O ekumenizmie w nauczaniu Jana Pawła II
Dążenie do jedności chrześcijan jest czymś oczywiście słusznym. Działania ekumeniczne są przez Kościół katolicki pochwalane, a co więc uznawane za konieczne, o czym świadczy wyraźnie najnowsza encyklika Jana Pawła II Ut unum sint („aby byli jedno” — słowa modlitwy Jezusa za uczniów z rozdziału 17 Ewangelii Św. Jana).
Jednocześnie ekumenizm może budzić rozmaite obawy. Pod jego szyldem nieraz popularyzuje się inne wyznania i religie kosztem katolicyzmu, czy usprawiedliwia obecny stan rzeczy — podział w chrześcijaństwie — dążenie do jedności zastępując postulatami „tolerancji” i współpracy różnych wyznań. Niektórzy katoliccy teologowie głoszą poglądy protestanckie i eklektyczne. Nieufność może też budzić poparcie udzielane ekumenizmowi przez laickich przeciwników Kościoła katolickiego — jaki mają w tym interes? (Aczkolwiek nie należy automatycznie odpowiadać, że chcą w ten sposób zaszkodzić; odnoszę raczej wrażenie, że wynika to w dużej mierze z ich świeckiej wiary w potrzebę jednoczenia ludzkości).
Inaczej mówiąc, o ile sama potrzeba zbliżania różnych wyznań nie powinna budzić wątpliwości, problemem jest sposób realizacji ekumenizmu. Jaki ma on być, jaki ma nie być, do czego ma dążyć? Odpowiedzi można poszukać właśnie w Ut unum sint.
Przeszkodą do jedności są i spory doktrynalne i ludzkie błędy w postaci fałszywych uprzedzeń, pychy, obojętności, niewiedzy, a wreszcie konkretnych grzechów z przeszłości i teraźniejszości. Odnośnie nauki wiary papież stwierdza wyraźnie, że nie może chodzić o zmianę dogmatów czy dostosowanie prawdy do upodobań epoki, należy natomiast starać się, by mogli ją zrozumieć ci, dla których Bóg ją przeznaczył, czyli odnawiać w razie potrzeby formę przekazu. Pismo Święte i Tradycja Kościoła pozostają punktami odniesienia. Nie może być porozumienia kosztem prawdy.
Jest to z pewnością krytyka protestanckiej koncepcji ekumenizmu, której dał wyraz sekretarz generalny Światowej Rady Kościołów Konrad Raiser w reakcji na encyklikę Veritatis splendor: według niego akcentując jedyność prawdy encyklika utrudnia dialog! Tymczasem jest odwrotnie: jeśli ktoś nie dąży do jedynej prawdy, pozbawia ekumenizm sensu i celu, którym jest właśnie jedność — a nie federacja wyznań i zgoda na to, by każdy wierzył, jak uważa.
Natomiast, jak to wskazał Sobór Watykański II, należy dostrzegać pierwiastki prawdy i dobra w Kościołach i wspólnotach niekatolickich, w których udzielany jest chrzest i inne sakramenty, Pismo Święte jest normą wiary i życia, a wierzący okazują gorliwość a nawet umierają za Chrystusa. Ocena innych chrześcijan nie powinna uchybiać sprawiedliwości i prawdzie.
Warunkiem ekumenizmu jest nawrócenie i miłość bliźniego. Tu każdy powinien zacząć od siebie i dlatego papież wielokroć w imieniu Kościoła katolickiego przepraszał i prosił o wybaczenie za zło popełnione przez jego członków, jak w sprawie Husa. Ostatnio będąc w Polsce prosił o przebaczenie za krzywdy popełnione przez katolików wobec innych, zarazem ogłaszając przebaczenie tym, którzy katolików krzywdzili (drugą część zdania bezczelne „media” przeważnie pomijały). Ale niestety: czy słychać, by inni przepraszali katolików i papieża?
Ostatni przykład, to niechętna reakcja protestantów na kanonizację Jana Sarkandra, zamordowanego na torturach przez fanatycznych protestantów pod ohydnym pretekstem politycznym (żądano od niego zdrady tajemnicy spowiedzi i oskarżano o sprowadzenie lisowczyków — gdy on uratował swoje miasto przed napadem wychodząc z monstrancją w procesji). O rachunku sumienia w tej sprawie protestanci raczej nie myślą i wykorzystują ją jako pretekst do nagłaśniania się poprzez protesty, wywiady prasowe itd.
Papież, jakby w odpowiedzi, podkreśla znaczenie modlitwy jako drogi do jedności chrześcijan — mówi na niej obszernie i na pierwszym miejscu. Zachęca do wspólnej modlitwy z innymi chrześcijanami. Na drugim miejscu mowa o dialogu, pojętym jako spotkanie w duchu miłości bliźniego, połączone z zaufaniem do woli pojednania u rozmówcy i obustronnym rachunkiem sumienia. Potem — o studiowaniu kwestii spornych, przy którym należy przezwyciężać różnice leżące w samych słowach (po wiekach okazało się, że Kościoły wschodnie: koptyjski, etiopski i syryjski nie głoszą doktryny zwanej monofizycką), jak też dostrzegać możliwość oświetlenia jednej prawdy z różnych punktów widzenia. Owocem dialogu powinno być pogłębione poznanie jednej prawdy i poczucie braterstwa, wzrost wspólnoty, „komunii” chrześcijan. Brak jedności szkodzi świadectwu chrześcijańskiemu wobec świata, a zwłaszcza misjom.
Jakie są jednak nadzieje na osiągnięcie jedności? Papież nie ocenia tu szans, ale znamienne jest, że wyraźnie więcej uwagi poświęca stosunkom z prawosławiem. Czytelnik może tu poczuć obawę — prawosławni bywają bowiem wobec katolicyzmu nastawieni podejrzliwie albo nawet agresywnie. To można przezwyciężyć; takie zachowania tłumaczą się w znacznej mierze czynnikami względem teologii ubocznymi (nacjonalizm, brak wiedzy teologicznej). Zasadnicza wspólnota wiary jest tu niewątpliwa, różnice doktrynalne są małe i możliwe do pokonania; Kościołom Wschodnim (papież woli tę nazwę) zależy też na widzialnej jedności i na Tradycji Kościoła. Nieco wcześniej wydał też papież list apostolski Orientale lumen („światło Wschodu”), w którym podniósł wartość duchowej i teologicznej tradycji tych Kościołów.
O dialogu z Kościołami protestanckimi powiedziane jest ogólniej; ich ocena, rzecz znamienna, zawiera głównie cytaty z Dekretu o ekumenizmie ostatniego soboru. Trudno też o przykłady zmian w protestantyzmie, które by go do katolicyzmu zbliżały (poza powrotem do bogatszej liturgii i częstego sprawowania Wieczerzy Pańskiej). Łatwiej by przyszło wymienić dowody oddalania się od katolicyzmu w okresie niby to naznaczonym ożywionym dialogiem ekumenicznym (dwuznaczna, najoględniej rzecz ujmując, postawa wobec aborcji, a także kobiety jako duchowni — wyjątkiem są grupy o orientacji zwanej ewangeliczną, kontestujące zresztą dawniejszy protestantyzm). Natomiast katolickim teologom raczej się nie zarzuca zbyt małego wykorzystywania myśli protestanckiej. W ogóle trudno oprzeć się refleksji, że dla rzeczywistej jedności właśnie katolicy robią najwięcej.
Zakończenie encykliki mówi o roli Biskupa Rzymu dla jedności, kontynuując misję Piotra (choć, jak Piotr, i papież jako człowiek może zawieść — zaparcie się Piotra przypomina, że Kościół opiera się na potędze łaski). Pełna i widzialna jedność Kościoła wymaga wspólnoty („komunii”) z Biskupem Rzymu. (1995)
opr. mg/ab