Świat bez nauczyciela

Co się stało z polityką po śmierci Jana Pawła II?

Co się stało z naszą polityką? Takie pytania padają zarówno w Polsce, jak i w dziesiątkach innych miejsc naszego globu. W rok po śmierci Jana Pawła II mamy dojmujące wrażenie powszechnego bezładu. Tak jakby świat i Polska straciły busolę wskazującą kierunek, w jakim należy się poruszać, i to jest chyba najkrótsza odpowiedź na pytanie o to, jaką rolę odgrywał Ojciec Święty w światowej polityce.

Jan Paweł II byłby zapewne urażony, gdyby powiedziano o nim, że jest politykiem. Ale od początku pontyfikatu, więcej - od samej chwili wyboru na Stolicę Piotrową - wywierał przemożny wpływ na życie polityczne tak w Polsce, jak i na świecie. Dzięki opublikowanym dokumentom wiemy już, jaką wściekłość wywołał wśród komunistów wybór Karola Wojtyły na Papieża. Przeczytaliśmy dziesiątki książek o wpływie Ojca Świętego na obalenie komunizmu.

Wiemy też sporo o bliskiej współpracy Papieża Polaka z Ronaldem Reaganem, najwybitniejszym z dwudziestowiecznych prezydentów Stanów Zjednoczonych. Ale obalenie systemu komunistycznego nie jest ani jedynym, ani nawet najważniejszym z papieskich dzieł na niwie polityki światowej.

Powrót wartości

Polski Papież zmienił coś, co wydawało się niemożliwe do zmiany. Dzięki swoim encyklikom, setkom podróży i nieustannemu, upartemu nauczaniu przywrócił polityce międzynarodowej pojęcie wartości podstawowych. Kiedy przed kilkoma tygodniami w Waszyngtonie opublikowano nową strategię polityczną USA, nikogo już nie dziwiło, że za zasadniczy cel swoich działań Ameryka przyjmuje krzewienie demokracji. A przecież przed epoką Jana Pawła II rozległoby się larum, że to uzurpowanie sobie roli żandarma, że to zapowiedź ingerencji w wewnętrzne sprawy innych państw. Po Wielkim Papieżu odwoływanie się do wartości w polityce wydaje się czymś naturalnym i oczywistym. Skądinąd upadek znaczenia politycznego Europy wiąże się między innymi z tym, że Unia Europejska usiłuje być enklawą polityki sprzed epoki Jana Pawła II, że wartością usiłuje uczynić wyprany z idei i wartości pragmatyzm oraz kompromis dla samego kompromisu.

Autorytet dla półterrorysty

Ojciec Święty wprowadził również do polityki światowej elementy kluczowej dla swojego nauczania etyki odpowiedzialności. Państwa, podobnie jak ludzie, są wolne i suwerenne w swoich decyzjach politycznych, ale im są silniejsze i im większy wpływ wywierają na innych, tym większa odpowiedzialność na nich spoczywa. Trzeba w tym miejscu poczynić jedno zastrzeżenie. Ojciec Święty nie był jakimś demiurgiem czy dyrygentem światowej polityki. Jego słowa bardzo często były lekceważone i pomijane. Ale latami upartej pracy wpływał na tę politykę coraz silniej. I w ostatnim okresie swego życia zarówno dla dyktatorów takich jak Fidel Castro, jak i dla półterrorysty Arafata, jak wreszcie dla amerykańskich prezydentów czy europejskich przywódców, dla chrześcijan, żydów i muzułmanów było oczywiste, że na wzgórzu watykańskim spotkają największy i niekwestionowany przez nikogo autorytet współczesnego świata. Przypuszczam, że Jan Paweł II zapamiętał znane powiedzenie Stalina, który, zagadnięty o rolę papieża, odpowiedział pogardliwie: „Papież - a ile on ma czołgów?". Ojciec Święty udowodnił, że skuteczną politykę można prowadzić z laską pielgrzyma w dłoni zamiast czołgowych kolumn.

Rosyjska porażka

Z perspektywy mijającego roku widać również porażki Ojca Świętego. Niewątpliwie największą z nich było niespełnienie się jego marzenia o podróży do Moskwy i zmniejszeniu przepaści dzielącej Rzym od prawosławia. W jakimś sensie porażka była wynikiem siły Jana Pawła II. Przywódcy Patriarchatu moskiewskiego pamiętali o wrażeniu, jakie wywarły pielgrzymki słowiańskiego Papieża na Ukrainę, nie mówiąc już o Polsce. Broniąc się przed wzrostem wpływów katolicyzmu i nienawidząc Kościoła unickiego, starali się z sukcesem zatrzymać Papieża poza granicami Rosji, uznawanej przez nich za kanoniczne terytorium prawosławia. Dialog teologiczny pomiędzy wyznaniami stwarzał szansę porozumienia. Zawiniła niemądrze pojmowana polityka. Wszelako, kiedy patrzymy dzisiaj na kłopoty wewnętrzne Rosji, jej problemy ze zdefiniowaniem narodowej tożsamości i powrót retoryki imperialnej bez instrumentów charakterystycznych dla prawdziwego imperium, to wydaje się, iż zwycięstwo Aleksego II było zwycięstwem pyrrusowym.

Nie udało się również Janowi Pawłowi II powstrzymać zagrożenia wojną cywilizacji, płynącego z Bliskiego Wschodu. Przeciwnicy wojny w Iraku nieustannie powołują się na autorytet Ojca Świętego, który był przeciwnikiem interwencji zbrojnej. Zarazem jednak zapominają, że Papież nigdy nie zrezygnował w swoim nauczaniu z pojęcia wojny sprawiedliwej. A bał się konfliktu, widząc w nim detonator niebywale groźnej wojny cywilizacji. Kiedy dziś stoimy w przededniu islamskiej wojny domowej pomiędzy szyitami a sunnitami na olbrzymim obszarze od Pakistanu po Maroko i gdy widzimy, iż jedynym czynnikiem powstrzymującym tę wojnę jest nienawiść muzułmanów do chrześcijan i żydów, to obawy Papieża sprzed dwóch lat wydają się bardzo uzasadnione.

Konfesjonał polityków

Obecność Jana Pawła II w Watykanie była dla światowej polityki czymś w rodzaju drogowskazu. Zdobywszy pozycję jedynego niekwestionowanego autorytetu w dziedzinie polityki międzynarodowej, Ojciec Święty wpływał na stabilizację i poczucie moralnego ładu. Bez względu na to, czy słuchano jego nauk, czy też nie, gabinet Jana Pawła II był swego rodzaju konfesjonałem dla największych polityki światowej, w którym wypowiadali swoje obawy i wątpliwości, w którym znajdowali radę lub naukę.

Rok po jego odejściu w Ziemi Świętej jest dalej do pokoju niż kiedykolwiek w minionym dziesięcioleciu, grozi nam wojna religijna na niespotykaną skalę, a pojęcie wojny cywilizacji przestało być widmem straszącym z oddali, lecz weszło do języka codziennej polityki. Również w polskim życiu publicznym brak Wielkiego Autorytetu w Rzymie zdaje się mieć skutki opłakane. Ale to całkiem inna historia.

Współczesny świat kreuje dziesiątki pseudoautorytetów i „łżeelit". Na wielkich ludzi kreowane są gwiazdy muzyki popularnej, piosenkarki i tancereczki. Jednocześnie dramatycznie odczuwa się brak autorytetów prawdziwych, takich, o które można się oprzeć w trudnej chwili. Autorytet, nawet gdy milczy, pozostaje punktem odniesienia. Brak Jana Pawła II i fakt, że jego następca dopiero buduje swoją pozycję, wytworzył pustkę. Jak groźna to pustka i jak wielki był ten, który odszedł, dostrzegamy, obserwując groźny globalny chaos.

Autor był dyrektorem Ośrodka Studiów Międzynarodowych Senatu. W latach 1997-2001 podsekretarz stanu i główny doradca premiera ds. zagranicznych, obecnie komentator międzynarodowy tygodnika „Wprost"

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama