Tolerancja według aktywistów gejowskich

Afera, która rozpętała się wokół minister Elżbiety Radziszewskiej, pokazuje, jak rozumieją "tolerancję" aktywiści gejowscy

Od lat na całym świecie można zaobserwować permanentną ewolucję postulatów zgłaszanych przez aktywistów gejowskich. Wszędzie odbywa się to według tej samej drogi. Początkowo domagano się tego by homoseksualiści przestali być obrażani i poniżani a zaczęli być traktowani jak ludzie. Szybko jednak hasła te zostały zastąpione walką o zmianę języka używanego w debacie dotyczącej homoseksualizmu. Wprowadzono takie słowa jak orientacja seksualna, geje i lesbijski osoby bi i trans-seksualne. Następnie zaczęto domagać się prawa do publicznego manifestowania swojej seksualności na ulicach miast w ramach znanych nam parad równości. Gdy już uzyskano na nie zgodę, manifestacje te zaczęły przechodzić podobną drogę jak i inne postulaty zmierzając w stronę coraz większego wyuzdania. Kolejnym etapem było staranie się o wykluczenie z przestrzeni publicznej "homofobicznych" poglądów jak to, że homoseksualizm jest chorobą albo grzechem. Każda osoba, która by je głośno wypowiedała, miałaby się spotkać z ostracyzmem niczym kiedyś Rocco Buttiglione. W końcu pojawiły się też żądania legalizacji homoseksualnych związków partnerskich, a w następnych krokach małżeństw, adopcji dzieci oraz wprowadzenia pro-gejowskiej edukacji szkolnej oraz kar dla wszystkich osób, którym nie podobają się nowe porządki. W ostatnich latach z zachodu docierały do nas wieści o sędziach, którym odbierano prawa wykonywania zawodu, gdy nie chcieli umożliwić adopcji dzieci homoseksualistom, o zmuszaniu katolickich ośrodków adopcyjnych do przekazywania dzieci gejom, czy o skazaniu szwedzkiego pastora za głoszenie ewangelicznej nauki o homoseksualizmie w czasie kazania.

Bardzo podobny trend daje się też zauważyć w Polsce. Jeszcze kilka lat temu aktywiści gejowscy mówili, że absolutnie nie domagają się prawa do zawierania małżeństw. Dziś jest to ich podstawowe żądanie. Pomimo to ciągle w czasie dyskusji ze zwolennikami legalizacji związków jednopłciowych słyszę, że w naszej ojczyźnie na pewno będzie inaczej niż na całym świecie! Zalegalizujemy związki homoseksualne i już nikt nie będzie domagał się praw do adopcji dzieci! Takie opinie słyszałem nawet ze strony zaangażowanych katolików!

Niestety taki pogląd świadczy o dużej naiwności. Ciężko doszukać się jakiś powodów dla których polscy aktywiści gejowscy i ich polityczni i medialni poplecznicy mieliby się różnić od ich zachodnich kolegów. To, co może nas czekać za kilka lat, znakomicie ilustruje afera jaka w ostatnich dniach rozpętała się wokół Elżbiety Radziszewskiej, ministra ds. równego traktowania.

Pani minister w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" powiedziała, że katolicka szkoła nie ma obowiązku zatrudniać homoseksualistów.

„Zdeklarowana lesbijka nie dostaje pracy w szkole katolickiej, z uwagi na swoje preferencje. Szkoła zostanie pozwana do sądu?

— Oczywiście nie! I właśnie nowa ustawa precyzuje takie sytuacje (wcześniej nie było to uregulowane). Szkoły katolickie czy wyznaniowe mogą się kierować własnymi wartościami i zasadami, i mają prawo odmówić pracy takiej osobie.”

Wydawałoby się, że to całkowicie neutralna wypowiedź, bo przecież trudno wymagać by szkoły katolickie postępowały wbrew swojej własnej nauce. Zarazem jest ona zgodna z dyrektywą Rady Unii Europejskiej „w sprawie ustanowienia ogólnych ram równego traktowania przy zatrudnieniu i wykonywaniu zawodu” z 2000 r.

Tymczasem wywiad ten rozpętał burzę. "Gazeta Wyborcza" w artykule "Nieszczęście z tą Radziszewską" grzmiała: "Ma rację Kampania Przeciw Homofobii, że wypowiedź Radziszewskiej "stwarza klimat przyzwolenia na homofobię w miejscu pracy". A jeśli wsłuchać się w to, co mówi członek rządu PO, ostateczny przekaz jest przerażający: gej nie ma tych samych praw co reszta ludzkości, bo urodził się inny. Czy mam ciągnąć dalej ten tok rozumowania? Bo wiadomo na jakich mrocznych epizodach z najnowszej historii Europy się skończy. Żaden polityk w demokratycznym kraju nie powinien wyskakiwać z takimi deklaracjami, ale w przypadku minister ds. równouprawnienia to już horror, któremu nie wiem, czy bliżej do Kafki, czy do Mrożka. Ta pani powinna zostać jak najszybciej zdymisjonowana." pisała Miłada Jedrysik. Żądanie dymisji "Gazeta" postawiła też w kolejnych artykułach o jakże wymownych tytułach: "Minister Radziszewska musi odejść!" , "Czy znajdzie się odważny, żeby odwołać Radziszewską?"

Do frontalnego ataku na minister Radziszewską dołączyły i inne media:
"Polityka" w artykule "Ministrantka" zaatakowała: "jej pozostawanie na stanowisku będzie już tylko kpiną ze środowisk dyskryminowanych". Jego autorka Joanna Podgórska ironizowała też: "W Piśmie można też znaleźć fajną inspirację o kamieniowaniu homoseksualistów."
Podobny wydźwięk miał artykuł "Wprost": "Ministrantka Radziszewska prawdę ci powie."

Natychmiast dymisji Elżbiety Radziszewskiej zaczęło się domagać SLD. Szef sojuszu Grzegorz Napieralski mówił "Pełnomocnik rządu ds. równego traktowania Elżbieta Radziszewska musi odejść. Natychmiast!(...) Takie sytuacje w demokratycznym kraju nie miałby miejsca", a wiceszefowa SLD Katarzyna Piekarska dorzuciła "Tym wywiadem przekroczyła już nawet nie cienką, ale grubą krechę własnej niekompetencji". Głos zabierali i inni politycy lewicy. "Jestem wstrząśnięty tym co robi Platforma. To średniowiecze, to brak cywilizacji, to brak moralności, to brak etyki" tak sprawę skomentował wicemarszałek sejmu Jerzy  Wenderlich. http://wyborcza.pl/1,76842,8403179,Nieszczescie_z_ta_Radziszewska.html - ixzz10IbhboeL

A Marek Wikiński powiedział "w cywilizowanym kraju za takie słowa pani minister Radziszewska powinna sama oddać się do dyspozycji premiera. To jest minimum minimorum, które może uczynić, natomiast premier rządu, jak tylko dostanie prasówkę z tą wypowiedzią, powinien ją wezwać i zapytać, czy rzeczywiście nie doszło do jakiegoś przekłamania, czy artykuł był autoryzowany, i jeżeli ona powiedziała, bo tak rzeczywiście myśli, powinien ją zdymisjonować"

Dymisji minister zaczęły domagać się też feministki, organizacje gejowskie i inne środowiska lewicowe. "Powinna się zająć kółkami różańcowymi, a nie równouprawnieniem" powiedział jeden z czołowych działaczy gejowskich Jacek Adler dla onet.pl "To boli, że minister odpowiedzialna za tolerancję promuje nietolerancję" mówił z kolei Robert Biedroń z Kampanii Przeciw Homofobii

I mógłbym tak cytować i cytować, bo w tej sprawie swoje oburzenie pokazało mnóstwo osób.

Całą aferę można podsumować w ten sposób, że środowiska pro-gejowskie domagają się bezwzględnej akceptacji dla swoich zachowań, łącznie z umożliwieniem im zawierania małżeństw i adopcji dzieci; jednocześnie wykazując się totalnym brakiem tolerancji w stosunku do katolików, brakiem poszanowania systemów wartości, moralności i  postaw innych ludzi. Tu już nie chodzi bowiem tylko o to byśmy biernie tolerowali homoseksualizm, ale o zmuszenie nas byśmy musieli wyrażać jego afirmację swoimi czynami choćby poprzez zatrudnianie osób aktywnych homoseksualnych jako wychowawców katolickich szkół. Szkół, które oprócz wiedzy mają też uczyć dzieci odpowiednich postaw życiowych.

Wielka nagonka na minister Elżbietę Radziszewską niezbicie pokazuje też, że aktywiści pro-gejowscy w swoich postulatach się nigdy nie zatrzymają. I zapewne tak jak już jest na zachodzie chcieliby karać — zwolnieniami z pracy, grzywnami, a może i więzieniem - osoby nie zgadzające się z ich tokiem myślenia.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama