Fragmenty książki "Czasy Jezusa"
ISBN: 83-7318-147-4
Copyright © Wydawnictwo WAM 2003
recenzja >> O. prof. Stanisław Obirek SJ
Trzecim znamieniem prachrześcijańskich wędrownych charyzmatyków jest krytyka bogactwa i posiadania dóbr. Kto w demonstracyjnym ubóstwie, bez pieniędzy, butów, laski podróżnej i zapasów, mając tylko jedną suknię przemierzał drogi Palestyny i Syrii (Mt 10, 10) ten mógł krytykować bogactwo i posiadanie dóbr, nie stając się niewiarygodnym. Zwłaszcza wówczas, gdy swoje posiadłości rozdał. Bo to należało do pełnego naśladownictwa. Z tej też racji bogaty młodzieniec nie mógł się na nie zdecydować (Mk 10, 17nn.). Inaczej Barnaba: sprzedał część swego majątku (Dz 4, 36n.). Kto tak postępował, ten mógł reprezentować przeświadczenie, że prędzej wielbłąd przeciśnie się przez ucho igielne, niż bogacz dostanie się do królestwa Bożego (Mk 10, 25), mógł też nawoływać, że skarby należy gromadzić w niebie zamiast na ziemi (Mt 6, 19nn.), mógł przestrzegać, że nie można równocześnie służyć Bogu i mamonie (Łk 16, 13), i mógł grozić, że bliski koniec świata odwróci wszystkie ziemskie stosunki:
Biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą!
Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie!
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie! (Łk 6, 24n.).
W fantazjach przesyconych agresją wyobrażano sobie okropny koniec bogacza i szczęście ubogiego na tamtym świecie (Łk 16, 19-31). Zapewne, poszkodowani zawsze pocieszali się w taki sposób. Tu jednak było coś więcej. Tu ubóstwo było nie tylko nieszczęściem, ale zadaniem. Bo wędrowny charyzmatyk mógł się zaopatrzyć jedynie w najbardziej niezbędne rzeczy i to w ilości wystarczającej na jeden dzień. Tego żądało „polecenie Ewangelii” (Didache 11, 3nn.).
Za demonstracyjnym ubóstwem kryło się bezgraniczne zaufanie do dobroci Boga, który nigdy nie pozwoliłby zginąć swojemu głosicielowi Ewangelii:
Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? (Mt 6, 25-32).
W tego rodzaju słowa nie wolno wpisywać atmosfery niedzielnych spacerów rodzinnych. Tu nie chodzi o radość, jaką sprawiają ptaki, kwiaty i łąki. Z tych słów płynie raczej surowość ludzi pozbawionych domów i ochrony, surowość egzystujących jak wolne ptaki wędrownych charyzmatyków, którzy nic nie posiadając i nie pracując, przemierzali tamtejsze krainy. A gdy na końcu czytamy: „Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy” (Mt 6, 34) — przypuszczalnie pesymizmem owiana mądrość płynąca z doświadczenia — to tego rodzaju mądrość w ustach tułających się charyzmatyków jest równie wiarygodna jak prośba o powszedni chleb, to znaczy o jego dzienną rację. Ci ludzie żyli z nie dającego się zaplanować wsparcia ze strony sympatyków, którym w ramach pewnej wzajemności mieli do zaoferowania przepowiadanie i uzdrowienie (Łk 10, 5nn.); z zewnątrz patrząc, było to niewiele: przepowiadanie składało się ze słów, uzdrowienia zaś nie były wydarzeniami codziennymi, tak że sympatycy prowadzący osiadły tryb życia musieli być w szczególny sposób motywowani, aby wspierać wędrownych charyzmatyków: „Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody” (Mt 10, 42). Mówiąc otwarcie: Wsparcie następowało ŕ fond perdu. Dopiero na przyszłym sądzie miało się ono okazać pożyteczne. Wówczas to życzenie pokoju przyniesione przez apostołów i proroków miałoby zapewnić magiczną ochronę, ich zaś odrzucenie spowodować pomstę (Łk 10, 5n.). Jeżeli nawet nie było to normalne żebractwo, to było ono jednak żebractwem wyższego rzędu, żebractwem charyzmatycznym, które ufało, że problem utrzymania sam się rozwiąże, zgodnie z mottem: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33).
Wyrzeczenie się prawa i obrony było decyzją świadomie ryzykowną. Kto w świecie antycznym bez laski przemierzał drogi, ten demonstracyjnie rezygnował z najmniejszych nawet środków samoobrony. Do takiej to sytuacji nawiązuje nakaz, aby nie sprzeciwiać się złu, aby nastawić lewy policzek, gdy ktoś uderzy w pracy (Mt 5, 38n.). Napomnienie: „Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące” (Mt 5, 41) ma bezpośrednio na względzie sytuację wędrownych charyzmatyków. Kto tak czy owak był w drodze, temu mogło być obojętne, czy był zmuszany do przebycia jednego czy dwóch tysięcy kroków. Owa rezygnacja z obrony była także praktykowana w urzędach i sądach. Zdawano się na Ducha Świętego pragnąc, by On podsunął odpowiednie słowa (Mt 10, 17nn.).
opr. ab/ab