to zbiera puszki, a to wyprowadza psa sąsiadów, zimą odśnieża, latem grabi. Za psa i sąsiedzką pomoc dostanie czasem „piątaka”, czasem „dychę”. Za 6,5 kg puszek 16 zł. Ile to? — 60 puszek wchodzi na kilogram, a więc bym miał te 16 zł, muszę ich zebrać 360 — mówi. Zbiera wcześnie rano, bo konkurencja nie śpi. Z tego, co „zarobi”, i tak zwykle nie starcza, by porządnie jeść. Na szczęście kilkoro sąsiadów zawsze coś mu zostawi. Czasem ćwiartkę bochenka chleba, czasem kilka ziemniaków. Zostawiają jemu, zamiast wyrzucać. Inaczej niż 39 proc. Polaków, którzy mówią o tym świadomie w raporcie Zapobieganie marnowaniu żywności z korzyścią dla społeczeństwa przygotowanym w październiku 2013 r. przez Federację Polskich Banków Żywności. — Żywność jest marnowana, bo kupujemy jej za dużo — mówi wprost Magdalena Krajewska, prezes Banku Żywności SOS w Warszawie. — To są dla nas drobne rzeczy, jakiś plaster wędliny, przeterminowany jogurt, ćwiartka kostki sera, kilka skibek chleba. Ale jak to się przeliczy w skali roku, to wychodzi, że marnujemy żywność za kwotę 900 zł. To są pieniądze wyrzucone do śmieci — alarmuje. Przemnażając przez liczbę gospodarstw domowych w naszym kraju, daje to ponad 2 mln ton jedzenia rocznie! Pan Stefan na te sumy kręci tylko głową. I tak ma szczęście, że sąsiedzi zamiast wyrzucać jedzenie, zostawiają je dla niego.

Śniadanie w śmietniku

Magdalena Krajewska mówi, że marnujemy żywność nie dlatego, że wciąż pokutuje w nas syndrom jej gromadzenia, który wynieśliśmy z czasów PRL, a dlatego, że nas na to stać. Przyznaje też, że marnujemy tyle żywności, bo zamiast racjonalnie, kupujemy ją „oczami”. — Kupujemy w promocji coś, co nie jest nam potrzebne, zamiast jednego jabłka bierzemy od razu kilogram. Nie robimy planów zakupów pod konkretne posiłki, które w ciągu tygodnia zjemy — wylicza. Ma rację, a potem w śmietnikach ląduje rocznie kilkaset ton żywności. Potwierdza to pan Adam, którego spotykam w jednej z poznańskich jadłodajni Caritas. On choć ma mieszkanie i pracę na pół etatu, to z 870 zł często po zapłaceniu świadczeń, środków czystości i biletów nie jest w stanie kupić sobie niczego ciepłego do jedzenia. — Tu zawsze najem się do syta — mówi. Zjadł właśnie zupę, wcześniej ziemniaki i porcję makaronu. — Mogę też dokupić za 50 groszy chleb, są i serki, także i na kolację coś będzie — mówi. Śniadania ostatnio znajduje w pobliskim... śmietniku. — Ktoś regularnie wyrzuca kanapki, ładnie opakowane w sreberka — cieszy się. Pan Adam jest z wykształcenia psychologiem, do emerytury brakuje mu jeszcze 10 lat. Ale w jadłodajniach są też emeryci. To oni oraz niedożywione dzieci są głównym beneficjentem Banku Żywności pani Magdy. — Nasze organizacje mają pod opieką 12 tys. emerytów i rencistów i blisko 7 tys. dzieci — wylicza. Wszystkie tylko z Warszawy i okolic. — Nie pomagamy wszystkim emerytom, a tylko tym, których świadczenia wymuszają konieczność zakupu najtańszej, często niezdrowej żywności. Dzieciom zapewniamy posiłki w weekendy, pomoc w tygodniu dobrze mogą organizować szkoły — tłumaczy.

Taniej utylizować?

Najwięcej żywności marnuje się jednak wcale nie w domach. Blisko 6,6 mld ton jedzenia psuje się u producentów, w hurtowniach i hipermarketach. — Z jednej strony produkuje się znacznie więcej, niż jesteśmy w stanie kupić, z drugiej błędy marketingowe sprawiają, że na przykład produkt o określonym smaku nie schodzi z półek, jak przewidywały to przeprowadzane wcześniej badania — wylicza Magdalena Krajewska. Prezes warszawskiego Banku Żywności SOS przyznaje też, że duży odsetek marnowanej żywności wynika z wad — głównie kształtu, który z jednej strony dyskwalifikuje produkt, z drugiej nie skreśla go jako zdatnego do spożycia. Rolę Banku Żywności, któremu szefuje określa krótko: „Jesteśmy pośrednikiem między hurtownikiem, producentem czy marketem a firmą utylizacyjną”. — To z nimi, a nie z Polskim Czerwonym Krzyżem czy Caritasem czy innymi organizacjami pomocowymi tak naprawdę konkurujemy — zaskakuje. Potwierdza to pracownik jednej z organizacji charytatywnych, który prosi o anonimowość. — Dużym hipermarketom bardziej opłaca się utylizować, niż przekazywać żywność naszej organizacji. Bo utylizacja jest mniej kosztowna, pracochłonna i czasochłonna — przyznaje. Od październikowej nowelizacji ustawy o podatku VAT, znoszącej podatek od darowizn żywnościowych powinno zacząć się spożywczym mocarzom opłacać przekazywać niesprzedaną żywność potrzebującym. Nie dość, że odliczą sobie tę sumę od podatku, to jeszcze zyskają na społecznym prestiżu. — To prawda, ale u szefów wielu marketów wciąż pokutuje przykład piekarza z Legnicy, który po obdarowaniu chlebem ubogich, musiał zapłacić zaległy podatek — przypomina sprawę sprzed sześciu lat pani Magda. Czyżby zatem główni rynkowi gracze branży spożywczej nie znali prawa?

Rodzynki i wielkie oczy

Gwoli sprawiedliwości wśród hipermarketów zaczęły pojawiać się rodzynki. Dwa. Firma Tesco, odkąd wprowadzono zwolnienie z podatku VAT dla darczyńców żywności, przekazała ponad 250 ton żywności, która zamiast zostać zutylizowana, posłużyła do przygotowania pół miliona posiłków dla potrzebujących. — Projekt przekazywania żywności objął już ponad 30 sklepów Tesco w całej Polsce i planujemy, żeby do końca roku przekazywanie odbyło się we wszystkich naszych hipermarketach — mówi wiceprezes firmy, Czesław Grzesiak. Carrefour natomiast od 2011 r. przy współdziałaniu z Caritas Polska zapewnił już 420 tys. posiłków dzieciom uczęszczającym do 40 świetlic środowiskowych Caritasu w całej Polsce. Okazuje się zatem, że można. Pozostałe „sieciówki” wciąż jednak nie wypracowały sobie wewnętrznych procedur przekazywania niepotrzebnej żywności. Gdy pragnący zachować anonimowość pracownik organizacji pomocowej zapytał wprost: kiedy te procedury zostaną wprowadzone, zawsze dostaje tę samą odpowiedź: „Prace trwają, ale co do terminu — nie wiadomo”. Procedury wewnętrzne to jednak nie jedyne bariery w pozyskiwaniu żywności, która — gdy nie przechwycą jej Banki Żywności, Caritas czy Czerwony Krzyż — przeznaczona zostanie do utylizacji. — Problemem są terminy przekazywania, bo jak wszyscy i my odbieramy tylko żywność nieprzeterminowaną. Na przykład latem, gdy dostajemy jogurty z kilkudniowym terminem ważności, drastycznie, bo ledwie do kilku najbliższych parafii zawęża nam się możliwość ich dystrybucji — mówi z kolei Anna Michalska, zajmująca się pozyskiwaniem funduszy dla Caritas Archidiecezji Poznańskiej. — Problemem jest to, żeby kwestią marnowanej żywności ktoś się w ogóle zajął. Bo jak zapyta pan w sklepie kierownika, co robi z żywnością, która nie zejdzie ze stanów magazynowych, on zwykle robi wielkie oczy — dodaje z kolei Magdalena Krajewska.

*

Przez 12 lat Polski Czerwony Krzyż w ramach programu Godne Dzieciństwo sfinansował ponad 7 mln ciepłych posiłków. Na pomoc socjalną i dożywienie wydał łącznie ponad 7,8 mln zł. Caritas w ponad stu swoich jadłodajniach, takich jak ta w Poznaniu, tylko w roku 2012 wydał 1,8 mln posiłków. A do marca z programu PEAD, mającego za zadanie dostarczać nadwyżki żywności do najuboższej ludności Unii Europejskiej wydał ponad 34 tys. ton artykułów spożywczych o łącznej wartości blisko 110 mln zł. Była jeszcze zeszłoroczna akcja „Kromka Chleba”, w ramach której diecezjalna Caritas dożywiła 12,5 tys. osób. Trzydzieści dwa Banki Żywności, takie jak ten pani Magdy, rocznie pozyskują kilkadziesiąt milionów kilogramów żywności. Liczby robią wrażenie. Są jednak wciąż zbyt małe wobec jeszcze większych zapisywanych przy pozycjach „potrzeby” i „marnotrawstwo”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama