Stereotypy to śmierć dla jasności spojrzenia. Niestety obecnie to wykształceni ludzie myślą stereotypami, a prości - często zachowali naturalną przenikliwość
Wydawało się to wszystko zaprzeczeniem tego, czego można było się spodziewać. Funkcjonujące i nawet dobrze się mające w społeczeństwie stereotypy pozostawić trzeba było w tyle, razem z mijanymi stacjami.
Ta starsza pani w chustce bardziej pasowałaby do wschodniej Polski, jednak to właśnie ten młody mężczyzna jechał w stronę Przemyśla. Mógłby nie zwracać na nią uwagi, przynajmniej przez jakiś czas, kiedy jeszcze wydawało się, że pierwsza fala słów powodzi za chwilę opadnie, a jednak zaciekawiła go widać, skoro spod przymrużonych oczu patrzył w jej stronę i nawet rozpoczął konwersację. Mogłoby mu przeszkadzać, że w tym słowotoku ledwo kilka zdań udało mu się przeprowadzić z jego ust do jej ucha, ale najwyraźniej bawiło go to tylko.
Pani, która nie jechała do Przemyśla, mówiła o wszystkim, choć wcale nie o niczym; i dosyć ciekawie. Mimo że niewykształcona, mówiła sensownie, a w tym wszystkim stanowiła żywy dowód na to, że zdrowy rozsądek wcale nie wymaga koniecznie dyplomu wyższej uczelni. I jak najbardziej daleka była od starczego zrzędzenia — z całego przedziału, w którym znajdowało się kilka osób, to ona zdecydowanie najbardziej tryskała zdrowym optymizmem. Przyzwyczajonemu do egocentryzmu osób starszych wydała mi się nad wyraz zdystansowana do samej siebie. — Oj, powykręcało babę — usłyszałem na przykład, gdy z trudem podniosła się w stronę pociągowej toalety.
Dopóki mówiła o wszystkim — ale, powtarzam, nie o niczym — on starał się jej wtórować, choć nie bardzo mu to wychodziło — lekkość jej dowcipu pociągała uśmiech pasażerów, on pełnił rolę drugoplanową — na razie. A przy tym ile ciepła w niej było! Szybko zjednała sobie innych podróżujących, tak że nawet on przypomniał sobie o puszce piwa dopiero po dłuższej chwili, a książkę wyciągnie za kolejnych kilka kwadransów, dopiero po tym, jak ona zamilknie, gdy on się — a właściwie ją — obrazi. A powód ku temu będzie bardzo prosty — jak cep powiedzmy.
Nie należy podejrzewać premedytacji w jej skierowaniu rozmowy na pewną stację radiową, którą znają w Polsce wszyscy, a tylko niektórzy słuchają. Zbyt prosta była ta kobieta, i zupełnie w swoim obejściu nie przypominająca stereotypu wiernego wyznawcy nielubianego radia. Zaczęło się niewinnie, od zacytowania wypowiedzi pani doktor, a jednocześnie pani senator z ramienia partii, co to wiadomo, że jako jedyna dopuszczana jest do tegoż radia. Już wtedy otworzyły się mu szerzej oczy i nie omieszkał sprawdzić, jakiego to stopnia naukowego jest „ta pani”, a spokojna odpowiedź nic jeszcze niedomyślającej się staruszki mogła go tylko — przyznajcie Państwo sami — rozsierdzić.
Czy wtedy, gdy on wbijał jej do głowy nie zdejmując chustki w kwiaty, że „pani ta” zbija tylko punkty w ten sposób — ośmielając się udzielać odpowiedzi, czy kawa i papierosy szkodzą zdrowiu czy nie — zorientowała się już, co się święci (czy raczej nieświęci)? Chyba nie, ale nawet jeśli — nie mogła przecież w tym swoim optymistycznym spojrzeniu na świat i naiwnej wierze w ludzi, których nawet gdy krytykowała, to jakoś tak z sympatią, przewidzieć, że za chwilę usłyszy: — Może pani już skończy z tą propagandą, bo już mi się chce od tego rzygać! Znów miał przymrużone oczy, ale już nie z poalkoholowego zmęczenia... Zdaje się, że zmrużyły się w momencie wypowiedzenia nazwy tego radia, o którym jeśli się mówi, to zawsze negatywnie i nigdy na bazie własnej opinii
Jeśli ktoś chciałby jeszcze wtedy w tej pani zobaczyć stereotyp wyznawcy radia, stereotyp ten musiał porzucić ostatecznie, gdy w odpowiedzi wyszeptała: — Dobrze, nic już nie powiem. Wydawało mi się to niemożliwe, żeby ta kobieta wylewająca z siebie powódź słów o wszystkim, ale nie o niczym, mogła tak nagle postawić tej powodzi czegoś tamę... A jednak zamilkła na bodajże pół godziny, aż do czasu, gdy zaczepiona przez jednego z pasażerów, któremu może żal się zrobiło jawnej niesprawiedliwości i braku szacunku do starszych, znów zaczęła mówić, nie wymieniając jednak po raz drugi nazwy radia.
Zwróciły moją uwagę koraliki na szyi, która dłużej już nie utrzymała głowy tego oświeconego mężczyzny coraz niżej opadającej nad lekturę książki, jakby się kłaniał wierzeniom tych ludów pierwotnych, o których czytał, a które pewnie używały podobnych ozdób. To skojarzenie nasunęło się samo i nie jest wynikiem mojej złośliwości. A tekst niniejszy w żadnym razie nie jest apologią stacji radiowej, której nie słucham, więc i nie znam. Można byłoby na koniec spuentować całe wydarzenie stwierdzeniem, że być może stanowi ono jakiś przebłysk tajemnicy tego momentu dziejowego, w którym przyszło nam żyć?
Wnioski pozostawia się jednak inteligentnemu Czytelnikowi — przy czym musi on pamiętać, żeby nie uprawiał propagandy, bo w świecie panującej nam miłościwie wszechwładnej tolerancji nie wszystko może być tolerowane.
opr. mg/mg