Jaki jest przepis na dobre kazanie, co jest największą bolączką polskiego kaznodziejstwa?
Jaki jest przepis na dobre kazanie?
Przede wszystkim w centrum musi znajdować się odbiorca, jego sprawy, problemy, na które kaznodzieja stara się spojrzeć poprzez objawione w Piśmie Świętym słowo Boże, a następnie prześwietlić nim życie człowieka tak, by w tym świetle spróbował znaleźć odpowiedzi na dręczące go pytania. Kazanie powinno być skonstruowane według zasad uwzględniających retorykę, czyli - jak w przypadku każdej wypowiedzi - należy je uporządkować. Ważny jest też czas. Wypowiedź nie może być przegadana, dlatego homileci zalecają, by trwała ona ok. 10 minut. Jednak najważniejszym kryterium jest reakcja wiernych. Kazanie ma być tak dobre i interesujące, że gdy ksiądz schodzi z ambony, ludzie mówią: „Szkoda, że skończył”. Słuchacz powinien czuć niedosyt. Istotny jest też język przekazu. Należy unikać zarówno tzw. potoczności, jak i nie nadużywać specjalistycznych, teologicznych pojęć.
No właśnie bywa, że ludzie narzekają, iż język kazań jest zbyt hermetyczny, fachowy. W rezultacie ten sacroslang nie dociera do serc i umysłów.
To rzeczywiście spory problem. Bierze się on stąd, że młodzi kapłani wychodzą na ambonę naładowani teologiczną terminologią, którą wynoszą z seminarium. Księża bronią się, że przecież nie można zmieniać prawd wiary. Słusznie. Ale można o nich mówić językiem, który trafi do współczesnego człowieka. Przede wszystkim należy unikać fachowej terminologii, a jeśli się nie da, wyjaśnić, co rozumie się przez dane pojęcie.
Kieruje Ksiądz Profesor jedyną szkołą kaznodziejów w Polsce. Jakie wskazówki otrzymują duchowni?
Przede wszystkim uczymy sposobów przygotowywania się do wygłoszenia kazania. Są one podane w różnych podręcznikach. Również papież Franciszek w adhortacji apostolskiej Evangelii Gaudium udziela na ten temat bardzo precyzyjnych rad. Głoszenie słowa Bożego nie jest mówieniem o wierze, ale dawaniem świadectwa własnej wiary, którą trzeba żyć i to żyć z pasją. Kazanie to żywa mowa, która ma wypływać z serca. Słuchacze to czują i doceniają u księdza, nawet jeśli jego wypowiedź nie jest idealna od strony językowej czy retorycznej. Natomiast, aby dobrze przygotować się do niedzielnej homilii, potrzeba czasu. Kaznodzieja powinien zarezerwować sobie odpowiednią liczbę godzin nawet kosztem, co podkreśla papież Franciszek, tzw. czasu prywatnego i wspólnotowego, czyli np. spotkań kapłańskich. A gdyby wciąż go brakowało, należy poświęcić inne obowiązki duszpasterskie. Bo nie ma nic ważniejszego dla księdza niż przygotowanie słowa Bożego na niedzielę. To nigdy wcześniej nie pojawiło się w żadnym oficjalnym dokumencie Kościoła. Duchowni często tłumaczą się, iż mają na głowie dużo spraw, dlatego o niedzielnym kazaniu myślą dopiero w sobotni wieczór. To błąd. Ponieważ kapłan musi przyswoić sobie przesłanie wynikające z niedzielnych tekstów, a następnie przeanalizować je i odnieść do własnego życia. Ksiądz jest bowiem pierwszym adresatem słowa Bożego. Tych, którzy nie odnoszą go najpierw do siebie, papież Franciszek nazywa „oszustami, fałszywymi prorokami, szarlatanami, chwiejnymi”. Kolejny krok to zapoznanie się z komentarzami wyjaśniającymi, jak rozumieć przesłanie tekstu. Proponujemy sięganie do słowników, leksykonów, które są niezwykle pomocne. Następny etap to zastanowienie się, kim są moi słuchacze, jakie mają problemy. Potem pozostaje już tylko szkic homilii i przyswojenie go, np. w piątek czy sobotę. Zatem przygotowanie kazania wymaga czasu, gdyż słowo musi w kaznodziei rosnąć, nasycać się życiem.
Jeden z teologów powiedział, że przygotowując się do kazania, współczesny ksiądz powinien mieć w jednej ręce Pismo Święte, a w drugiej najświeższą gazetę. Coś w tym jest.
To słowa Karla Bartha, protestanckiego teologa, z którymi zgadzam się całkowicie. Kazanie, homilia muszą być wierne Bogu. Trzeba odczytać, co On chce nam powiedzieć przez biblijny tekst. Jednak, by dobrze rozpoznać problemy współczesnych ludzi, potrzebna jest gazeta - symboliczne odzwierciedlenie spraw człowieka. Kaznodzieja powinien konfrontować życie i codzienne doświadczenia zarówno swoje, jak i wiernych z odwiecznymi prawdami Bożymi.
Bowiem jeśli poprzestaniemy tylko na analizie tekstu biblijnego, będzie tylko egzegeza, a nie żywe słowo Boże skierowane do słuchacza. Natomiast gdy skupimy się wyłącznie na ludzkich problemach, które symbolizuje owa gazeta, wystąpienie stanie się moralizowaniem.
W homiliach powinna występować następująca struktura: najpierw należy mówić o tym, co Bóg uczynił dla człowieka w jakimś aspekcie Jego ziemskiego życia (to tzw. indykatyw zbawczy), a następnie jak powinniśmy odpowiedzieć na działanie Pana (imperatyw etyczny).
A czy, przygotowując się do kazań, można korzystać z gotowców, które bez problemu znajdziemy w internecie?
To ogromna pokusa. Sieć to kopalnia przeróżnych pomysłów. Proponuję jednak, by internet stanowił pomoc do przygotowania własnego tekstu. Tak jak wspomniałem, przepowiadanie słowa Bożego jest dawaniem świadectwa własnej wiary. Czy to możliwe przez cudzy tekst? Nie. Oczywiście czasem czyjeś wypowiedzi pełnią rolę wzorca, na którym możemy się uczyć budowania własnych tekstów. Mogą też inspirować oryginalnym ujęciem tematu. I na tym koniec.
A jeśli ksiądz zostanie zaskoczony jakąś nagłą sytuacją, np. chorobą kolegi i potrzebą zastępstwa?
Można wówczas sięgnąć do innych publikacji książkowych czy internetowych po to, by zaczerpnąć pomysł do skomponowania na szybko własnego tekstu, ponieważ to ma być moje świadczenie o tym, jak odebrałem słowo Boże, które Pan skierował najpierw do mnie. Jednak często zdarza się, że księdzu spodoba się jakiś tekst, drukuje go, a następnie bez skrupułów idzie z nim na ambonę. Jednak uczciwość nakazuje, by w tej sytuacji powiedzieć np.: „przemówię dzisiaj do was za pośrednictwem tekstu ułożonego przez ...”. W przeciwnym przypadku mamy do czynienia z kłamstwem przy głoszeniu najwyższej prawdy.
Czy ściąganie gotowych kazań może być grzechem?
Tak, jeśli kaznodzieja świadomie przedstawia cudzy tekst jako własny. U proroka Jeremiasza możemy przeczytać: „Zwrócę się przeciw prorokom, którzy kradną sobie nawzajem moje słowo”. Myślę, że to poważne ostrzeżenie dla tych, którzy wprowadzają w błąd współczesnych słuchaczy.
W jakim stopniu internet może być źródłem inspiracji dla kaznodziejów?
Można tam znaleźć bardzo dużo pomocnych materiałów. Ważne, by nie stały się one brykami. Jeśli są czytane żywcem na ambonie jako własne teksty, to jest to naganne. Natomiast jeżeli ułatwiają przygotowanie tekstu własnego, to można, a nawet warto z nich korzystać. Trzeba jednak mieć świadomość, że obok cennych wzorów kazań znajduje się tam wiele tekstów bardzo słabych.
Co jest największą bolączką polskiego kaznodziejstwa?
Właśnie to, co podkreśla papież Franciszek: brak świadomości, że głoszenie słowa Bożego jest podstawowym zadaniem księdza. Od tego zależy wiara ludzi i to, co się dzieje w ich sercach. Mam wrażenie, że to zadanie bywa często traktowane niefrasobliwie. Księża zapominają też, że mają być tylko narzędziem w ręku Boga, użyczając swoich ust, rozumu, serca - całego siebie, aby Pan przemówił do swojego ludu. Stają się natomiast głównymi aktorami, a wręcz showmanami.
Czy ma Ksiądz Profesor swojego mistrza kaznodziejstwa?
To zmienia się z czasem, a właściwie z duchowym rozwojem. Kiedy jest się młodym księdzem, zwykle próbuje naśladować się tych, którzy nas urzekli. Ja też miałem taki czas. Przyznaję jednak, że było to nieznośne naśladownictwo. Potem trzeba szukać siebie, swego stylu, sposobu. Teraz jestem na etapie podejścia klasycznego, czyli wspomnianego przykładu Biblii i gazety. Nie mówię kazań katechizmowym, ale staram się wynaleźć w Piśmie Świętym coś oryginalnego i pokazać ludziom, co Bóg chce im przez to powiedzieć.
Lubię słuchać bp. Grzegorza Rysia, a także mojego ucznia ks. Piotra Pawlukiewicza, uważanego za gwiazdę kaznodziejstwa zwłaszcza wśród młodzieży. Chociaż przestrzegłem go, że zbytnie epatowanie humorem może prowadzić do ślepej uliczki.
A czy nam, wiernym, wypada zwrócić uwagę kapłanowi, że jego kazanie nie było zbyt dobre?
Nie tylko wypada, ale nawet trzeba. Jednak powinno to działać w obie strony, tzn. jeśli podobało nam się jakieś wystąpienie, należy podejść do kapłana i mu o tym powiedzieć. Księża tego bardzo potrzebują, bo są ludźmi i - jak nam wszystkim - jest im po prostu miło, gdy usłyszą dobre słowo, pochwałę. Zachęcam też wiernych, by zwracali kapłanowi uwagę, gdy wygłoszone przez niego kazanie niekoniecznie przypadło im do gustu. Nie chodzi o to, by duchownego zdołować, ale zmobilizować. Zresztą to dowód, że jest on słuchany. Można podpowiedzieć wówczas, czego oczekujemy, co nas nurtuje. Warto pamiętać, że kazanie to czas podarowany wiernym, by im coś przekazać. Oby nie był on zmarnowany.
Dziękuję za rozmowę.
Echo Katolickie 10/2015
opr. ab/ab