Nieraz mówi się, że Biblia milczy na temat Maryi - jednak bardziej dogłębna analiza Biblii pokazuje, że wcale nie jest to prawdą
Ale czy rzeczywiście? Bo może milczy tylko dla fundamentalistów biblijnych, co to muszą mieć położone wszystko „kawę na ławę”.
Jeśli milczy, to może ma ku temu powody; w relacji między ludźmi też bywają milczenia bardziej wymowne od krzyku, tak że aż uszy bolą, a jeśli nie uszy — to serce pozostaje niespokojne, póki nie wyjaśni przyczyny czymś przecież powodowanego zacichnięcia. Tak więc kto ma serce do słuchania, niech słucha także ciszy! Nie jest dobrze poprzestać na stwierdzeniu faktu, jakoby o Maryi mówili autorzy natchnieni zbyt mało, bo nie tyle ilość, ale jakość tego, co się mówi, jest najważniejsza — tak jest w ludzkich relacjach, czemu miałoby być inaczej w obcowaniu Boga z człowiekiem? Bo są ludzie gadatliwi, choć niewiele mający do powiedzenia, a są również tacy, którzy mówią mało, ale za to jak coś powiedzą, to pamięta się to potem przez całe życie. Bóg z pozoru powiedział dużo, ale właściwie wypowiedział jedno Słowo — „Jezus” — i to wystarczy do końca świata. Jednak wypowiadając to jedno słowo, zawarł w nim wszystko, także mowę i milczenie na temat Maryi, której życie i powołanie tak było z tym Słowem związane, że nie trzeba wielomówstwa.
Ale czy rzeczywiście Pismo milczy w temacie Maryi? Bo może milczy tylko dla fundamentalistów biblijnych, co to muszą mieć położone wszystko „kawę na ławę”, i którzy zamiast rzucić się na kolana w kościelnej ławce i medytować Słowo Boże w kluczu Tradycji, która jest na to Słowo reakcją, zatrzymują się na literze Pisma, jakby miało być ono instrukcją obsługi topornie wykładającą, jak obchodzić się z Jezusem i jak obejść niepotrzebną ponoć Maryję. Bóg, który reaguje alergicznie na idolatrie wszelkiego typu, nie przepada również za bibliolatrią, w którą wpadają ci oskarżający katolików niesłusznie o mariolatrię. Kicha na niewolników litery, wybiera sobie przyjaciół w Duchu i staje się dla nich Przyjacielem.
Dlatego milsi Mu będą Ojcowie Kościoła, którzy w swojej lekturze Pisma wznoszącej się od litery do ducha potrafili odczytać wielkość Maryi, od ojców reformacji, którzy zaproponowali zasadę sola Scriptura (tylko Pismo) na tyle zgubną, że ich duchowi synowie skończyli na barbarzyństwie wycinającym wszelki rozwój poznania obiecanego przez Pana (por. J 16,13) w pień (a po owocach lub ich braku poznaje się drzewo). Nie mylili się jednak Ojcowie Kościoła: jeśli Biblię trzeba czytać chrystocentrycznie, to można to również robić mariocentrycznie — zarówno w przypadku Drugiego Adama (tak Pismo nazywa Chrystusa), jak i Nowej Ewy (tak Ojcowie mówili o Maryi), której życie zostało z Nim związane nie mniej niż życie Ewy i Adama Rajskich, można szukać w Starym Przymierzu bohaterów czy bohaterek, którzy stanowią cień nowotestamentowej pary bohaterów: Jezusa i Maryi. Na tle ważnych kobiecych postaci Starego Testamentu Maryja okaże się mniej tajemnicza (bo więcej o Niej wiemy), ale nie mniej tajemnicą (bo góruje nad tamtymi).
A skoro już nazwaliśmy Go wcześniej Przyjacielem, nie wyrzucajmy go teraz za drzwi — pozwólmy mu mówić, słuchać i milczeć; kto wie, w której z tych czynności wypowie to, co leży mu najgłębiej na sercu? Ten, który kładł głowę swoją na Jezusowej piersi, ewangelista Jan, właśnie dzięki miłości i kontemplacji potrafił odsłonić najwięcej z tajemnicy Jezusa, i nieprzypadkowo przed jego sercem nie ukryła się również najskromniejsza i najcichsza, jak by się wydawało (bo może ta skromność i cichość też krzyczą!), Maryja. Kto pierwszy rzuci kamieniem oskarżenia, że tylko przypadkowym trafem nazwana została Matką na chwilę przed tym, jak serce Jej Syna zostało otworzone włócznią? Kto ma oczy do patrzenia, zauważy w tym Sercu Maryję. Trzeba by wyciągnąć wniosek z tej z Pisma pochodzącej lekcji i próbować sądzić nie z pozorów (por. J 7,24), lecz usiłując wniknąć w serce Przyjaciela. Może wystarczy usiąść z ciepłą herbatą w jednej ręce, a Biblią w drugiej, i spróbować się zaprzyjaźnić nie tylko z Nim, ale i z Tą, która wydała Go na świat? Niechby na początek działo się to tylko w myśl powiedzenia, że przyjaciele moich przyjaciół są również moimi przyjaciółmi...
Tak, wiele zależy od ciepła herbaty, a jeszcze więcej od temperatury serca. Pochyleni nad Pismem z napojem w ręce i wiarą w sercu obejdźmy jeden jeszcze błąd, który polega na tym, że stawia się (podobno w obronie świętości Biblii) wszystkie biblijne wypowiedzi na równi, jakby autorem Pisma był tylko Bóg, ale już nie ludzcy autorzy. A jednak jeśli dobrze zrozumieć, że Pismo to nie samo Objawienie, ale tylko/aż jego świadectwo, wtedy też zmienia się podejście do tego, co się czyta. Lektura Pisma, jeśli dokonuje się bez uprzedzeń, pozwoli dostrzec, kiedy Bóg przekazuje słowa i wydarzenia najważniejsze i kto gra w nich główne role. Jak w rozmowie między ludźmi na pewne sprawy stawia się większy akcent, a mowa pozawerbalna podkreśla wagę tego, co się wypowiada, tak Boże objawienie również podkreśla pewne „czyny i słowa wewnętrznie ze sobą połączone” (Dei verbum, 2). Zaprawdę, nie jest przypadkiem, że w największych tajemnicach chrześcijańskich oprócz Tego, którego się tam spodziewaliśmy, zauważymy pozostającą w cieniu, ale wymownie obecną małomówną Maryję. Pozwólmy Jej i Jemu mówić również niewerbalnie.
Tekst ukazał się w Rycerzu Niepokalanej nr 1 (680) 2013 r.
opr. mg/mg