Sprzeniewierzenie się Bożemu wybraniu: grzech z Batszebą

Fragmenty książki "Król Dawid"

Sprzeniewierzenie się Bożemu wybraniu: grzech z Batszebą

Bruna Costacurta

Król Dawid

ISBN: 978-83-60703-30-4

wyd.: Wydawnictwo SALWATOR 2007


Fragmenty dostępne na naszych stronach:


Konferencja 4

Sprzeniewierzenie się Bożemu wybraniu:
grzech z Batszebą

Zaczęliśmy nasze rozważania od stwierdzenia, że władza jest chorobą, więc trudno się jej oprzeć... i rzeczywiście, również Dawid zachoruje na tę chorobę, sprzeniewierzając się Bożemu wybraniu i swojej władzy królewskiej. Świadczy o tym moment grzechu z Batszebą, opowiedziany w 2 Księdze Samuela, w rozdziale jedenastym. Warto omówić ten rozdział, aby zrozumieć, co się stało, bo nie chodzi tu tylko o epizod z życia Dawida, ale jest to jakby paradygmat grzechu, coś, w czym każdy z nas musi zobaczyć siebie, z czym musi się skonfrontować. I dlatego każdy z nas jest podobny do Dawida w tym wydarzeniu.

Wszystko zaczyna się od ciężkiej obrazy, jakiej Dawid doznaje ze strony króla sąsiedniego ludu Ammonitów. Po śmierci starego króla Ammonitów Dawid wysyła ambasadorów do jego syna — dziedzica tronu, aby mu złożyć kondolencje. Ze strony Dawida jest to gest przyjaźni wobec nowego króla, jest to propozycja przymierza. Dawid-król wysyła do drugiego króla delegację, przez co jakby mówi: „bądźmy przyjaciółmi”. Tymczasem nowy król Ammonitów, młody i nierozważny, reaguje prowokacyjnie. Obcina do połowy brody i ubrania ambasadorów Dawida. Jest to wyjątkowe upokorzenie, bo broda była symbolem męskości, znakiem autorytetu, więc obcięcie jej do połowy ośmieszyło posłańców. Jeszcze gorsze było obcięcie ubrania — w ten sposób została odkryta nagość wysłanników. Był to akt absolutnie niestosowny, obraza i upokorzenie.

Na tak poważny afront Dawid musi odpowiedzieć, bo jest królem. Nie może dopuścić do tego, aby go upokarzano; jeżeli nie zareaguje, inne ludy pomyślą, że jest słaby i nie będą go już szanować. Dawid musi zatem dać nauczkę młodemu królowi. Odpowiada wojną. W rozdziale dziesiątym czytamy opis bitew; Dawid zwycięża, a następnie decyduje o ostatecznym uderzeniu. Posyła swoje wojsko z Joabem na czele, aby oblegać stolicę Ammonitów, a sam zostaje w Jerozolimie. I tu już coś się nie zgadza, bo był to czas, w którym królowie zazwyczaj prowadzili wojny, a to oznacza, że szli do walki razem ze swoimi wojskami. Kiedy Izraelici prosili Samuela o króla, powiedzieli: „Daj nam króla takiego, jak mają inni, aby szedł przed nami na wojnę”. Tymczasem teraz Dawid nie idzie przed nimi na wojnę. Posyła żołnierzy, a sam pozostaje w Jerozolimie. Czytelnik zadaje więc sobie pytanie, dlaczego Dawid został w mieście, a narrator budzi w czytelniku wątpliwość, czy Dawid nadal sprawuje władzę we właściwy sposób, czy może zaczyna już być potężnym królem, chorym na władzę. Gdy inni walczą i ryzykują życie na polu bitwy, pasterz, który powinien za nich oddawać życie, zostaje w pałacu, żyje wygodnie i bezpiecznie, nie dzieli ze swoim wojskiem ryzyka i trudu, tylko czeka, kiedy armia skończy oblężenie i nadejdzie wiadomość o przejęciu miasta. Wtedy Dawid pojedzie tam i przejmie miasto jako zdobywca, on, który pozostał w Jerozolimie.

Tak zaczyna się jeden z najbardziej ponurych epizodów w historii Dawida. Korzystając z uprzywilejowanej sytuacji, Dawid bierze sobie żonę swojego oficera, który właśnie walczy dla niego, biorąc udział w oblężeniu stolicy Ammonitów. Oto co się dzieje: król Ammonitów źle potraktował i obraził ambasadorów Dawida, a teraz Dawid źle traktuje i obraża swojego poddanego, cudzołożąc z jego żoną. Afront wyrządzony przez Ammonitów naraził na szwank honor Dawida, ale on sam nie idzie na wojnę, by odpowiedzieć na zniewagę, za to naraża honor swojego poddanego. I on — król, zdobywa cudzą kobietę, podczas gdy inni walczą i giną, aby zdobyć dla niego miasto. Oni zdobywają miasto wroga, a on bierze żonę przyjaciela.

Wszystko dokonuje się pozornie przypadkiem. Widzimy Dawida po długim odpoczynku popołudniowym. Kto wie, dlaczego musiał odpoczywać... to prawda, że w Jerozolimie jest gorąco, więc po południu się odpoczywa, ale król zachowuje się trochę dziwnie, skoro leży w łóżku przez całe popołudnie. Inni pracują, walczą, giną, a on śpi. Wstaje wieczorem i przechadza się po tarasie swojego pałacu, który oczywiście jest położony wyżej niż inne domy. Dawid widzi z góry piękną kobietę kąpiącą się na podwórzu swojego domu. Myślę, że warto wyobrazić sobie tę scenę, żeby zrozumieć dalsze wydarzenia i znaleźć dla nich pewne wytłumaczenie.

Nadchodzi wiosenny gorący wieczór, a upał męczy i osłabia. Dawid niedawno się obudził, więc jeszcze jest półprzytomny i może też trochę martwi się wojną, a może czuje przytłaczający ciężar samotności, jaki zwykle pociąga za sobą Boże wybranie. Kto jest wybrany przez Boga, ten jest sam, sam wobec tajemnicy.

W melancholijnym spokoju wieczoru Dawid spaceruje po tarasie i patrzy na Jerozolimę, na swoją Jerozolimę: piękne miasto, które zdobył. Słońce zachodzi na ognistym, czerwonym horyzoncie, w dole widać małe domki, a wokół ciągną się kamienne wzgórza Pustyni Judzkiej z ich symetrią cienia i złocistego światła. Dawid patrzy na to wszystko, na migoczące kolory, światło i cienie i nagle, tuż pod swoim pałacem, dostrzega biel ciała pięknej nagiej kobiety. Dawid zachwyca się tym widokiem. Posyła sługi, by uzyskać informacje.

W ten sposób także czytelnik dowiaduje się, że ta piękna kobieta to Batszeba, żona Uriasza Chittyty. Chociaż wydaje się nam, że Dawid pyta, kim jest ta kobieta, w rzeczywistości, jeśli dobrze odczytamy tekst, zrozumiemy, że on prosi tylko o potwierdzenie. Dawid mówi: „Czy to nie jest Batszeba?”13, a zatem wie, kto to jest. On rozpoznał kobietę, także dlatego że Uriasz Chittyta był sławnym oficerem jego wojska, należącym do grupy trzydziestu doborowych wojowników. Zatem Dawid wie, że to Batszeba, wie, że jest mężatką i nie może należeć do niego, ale ogarnięty namiętnością, nie bacząc na inne względy, każe ją zawołać. Zresztą król jest przyzwyczajony do wydawania rozkazów, a wszyscy są mu posłuszni. I chociaż Dawid prosi o kogoś, kto nie należy do niego, któż odważy się mu sprzeciwić? Dawid wie, że ma władzę, i z niej korzysta. Tak jak powiedział Samuel, to on jest królem, więc bierze... bierze cudzą kobietę z pełną świadomością, że robi coś złego. Nie potrafi się oprzeć porywającej sile namiętności, dlatego staje się grzesznikiem i zarazem ofiarą. Wie doskonale, że popełnia niegodziwy czyn, jednak pragnienie prawdopodobnie jest tak wielkie, że Dawid zaczyna prowadzić ze sobą tradycyjne rozmowy, jakie każdy z nas prowadzi z samym sobą, kiedy decyduje się zrobić coś, o czym wie, że jest złe. Dawid pewnie zaczął myśleć: „Nie mogę wziąć tej kobiety, ale w gruncie rzeczy co w tym złego? To jest tylko sprawa między mną a nią, nikomu nie zaszkodzimy. Wezmę ją na jedną noc i tyle, zresztą potrzebuję tego, jestem zmartwiony, jest wojna, król Ammonitów obraził mnie i noszę w sobie ranę, jestem zdenerwowany. Jeżeli nie rozładuję napięcia, to stanie mi się coś złego... zachoruję albo będę źle traktował moich poddanych, więc lepiej, żebym wziął Batszebę. Uspokoję się, a potem będę królem lepszym niż przedtem. Wzięcie Batszeby jest złem, ale ostatecznie jeśli ją wezmę, to przyniesie dobre skutki, bo pozwoli mi być spokojniejszym, a król musi być spokojny, więc mogę wziąć Batszebę”. Każdy z nas ma swoją Batszebę i każdy z nas zna to rozumowanie.

Dawid posyła służących, którzy przyprowadzają mu Batszebę. Nic się nie mówi o reakcjach bohaterów tej sceny. Słudzy nie zadają pytań, cóż zresztą mogą powiedzieć? Batszeba idzie do pałacu, nie mówiąc ani słowa, bo i cóż mogła powiedzieć? W ten sposób w absolutnym milczeniu towarzyszących osób, przy bardzo niewielu słowach ze strony narratora, dokonuje się cudzołóstwo — grzech Dawida z Batszebą. Przy całej swej zwięzłości opowiadanie zawiera ważną uwagę: autor powiedział przedtem, że kobieta kąpała się, aby oczyścić się z miesięcznej nieczystości. Tak więc narrator sugeruje, że Batszeba jest w okresie płodnym, bo oczyszczenie następowało w połowie cyklu. A skoro Batszeba oczyszcza się z nieczystości miesięcznej, to poczęte teraz dziecko na pewno będzie dzieckiem Dawida. I rzeczywiście po pewnym czasie Batszeba zauważa, że jest w ciąży, albowiem czyny ludzkie, dobre czy złe, zawsze mają konsekwencje. Batszeba prawdopodobnie jest przerażona — cudzołóstwo było karane bardzo surowo, a ona jest sama, bo Dawid po nocy odesłał ją do domu. Nie chcąc być sama ze swoim problemem, posyła posłańca z prośbą o pomoc — powiadamia Dawida, że jest w ciąży.

Grzech staje się widoczny na zewnątrz i ujawnia swoją typową cechę: niemożność naprawienia, nieodwracalność. Dokonane czyny ludzkie trwają. Nie można ich odwrócić, przekreślić. Ta noc była i nie można niczego zrobić, żeby jej nie było. To, że była, widać w dziecku, którego oczekuje Batszeba. Zdrada okazuje się widoczna w swoich skutkach. I tak odkrywamy kolejną cechę charakterystyczną zła: nie tylko nie można się cofnąć, nie można zapomnieć, ale w dodatku zło zawsze jest czymś większym, niż się chciało. Dawid chciał tylko spędzić noc z Batszebą, a tymczasem jej skutkiem okazuje się dziecko. Jeżeli ten grzech nie zostanie wyznany, siłą rzeczy trzeba będzie popełnić kolejny, aby ukryć ten pierwszy. Batszeba jest brzemienna i jeżeli Dawid chce utrzymać w ukryciu grzech tej nocy, będzie musiał uwolnić się od dziecka.

Dawid zaczyna działać. Każe przysłać do siebie Uriasza i troskliwie zachęca go, by szedł do domu, do swojej żony. Mówi mu: „Zejdź do swojego domu i umyj sobie nogi” (2 Sm 11, 8), co ma oznaczać: idź do domu i śpij ze swoją żoną. Posyła też do jego domu wykwintne potrawy, aby Uriasz ucztował. W ten sposób Dawid myśli, że rozwiązał problem. Dla Uriasza (i dla wszystkich) dziecko Batszeby będzie owocem tego chwilowego powrotu męża do domu. Uriasz nie idzie jednak do żony, tylko kładzie się spać z innymi żołnierzami. Dawid przygotował pułapkę, ale nie uwzględnił lojalności swojego oficera, dwukrotnie oszukanego: po raz pierwszy kiedy zabrano mu żonę, po raz drugi, kiedy król chce, aby jego dziecko uznano za potomka Uriasza.

Uriasz niweczy plan Dawida. Król, który najwyraźniej go obserwuje, dowiaduje się, że Uriasz nie poszedł do żony, dlatego mówi do niego: „Ale ty jesteś poza domem od tak dawna, masz piękną żonę... (Dawid widział to osobiście!). Czy to możliwe, żebyś nie miał ochoty iść do niej”? Uriasz odpowiada: „Arka, Izrael i Juda przebywają w namiotach, podobnie też pan mój, Joab, wraz ze sługami mego pana obozują w otwartym polu, a ja miałbym pójść do swojego domu, aby jeść, pić i spać ze swoją żoną? Na życie Pana i na twoje, czegoś podobnego nie uczynię” (2 Sm 11, 11). Piękna jest postawa Uriasza z jego poczuciem obowiązku, z pragnieniem dzielenia aż do końca losu towarzyszy, z silnym poczuciem przynależności do wojska, do Izraela, do Boga, kiedy mówi, że Arka jest na polu bitwy. Trudno wręcz uwierzyć, że Uriasz Chittyta prawdopodobnie nawet nie pochodził z Izraela, a przynajmniej jego korzenie były cudzoziemskie. On, cudzoziemiec, przeżywa aż do głębi wierność wobec Boga i towarzyszy, a przed sobą ma Dawida, który nie jest cudzoziemcem — przeciwnie, jest królem... a chciałby, aby ten jego poddany nie był aż tak wierny. Oto tragiczny paradoks spowodowany przez grzech. Zaślepiony, głuchy Dawid brnie coraz głębiej w swoim działaniu, martwiąc się tylko o to, by ukryć winę, zamiast zastanowić się nad tym, co zrobił, i odczuć niepokój sumienia wobec pięknych słów poddanego. Zaprasza Uriasza na kolację, podaje mu dużo alkoholu, mając nadzieję, że alkohol zdoła pozbawić go ostatnich skrupułów i zastrzeżeń, tak iż pijany Uriasz pójdzie wreszcie do swojej żony. Ale Uriasz, chociaż pijany, nie idzie do żony i nadal śpi ze swoimi żołnierzami.

Wtedy Dawid postanawia działać radykalnie. Skoro nie można sprawić, żeby wydawało się, iż ojcem dziecka jest Uriasz, trzeba wyeliminować Uriasza. Dawid pisze list do Joaba, w którym daje instrukcje, aby postawić Uriasza w tak niebezpiecznej sytuacji, żeby zginął w bitwie. Dawid staje się podobny do Saula. Wręcza list Uriaszowi, aby zawiózł go Joabowi. Postać Uriasza jest w tym momencie patetyczna, wzruszająca. Niewinny i nieświadomy, idzie na spotkanie śmierci, niosąc list, w którym skazują go na śmierć. List jest krótki, bardzo jasny; Dawid nie używa parafraz, nie martwi się o to, co pomyśli Joab. Król rozkazuje wysłać Uriasza na śmierć, a Joab jest posłuszny. Prawdopodobnie wyczuwa, że coś się stało, wie, że to, o co się go prosi, jest złe. Jest jednak żołnierzem przyzwyczajonym do rozkazywania, ale też do posłuszeństwa, więc nie docieka, może też myśli, że ta sytuacja przyniesie mu korzyści, bo jest jasne, że coś się za tym kryje. Wysyłając Uriasza na śmierć, Joab ma teraz w ręce broń przeciwko Dawidowi: będzie mógł go szantażować, a to może przydać się w jego karierze. Wiele karier rozwija się w ten sposób, że przechowuje się czyjeś sekrety, a później się kogoś szantażuje, stając się jednak wspólnikiem w złu, nadużyciach, w śmierci, we krwi. W ten sposób on, Joab, generał, który był odpowiedzialny za życie swoich ludzi, organizuje wyprawę wojenną specjalnie po to, by wysłać na śmierć jednego ze swoich oficerów. Wraz z Uriaszem giną też inni żołnierze, niewinne ofiary, które płacą życiem za winę swojego króla i za wierność cudzoziemskiego oficera.

Król Dawid został już wciągnięty w spiralę grzechu, która kręci się coraz szybciej, i jej zatrzymanie nie wydaje się już możliwe. Musimy wiedzieć o tym, że kiedy zaczynamy grzeszyć, uruchamiamy coś, co później nas przerasta i nie poddaje się naszej kontroli. Widać to doskonale w przypadku Dawida. Batszeba jest piękna, więc Dawid bierze ją do siebie. Ona zachodzi w ciążę, dlatego Dawid wysyła do niej Uriasza, ale Uriasz nie chce iść do domu, zatem Dawid wysyła Uriasza na śmierć. Zaczęło się od cudzołóstwa, a kończy się morderstwem. Dawid nie zamierzał nikogo zabić, chciał tylko spędzić noc z piękną kobietą. Ale kiedy zło się zaczyna, później nie można go już zatrzymać. I tak dochodzi do zabójstwa, a co nieuniknione, tracą życie także inne niewinne ofiary. Dawid chciał, żeby zginął tylko Uriasz, ale uwiarygodnienie jego śmierci wymagało zabicia także innych, bo inaczej byłoby zbyt widoczne, że chodziło o śmierć Uriasza.

Wszystko to dokonuje się jakby przypadkowo. To jest następna cecha charakterystyczna grzechu: wydaje się, że znaleźliśmy się w danej sytuacji przypadkiem, niechcący. Właśnie tego wieczoru Dawid spacerował po tarasie. Gdyby wstał z łóżka pół godziny wcześniej lub później, nic by się nie stało. Przypadkiem zobaczył kobietę, która się kąpała. Akurat był to czas płodny tej kobiety... Wszystko dzieje się przypadkiem. Także w ten sposób przejawia się oszukańcza moc zła. Wszystko jest omotane oszustwem — dokonuje się jakby niechcący, ale w rzeczywistości świadomie i dobrowolnie. A ten, kto dopuszcza się zła — oto jego kolejna cecha — w sposób nieunikniony wciąga w swój czyn także innych: Uriasza, który umiera, Batszebę, służących — pośredników, Joaba — wykonawcę zbrodni. Nic nie można na to poradzić, zło jest zaraźliwe i rozszerza się jak plama oliwy. Grzech popełnił Dawid, ale teraz także Joab stał się odpowiedzialny za śmierć Uriasza. Był jeden grzesznik — Dawid, a teraz siłą rzeczy jest ich przynajmniej dwóch, dwóch winnych morderstwa. Joab najwyraźniej to czuje, bo kiedy posyła do Dawida informację o wykonaniu rozkazu i o śmierci Uriasza, jego słowa mają w sobie mroczny cień zła. Joab daje bowiem instrukcje posłańcowi, wskazując mu, co ma powiedzieć Dawidowi, ale zdaje sobie sprawę z tego, że król się zdenerwuje, słysząc o wyprawie wojennej, która doprowadziła do śmierci tylu żołnierzy. Myśli, że Dawid się rozzłości, bo on sam był zdenerwowany, nie umiejąc zaakceptować tego, do czego został zmuszony i co uczynił. Mówi więc posłańcowi: „Kiedy król się zdenerwuje, wyjaśnij, co się stało, i powiedz mu: «Także Uriasz zginął»”14. Tak jakby przekazanie tej informacji mogło uspokoić Dawida... a przecież powinno jeszcze bardziej go zdenerwować, bo zginął jeden z dowódców. Kto wie, co pomyślał posłaniec... Ponieważ on też jest żołnierzem przyzwyczajonym do posłuszeństwa, robi to, co Joab mu kazał. Stara się jednak uczynić wszystko, by uprzedzić gniewną reakcję Dawida. Wyjaśnia, dlaczego doszło do wojny, i zaraz dodaje magiczne słowa: „Uriasz zginął”. Król nie rozgniewał się, słucha w spokoju... a czytelnik dostrzega swoisty humor w opisie postępowania tego biednego posłańca, który pospiesznie, jednym tchem wygłasza przygotowaną wcześniej przemowę, aby jak najprędzej dojść do magicznego stwierdzenia: „Uriasz zginął”, i westchnąć z ulgą.

Z ulgą oddycha także król, bo usłyszał zdanie, na które czekał. A czytelnik, skamieniały z wrażenia, jest świadkiem porażającego cynizmu Dawida, który odpowiada posłańcowi: „Powiedz Joabowi, żeby się nie martwił. Tak już jest na wojnie, wojna nie wybiera swoich ofiar. Joab niech się nie smuci, musi dalej walczyć, a ty dodaj mu odwagi”. Czytelnik jest wstrząśnięty, bo widzi Dawida — króla wybranego i umiłowanego przez Boga, bohatera, który stawił czoło Goliatowi, ufając tylko Bogu, szlachetnego uciekiniera, który oszczędził życie Saula, odpowiadając dobrem na zło, króla błogosławionego przez Pana, mędrca, Dawida-pomazańca — jako... mordercę. Tak zmienił się król Izraela; stał się mordercą ze spokojem i łagodnością przekazującym pocieszające wiadomości swojemu wspólnikowi, który dla niego posłał na śmierć niewinnego człowieka. Król każe posłańcowi przekazać Joabowi słowa, które brzmią dosłownie: „Niech ta rzecz nie będzie złem w twoich oczach”. Posłaniec myśli, że „ta rzecz”, czyli śmierć żołnierzy, nie ma być złem w tym sensie, że Joab nie powinien zadręczać się z tego powodu, czuć się winny. A tymczasem czytelnik, który wie, co się stało, słyszy Dawida twierdzącego, że nie jest złem zabić niewinnego. „Niech to nie będzie złem”.

Uriasz zginął, Batszeba została wdową, a po upływie żałoby Dawid ją poślubił. I teraz może urodzić się dziecko, bo zgodnie z prawem są już mężem i żoną. Wszystko powraca do normalności, wszystko jest na swoim miejscu, zgodnie z regułami... ale jest Ktoś, Kto zna prawdę, bo Bóg widzi to, co jest ukryte przed oczami ludzi. I chociaż Dawid kazał powiedzieć Joabowi: „Niech ta rzecz nie będzie złem w twoich oczach”, narrator dodaje: „Postępek jednak, jakiego dopuścił się Dawid, nie podobał się Panu” (2 Sm 11, 27). Wydaje się, że kłamstwo triumfuje, ale jego zwycięstwo jest tylko pozorne i nie będzie mogło trwać długo, bo Bóg wie, co się stało, i już to osądził.

Warto powracać do tych tekstów i spojrzeć na własne życie w świetle dynamiki grzechu, który dokonuje się jakby przypadkiem, gdy łudzimy się, że zło jest małe, a tymczasem ono staje się coraz większe i zdaje się nie mieć końca. Możemy przerwać je tylko wtedy, kiedy wreszcie pozwolimy Bogu się wyzwolić. Niebawem zobaczymy, w jaki sposób Bóg nas wyzwala, a tymczasem niech każdy z nas skonfrontuje się z własną „Batszebą”, aby odkryć dobroć Pana, który nas kocha takich, jacy jesteśmy, i który nam przebacza.

13 "Dawid zasięgnął wiadomości o tej kobiecie. Powiedziano mu: ŤTo jest Batszeba, córka Eliasa, żona Uriasza Chittytyť" (2 Sm 11, 3).

14 Zob. 2 Sm 11, 19-21.

opr. aw/aw



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama