Zamach, który nie mógł się udać

Po akcji wojska prezydent Erdogan może przeprowadzić w Turcji cywilny zamach stanu. To prosta droga do destabilizacji państwa, będącego łącznikiem pomiędzy Europą i konfliktogennym Bliskim Wschodem

Po akcji wojska prezydent Erdoğan może przeprowadzić w Turcji cywilny zamach stanu. To prosta droga do destabilizacji państwa, będącego łącznikiem pomiędzy Europą i konfliktogennym Bliskim Wschodem.

Zamach, który nie mógł się udać

Niemal w tym samym czasie, gdy oczy całego Zachodu były zwrócone na francuską Niceę, w piątkowy wieczór 15 lipca w Turcji doszło do nieudanego, jak się później okazało, wojskowego zamachu stanu. W stołecznej Ankarze oraz Stambule rozlokowane został uzbrojone oddziały wojska, a na najważniejsze ulice czy mosty wyjechały pojazdy wojskowe. Oficjalnie artykułowanym celem działań spiskowców miało być obalenie władzy prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana i przywrócenie demokracji, praw człowieka i wolności, na których zbudowana została tamtejsza republika.

Gdzie jest prezydent?

Dla niemal każdego wojskowego zamachu stanu kluczowe są zawsze pierwsze godziny, tuż po decyzji o wyprowadzeniu wojska z koszar na ulice. Przede wszystkim spiskowcy muszą w takiej sytuacji uchwycić i następnie utrzymać strategiczne lokacje w najważniejszych miastach, ze stolicą na czele. Jednocześnie zatrzymać lub przynajmniej odizolować przedstawicieli dawnej władzy oraz zastraszyć wszystkich swoich przeciwników mogących zorganizować skuteczny opór. W przypadku obecnych wydarzeń w Turcji, zbuntowanym wojskowym nie udało się w żadnym stopniu spełnić do końca powyższych kryteriów. Chociaż pierwsze sygnały, napływające bezpośrednio z Ankary i Stambułu wskazywały, że nikt zarówno w samej Turcji, jak i na świecie, tak naprawdę nie jest przekonany, w jakim kierunku zmierza sytuacja w tym państwie. Najlepszym przykładem była postawa najważniejszych światowych aktorów, którzy w pierwszej fazie kryzysu zamilkli i niejako wyczekiwali chociażby z jasnym potępieniem działań spiskowców. Szczególnie, że pragmatycznie spoglądając na tamtejsze wydarzenia, można było odwołać się do historii. Sama Turcja dysponuje bowiem bardzo bogatą kartą w zakresie ingerencji sił zbrojnych w politykę wewnętrzną państwa. Wystarczy nadmienić, że z różnym powodzeniem siły zbrojne podejmowały tego typu działania w 1960, 1971, 1980, 1993 czy też w 1997 r. W 2016 r. mógł nastąpić kolejny epizod w tego rodzaju ciągu zdarzeń.

Jednak, jak się okazywało w kolejnych godzinach upływających z piątku na sobotę, przede wszystkim nie było samej jedności w ramach wojska. Chodziło zarówno o siły lądowe, jak i powietrzne, gdyż marynarka wojenna wydawała się najbardziej sprzyjająca puczystom. Część jednostek wojskowych do końca pozostała lojalna prezydentowi, w dodatku w samej Turcji funkcjonowały inne formacje paramilitarne, niepodlegające kontroli struktur armii. Stanowiło to realną przeciwwagę dla działań spiskowców. Przy czym, patrząc z perspektywy kolejnych dni, kluczowy dla fiaska całego przedsięwzięcia okazał się brak schwytania lub nawet zabicia samego prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana. Nie mówiąc już nawet o niemożności zablokowania jego przekazów do obywateli, kierowanych za pomocą najnowszych technologii teleinformatycznych. W dodatku, gdy okazało się, iż sam efekt zaskoczenia przestał działać na korzyść puczystów, w ich obozie zabrakło ewidentnie determinacji w zakresie użycia ostatecznego narzędzia w postaci siły. Finalnie, najpierw premier Turcji Binali Yildirim, a później sam prezydent Erdoğan mogli triumfalnie oznajmić sukces zatrzymania wojskowego zamachu stanu i wezwać do surowego ukarania winnych próby obalenia władz.

W trakcie ostatecznie nieudanego puczu doszło niestety do użycia przemocy i starć pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami władz. Liczne źródła podkreślają fakt, iż w czasie walk zginęło niemal trzysta osób, a rany odniosło niemal półtora tysiąca kolejnych. Jednak, tak czy inaczej, zastanawia fakt nader łatwego zatrzymania działań zbuntowanych jednostek wojska. Co więcej, coraz częściej zwraca się uwagę na chociażby zachowanie pilotów tureckich F-16, które miały przechwycić już w powietrzu prezydencki samolot i jedynie zmusić go do zmiany trasy. Mówiąc wprost, jeśli byłaby to odpowiednio przygotowana próba zamachu stanu, maszyna zostałaby strącona lub doprowadzona do lądowania, we wcześniej wyznaczonym miejscu. W dodatku opanowanym przez zrewoltowanych wojskowych, którzy użyliby osoby prezydenta jako karty w rozmowach ze stronnikami partii AKP i instytucji rządowych.

