Caritas pracuje nad utworzeniem korytarzy humanitarnych, którymi uchodźcy trafią do Polski. Tylko w ten sposób możemy pomóc najbardziej potrzebującym, nie narażając naszego bezpieczeństwa
Caritas pracuje nad utworzeniem korytarzy humanitarnych, którymi uchodźcy trafią do Polski. Tylko w ten sposób możemy pomóc najbardziej potrzebującym, nie narażając naszego bezpieczeństwa.
Podczas ostatniego posiedzenia Konferencji Episkopatu Polski biskupi poruszyli ten temat i zlecili Caritas Polska zorganizowanie takich korytarzy. Rozpoczęło się również poszukiwanie współpracowników – innych grup, wspólnot i stowarzyszeń, które gotowe są włączyć się w te działania. Niezbędna jest również pełna koordynacja z administracją państwową. Tak na razie wyglądają założenia polskich korytarzy humanitarnych. Teraz trzeba pytać o ich praktykę.
Korytarze humanitarne działają we Włoszech od początku roku. Ich inicjatorem jest Wspólnota Sant’Egidio i federacja włoskich kościołów protestanckich. Celem korytarzy jest pomoc najsłabszym spośród uchodźców w przedostaniu się do Europy w cywilizowany sposób, bez korzystania z usług szemranych pośredników i śmiertelnie niebezpiecznej przeprawy przez morze. Projekt opiera się na europejskim ustawodawstwie, umożliwiającym wydawanie wiz humanitarnych. Konieczna jest też ścisła współpraca ludzi po jednej i drugiej stronie korytarza.
– Organizacje prowadzące projekt w kraju, w którym przebywają uchodźcy, przygotowują listę potencjalnych beneficjentów – tłumaczy Magdalena Wolnik ze Wspólnoty Sant’Egidio. – Trafiają na nią ludzie, którzy niezależnie od pochodzenia czy wyznania znajdują się w trudnej sytuacji: chorzy, niepełnosprawni, rodziny z dziećmi lub samotne matki. Na listę trafiają również chorzy, którzy w Libanie nie mają szans na leczenie. Niedawno przyjechała syryjska rodzina z dziewczynką, u której zdiagnozowano nowotwór oka. W Libanie nie można by jej uratować, we Włoszech otrzymała pomoc.
Listę osób objętych programem przygotowują lokalne stowarzyszenia, organizacje międzynarodowe i Kościoły. Pracują na miejscu, w nieformalnych obozach dla uchodźców w Libanie, często mieszkając wraz z uchodźcami. To oni listę z nazwiskami kandydatów przekazują władzom włoskim, żeby poddać je kontroli ze strony Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
– Członkowie Wspólnoty – mówi Magdalena Wolnik – pomagają im w procesie zbierania dokumentów, uczą języka. Jednocześnie przez 20–30 dni trwa rządowy proces dokładnego i wnikliwego sprawdzania tych osób pod kątem bezpieczeństwa. Następnie przyznawana jest im wiza humanitarna o ograniczonej ważności terytorialnej. Po przylocie do Włoch uchodźcy jeszcze przez kilka godzin pozostają na lotnisku, gdzie ich dane ponownie sprawdzane są przez policję. W ten sposób mamy pewność, że zapewnione jest bezpieczeństwo kraju przyjmującego uchodźców, a oni sami unikają często tragicznej w skutkach podróży przez Morze Śródziemne.
Uchodźcy korzystający z włoskich korytarzy humanitarnych często nie mają już nic. Przeżyli dramat pozostawienia swoich domów, uciekli z Syrii do Libanu. Tam na terenie 10 tys. km kwadratowych liczące nieco ponad 4 mln społeczeństwo przyjęło już milion uchodźców. Łatwo wyobrazić sobie warunki, w jakich muszą żyć.
– W Libanie nie ma oficjalnych obozów dla uchodźców – mówi Magdalena Wolnik. – W obozach nieformalnych uciekinierzy muszą wynajmować kawałek ziemi, stawiać prowizoryczne namioty albo korzystać z niewykończonych domów. Warunki życia są krańcowo trudne. Po ucieczce z ogarniętego wojną kraju, po dramatycznych nieraz próbach przetrwania w Libanie, wyjazd do Europy jest dla nich wybawieniem. To szansa na to, żeby w bezpieczny sposób trafić do miejsca, w którym będą mogli spokojnie żyć i budować swoją przyszłość – dodaje.
Korytarze humanitarne nie kończą się na lotnisku kraju docelowego. Uchodźcy we Włoszech nie są zostawiani sami sobie. – Przylatujący do Rzymu znają już zwykle kilka słów po włosku, bo uczyli się ich, czekając na weryfikację dokumentów – tłumaczy Magdalena Wolnik. – W ubiegłym tygodniu przyleciała grupa osób z Syrii. Ze wzruszeniem oglądaliśmy nagrania. Uradowane dzieci chwaliły się, że potrafią już liczyć do dziesięciu i że znają więcej włoskich zwrotów. Prawie natychmiast po wylądowaniu, po krótkiej aklimatyzacji dzieci także dorośli mogą zacząć za darmo pobierać lekcje języka, oferowane przez naszą wspólnotę. Wraz z językiem poznają również kulturę i historię kraju, w którym będą żyć. Trafiają w środowisko ludzi, którzy nie tylko są im życzliwi, ale również gotowi pomóc w szukaniu pracy, znalezieniu szkoły dla dzieci, wspólnoty, w której mogą praktykować swoją wiarę i poznać przyjaciół.
Uchodźcy sprowadzani w ramach programu korytarzy humanitarnych nie trafiają do zamkniętych obozów czy enklaw, ale zamieszkać mogą w dowolnym miejscu kraju, jeśli tylko znajdzie się tam dla nich mieszkanie. Wszędzie otoczeni są opieką, tak by mogli zacząć żyć jak inni przebywający we Włoszech imigranci i sami Włosi.
– Współpracujemy z różnymi organizacjami, parafiami i osobami prywatnymi – tłumaczy Wolnik. – Oni oferują pomoc w miejscach, w których sami żyją i działają, więc również i uchodźcy trafiają do różnych miast i miasteczek w całych Włoszech. Ostatnio jedna z rodzin otrzymała propozycję zamieszkania w Republice San Marino i tę propozycję przyjęła. To kolejny krok w pracy nad utworzeniem korytarza humanitarnego w tym kraju. Mamy nadzieję, że idea będzie podejmowana przez kolejne kraje europejskie.
Czy ten sposób sprowadzania imigrantów jest skuteczny? Czy rzeczywiście chcą się oni integrować z włoskim społeczeństwem, czy może wykorzystują korytarze humanitarne, by przeprowadzić własny plan przedostania się do Niemiec lub Szwecji? – Korytarze humanitarne działają we Włoszech od grudnia. Pierwsi uchodźcy przylecieli w lutym. Do tej pory przybyło ich około trzystu. Wszyscy nadal pozostają we Włoszech – mówi Magdalena Wolnik. – Być może nie planowali tego wcześniej i ich głównym celem było po prostu wyrwanie się z kraju ogarniętego koszmarem wojny. Wielu z nich pewnie nigdy wcześniej nie słyszało o Włoszech. Jednak w momencie, gdy została im zaoferowana konkretna pomoc i życzliwe przyjęcie, wszyscy zdecydowali się zostać. Dzieci chodzą do szkoły, ich rodzice mają szansę dostać pracę i normalnie żyć. Oni tylko tego chcą: normalnego, spokojnego życia o własnych siłach.
Chociaż temat nie należy do nowych i poruszany jest na różnych szczeblach, korytarze humanitarne w Polsce pozostają na razie w sferze nadziei. – Po spotkaniu Konferencji Episkopatu Polski rozpoczęły się rozmowy z rządem na ten temat. Dopóki trwają, mamy świadomość, że nie od nas zależy dalszy los tej inicjatywy – mówi Maria Titaniec, koordynator projektów międzynarodowych w Caritas Polska. – Na razie strona rządowa nie powiedziała „nie”, nie zamknęła nam drzwi. Mamy świadomość, że sprawa jest delikatna i jest za wcześnie, aby mówić o konkretnych planach. We Włoszech rozmowy prowadzące do otwarcia korytarza trwały rok. Na razie z naszej strony jest planowany wyjazd do Libanu, żeby zorientować się w sytuacji. Później być może będziemy mogli powiedzieć trochę więcej. – Wierzymy, że pomoc w ramach korytarzy humanitarnych będzie kiedyś możliwa – dodaje Paweł Kęska, rzecznik prasowy Caritas Polska. – W tej chwili chcemy się skupić na tych działaniach, które są możliwe do zrealizowania szybciej i zależą wyłącznie od nas. Takim projektem jest „Rodzina Rodzinie”, czyli nieco zmodyfikowana forma „Adopcji serca”. Chcielibyśmy, aby to był program systematycznej relacji i pomocy na poziomie parafii, wspólnot czy rodzin w Polsce i na Bliskim Wschodzie. Chcemy, aby rodziny i wspólnoty w Polsce podejmowały odpowiedzialność za rodziny w krajach zniszczonych wojną, zapewniając im środki na przetrwanie. Co ważne, nie ma to być jednorazowa pomoc, jakaś wysłana paczka, ale zobowiązanie do pomocy długofalowej, tak by ktoś drugi miał przed sobą pewną przyszłość. Żeby przynajmniej przez rok mógł myśleć o spokojnym życiu. W tej chwili pracujemy nad tym projektem, sondujemy potrzeby na Bliskim Wschodzie, ale sprawa jest naprawdę niezwykle ważna. To nie tylko pomoc materialna, ale również wielka szansa duszpasterska, polegająca na spotykaniu różnych sobie ludzi i oswajaniu nas z rzeczywistością człowieka, który choć jest inny od nas, również może bardzo potrzebować naszej pomocy.
opr. ac/ac