Forma przekazu duszpasterskiego: jakość dykcji i wymowy
„Na początku było Słowo, [...] Wszystko przez Nie się stało [...] W Nim było życie” — czytamy w Ewangelii św. Jana. Słowo ma więc wielką moc, ma moc życia. Słowo na podobieństwo światła prowadzi ludzi do Boga. Czy tylko? Słowo może również ranić, zabijać, a może też i leczyć. Wprowadzać wojnę i nieść pokój. Słowo może dzielić i jednoczyć ludzi, może być wypowiedziane pięknie, ale i niedbale. Piękno zawsze jednoczy i przyciąga; nieład, niedbalstwo dzieli i odpycha ludzi, a chodzi przecież o to, byśmy żyli pięknie. Aby żyć pięknie, trzeba nieustannie się kształcić i kształtować to, co jest elementem naszej komunikacji z innymi. Słowo nas kształtuje od dziecka w środowisku, w jakim wzrastamy. Kształtują nas rodzice i wychowawcy w szkole, księża, media, szczególnie radio i telewizja. Czerpiemy z tych środowisk, albo dobro, albo zło. Ważną rolę zatem w naszym życiu odgrywają ludzie, z którymi przebywamy, sposób, w jaki przekazują nam swoją wiedzę i doświadczenie, a więc jak do nas mówią. Warto więc zwrócić uwagę na to, jak mówimy.
Bo im sprawniejszy język, tym kontakt z otoczeniem jest skuteczniejszy i łatwiejszy. Pamiętajmy, że granice naszego języka są granicami naszego świata. Przez język poznajemy i porządkujemy całą naszą rzeczywistość. Myślimy też w języku. Szablonowy, ubogi i nieporadny język — to płytkie i schematyczne myślenie. Praca nad językiem jest zatem pracą nad myślą, nad formatem intelektualnym, jest pracą nad samym sobą.
Większość społeczeństwa nie zwraca uwagi na poprawne mówienie, jest to wręcz tendencja współczesnego języka polskiego. Niechlujstwo fonetyczne przechodzi z pokolenia na pokolenie. Społeczeństwo zajęte rozwojem techniki zdehumanizowało się. Co więcej, wśród młodzieży panuje moda zastępowania wyrazów wyrażeniami wulgarnymi. Taki język staje się pospolity i ubogi. Niechlujność w mówieniu charakteryzuje nie tylko środowiska młodzieżowe, ale też inteligencję. W języku potocznym zalew prostactwa jest wręcz niepokojący. Zauważa się też szkodliwy wpływ języka współczesnych filmów i literatury i co gorsza, nie zwraca się na to uwagi. Do grzechów głównych współczesnego języka polskiego można zaliczyć: jego ubóstwo, niepoprawność językową, sztampowość, prostactwo, zaśmiecanie wyrazami obcymi. Kulturalna wymowa przestała być wzorem nobilitacji społecznej, nie jest też dowodem sprawności zawodowej w teatrze, w szkole, w kościele, w radiu, w telewizji. Wymowa wielu nauczycieli, księży, spikerów, zwłaszcza telewizyjnych, ale i radiowych wywołuje oburzenie. Nie zwalnia się z teatru aktorów z powodu zaniedbania pracy nad dykcją. W szkole wymowa nie stanowi w ogóle kryterium oceny zawodowej, w kościele też zdarza się na bylejakość, bo nie to jest najważniejsze.
Czy chrześcijanin może faktycznie pozwolić sobie na bylejakość? Z trudem próbuję sobie wyobrazić Józefa, który w swym warsztacie stolarskim wykonałby jakiś przedmiot z drewna niestarannie, nie mogę tym bardziej wyobrazić sobie Pana Jezusa w jego 30-letnim ukrytym życiu, aby coś wykonał źle. Zatem i my nie powinniśmy pozwalać sobie na minimum. Nie powinniśmy tolerować w radiu, telewizji, na ambonie czy w szkole wymowy spaczonej, nieczystej i brzydkiej.
Cóż więc należy czynić, gdy ludzie mówiący niestarannie stają się dziennikarzami, spikerami, nauczycielami? „Nawet męcząc się czy płacząc, trzeba ćwiczyć, wciąż wprawiać się i zaprawiać; odpocząć i znów zaczynać od nowa [...] Nie ustępować, tylko ćwiczyć do końca. Nie ma innej drogi do opanowania rzemiosła” — stwierdza Juliusz Osterwa, legenda teatru polskiego, wielki nauczyciel słowa Karola Wojtyły. Mało kto wie, że dla młodego Karola Wojtyły Osterwa był wielkim autorytetem w dziedzinie teatru i słowa. Do późnej starości wspominał go w sercu. Świadczy o tym fakt, że podczas pielgrzymki do Polski w 1999 roku, gdy celebrował Mszę św. na Placu Piłsudskiego w Warszawie, prosił, by w zakrystii powieszono portret Juliusza Osterwy, przed którym się zatrzymał i modlił przez chwilę.
Praca nad słowem wymaga wiele wysiłku i czasu, nie dając natychmiast oczekiwanych rezultatów. Pianista codziennie ćwiczy palcówki, tancerz — niezbędne kroki i gesty, także i my powinniśmy kilka godzin w tygodniu poświęcić na pracę nad wymową. Przecież i aktor bez wcześniejszych, różnorodnych ćwiczeń wymowy nie będzie dobrze mówił. Potrzebne są codzienne, przynajmniej parominutowe ćwiczenia dykcji i narządów aparatu mowy.
Czysta i piękna wymowa współczesnego człowieka nie może być wymuszona, patetyczna i nienaturalna. Bardzo ważne jest zautomatyzowanie prawidłowej artykulacji bez względu na to, w jakim tempie i emocji będzie dany tekst wygłaszany. Głoska, sylaba, wyraz, zdanie — oto kolejność odbywania ćwiczeń. Przy szczególnych kłopotach wskazane jest podjęcie dodatkowych ćwiczeń pod kierunkiem logopedy w celu ustalenia ewentualnych wad wymowy, opracowania odpowiedniego zestawu ćwiczeń w zależności od indywidualnych potrzeb. Usprawnianie dykcji na „lingwołamkach” i innych tekstach trudnych dykcyjnie bez uprzedniej korekty logopedycznej wadliwie wymawianych głosek nie ma sensu, gdyż utrwala jeszcze bardziej ich nieprawidłową artykulację.
(...) Pełny tekst - w wydaniu papierowym
opr. mg/mg