Rozbita armia

Pierwotnym powodem tego rodzaju indolencji i słabości zamachowców może być znaczący podział, który istnieje obecnie w tureckich siłach zbrojnych. Od pewnego czasu nie stanowią one już w pewnym sensie tak homogenicznego aktora na scenie politycznej, jak to miało miejsce przed rządami AKP. Zarówno obecny prezydent Erdoğan, jak i jego polityczni zwolennicy, doświadczeni historią Turcji od lat bowiem usilnie pracowali nad rozbiciem wewnętrznej spoistości wojska i podporządkowaniem sobie innych instytucji zajmujących się bezpieczeństwem. Odbywało się to poprzez kolejne nominacje na najwyższe stanowiska dowódcze, ale również poprzez ponawiane raz po raz czystki w wojsku oraz służbach specjalnych. Być może niedoszli spiskowcy musieli również niejako przyspieszyć swoje działania, wiedząc o kolejnej fali zwolnień lub wręcz aresztowań. Zaś pośpiech utrudnił pełną mobilizację sił, a także wprowadził chaos do ich działań.

Co zaskakujące i zapewne budzące liczne wątpliwości, co do wcześniejszego odpowiedniego przygotowania, sami zbuntowani wojskowi nie opanowali do końca sfery informacyjnej w Turcji. Chociaż nastąpiła próba przechwycenia państwowych mediów, to jednak podkreślana jest słabość w obrębie kontroli sygnałów płynących dość długo w sposób nader swobodny za pośrednictwem chociażby mediów prywatnych. Nie wspominając już o możliwościach innych kanałów przekazywania informacji. Do historii przeszła już zapewne scena, w której za pomocą aplikacji FaceTime prezydent Erdoğan, przez telewizję wzywa swoich zwolenników do gromadzenia się oraz oporu wobec puczystów. Przy czym, co równie interesujące, należy podkreślić, że sama Turcja ma już bardzo bogate doświadczenie w zakresie kontroli, czy wręcz wewnętrznej cenzury, przekazów informacyjnych. Rozwijanych właśnie przez administrację Erdoğana i partię AKP. Było to przecież wielokrotnie artykułowane jako swego rodzaju zarzut, który pojawiał się przy dyskusji o stanie demokracji w Turcji. Dlatego tym bardziej zastanawia brak wykorzystania wszystkich instrumentów wojny informacyjnej przez zbuntowanych żołnierzy.

Część wojska, która dążyła do obalenia władzy prezydenta Erdoğana, nie uzyskała także odpowiedniego wsparcia politycznego ze strony innych aktorów tureckiego życia politycznego. Tak naprawdę od zamachowców zdystansowane były wszelkie liczące się tam siły polityczne. Co więcej nawet te, które w ostatnim czasie najbardziej odczuły siłę działań partii AKP oraz samego Erdoğana w sferze ograniczenia przestrzeni demokratycznej w państwie. Zabrakło więc odpowiedniej legitymizacji do dalszych działań i tak naprawdę zaplecza kadrowego, wymaganego do przechwycenia najważniejszych instytucji państwa w dłuższej perspektywie czasu. Przy czym najbardziej zaskakującym był fakt, że nie zaprezentowano Turkom w sposób czytelny przynajmniej jednego lidera junty wojskowej, który byłby chociaż symboliczną alternatywą dla pozostającego na wolności prezydenta. Równocześnie należy podkreślić, że AKP i jej zwolennicy byli w stanie pojawić się w kluczowych lokacjach Ankary oraz Stambułu. Stanowiąc realną alternatywę dla zgromadzonych tam zbuntowanych jednostek wojskowych, dążących do obalenia władz.

Zielone światło dla Erdoğana

Trzeba zaznaczyć, że chociaż obecne władze ewidentnie zmieniają system polityczny i to w kierunku raczej odbiegającym od demokratycznych standardów, to jednak cały czas dysponują znacznym poparciem społecznym. Przy czym jego realne zbadanie jest utrudnione z racji działań samych władz. W tym kontekście, niemal od razu po załamaniu się głównych działań puczystów, pojawiły się hipotezy, iż cała operacja miała właśnie na celu utwardzenie żelaznego elektoratu AKP i skupienie wokół prezydenta Erdoğana znacznej grupy niezdecydowanych obywateli. Tak czy inaczej, dziś to właśnie prezydent Turcji może pochwalić się tym, że udało mu się przetrwać bezpośrednie starcie z wojskiem i jednocześnie utrzymać władzę w całym państwie.

Turecka władza obecnie otrzymała de facto wolną rękę do kolejnego uderzenia w nielojalnych lub tylko oskarżanych o nielojalność. W pierwszym rzędzie represje spotkają zapewne kadrę najwyższych wojskowych, ale każdy zdaje sobie sprawę, że w żadnym razie nie zostaną na niej ograniczone. Na razie zatrzymanych miało już zostać prawie trzydziestu pułkowników i czterdziestu generałów. Co więcej, oprócz zatrzymanych wojskowych, surowe represje dotknęły niemal natychmiast znaczną liczbę sędziów. Atak na sądy tym bardziej wskazuje, że pucz będzie odpowiednim pretekstem do szerszego, praktycznego i symbolicznego, podporządkowania całego aparatu państwa obecnie rządzącym. Tuż po próbie zamachu stanu zatrzymanych miało zostać ponad sześć tysięcy potencjalnych spiskowców, ale zapewne ta liczba będzie wzrastać w kolejnych dniach i tygodniach. Władze sugerują przy tym nawet powrót do wykonywania kary śmierci, jako odpowiedzi na niedawne wydarzenia. Przy czym, przynajmniej oficjalnie, za mózg całego puczu uznawany jest przebywający w Stanach Zjednoczonych charyzmatyczny lider polityczno-religijny Fethullah Gülen. Co ciekawe, ten dawny sojusznik prezydenta Erdoğana, jest obecnie utożsamiany z wszelkimi próbami destabilizacji wewnętrznej państwa. Lecz rodzą się bardzo duże wątpliwości co do jego realnego znaczenia w samej Turcji.

Tym bardziej trudno jest realnie ocenić siłę „gulenistów”, szczególnie wśród osób rozlokowanych w różnych instytucjach państwowych. Tym niemniej, ciągle bardzo popularną jest koncepcja tzw. państwa równoległego, które ma być budowane w tajemnicy oraz w opozycji do demokratycznych władz państwa. Wojskowy zamach stanu może pogłębić jeszcze popularność wszelkiego rodzaju teorii spiskowych, wiary w możliwości zewnętrznej ingerencji w sprawy kraju i temu podobne scenariusze. Wszystko zaś prowadzi do wzmocnienia jednej osoby w całym państwie, a więc prezydenta Erdoğana. Wskazuje się, że być może po niedawnych wydarzeniach pozbędzie się on wszelkich dotychczasowych hamulców, które pozostawały w zakresie przeobrażania Turcji w państwo autokratyczne. Będzie to wielkie wyzwanie, nie tylko dla sił tureckiej opozycji politycznej, ale również Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej czy też NATO. Szczególnie że wojsko miało być ostatnim strażnikiem świeckości państwa i pewnej szeroko pojmowanej koncepcji utrzymania zachodnich standardów w Turcji.

Pytania o Bliski Wschód

W dodatku, to właśnie NATO może znacząco odczuć wszelkie skutki zdławionego zamachu stanu. Tureckie wojsko stanowi bowiem jeden z filarów obrony całej południowej flanki Sojuszu. Szacuje się, że pod względem liczebności Turcy są w pierwszej dziesiątce sił zbrojnych świata, a w samym NATO ustępują pod tym względem tylko Stanom Zjednoczonym. Przy czym, jednocześnie należy również zaznaczyć, iż tamtejsze siły zbrojne mają także pewne wewnętrzne problemy odnoszące się do potrzeb modernizacyjnych, wyszkolenia części jednostek. Lecz nie można ukryć, iż są to siły zbrojne zaprawione w działaniach bojowych i wnoszące wielką wartość do kolektywnej obrony całego NATO. Między innymi w zakresie wszelkich zagrożeń mających swoje źródło na Bliskim Wschodzie, które były chociażby omawiane na niedawanym szczycie w Warszawie. Co więcej, to właśnie dzięki Turcji, cały Sojusz, jak i Stany Zjednoczone mają dostęp do sieci strategicznie ważnych baz wojskowych, takich jak chociażby baza lotnicza Incirlik. Dla podkreślenia znaczenia tej ostatniej można dodać, że to właśnie tam w ramach programu NATO Nuclear Sharing dyslokowane są amerykańskie taktyczne bomby nuklearne typu B-61. W tym kontekście wprost należy stwierdzić, że jakiekolwiek osłabienie tureckich sił zbrojnych lub destabilizacja sytuacji w państwie przełoży się automatycznie na stan NATO.

Skutki nieudanego wojskowego zamachu stanu mają jednak nie tylko wymiar wewnętrzny i militarny. Tureckie władze oczywiście dokonają szeroko zakrojonych rozliczeń ze spiskowcami lub –co trzeba podkreślić–wszelkimi domniemanymi spiskowcami. Nastąpi zapewne dalsza konsolidacja władzy w rękach samego Erdoğana, jak i jego najbliższych współpracowników. Lecz wydarzenia będą przekładać się również na politykę prowadzoną w całym regionie. Turcja jest bowiem aktywnie zaangażowana w przynajmniej trzy kryzysy, których skutki rozciągają się daleko poza jej terytorium czy nawet sam region. Przede wszystkim Turcja rozgrywa własną grę względem konfliktu toczonego w Syrii oraz w Iraku. Chodzi przy tym, w pierwszej kolejności, o działania szeroko pojmowanej koalicji antyterrorystycznej, zbudowanej do walki z tzw. Państwem Islamskim.

Ostatnie zamachy terrorystyczne w Stambule, wymierzone w lotnisko Ataturka, tylko podkreśliły znaczenie Turcji we wszelkich działaniach antyterrorystycznych. Dotychczas bowiem to właśnie przez to państwo prowadziły chociażby jedne z najważniejszych szlaków przerzutu rekrutów do samozwańczego kalifatu lub innych organizacji islamistycznych, takich jak Front an-Nusra. Równocześnie same władze tureckie były oskarżane o swego rodzaju sprzyjanie działaniom islamistów, walczących w Syrii z reżimem w Damaszku. Jednak niedawna fala terroru dżihadystów w samej Turcji raczej nie sprzyja kontynuacji tego rodzaju polityki. Lecz w momencie zawirowań wewnętrznych, obejmujących wojsko i aparat bezpieczeństwa, trudno przypuszczać, aby władze skutecznie zajęły się działaniami antyterrorystycznymi. Ich priorytetem będzie rozprawa z bezpośrednio im zagrażającymi na scenie politycznej oraz w aparacie państwa. Aktywność, jeśli takowa w ogóle była wykazywana, w sferze operacji antyterrorystycznych może zostać znacząco osłabiona.

W dodatku turecka polityka w regionie toczy się w szerszej perspektywie, obejmującej relacje z Iranem, Rosją, Izraelem, Egiptem, Arabią Saudyjską, Stanami Zjednoczonymi, itd. Co więcej, w sposób dobitny i czytelny swoją wielką determinację do podejmowania kontrowersyjnych decyzji prezydent Erdoğan pokazał w momencie zestrzelenia rosyjskiego samolotu bojowego przez tureckie maszyny. W dodatku, bez samej Turcji lub z niestabilną wewnętrznie Turcją, tym trudniejsze byłoby także kontrolowanie kryzysu migracyjnego w Europie. Na tureckim terytorium przebywa nadal liczna rzesza osób pochodzących z Syrii, Iraku czy też Afganistanu. Dotychczas władze tureckie umiejętnie rozgrywały ten problem w swych kontaktach z UE. Przy czym nawet niedawne porozumienie turecko-unijne, w żadnym razie nie rozwiązało przyczyn kryzysu, którego zenit obserwowaliśmy w 2015 r. Równocześnie Turcja ciągle prowadzi bardzo brutalną pacyfikację terytorium zamieszkiwanego przez Kurdów. Zaś każda operacja wojskowo-policyjna, nakręca tylko spiralę przemocy, kolejnych ataków terrorystycznych oraz odwetowych uderzeń na cele powiązane np. z kurdyjską PKK.

Nieudany zamach stanu jeszcze długo będzie budził wątpliwości co do przyczyn, samego przebiegu i tego, kto tak naprawdę stał za jego przywódcami czy to w wymiarze wewnętrznym, czy też zewnętrznym. Tym niemniej władze tureckie wysłały czytelny sygnał, iż przetrwały nawet w starciu z nader silnym w tym państwie wojskiem. Jako że zatriumfowały, to jednocześnie uzyskały swego rodzaju swobodę do dalszych działań, nie tylko w obrębie zmian w wojsku. Będzie to miało wymiar długofalowy i wykraczający ewidentnie poza politykę wewnętrzną. Stąd też dziś tym bardziej, z perspektywy państw UE i NATO, należy obserwować każde działanie ekipy skupionej wokół prezydenta Erdoğana. Wojskowy zamach stanu może się bowiem bardzo łatwo przerodzić w cywilny zamach na wszelkie pozostałe dotychczasowe znane nam fundamenty ustroju Turcji. To zaś w prostej linii może ostatecznie zdestabilizować jedno z najważniejszych państw, będących swego rodzaju łącznikiem pomiędzy Europą i konfliktogennym Bliskim Wschodem.

Dr Jacek Raubo: Adiunkt na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz stały współpracownik i publicysta portalu Defence24.pl

opr. ac/ac

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama