Fenomen chrześcijańskiej służby

O postawie służebnej, jako szczególnie miłej Bogu

Postawa służebna, rozumiana na sposób ewangeliczny, jest zaszczytem służenia samemu Bogu przez posługiwanie ludziom. Służba wymaga podjęcia przez człowieka zobowiązań. Często zmusza też do narzucenia sobie dyscypliny i gotowości poniesienia wyrzeczeń.

Wymiary posługiwania bywają rozmaite: od zawodowego (np. służba zdrowia), przez obywatelskie (np. służba wojskowa), do bezinteresownej służby innym (np. wolontariat). Irytują nas niezmiernie wszyscy służbiści, czyli ludzie sztywno trzymający się przepisów - dla których regulamin bywa ważniejszy od człowieka - a postawa służalczości budzi w nas głęboką pogardę, bo jako forma przesadnej uniżoności, przypomina zniewolenie. Oznacza też najczęściej bezrozumne, ślepe posłuszeństwo wobec zwierzchnika, w nadziei na pozyskanie jego przychylności, awansu albo gratyfikacji.

Przyszedł, aby służyć

Prawdziwa służba jest równoznaczna z poświęceniem się, bezgranicznym oddaniem jakiejś wielkiej sprawie, czy szlachetnej idei i jest postawą bezinteresowną. Przykład takiej służby dał nam Pan Jezus, zapowiadany przez proroków „cierpiący Sługa Jahwe".

Jeśli grzech pierwszych rodziców polegał na odmowie służenia Bogu - non serviam, tzn. nie będę służył - to Zbawiciel świata, człowieka i wszystkich rzeczywistości stworzonych dokonał dzieła odkupienia poprzez służbę. Baranek ofiarowany niewinnie jako Sługa (Dz 8, 32), czyli Syn Boży służący Bogu Ojcu, który nie przyszedł po to, aby Mu służono, lecz by samemu służyć (Mk 10, 45). Nic dziwnego, że tego samego oczekiwał od swoich uczniów: „kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich" (Mk 43-44). Przestrzegał jednak, że służba Boża musi być niepodzielna: „Nikt nie może dwom panom służyć... Nie możecie Bogu służyć i mamonie" (Mt 6, 24).

Apostołowie, uczniowie Jezusa i wszyscy chrześcijanie próbują więc od wieków podążać za przykładem swego Mistrza, który mawiał: „Sługa nie jest większy od swego pana"(J 13, 15). Stając się sługami innych, służą samemu Bogu i tak realizują swoją wolność. Służą Mu bowiem nie jako niewolnicy, lecz jako dzieci.

Każdy służy jak umie

A pełnią swą służbę wszyscy: duchowni i świeccy, od ministranta do papieża, każdy stosownie do swego powołania i miejsca zajmowanego we wspólnocie Kościoła. Katechizm nazywa każdego biskupa „gwarantem i sługą jedności Kościoła oraz jego powszechności i apostolskości" (1292), a papieża „znakiem i sługą jedności Kościoła powszechnego"(1369). Dobrze pamiętamy, jak często Jan Paweł II nazywał siebie „sługą sług".

Ale jest wśród urzędów kościelnych taki, który wprost

oznacza służbę - to diakonat. Urząd ten został wyraźnie określony już w Kościele apostolskim i chociaż we wczesnym średniowieczu zatracił samoistność - stając się stopniem przejściowym do przyjęcia święceń kapłaństwa - po Soborze Watykańskim II został przywrócony jako stały diakonat. Jego nazwa pochodzi od greckiego słowa diakonos - sługa.

Po łacinie „sługa" to „minister", bo kierowanie określonym resortem administracji państwowej powinno być właśnie służbą. Niestety, doświadczenie uczy, że tylko nieliczni politycy potrafią na tym stanowisku wznieść się ponad ambicje własne i swojej partii, aby pracować dla dobra wspólnego w duchu służby. I pewnie dlatego minister kojarzy się nam częściej nie tyle z gotowością posługiwania innym, ile raczej z ekskluzywnym gabinetem, okazałym fotelem, kosztowną limuzyną i bajecznie wysokimi dochodami. To dlatego tak wielu ludzi nie ma zaufania do polityków.

Choć ten sam źródłosłów ma termin „ministrant", jakże odmienne skojarzenia budzi w nas ten rodzaj posługiwania. Ministranci pełnią w Kościele służbę przy ołtarzu, podczas zgromadzeń liturgicznych: Mszy św., nabożeństw czy procesji. Hymn ministrancki „Króluj nam Chryste" wskazuje na rycerski charakter tej służby - „...to nasze rycerskie hasło" - a i sam akt przyjęcia do grona ministrantów przypomina rytuał pasowania na rycerza.

Służba godna świętości

Kiedy Archanioł Gabriel zwiastował Maryi nowinę, że została wybrana na Matkę Zbawiciela, nazwala się „Służebnicą Pańską". My nazywamy sługami Bożymi kandydatów na ołtarze od momentu rozpoczęcia procesu informacyjnego, aż do chwili beatyfikacji. Bo też każdy ze świętych był w istocie wiernym sługą Pańskim. Tak jak św. Zyta, która odbiera cześć jako orędowniczka wszystkich służących; od jej imienia nazywano je kiedyś „zytkami".

Przyszła na świat w 1218 r. w toskańskiej wiosce Monte Sagrati. Z domu rodzinnego wyniosła żywą wiarę, szacunek do pracy, gotowość służenia innym i wrażliwość na ludzką niedolę. Już w dzieciństwie starała się dostrzegać wolę Boga w poleceniach rodziców, a później żyła duchowością Świętej Rodziny, przeżywając razem z Maryją, Józefem i Jezusem wykonywane obowiązki. Jak to czyniła? Jako kilkunastoletnia panna najęła się w Lukce do służby w domu państwa Frantinelli. Musiała odznaczać się niezwykłą pokorą, skoro w woli swojej pani - nazbyt wymagającej malkontentki - dopatrywała się poleceń Maryi, a w rozkazach srogiego i znerwicowanego pana dostrzegała ojcostwo św. Józefa. Posługując ich dzieciom, postępowała tak, jakby służyła samemu Jezusowi. Oto sekret niezwykłej służby!

Początkowo była jedną z szeregowych służek, potem - w uznaniu za oddanie w pracy - awansowała i powierzono jej obowiązki majordomusa. Każdego ranka wymykała się na Mszę św., przyjmowała Komunię św. i powracała do swych obowiązków, a po zakończeniu dnia modliła się do późnej nocy. Przez wiele lat surowo pokutowała oraz pościła o chlebie i wodzie. Jej miłosierdzie znali wędrowcy, których karmiła, ubodzy, których wspierała swoimi oszczędnościami, a także chorzy i więźniowie, których odwiedzała, niosąc pociechę i pomoc. Powiadała: „służąca nie jest pobożna, jeśli nie jest pracowita; pobożność bez pracy u ludzi naszej kondycji jest fikcją". Przeżyła 54 lata, a kiedy zmarła, żegnano ją jak członka rodziny.

Służyć, aby bardziej być

Służba odzwierciedla relację zależności: jeśli jest ona narzucona, to mamy do czynienia ze zniewoleniem człowieka. O ile jednak jest ona przez człowieka zaakceptowana, w imię miłości, nie degraduje godności, a przeciwnie - nadaje wartość działaniom tego, który służy. Każdego przełożonego, któremu podlegają inni ludzie, przed deprecjonowaniem służby podwładnych powinny powstrzymywać słowa Syracha: „Jeśli masz sługę wiernego, niech ci będzie jak dusza twoja; jak brata go szanuj..." (Syr 33, 31).

Służąc innym, przyczyniamy się do przebudowy relacji między ludźmi i do uświęcania świata. Służba konkretyzuje się bowiem najpełniej w dobrze znanych, choć często zapominanych, uczynkach miłosierdzia. Zarówno tych wobec ciała: głodnych nakarmić, spragnionych napoić, nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, chorych odwiedzać, więźniów pocieszać, umarłych pogrzebać, jak i tych wobec duszy: nieumiejętnych pouczać, wątpiącym dobrze radzić smutnych pocieszać błądzących upominać, urazy chętnie darować, krzywdy cierpliwie znosić, modlić się za żywych i umarłych.

Jeśli nie zabraknie nam wyobraźni miłosierdzia i stałej gotowości służenia innym, mamy szansę nie tylko przemieniać rzeczywistość, ale również nadać głębszy sens swemu życiu, czyli bardziej być.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama