Konwersatoria na temat klasycznych autorów teologicznych (św. Grzegorz z Nazjanzu)
→ Spis treści ¬
ŚW. GRZEGORZ Z NAZJANZU
W IV wieku Kapadocja, czyli środkowa Azja Mniejsza dała chrześcijaństwu trzech wielkich ojców Kościoła, św. Bazylego z Cezarei, jego brata św. Grzegorza z Nyssy oraz ich wspólnego przyjaciela - św. Grzegorza z Nazjanzu. Bazyli był „politykiem” Kościoła, praktykiem, Grzegorz Nysseńczyk odznaczał się głębokim zmysłem spekulatywnym, natomiast Grzegorz z Nazjanzu powiązał teologię z retoryką. Wszyscy czerpali ze skarbca kultury helleńskiej, tworzyli syntezę antyku z chrześcijaństwem. Nie podchodzili jednak do Objawienia filozoficznie, tzn. nie pozwolili, by myślenie filozoficzne zdominowało poznanie oparte na wierze.
Grzegorz przyszedł na świat w 329 albo 330 roku, w posiadłości Arianzos (na terenie obecnej Turcji). Jego ojciec, na krótko przed jego urodzeniem, został biskupem Nazjanzu - miasteczka zachodniej Kapadocji. Pochodząc z zamożnej rodziny, Grzegorz mógł uczęszczać do najlepszych szkół, kolejno: w Cezarei Kapadockiej, w Cezarei Palestyńskiej, następnie w Aleksandrii i w końcu w Atenach. To właśnie w Atenach poznał i zaprzyjaźnił się z Bazylim.
Około 358/59 Grzegorz powrócił do Nazjanzu, gdzie krótko nauczał retoryki, ale wkrótce wybrał życie mnisze na wyspie Iris, gdzie Bazyli założył klasztor. W życiu kontemplacyjnym Grzegorz nie zaznał spokoju i spełnienia. Jego osiemdziesięcioletni ojciec przymusił go i wyświęcił na kapłana. Grzegorz jednak uciekł i schronił się w pustelni. Wkrótce jednak powrócił i wspomagał ojca.
Tymczasem Bazyli został metropolitą Kapadocji, a chcąc wzmocnić swe wpływy, tworzył nowe diecezje. W jednej z nich (w Sasinie) mianował biskupem właśnie Grzegorza (372). Ten jednak znowu opierał się i pozostał na krótko w diecezji Nazjanzu jako następca zmarłego już ojca - biskupa, a następnie usunął się na pustelnię w Izaurii. Tu odszukali go chrześcijanie z Konstantynopola, był rok 379. Na ich prośbę Grzegorz został metropolitą Konstantynopola - kościoła bardzo osłabionego przez arian. To właśnie z tego czasu pochodzi pięć mów teologicznych o boskości Logosu, które zjednały mu zaszczytny przydomek - „Teologa”. Intrygi polityczno-religijne sprawiły, że i tym razem Grzegorz ustąpił wracając do, wciąż pozostającego bez biskupa, Nazjanzu, a następnie kolejny już raz chroniąc się w pustelni. Ostatnie lata swego życia, wypełnione ascezą i pracą pisarską, spędził w rodzinnej miejscowości Arianzos, gdzie zmarł około 390 roku.
Dzieła Grzegorza posiadają osobliwy charakter. Porównując jego twórczość z innymi współczesnymi mu teologami, krytycy wskazują na znamienny fakt, że autor nie pisał ani komentarzy do Biblii, ani też traktatów dogmatycznych. Grzegorz był przede wszystkim wybitnym retorem, pozostawił po sobie 45 Mów, a także 245 listów i Poematy.
Najbardziej znane dzieła Grzegorza to pięć Mów teologicznych (27-31), które wygłosił w 380 r. w Konstantynopolu. To właśnie one przydały mu zaszczytny przydomek - „Grzegorza Teologa”. Treść tych mów stanowi nauka o Trójcy Świętej, rozwijana w polemice z eunomianami (uznawali boskość tylko Ojca) i macedonianami (nie uznawali boskości Ducha Świętego).
Grzegorz z Nazjanzu jest nade wszystko obrońcą tajemnicy Boga. Jego zdaniem teolog chrześcijański powinien w pierwszym rzędzie określić przedmiot swojej wiary. Jeśli to, w co wierzy, jest tajemnicą, wówczas - jak zauważa Gilson - teolog winien ją uszanować i przedstawić taką, jaką ona jest. Na tym polega bycie teologiem. Grzegorz, który domagał się tytułu „teologa” dla siebie, tak to właśnie rozumiał: „Modlę się do Pana, by dał mi udział w łasce Salomona, który niczego sam nie wymyślił o Bogu. Kiedy bowiem mówił « jestem najgłupszy ze śmiertelników i nie mam umysłu człowieka» , to wcale nie wyznaje jakiejś osobistej głupoty [czyż nie otrzymał daru mądrości?] - chce tylko dokładnie wyrazić, że nie posiada własnej mądrości, a że od wewnątrz kieruje nim mądrość doskonalsza - Boża”. W odróżnieniu od Grzegorza, który przede wszystkim chciał być heroldem Bożej tajemnicy, inaczej postępowali jego adwersarze, zwolennicy Ariusza i Eunomiusza, którzy sprowadzali tajemnicę do terminów poznawalnych w świetle rozumu.
3. Widzicie, co to mi się przydarzyło, przyjaciele moi, współtowarzysze wtajemniczenia i miłośnicy tej samej prawdy! Biegłem w tej myśli, że Boga uchwycę, i tak wyszedłem na górę i chmurę rozdzieliłem; tam zostałem oddzielony od materii i rzeczy materialnych i, o ile to tylko możliwe, w sobie się skupiłem. Kiedy zaś przypatrzyłem się, z trudem zobaczyłem Boga od tyłu, i to zasłonięty skałą, tj. Słowem, które za nas stało się ciałem. I wyjrzawszy zza skały, zobaczyłem nie tę pierwszą i niezmieszaną naturę i sobie samej znaną - mam tu na myśli Trójcę, która pozostaje poza pierwszą zasłoną i jest zakrywana przez cherubinów, ale tę ostatnią i do nas dochodzącą. Jest zaś nią, o ile ja to mogę dobrze rozumieć, ów majestat, albo według słów boskiego Dawida, wspaniałość, widoczna w stworzeniach, które od Niego wyszły i pod Jego zarządem pozostają. To są właśnie „plecy” Boga, i ślady, jakie za sobą zostawia, podobnie jak dla słabych oczu migotliwe odbicia słońca na powierzchni wody przedstawiają słońce, ponieważ na nie patrzeć nie można, gdyż oglądane wprost niweczy siłę wzroku. Tak więc spełniać będziesz obowiązek teologa, choćbyś był Mojżeszem, czyli bogiem faraona, i choćbyś aż do trzeciego nieba jak Paweł, był wyniesiony i słyszał słowa tajemne i niewypowiedzialne; i choćbyś znalazł się ponad nimi i uznany został za godnego anielskiego jakiegoś lub archanielskiego miejsca i stanowiska. Bo nawet wszelkie stworzenie niebieskie, a choćby nawet jakieś nadniebieskie i choćby pod względem natury o wiele wyżej od nas stało i bliżej Boga, to jednak więcej oddalone jest od Boga i od doskonałego poznania, aniżeli góruje nad tą naszą złożoną, niską i ku ziemi ciążącą mieszaniną.
4. Należy więc tak znowu zacząć naszą mowę, Boga pojąć rozumem jest rzeczą trudną; wypowiedzieć Go zaś jest rzeczą niemożliwą, jak jeden z pogańskich teologów filozofował, według mego zdania nie bez sprytu, by się wydawało, że on nawet to pojął, co jest trudnym do powiedzenia, a przez podkreślenie, że jest niewypowiedzialne, uniknął przedstawienia dowodów. Zdanie zaś moje jest takie, że Boga wypowiedzieć jest rzeczą niemożliwą, ale rozumem Go pojąć - jeszcze bardziej niemożliwą. Bo to, co rozum pojął, łatwo można by słowami przedstawić, jeśli nie w sposób wystarczający, to przynajmniej w przybliżeniu, byleby słuchacz nie był całkiem chory na uszy i słaby na umyśle. Rzecz zaś tak wielką rozumem objąć jest zupełnie niemożliwe i nie do osiągnięcia, nie tylko dla ludzi o umyśle przytępionym i przyziemnym, ale i dla bardzo wzniosłych duchem i kochających Boga, i tak samo dla całej zrodzonej natury, jak i dla tych, którym drogę do pojęcia prawdy przesłania ta mgła i to ciężkie i słabe ciało. Nie wiem zaś, czy może i dla natur wyżej stojących i rozumem obdarzonych. One to będąc bliżej Boga i całym tym blaskiem oświecone, właśnie mogłyby tę moc posiadać, jeśli nie zupełną, to jednak lepszą niż my i wyraźniejszą, i to jedne od drugich więcej lub mniej, zależnie od zajmowanego stanowiska.
5. Ale o tym na razie dosyć. Jeśli chodzi o naszą pozycję, to ponad wszelki rozum i poznanie wyższy jest nie tylko pokój Boży i nie tylko treść obietnic, danych sprawiedliwym, czego mianowicie ani oczy nie mogą widzieć, anż uszy słyszeć, ani rozum pojąć; chyba że po trosze; nie tylko dokładne poznanie rzeczy stworzonych - bądź bowiem przekonany, że i z tych rzeczy jedynie cienie posiadasz, kiedy usłyszysz: Widzieć będę nieba, dzieła palców twoich, księżyc i gwiazdy, i ten w nich rozum ustalony, skoro ich teraz nie widzisz, a zobaczysz dopiero kiedyś - ale o wiele bardziej niż to wszystko [przewyższa nasz rozum] natura wyższa ponad to, natura, z której to wszystko wzięło początek, natura niepojęta i nieograniczona; mówię zaś, nie że jest, ale jaką jest. Bo nie próżne jest to nasze obwieszczenie, ani też czczą wiara nasza, ani też nie na tym polega nasza nauka - byś znowu naszego szczerego przekonania nie wziął za dowód naszej bezbożności i obelgi, i nie wystąpił przeciwko nam z drwinami, jakobyśmy mieli głosić przekonanie, że w ogóle nic nie wiemy [o Bogu]. Bardzo wielka bowiem jest różnica między przeświadczeniem, że coś jest, a wiedzą, czym to jest w istocie [...].
17. Czym w ogóle jest Bóg w naturze swej i w istocie, tego nigdy żaden człowiek ani nie zbadał, ani niech nie bada. A czy kiedyś zbadać potrafi, niech nad tym myślą i głowę sobie łamią ci, co mają po temu ochotę. Znajdzie zaś [człowiek] odpowiedź, moim zdaniem, wtedy, kiedy to, co jest do Boga podobne i Boskie, to jest myśl nasza i rozum zmiesza się z tym, co mu jest pokrewne, i obraz dojdzie do swego pierwowzoru w niebiosach, za którym teraz tęskni. I to wydaje mi się być wielką filozofią, że my kiedyś poznamy, w jakim stopniu zostaliśmy poznani. Życie zaś teraźniejsze, w całości jakie nam się dostaje, jest jakimś krótkim wytryskiem i jak gdyby małym odbłyskiem wielkiego światła. Dlatego jeśli ktoś nawet poznał Boga, albo podług świadectwa Pisma miał poznać, to o tyle poznał, o ile jest więcej oświetlony aniżeli ten, co nie taką samą ilość światła otrzymał w udziale. I tę nadwyżkę uznano za doskonałość, mierząc nie prawdziwym stanem rzeczy, ale siłą w stosunku do otoczenia.
Mowa 28 (Teologiczna II), Poznanie Boga
, [w:]
15. Światłem jest Bóg, i to światłem najwyższym, którego nieznacznym jakimś odpływem i promieniem na dół spadającym jest światło całe, choćby się przejasnym wydawało. Ale widzisz, stąpa po mroku naszym i uczynił ciemność zasłoną swoją, położywszy ją między sobą i nami, podobnie jak i Mojżesz ongiś zasłonę między sobą i zatwardziałością Izraela, by okryta ciemnością natura nie mogła tak łatwo zobaczyć naszykowanej w niebie [dla zbawionych] piękności, którą oglądać niewielu jest godnych. Łatwo ją osiągnąwszy łatwo również mogłaby ją stracić, właśnie przez łatwość zdobycia. Ale światło niech szuka światła, przez swe pragnienia dążącego zawsze wzwyż. A rozum oczyszczony niech się zbliży do najczystszego rozumu, i część [prawdy] niech mu się zaraz objawi, część zaś potem, jako nagroda cnoty i tego dążenia czyli upodobnienia do światła [Bożego] już tu na ziemi. Bo teraz widzimy - powiada Pismo Święte - jakby w zwierciadle, niejasno, lecz kiedyś zobaczymy twarzą w twarz. Teraz poznaję częściowo, kiedyś będę poznawał tak, jak i zostałem poznany. Jak wielka jest nędza naszej natury, a jak ogromną otrzymaliśmy obietnicę! Poznać Boga tak dalece, jak zostaliśmy poznani. To powiedział Paweł, ten wielki herold prawdy, ten nauczyciel wiary dla całych narodów, który wielki okrąg ziemi Ewangelią napełnił, który nie dla kogoś innego żył, jak tylko dla Chrystusa, który został porwany aż do trzeciego nieba, który został uniesiony do raju, który umrzeć pragnął dla doskonałości.
16. I Mojżesz ledwie widział Boga z tyłu, przez szparę w skale - jakiekolwiek było to zaplecze [Boga] i jakakolwiek była ta skała - i to po wielu modlitwach, i to mając obietnicę; tylko że [i On] nie widział tyle, ile pragnął, a tego, co uciekło przed jego oczyma, więcej było, niż tego, co mu się pokazało. I to Mojżesz, który był Bogiem faraona, który tak wielki lud prowadził, który tylokrotną siłę cudów okazał! Ty zaś kogo z nieba żywiłeś? Jaką wodę dałeś ze skały? Jakie morze przedzieliłeś laską? Jaki lud przeprowadziłeś suchą nogą przez wodę? Jakich nieprzyjaciół w falach morskich zatopiłeś? Kogo przez słup ognia i obłoku przeprowadziłeś? Jakiego Amaleka zwalczyłeś modlitwą i wyciągnięciem rąk i krzyżem, już tak długo przedtem wyobrażonym mistycznie: byś za nieszczęście uważał to, żeś Boga doskonale nie pojął i żeby dlatego wszystko miało się chwiać w posadach i przewracać do góry nogami? Ponieważ zaś wspomniałem o Mojżeszu, to czyż nie nauczyłeś się stąd kolejności i następstwa łaski i prawa porządku? Jeśli jesteś Mojżeszem, to i do chmury wejdź, i mów do Boga, i słuchaj głosu, i przyjmij prawo, i wydawaj prawa. Jeśli zaś Aaronem jesteś, wyjdź razem na górę, ale stań w pobliżu, na zewnątrz chmury. Jeśli zaś Itamarem jakimś, albo Eleazarem i trzecim po Mojżeszu, albo kimś z grona starszych i jednym z siedemdziesięciu, jeszcze dalej stań, chociaż podług porządku trzecie masz miejsce. Jeśli zaś do szarego tłumu należysz i jesteś jednym z wielu, nie dopuści cię do siebie góra; a gdyby zwierz dziki jej dotknął, kamienie go zasypią. Na dole zostań, i jedynie głosu słuchaj, i to po uświęceniu siebie i oczyszczeniu, jak ci polecono.
Mowa 32, Zachowanie umiaru w dyskusjach teologicznych,
jako że nie każdy i nie w każdym czasie może
rozprawiać o Bogu
6. Zostawmy to Hellenom i helleńskiemu przepychowi i obchodom! Oni i bogom przypisują cieszenie się zapachem ofiar i stosownie do tego czczą bóstwo brzuchem, źli złych demonów i twórcy, i kapłani, i czciciele. My zaś, którzy czcimy [Boże] Słowo, gdyby nam trzeba było czymś się rozkoszować, rozkoszujmy się słowami proroków i Boskiego prawa, i dziejami zbawienia, a szczególnie Ewangelią, która jest podstawą dzisiejszej uroczystości; aby rozkosze nasze były stosowne i godne Tego, który nas wezwał na ucztę [...].
7. Bóg był zawsze, jest i będzie, a raczej „jest” zawsze. „Był” i „będzie”, to odcinki czasu naszego i przemijającej natury, a „On jest” zawsze, i tak sam się nazywa, gdy przemawia na górze do Mojżesza. Albowiem całe bytowanie skupił w sobie i posiada je bez początku i bez końca, jak jakieś niezmierzone i nieograniczone morze bytu, przekraczające wszelkie pojęcie czasu i natury. Można Go wyobrazić tylko myślą, i to zbyt niewyraźnie, i do pewnego stopnia, nie przez ujęcie Jego natury, lecz dzięki Jego przymiotom, zbierając coraz to inne wyobrażenia w jakieś jedno odbicie prawdy, które pierzcha, nim się je schwyta, i ucieka, nim się je pomyśli. O tyle rozświeca ono kierowniczą część naszej duszy, i to tylko oczyszczoną, o ile szybkość nie zatrzymującej się błyskawicy oświeca mrok, moim zdaniem w tym celu, by przez uchwytność pociągało ku sobie - gdyż to, co jest zupełnie nieuchwytne, nie budzi nadziei i odstręcza od starania - a przez nieuchwytność przejmowało podziwem, i żeby podziwiane, bardziej było upragnione, upragnione oczyszczało, a oczyszczające - czyniło podobnymi do Boga. Gdy zaś staniemy się takimi, aby już z jako bliskimi obcował - tu mowa moja porywa się na coś zuchwałego - Bóg z Bogami zostaje zjednoczony i przez nich poznawany, może o tyle, o ile już zna poznawanych. Bóstwo jest więc nieskończone i trudne do zbadania, a to tylko z niego można w ogóle pojąć, że jest nieskończone, choćby ktoś sądził, że z powodu niezłożoności natury albo jest zupełnie nieuchwytne, albo zupełnie uchwytne. Badalibyśmy bowiem, czym jest, będąc prostej natury. Przecież niezłożoność nie stanowi Jego natury skoro i naturą istot złożonych nie jest to, że są złożone.
Mowa 38, Na Boże Narodzenie
, [w:] Mowy wybrane, Warszawa 1967, s. 417-419
5. Bóg jest najwyższą, niedostępną i niewypowiedzianą światłością, której ani umysłem pojąć nie można, ani słowem wypowiedzieć; światłością oświecającą wszelką naturę rozumną. Jest ona w świecie ducha tym, co w świecie materialnym słońce. Im się lepiej oczyścimy, tym więcej daje się widzieć; im więcej ją widzimy, tym bardziej ją miłujemy, a im bardziej ją miłujemy, tym więcej o niej myślimy, ona zaś sama siebie ogląda i pojmuje, a niewiele na zewnątrz się wylewa. A mówię o tej światłości, którą oglądamy w Ojcu i Synu i Duchu Świętym, których bogactwem jest ścisłe zespolenie oraz jedność świetlanego źródła.
Mowa 40, O świętym chrzcie,
[w:] Mowy wybrane, Warszawa 1967, s. 438.Pytania:
1. Na czym polega granica pomiędzy poznaniem i niepoznaniem Boga?
2. W jaki sposób człowiek może zbliżyć się do poznania Boga?
1.Na czym polega granica pomiędzy poznaniem i niepoznaniem Boga?
P. Sikora - Możemy pokazać, że Bóg jest, lecz nie możemy poznać, Kim jest - Jego istoty. To jest pierwsza granica. Wynika z niej granica druga. Poznajemy „plecy”, ślady Boga - wspaniałość stworzenia, w której odbija się wspaniałość Boga. Ponieważ poznajemy ślady, możemy powiedzieć: istnieje ten, kto ślady te pozostawia. Ślady w jakiś sposób mówią też, jaki jest ten, kto je pozostawił. Lecz mówią w stopniu bardzo niedoskonałym. Widząc ludzkie ślady, niewiele możemy powiedzieć o człowieku, który je pozostawił. Z Bogiem sprawa ma się analogicznie. Możemy powiedzieć, że wspaniały jest Stwórca, bo wspaniałe ślady pozostawił w swoim stworzeniu. I tylko tyle.
Ks. T. Dzidek - Czy ta granica jest w analizowanych przez nas tekstach zarysowana w oczywisty sposób? Pytam, ponieważ Grzegorz w jednym miejscu pisze: „Boga pojąć rozumem jest rzeczą trudną”, w następnym zdaniu: „rozumem Go pojąć - jeszcze bardziej niemożliwą”, a w innym: „rozumem objąć jest zupełnie nie do osiągnięcia”. Jakby coraz bardziej stopniował niemożliwość poznania Boga.
P. Sikora - Pierwszy fragment jest cytatem z Platona, z którym Teolog się nie zgadza i któremu zarzuca pewien spryt: Platon twierdzi, że - choć z trudem - Boga pojąć można, lecz nie da się poznania tego wypowiedzieć - co zwalnia go z konieczności dowodzenia swej wiedzy. W drugim i trzecim fragmencie, gdzie Grzegorz wyraża swoje zdanie, można rzeczywiście zauważyć pewne stopniowanie - ale już wyłącznie niemożliwości poznania. Gdzie indziej Grzegorz pisze, że wszelkie pojęcie, zrozumienie jest rodzajem ograniczenia. A Bóg jest nieograniczony. Ta idea nieograniczoności, nieskończoności Boga jest bliska myśli jego przyjaciela Grzegorza z Nyssy.
S. E. Hop - Grzegorz pisze, że poznamy Boga, gdy rozum zmiesza się z tym, co jest mu pokrewne, z boskością - granicą jest wymieszanie elementu ludzkiego i boskiego.
P. Sikora - Tak, w trzecim jeszcze sensie granicą między poznaniem, a niepoznaniem Boga jest śmierć - z jednej strony tej granicy mamy egzystencję przed śmiercią, przed ostatecznym spełnieniem powołania do przebóstwienia, z drugiej strony osiągnięcie tego celu. Powiedziałbym o jeszcze jednej granicy, może tym razem bardziej w sensie czegoś, co łączy - o Słowie, które stało się ciałem: Grzegorz opisując poznanie Boga posługuje się obrazem Mojżesza wchodzącego na górę Synaj: „zobaczyłem Boga od tyłu, zasłoniętego skałą, tj. Słowem, które dla nas stało się ciałem”. Nie tylko wspaniałość stworzeń objawia nam Boga, ale Słowo, które stało się ciałem - Chrystus.
2. W jaki sposób człowiek może zbliżyć się do poznania Boga?
S. E. Hop - Pierwszym sposobem jest rozum. Przynajmniej do poznania na poziomie najbardziej podstawowym - do stwierdzenia istnienia Boga.
P. Sikora - Dla rozumu jest również dostępne w jakiś sposób to doznanie wspaniałości stworzeń. Istnieje rodzaj poznania, w którym człowiek „wyobraża sobie tylko myślą” Boże przymioty: lecz jest to poznanie niewyraźne, nie natury, ale przymiotów. Rezultatem tego poznania jest „odbicie prawdy, które pierzcha, zanim się je schwyta”. Są to jakieś przymioty na moment zebrane, przebłyski zrozumienia, które nie mogą się jednak zestalić w system. Nie są to dogmaty - te są trwałe. Być może Grzegorz ma tu na myśli jakąś interpretację teologiczną.
Ks. T. Dzidek - Specjalnie sformułowałem pytanie: „zbliżyć się do poznania Boga” - nie tyle poznać, co zbliżyć się jakoś.
P. Sikora - Dzięki stworzeniom możemy uchwycić przymioty, wspaniałości Boga - lecz uchwycić na moment - i ten błysk nas zachwyca, pociąga: „O tyle rozświeca ono kierowniczą część naszej duszy, o ile szybkość błyskawicy rozświeca mrok. Bo to, co całkowicie niepoznawalne nie budzi nadziei, odstręcza od starania”. Totalna apofatyczność prowadziłaby do pewnej beznadziei. Nie wiedzielibyśmy w ogóle, w którym kierunku zdążać. Apofatyczność Ojców nie jest apofatycznością agnostyka: „eee... nie wiem, może Bóg jest, może Go nie ma, co będę się starał”.
Ks. T. Dzidek - A zatem pierwszy sposób to wysiłek rozumu. A drugi?
S. E. Hop - Moralność. Ważne, byśmy zauważyli wymiar świętości. Kiedy dotrzemy do momentu, gdy rozum nie potrafi sobie poradzić, możemy zbliżać się do poznania Boga przez doskonalenie moralne. Przez oczyszczanie w sobie Jego obrazu, możemy zyskiwać jakieś pokrewieństwo do Boga.
P. Sikora - „Moralna” strona jest ważna nie dopiero od momentu, gdy rozum stanie bezradny. Grzegorz pisze: „Im lepiej się oczyścimy, tym lepiej daje się widzieć”...
M. Kita - ...część prawdy objawia się „jako nagroda cnoty”...
P. Sikora - Wysiłek moralny jest bardzo ważny, ale musi następować równocześnie z wysiłkiem intelektualnym. Potrzebne jest oczyszczenie, aby można było uchwycić Boga. Lecz z drugiej strony, owo uchwycenie - niewyraźne - pociąga, budzi pragnienie, a pragnienie oczyszcza. Istnieje tu pewna dialektyka, sprzężenie zwrotne, swoista spirala. Zaczyna się od poznania zasad wiary, a potem następuje wzajemne wzmacnianie, wzrost miłości - aż do przebóstwienia.
Ks. T. Dzidek - Myślę, że jest tu miejsce, by powiedzieć, jaka jest rola Chrystusa w poznaniu Boga przez człowieka.
P. Sikora - Chrystus jest Słowem. Jest uchwytny, będąc jednocześnie Bogiem. Dla Grzegorza bardzo ważna jest liturgia, która jest poznaniem tajemnic objawionych przez Chrystusa - wprowadzaniem w misterium. Niektóre teksty Teologa brzmią elitarystycznie: „jeżeli jesteś Mojżeszem, to wejdź, a jeżeli jesteś szarym człowieczkiem, zostań”. Trzeba pamiętać, że Grzegorz zwraca tu uwagę na aktualny stan ducha słuchacza, stan który może się zmieniać. Można, będąc szarym człowieczkiem, stać się Mojżeszem, każdy może. Grzegorz napomina tylko: jeżeli jesteś jeszcze mało oczyszczony, to oczyszczaj się, a nie twierdź, że jesteś doskonały. Lecz wracam do Chrystusa: jest On Słowem, które objawia. Dotyczy to nie tylko Pisma, lecz liturgii - w niej Chrystus jest obecny i objawia.
Streszczając myśl Grzegorza na temat teologa, o. Szymusiak stwierdza, że teolog spełnia rolę, świadka i herolda. A zatem musi spełnić określone warunki względem siebie, a także uwzględnić okoliczności, w których przychodzi mu realizować swe posłannictwo.
3. Nie każdy, moi drodzy, może o Bogu rozprawiać, nie każdy! Nie tak to prosta sprawa i nie dla ludzi, którzy po ziemi chodzą! A dodam i to, że nie byle kiedy, i nie wobec wszystkich, i nie o wszystkim, ale czynić to trzeba na czasie, wobec ludzi odpowiednich, i do pewnej granicy. Nie każdy więc, bo to należy do ludzi wypróbowanych i takich, którzy wiele rozmyślali, a przedtem oczyścili duszę i ciało, albo - by całkiem bez przesady powiedzieć - oczyszczają. Bo może niezupełnie bezpieczną dla nieczystego jest rzeczą chwytać się rzeczy czystej, podobnie jak chorymi oczyma patrzeć na promienie słońca. Kiedy więc? Kiedy będziemy wolni od zewnętrznego błota i zgiełku i kiedy nasza władza rozkazodawcza nie będzie zmieszana z błędnymi i niepewnymi wyobrażeniami, jak gdybyśmy pismo lada jakie pomieszali z pismem pięknym albo błoto z wonnym olejkiem. Trzeba bowiem w istocie starać się poznać Boga, i kiedy uchwycimy odpowiednią chwilę, zastanawiać się nad prostolinijnością nauki o Bogu. A wobec kogo? Wobec tych, którzy rzecz tę traktują poważnie, i nie tak jak nad pierwszą lepszą z innych, tak i nad tą rozkosznie sobie gwarzą, po igrzyskach konnych i teatralnych przedstawieniach, po koncertach śpiewnych i po ucztach, gdzie o brzuchu się myśli i o tym, co niżej brzucha. Dla tego rodzaju ludzi i to jest jakąś rozkoszą, o Boskich rzeczach podrwiwać i z przebiegłością wyszukiwać sprzeczności. O czym więc rozprawiać i w jakim zakresie? O tym, co sami pojąć możemy i do jakiej granicy dochodzi pojętność słuchającego i wytrzymałość, by przesada w słowach nie zaszkodziła słuchaniu, tak jak przesada w pożywieniu szkodzi ciału, a jeśli wolisz inne porównanie, to jak ciężary nad siły szkodę przynoszą tym, co je dźwigają, albo zbyt częste deszcze ziemi. Tak to i ci, twardymi, że tak powiem, przygnieceni i obciążeni kwestiami ponoszą szkodę i na dawnej swej sile.
4. Nie mówię też i tego, że nie należy zawsze pamiętać o Bogu, by nie rzucili się znowu na nas ci, co do wszystkiego są łatwo skłonni i raptowni. Bo większa jest potrzeba o Bogu pamiętać aniżeli oddychać, i jeżeli można to powiedzieć, to nic innego nie należy czynić jak tylko to właśnie. Bo i ja należę do tych, co pochwalają te słowa, które każą nam rozmyślać dniem i nocą, i wieczorem, i rano, i w południe rozprawiać i chwalić Pana w każdej chwili, i jeśli trzeba, powiedzieć słowami Mojżesza, czy to śpiąc, czy stojąc, czy drogę odbywając, czy co innego czyniąc, i ciągłym przypominaniem mieć przed oczyma Wzór czystości. Dlatego nie sprzeciwiam się, by ktoś ciągle o Bogu pamiętał, lecz nie jestem za tym, by o teologicznych kwestiach bez przerwy rozprawiał; ani też nie uważam za rzecz niegodziwą rozprawiania o rzeczach teologicznych, tylko czynienie tego nie w porę; ani też nauczania o tych rzeczach nie potępiam, tylko nieprzestrzeganie miary w tym kierunku. Miodu sytość i przesyt sprowadza wymioty, chociaż to miód; na wszystko jest czas odpowiedni, jak za Salomonem sądzę i ja, i to, co dobre, kiedy niedobrze jest użyte, nie jest dobrem, podobnie jak kwiat zupełnie nie jest w porę w zimie, i dla niewiast ubranie męskie albo żeńskie dla mężczyzn, i w smutku rozrywka, i przy pijatyce łzy. Czy więc tu jedynie stosownej chwili przestrzegać nie będziemy, gdzie najwięcej uważać się powinno na stosowną chwilę?
Mowa 27 (Teologiczna I),
Mowa wstępna do Eunomian o teologii
19. Czy nie wiesz, że próbą i miarą pokory są nie tyle rzeczy znikome i małe - bo może ją wytworzyć nawet chełpliwość i fałszywe okazywanie cnoty - co sprawy większej wagi? I skromnym w mych oczach jest nie ten, kto o sobie mało mówi, i to do niewielu i nieczęsto, ani też ten, kto uniżenie przemawia do człowieka na niższym stanowisku, ale ten, kto z umiarkowaniem o Bogu mówi, i potrafi jedne rzeczy powiedzieć, z wypowiedzeniem innych się wstrzymać, a w jeszcze innych otwarcie wyznać swą niewiedzę. Taki ustępuje z mową temu, komu powierzono nauczanie, i spokojnie przyjmuje fakt, że ktoś został obdarzony większą łaską Ducha i w rozważaniu zrobił większy postęp. Szpetną bowiem jest rzeczą w ubraniu i w sposobie życia wybierać sobie nie ten wyższy, ale ten tańszy rodzaj pokory, i okazywać ją stwardniałymi kolanami, zdrojami łez, a także postami, i nocnymi czuwaniami, i sypianiem na gołej ziemi, trudami i wszelkiego rodzaju udręczeniem ciała przyznawać się do własnej niemocy, ale za to być samowładnym tyranem w rozprawach o Bogu i nikomu ani na krok nie ustąpić, i dumnym okiem spoglądać na wszystkich nauczycieli Bożego prawa! A przecież w tych rzeczach pokora oprócz chwały zapewnia i wolność od trosk i poczucie bezpieczeństwa.
20. Czyż więc - wtrąca ktoś z więcej zapalonych - milczeć będziemy o Bogu, i to nam nakazujesz? I o kim raczej jak nie o Nim mówić będziemy? I gdzie umieścimy te słowa: W każdym czasie będę błogosławił Pana; na ustach moich zawsze Jego chwała - i te: Prawdę głosić będzie gardło moje. Oto nie powściągałem warg moich? I tu zacznie przytaczać różne tego rodzaju przemyślane i określone powiedzenia. Trzeba mu na to odpowiedzieć delikatnie i bez złośliwości, byśmy i w tym wypadku uczyli umiarkowania: Nie rozkazuję ci, mój ty przemądrzały, milczeć, lecz żądam, byś unikał zarozumialstwa i kłótni. Nie każę ci zakrywać prawdy, ale zakazuję uczyć wbrew prawu. Ja pierwszy jestem między tymi, którzy wychwalają mądrość i poświęcają czas teologicznym rozmowom, albo przynajmniej pragną poświęcać, i obym nigdy nad tę czynność niczego więcej nie cenił i oby mnie sama Mądrość nie nazwała biednym, jeślibym za nic miał mądrość i wykształcenie. Mimo to jednak unikam przesady i zapalczywość trzymam w karbach. I wolę być raczej opieszałym aniżeli zanadto troskliwym, gdyby nie można było uniknąć obu krańcowości i zachować godziwej miary i raczej nadmiernie bojaźliwym aniżeli zanadto odważnym. Ty zaś prawie że tak robisz, jak gdybyś mnie, zabraniającego ci nadmiaru pożywienia, oskarżał o to, że ci całkiem pożywienia zabraniam, albo, robił mi zarzut, że ja wychwalam ślepotę, kiedy ja powściągliwość wzroku doradzam.
21. Jeśli znasz się na rzeczy, odpowiedz bliźniemu, a jeśli nie, rękę twą połóż na ustach. O ileż więcej odnosi się to do tych, co ochotni są do nauczania! Jeśli chwila po temu odpowiednia, nauczaj; jeśli nie, pohamuj język, a otwórz uszy. Rozmyślaj o rzeczach Bożych, ale trzymaj się wewnątrz pewnych granic. Mów o sprawach duchowych i, jeśli to możliwe, o niczym innym. I mów nawet częściej niż oddychasz - piękna to bowiem rzecz i boska przez rozpamiętywanie rzeczy Bożych ciągle pobudzać się ku Bogu - ale tak, byś rozmyślał o tym, do czego cię przeznaczono. Nie dociekaj nadmiernie natury Ojca, formowania się istoty Jednorodzonego Syna, chwały i potęgi Ducha, jednej w trzech osobach boskości i jasności, niepodzielnej natury i niepodzielnego wyznania wiary oraz chwały i nadziei tych, co uwierzyli. Trzymaj się nauk, które otrzymałeś razem z mlekiem matki; mowa niech będzie udziałem mądrzejszych. Wystarczy ci, że masz podwaliny; na tym niech buduje budowniczy. Wystarczy chlebem serce zasilać; omastę zaś zostaw bogatym. Nikt, kto ma rozum, nie zrobi ci zarzutu wtedy, kiedy stołu wspaniale nie zastawisz, ale wtedy, kiedy nie podasz chleba, ani wody pić nie dasz, czy to uczniowi Chrystusa, czy też komu innemu, a masz możność to zrobić. Nie bądź szybki w słowach - radzi ci Mądrość. Będąc ubogi nie równaj się z bogatym, i nie staraj się być mądrzejszym od mądrych. Mądrością jest także poznać siebie, ale nie wynosić się i nie doprowadzać do tego, jak to przy głosie się zdarza, że braknie go całkiem, jeśli nadmiernie go wysilamy. Lepiej jest będąc mądrym ustępować przez uprzejmość, niż bez wykształcenia zuchwale się rozpychać. Bądź skory do wyrażenia formuły wiary, jeśli kiedyś jej od ciebie zażądają; w sprawach wykraczających poza to dobrze jest być powolniejszym i oględniejszym. W pierwszym bowiem wypadku opieszałość, a w drugim pośpiech idą w parze z niebezpieczeństwem.
22. Czemuż to odczuwasz jako przykrość, jeśli nie w każdej rozprawie jesteś górą i nie zajmujesz czołowego miejsca w każdym zagadnieniu i badaniu, inni zaś wydają się być od ciebie albo mądrzejsi, albo bezczelniejsi? Bogu dzięki, że zarówno daje wyjątkowe łaski, jak i przez wspólne i pospolite umie dbać o ludzi. I ten cud widoczny jest nie tylko w dysputach, ale i w samym urządzeniu świata, jeśli tylko zwrócisz na to uwagę. Przecież i w świecie stworzonym wspaniałe okazy występują nie pośród niektórych stworzeń, ale pośród wszystkich, a piękno jest wspólne całej przyrodzie. Podobnie dzieje się i w wierze: to, co zbawienie przynosi, nie jest udziałem możniejszych, ale chcących. Cóż wspanialszego nad powietrze, ogień, wodę, ziemię, deszcze, nad owoce szlachetne i dzikie, nad kryjówki i okrycie? Tych rzeczy używanie jest wspólne, jednych bez żadnego ograniczenia wspólne, drugich w miarę; i nie ma takiego tyrana, żeby sam jeden używał wspólnego dobra. Bóg każe słońcu zarówno dla wszystkich wschodzić, deszcz daje dla bogatych i ubogich, wspólna jest zamiana dnia i nocy, wspólnym darem zdrowie, wspólny kres życia, wspólna miara i wdzięk ciała, wspólna siła zmysłów. A może i więcej ubogi posiada, bo za to wszystko więcej jest wdzięczny i z większą przyjemnością używa rzeczy wspólnych, aniżeli możniejsi tych, których mają nadmiar. Te rzeczy więc są wspólne i jednako dla wszystkich cenne i one świadczą o Boskiej sprawiedliwości. Natomiast złoto, i przezroczyste i poszukiwane kamienie, i szaty nie wiem jak miękkie i z przesadną troskliwością uszyte, i stół wystawny, smakołykami przeładowany i do rozkoszy pobudzający, i zbytkowne bogactwa, trud dla posiadaczy, dla nielicznych tylko są ozdobą.
23. To samo ja myślę i w stosunku do wiary. Wspólnymi są: prawo, prorocy, oba Testamenty, nauki w nich zawarte, łaska, katecheza, chrzest, męka Chrystusa, nowe dzieło stworzenia, pisma apostołów, ewangelie, różne dary Ducha Świętego wiara, nadzieja, miłość ku Bogu i od Boga - i to nie w odmierzonych dawkach, jak niegdyś dar manny, dany niewdzięcznemu i upartemu Izraelowi, lecz ile każdy chce: postęp duchowy, oświecenie blaskiem, nieznaczne teraz, wyraźniejsze zaś w przyszłości, a wreszcie co największe: poznanie Ojca i Syna, i Ducha Świętego, i wyznanie pierwszej naszej nadziei. Cóż nadto większego? Co zaś więcej wspólnego? To natomiast, co wykracza ponad to, chociaż z powodu rzadkości zalicza się do rzeczy cenniejszych, to jednak w stosunku do „jedynej konieczności” jest na drugim miejscu. To bowiem, bez czego nie można być chrześcijaninem, ma więcej wartości niż to, co osiągalne jest dla niewielu.
Mowa 32, Zachowanie umiaru w dyskusjach teologicznych,
jako że nie każdy i nie w każdym czasie może rozprawiać o Bogu
Pytanie:
Jakimi cechami winien odznaczać się teolog?
P. Sikora - Po pierwsze musi mieć te cechy, które umożliwiają mu zbliżanie się do poznania Boga. Teologa dotyczy wszystko, co mówiliśmy o oczyszczeniu - teologowie muszą być „wolni od zewnętrznego błota i zgiełku”. „Oczyścili duszę - lub by powiedzieć całkiem bez przesady - oczyszczają”. Teolog musi przynajmniej podejmować wysiłek w dążeniu do świętości. Poza tym ma jeszcze, wedle Grzegorza, być człowiekiem wypróbowanym.
Ks. T. Dzidek - Wypróbowanym, czyli takim, który już na tej drodze jest dłuższy czas.
P. Sikora - Grzegorz polemizuje z eunomianami, którzy byli zadufani w zdolności ludzkiego rozumu do poznania Boga i wśród których bardzo łatwo było zostać teologiem, byle kto uważał się za eksperta. W czasach Grzegorza nawet przekupki rozprawiały o Trójcy, Grzegorz nieco studzi tę atmosferę. Nawołuje do pokory i zgody na przejście procesu wtajemniczania: najpierw trzeba uznać się za szarego człowieczka, potem można stać się „kapłanem”, potem „Aaronem”, na końcu „Mojżeszem”. Ważna jest postawa ucznia. Sam Grzegorz dał przykład takiej postawy: mimo talentu kaznodziejskiego nie chciał nauczać, uciekał na pustynię.
M. Kita - Grzegorz w bardzo piękny sposób Grzegorz wypełniał zalecenie św. Jakuba, który pisze: „niech zbyt wielu z was nie stara się zostać nauczycielami”. Jest to przestroga przed pochopnym zabieraniem głosu.
P. Sikora - „Bądź raczej opieszały, niż zanadto troskliwy”, „jeśli chwila ku temu odpowiednia nauczaj, jeśli nie - pohamuj język, a otwórz uszy” - pojawia się tu trzecia cecha teologa: roztropność. Trzeba wiedzieć kiedy, komu, co, ile powiedzieć. Nawet mówienie o Bogu może spowodować przesyt. Grzegorz mówi dosadnie: „przesyt miodu powoduje wymioty”. Trzeba wiedzieć, ile słuchacz jest zdolny przyjąć. Trzeba wiedzieć, co w danym momencie jest mu potrzebne. Najważniejsze są nie prawdy najbardziej oryginalne, dostępne tylko dla najlotniejszych umysłów, lecz te, każdemu do zbawienia konieczne. Teologa winna cechować roztropność i pokora. Pokora objawia się także w poddaniu się nauczaniu biskupów oraz w radości z faktu, że ktoś inny posiada jeszcze większy dar poznania teologicznego. Grzegorz przeciwstawia się rywalizacji teologicznej. Teologia to nie zawody.
S. E. Hop - Teolog musi się odznaczać głęboką duchowością. Musi nie tyle o Bogu mówić, ile rozmyślać; mieć ciągle przed oczyma wzór czystości, Tego, o kim mówi.
P. Sikora - Grzegorz wyraźnie zaznacza, że - wbrew zarzutom swoich oponentów - nie chodzi mu, aby w ogóle nie myśleć, ani nie rozmawiać o Bogu: „jeśli ostrzegam was przed przejedzeniem, nie znaczy to, że chcę was zagłodzić”. Pisze: „większa jest potrzeba, by o Bogu rozmyślać i pamiętać, aniżeli oddychać”. Pamięć o Bogu powinna być nieustanna (jest to charakterystyczna cecha duchowości wschodniej, która uznaje, że korzeniem wszelkiego zła jest zapomnienie o Bogu). A mówić o Bogu jest czymś wspaniałym, nie ma piękniejszego tematu. Lecz ważny jest Bóg i ważny jest drugi człowiek, wspólnota. Natomiast teolog służy, poznał jakoś Boga otrzymał być może od Ducha zdolność mówienia i służby. Powinien się radować, gdy wzrasta w jego sercu i sercach innych Oblubieniec, a nie szukać sławy wielkiego teologa. Stąd, jak mówiłem koncentruje się na rzeczach podstawowych, co nie oznacza prymitywizmu. Rzeczy podstawowe to: przebóstwienie, nadzieja, Trójca, postęp duchowy, oświecenie blaskiem - sprawy niezwykle głębokie...
M. Kita - ...wiara, nadzieja, miłość, chrzest, katecheza, łaska...
P. Sikora - Natomiast Grzegorz jest przeciwny „dzieleniu włosa na czworo”. Często w jego mowach, gdy dochodzi do kwestii niezwiązanych z egzystencją i doświadczeniem Boga, Grzegorz mówi: „zostawmy to innym, którzy mają czas i ochotę prowadzić dywagacje”. Grzegorz jest skupiony na najważniejszym, na Bogu, a pewne rozważania odciągają od prostego wchodzenia w tajemnicę niepoznawalnego Boga, od kontemplacji bez rozważania, od pokoju duszy. Rozum chwyta niewyraźny obraz, ale gdy obraz ten pociągnie człowieka, następuje czas „wędrówki”, a rozum ma czas na odpoczynek. Inaczej przeszkadza.
M. Kita - Myśl Grzegorza współbrzmi ze słowami św. Pawła o dociekaniach zwodzących na manowce. Można próbować być wojowniczym fundamentalistą i szukać w tych tekstach Pawłowych w ogóle odrzucenia wszelkiej teologii - prosta wiara, wierzyć, a nie rozmyślać. Pawłowi nie o to chodzi.
P. Sikora - Wystarczy zobaczyć, jak „prosta” jest teologia Pawłowa...
M. Kita - ...teologia, o której św. Piotr pisze, że „są tam rzeczy trudne, które niektórzy tłumaczą na swoją zgubę”...
S. E. Hop - Ujawnia się tu kolejna cecha teologa: życiowość. Teolog ma pomóc zrozumieć i przyjąć łaskę Boga, a nie rozważać „sposób formowania się Syna” itp.
P. Sikora - Grzegorz ma świadomość, gdzie zaczyna się jedynie pewna „gramatyka języka religijnego”.
Ks. T. Dzidek - Można to wyrazić jeszcze inaczej: w ujęciu Grzegorza teologia uwzględnia z jednej strony granice możliwości poznawczych teologa, z drugiej strony liczy się z możliwościami i duchowymi potrzebami słuchaczy. I owo nachylenie się ku słuchaczowi sprawia, że jest to tego rodzaju teologia, którą my współcześnie nazywamy teologią kerygmatyczną, albo eklezjalną, w tym sensie, że teologia pomaga Kościołowi w prowadzeniu ludzi ku Bogu.
Grzegorz określa człowieka jako homoiosis theo (podobieństwo do Boga), jako intelektualno-kontemplatywne i moralno-ascetyczne wskazanie na boski świat. Z tej antropologicznej prawdy, że człowiek jest stworzony na obraz Boży, którym jest Logos - Chrystus, wynika, że ludzki rozum jest boski i kieruje się w stronę Boga.
17. Nasza praca zajmuje się duszą, która pochodzi od Boga i jest boska, powołana do niebieskiego szlachectwa i do niego dążąca, chociaż została związana z czymś gorszym. Rozmaite mogą być tego przyczyny samemu Bogu, który te dwie części złożył, znane, oraz temu, który za pomocą Boga tę tajemnicę rozważył. O ile i mnie było dane oraz innym ze mną, coś z tego poznać; [widzimy] tego dwa powody; po pierwsze jest to okazja [dla duszy], by walczyła i mierzyła się z siłami ziemskimi i dzięki tej walce zdobyła chwałę niebieską - wypróbowana w tej walce jak złoto w ogniu - otrzymuje oczekiwane dobra jako nagrodę za cnotę, nie tylko zaś jako niezasłużony dar od Boga. W tym [widzimy] szczyt dobroci Bożej, że pozwolił, by nasze szczęście stało się także naszym dziełem, nie tylko naturalnym owocem [dobra] zasianego przez naturę, lecz żniwem przygotowanym własną wolą i wypielęgnowanym obustronną pracą wolnego człowieka.
Drugim zaś powodem [połączenia duszy z ciałem] może być zadanie, jakie otrzymała dusza, by podnieść gorszą część [tj. ciało] do swojego poziomu i umieścić je w niebie po uwolnieniu go chociaż częściowym z jego ciężaru. W ten sposób staje się dusza dla ciała tym, czym jest Bóg dla duszy, ćwicząc ciało, które jej ma służyć i oddając Bogu towarzysza swej niewoli.
Mowa 2, Własna apologia po powrocie z Pontu i rozpraw
o kapłaństwie,
11. Umysł więc i zmysły, tak już od siebie oddalone, stały w obrębie własnych granic i nosiły w sobie majestat twórczego Słowa, jako milczący chwalcy i głośni heroldowie wielkiego dzieła stworzenia. Jeszcze zaś nie było istoty złożonej z obu natur, nie istniało połączenie przeciwieństw, jako znamię większej mądrości i przeobfitości natur, nie dało się jeszcze poznać całe bogactwo dobroci.
To tedy chcąc pokazać, twórcze Słowo stwarza także istotę żywą, złożoną z obu natur, to jest niewidzialnej i widzialnej, mianowicie człowieka. Z materii, już przedtem istniejącej, wziął ciało, a od siebie włożył tchnienie, które Pismo nazywa myślącą duszą i obrazem Boga, i postawił na ziemi jakby jakiś drugi świat, wielki w małym, innego anioła, złożonego czciciela, oglądającego naturę widzialną, lecz wtajemniczonego w naturę umysłową, króla stworzeń ziemskich, poddanego niebu, ziemskiego i niebieskiego, doczesnego i nieśmiertelnego, widzialnego i umysłowego, w pośrodku między wielkością i niskością, będącego zarazem duchem. i ciałem, duchem przez łaskę, ciałem przez pychę; tamtym ażeby trwał i wielbił dobroczyńcę; tym - ażeby cierpiał, a cierpiąc przypominał sobie o Nim i przez cierpienie uczył się szukać chluby w wielkości; stworzenie, tu [na ziemi] rządzone pewnymi prawami, a dokąd inąd przenoszone, i, co jest najgłębszą częścią tajemnicy, ubóstwione przez dążenie do Boga. Do tego mi bowiem dąży mierne tu na ziemi światło prawdy, by widzieć blask Boga i doznać na sobie światłości Bożej, godnej Tego, który związał i rozwiąże oba pierwiastki, i znowu zwiąże, w sposób wyższy.
12. Tego człowieka umieścił w raju - jakikolwiek tam był ten raj - obdarzył go wolną wolą, aby dobro należało nie mniej do tego, kto dokonuje wyboru, jak do tego, kto dostarcza nasion. Ustanowił go hodowcą nieśmiertelnych roślin, może Boskich myśli, tak prostszych, jak doskonalszych, nagiego w prostocie obyczajów i skromności życia, bez jakiejkolwiek broni ochronnej czy zaczepnej, gdyż takim być przystało pierwszemu człowiekowi. Przekazuje mu Prawo, jako pole do popisu dla wolnej woli. A Prawo było przykazaniem, określającym, z jakich drzew ma brać, a którego ma się nie dotykać. Było to zaś drzewo poznania, bynajmniej nie zasadzone od początku na zgubę, ani nie zakazane z zazdrości - niechaj bogoburcy nie wtrącają tu swoich języków i niech nie naśladują węża! - lecz drzewo dobre, gdyby się z niego brało w porę, gdyż było to drzewo kontemplacji - według mojej teorii - do którego bezpieczny przystęp mają tylko ci, których stan ducha i umysłu jest doskonalszy, ale niedobre dla ludzi jeszcze zbyt prostych i obdarzonych zbyt łasym pragnieniem, podobnie jak i doskonały pokarm nie wychodzi na pożytek zbyt jeszcze delikatnym, którzy potrzebują mleka.
Skoro zaś przez zawiść szatana i szyderstwo z niewiasty, która uległa temu szyderstwu jako osoba delikatniejsza i którą szatan zwiódł jako łatwiej ulegającą namowie - biada mojej słabości; gdyż moją jest słabość pierwszego rodzica! - człowiek zapomniał o danym mu przykazaniu i poniósł klęskę nie będąc w stanie sprostać gorzkiemu smakowi; wtedy został odpędzony jednocześnie i od drzewa, i od raju, i od samego Boga z powodu grzechu, i przyjął skórzane szaty, może ciało grubsze, śmiertelne i oporne. I wtedy po raz pierwszy poznał własną sromotę i ukrył się przed Bogiem. Zyskał coś i tutaj, mianowicie śmierć, a z nią przerwanie możliwości grzeszenia, by zło nie było nieśmiertelne. Kara stała się przejawem miłosierdzia. Taki jest, myślę, Boży sposób karania.
13. Wychowany zaś i skarcony najpierw za pomocą wielu środków, wobec wielu grzechów, które wydał korzeń nieprawości z różnych powodów i w różnych czasach, a więc za pomocą Pisma Świętego, Przymierza, proroków, dobrodziejstw, gróźb, plag, wód, pożarów, wojen, zwycięstw, klęsk, znaków z nieba, znaków z powietrza, z ziemi, z morza, za pomocą godzących w ludzi, miasta i narody a niespodziewanych zmian, których dążeniem było starcie nieprawości - człowiek potrzebuje w końcu silniejszego lekarstwa na cięższe już choroby, na wzajemne zabójstwa, cudzołóstwa, krzywoprzysięstwa, na grzechy przeciw naturze, i - co jest ostatnią i pierwszą z nieprawości - na bałwochwalstwa i przeniesienie czci ze Stwórcy na stworzenie. Ponieważ te nieprawości wymagały większej pomocy, otrzymały też większą.
Było nią samo Słowo Boga, przedwieczne, niewidzialne, nieuchwytne, bezcielesne, początek z początków, światłość ze światłości, źródło żywota i nieśmiertelności, odbicie piękności pierwowzoru, nienaruszalna pieczęć, niezmieniony obraz, granica i myśl Ojca. Ono idzie do własnego obrazu, przyjmuje ciało z powodu ciała, dla mojej duszy łączy się z myślącą duszą, aby podobnym oczyścić podobne, i staje się człowiekiem pod każdym względem z wyjątkiem grzechu. Narodził się z Dziewicy, oczyszczony wprzód przez Ducha Świętego na duszy i ciele - jak bowiem z jednej strony trzeba było, by uczczone zostało narodzenie, tak z drugiej strony trzeba było, by wywyższone zostało dziewictwo - a wystąpił jako Bóg z tym, co przybrał na siebie, jako jedność złożona z dwóch przeciwieństw, ciała i ducha, z których jedno ubóstwiało, a drugie zostało ubóstwione.
Co za nowy zespół! Co za przedziwne połączenie! Ten, który jest, zaczyna istnieć; stwórca staje się stworzony; niepojęty zostaje ujęty myślącą duszą, mieszczącą się w środku między bóstwem i przyziemnym ciałem. Wzbogacający drugich staje się żebrakiem, gdyż bierze na siebie żebractwo mojego ciała, abym ja się wzbogacił Jego boskością. Ten, który ma pełnię wszystkiego, zostaje ogołocony, gdyż na krótki czas pozbywa się swej chwały, abym ja miał udział w Jego pełności. Co to za bogactwo dobroci? Co to za misterium mnie dotyczące? Otrzymałem pierwej uczestnictwo w obrazie Bożym i nie ustrzegłem go; On przyjmuje uczestnictwo w moim ciele, aby i obraz ocalić, i ciało unieśmiertelnić. Wchodzi w drugą spółkę, o wiele dziwniejszą od poprzedniej: o ile wtedy udzielił nam tego, co lepsze, o tyle teraz przyjmuje uczestnictwo w tym, co gorsze. To jest bardziej Boskie od poprzedniego; to jest wznioślejsze w oczach ludzi rozumnych.
Mowa 38, Na Boże Narodzenie
, [w:] Mowy wybrane, Warszawa 1967, s. 420-422Pytania:
1. Kim jest człowiek?
2. Na czym polegał, zdaniem Grzegorza, grzech pierworodny?
3. Jaką funkcję pełni kara w Bożej pedagogii?
4. Na czym polegało posłannictwo Jezusa Chrystusa?
1.Kim jest człowiek?
M. Kita - Człowiek jest bytem na pograniczu cielesności i duchowości. Jest złożeniem.
P. Sikora - Kuzańczyk napisze, że Bóg jest coincidentia oppositorum. Grzegorz człowieka nazywa „połączeniem przeciwieństw”. Człowiek jest zwornikiem światów. Drugie, bardzo ciekawe, ale nie do końca dla mnie zrozumiałe, jest sformułowanie, że „człowiek drugim światem, wielkim w małym”. Człowiek jest większy niż świat.
S. E. Hop - Św. Klara z Asyżu napisała, że dusza ludzka jest większa niż świat, bo może zawrzeć w sobie Boga.
P. Sikora - Można przywołać wiele koncepcji mówiących, że człowieka nie jest w stanie zaspokoić nic w świecie, nic mniejszego od Boga. Grzegorz mówi jeszcze, że człowiek jest obrazem Boga, obrazem Syna: „Ono, Słowo, idzie do własnego obrazu”. Zostaliśmy stworzeni na obraz Syna. Człowiek jest też złożeniem duszy i ciała.
Ks. T. Dzidek - „Na obraz Syna” - w tym kontekście przypomina się koncepcja Ireneusza. Bo cóż to znaczy - być obrazem Jezusa Chrystusa? Człowiek został stworzony wcześniej aniżeli Jezus, Druga Osoba, Słowo Odwieczne przyjęło ciało. Obraz, człowiek, wyprzedził swój Pierwowzór.
M. Kita - W porządku czasu.
S. E. Hop - Człowiek w ujęciu Grzegorza jest bardziej duchem wcielonym, niż ciałem uduchowionym. Jest ciało i o wiele wyżej dusza, która pociąga ciało, jest dla niego, tym czym Bóg dla samej duszy. Ciało jest też dla duszy nieustanną okazją do rozwoju: „jest okazją dla duszy, aby walczyła i mierzyła się z siłami ziemskimi, a dzięki tej walce zdobyła chwałę niebieską jako nagrodę za cnotę”.
P. Sikora - Jest to jeden wymiar. Istnieje też drugi wymiar: dusza otrzymała powołanie podniesienia ciała do swojego poziomu. Grzegorz mówiąc o przebóstwieniu ciała, wskazuje na fakt, że świat duchowy, bliski Bogu, jest pełen sensu. Materia nieuduchowiona nie ma w sobie sensu. Człowiek po to został umieszczony na pograniczu światów - mimo trudności, napięć i problemów jakie bycie na takiej granicy niesie - by mógł przyprowadzić całe stworzenie do Boga; dzięki niemu Chwała Boża, Boski Sens może się rozlać i w materii; ciało człowieka ma zostać przebóstwione dzięki podniesieniu na poziom duszy, która z kolei zostaje podniesiona na poziom Boga. Można powiedzieć jeszcze, że człowiek jest stworzeniem, „które otrzymało rozkaz, by stało się Bogiem” - to słowa św. Atanazego, cytowane przez Grzegorza.
M. Kita - Skoro ta materialność, fizyczność jest czymś tak niskim, odległym od wspaniałości Bożej, to po co w ogóle Pan Bóg ją stwarzał, po co robił coś takiego: hybrydę człowieka?
P. Sikora - Jest u Grzegorza na to odpowiedź. Chodziło o okazanie „całej mądrości”, „przeobfitości natur”, „całego bogactwa dobroci”. Można powiedzieć, że Bóg jest wedle Grzegorza niezwykle szczodrym i twórczym artystą. Stworzenie samych duchów byłoby gorszym dziełem. Stworzył coś bardzo od Niego odległego, czego - wydaje się - nie da się przebóstwić - a jednak On to robi. I jeszcze stwarza człowieka - nie przebóstwia wszystkiego sam, człowiek w wolny sposób przyprowadza do Niego całe stworzenie. Stworzenie jest majstersztykiem Boga.
S. E. Hop - W taki razie dlaczego Grzegorz mówi, że ciało jest nam dane po to, „aby człowiek cierpiał, a cierpiąc przypomniał sobie o Bogu i przez cierpienie uczył się szukać chluby w wielkości”?
P. Sikora - Ostatni fragment, jest nielogiczny. Pojawia się w kontekście nauki o stworzeniu, a pasuje do obrazu człowieka po upadku. Być może Grzegorz dał się ponieść zapałowi kaznodziejskiemu, ze szkodą dla logiki wywodu. Możemy powiedzieć, że teraz tak jest, ale nie było tak przed grzechem.
2.Na czym polegał, zdaniem Grzegorza, grzech pierworodny?
M. Kita - Grzegorz jest w koncepcji grzechu pierworodnego bliski Ireneuszowi. Korzystanie z drzewa dobra i zła było zakazane, bo było jeszcze za wcześnie. Człowiek pospieszył się w niedobry sposób z czymś, co Bóg i tak dla niego planował.
P. Sikora - Jest to pojmowanie Adama jako dziecka, które musi się jeszcze rozwinąć. Rozwinąć przede wszystkim duchowo - ma zbyt łase pragnienie. Można to odnieść do aktualnego naszego stanu. Również teraz nasze pragnienie Boga musi być wychowane. Jest tu fragment mówiący, iż Bóg rozsnuł między nas i siebie zasłonę, gdyż gdybyśmy zbyt łatwo Go zdobyli, mało byśmy Go cenili. Grzech pierworodny był próbą poznania Boga, osiągnięcia boskości niezgodnie z planami rozwoju, które Bóg zapisał, na skróty.
Ks. T. Dzidek - To sformułowanie jest bliskie refleksji teologicznej dotyczącej aktu wiary. Pojawia się bowiem pytanie, dlaczego w niektórych przypadkach człowiek nie może powiedzieć, że już wierzy. Odpowiada się na to, że jest pewna kategoria ludzi, którzy szczególnie cenią sobie to, co przyszło im z wielkim trudem, i do tego rodzaju skarbów człowieka należy także wiara. Druga refleksja związana z poznaniem Boga, osiągnięciem jakiegoś uczestnictwa w Bogu - dziś często panuje przekonanie, że można mieć przystęp do Boga w sposób łatwy. W sektach, w New Age odwraca się całą logikę dochodzenia do Boga, tzn. odrzuca się pokorę człowieka, poszukiwanie i dochodzenie w pocie czoła, a w to miejsce wkraczają punkty usługowe, w których należy zapłacić (tak to jest gdy chodzi o New Age zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych) za konkretne seanse, tak czy inaczej nazwane, mające konkretne metody. „Klient towarów duchowych”, siedząc wygodnie w fotelu, płaci konkretną sumę i żąda, by świat Boga zbliżył się do niego (nie on do świata Bożego). Zresztą tego rodzaju myślenie spotykamy też w Kościele Katolickim ze strony świeckich, którzy traktują Kościół i parafię jako punkt usługowy: są w nim sakramenty do kupienia, kazania - traktuje się jako towar odpowiednio zapakowany.
M. Kita - Pojawia się dzisiaj tendencja do patrzenia na Boga jako na łatwą miłość. Bóg jawi się nie tyle jako nieskończenie miłosierny, co nieskończenie tolerancyjny, pobłażliwy - Bóg, którego zawodem jest wybaczać, który ma obowiązek wybaczać. Pani Geppert śpiewała kiedyś: „ile mam grzechów, któż to wie, ja do liczenia nie mam głowy; wszystkie darujesz mi i tak, nie jesteś przecież drobiazgowy”. Z jednej strony - prawda o nieskończonym miłosierdziu Boga, lecz z drugiej - zapomnienie „za jak wielką cenę zostaliśmy nabyci”. Nie można mówić o miłosierdziu Bożym, o odpuszczeniu, jeśli się nie pokaże straszliwości grzechu. Krzyż Chrystusa pokazuje nam z jednej strony straszliwość grzechu i nędzę człowieka, z drugiej wielkość Bożego miłosierdzia.
S. E. Hop - Ważne jest, że Grzegorz podkreśla wolność człowieka. Grzech pojawia się tu jako zniewolenie, bo prawo, z których drzew człowiek mógł jeść, a z których nie, było „polem popisu dla wolnej woli człowieka”. Poddał się on jednak pragnieniom swojego ciała.
P. Sikora - Jeśli mówimy o wolności, warto przytoczyć tekst o wolności i łasce: „Bóg obdarzył człowieka wolną wolą, postanowił aby dobro należało nie mniej do tego, kto dokonuje wyboru, jak do tego, kto dostarcza nasion”. Tymi nasionami są „boskie myśli”, które człowiek „hoduje”. Boskie myśli to zamysły Boże wobec świata. Człowiek jest tym, kto uprawia ogród, pielęgnuje boskie zamysły, rozwija świat. Ale dobro należy też do Boga, bo On stworzył wolność i nasiona, zarodki, które możemy pielęgnować. Ale trzeba jeszcze powiedzieć o skutkach grzechu pierworodnego. Grzegorz mówi o przyjęciu „skórzanych szat” - śmiertelności i oporności ciała. Po grzechu naruszona zostaje harmonia, a ciało staje się przeszkodą. Gdyby człowiek w harmonii z Bogiem dążył do przebóstwienia, łatwiej byłoby mu podnieść do Bożego poziomu własne ciało. Skoro odwrócił się od Boga - ciało stało się problemem.
S. E. Hop - Grzegorz nie unika stwierdzenia, że w gruncie rzeczy człowiek poniósł klęskę, bo nie mógł sprostać gorzkiemu smakowi owocu. Człowiek miał wielką godność przez to, że był wolny, chociaż ta wolność była dosyć gorzka przez konieczność dokonywania wyborów. Grzech ujawnił niedojrzałość człowieka do podjęcia trudu własnej wolności.
P. Sikora - Nie zgadzam się z twoją interpretacją. Grzegorz mówi o smaku owocu, nie o wolności. Dzieci lubią słodycze. Niewiele dzieci lubi piwo, które ma w sobie goryczkę. Dla dzieci jest mleko, słodycze, a ten prawdziwy owoc poznania jest - jak piwo - dla dorosłych.
S. E. Hop - Ciekawe jednak dlaczego Grzegorz podkreśla, iż człowiek nie sprostał „nie sprostał gorzkiemu smakowi”. Wcześniej mówi o drzewie kontemplacji. Kontemplację rozumiem jako odnajdywanie w sobie pokrewieństwa z Bogiem, a tym pokrewieństwem jest też wolność. Dlatego utożsamiam gorzki smak z wolnością człowieka.
3. Jaką funkcję pełni kara w Bożej pedagogii?
P. Sikora - Kara jest przejawem miłosierdzia, wychowuje. Przypomnijmy sobie, co mówił Marek o miłosierdziu. Dla Grzegorza Bóg miłosierny nie jest tym, kto nie karze. Miłosierny ojciec potrafi ukarać. Popatrzmy na śmierć, która rzeczywiście jawi się jako coś strasznego. Czytając mowy Grzegorza wygłaszane na pogrzebach jego bliskich (a zdarzało mu się chować kilku bliskich ludzi, w tym najlepszego przyjaciela - Bazylego) można dostrzec, że zdawał sobie sprawę z bolesności śmierci. A jednak napisał, że „śmierć jest przejawem miłosierdzia”, „zyskiem” - przerywa możliwość grzeszenia. Jest pierwszym sposobem wychowawczym Boga.
Ks. T. Dzidek - Daje możliwość zmieszania tego, co podobne, z tym do czego jest podobne, a zatem daje możliwość pewnego poznania.
P. Sikora - W Grzegorzowym „spisie” Bożych sposobów wychowawczych są i dobrodziejstwa, ale są i groźby, plagi itp. Kara jest pokazana jako coś, co wychowuje człowieka, pobudza go, wybija go z „egzystencjalnej drzemki”.
Ks. T. Dzidek - Ewa cytowała wcześniej fragment o cierpieniu, które jest doświadczeniem jakiejś granicy, niemożności człowieka, a zatem i punktem zwrotnym dla niego, aby się nie dał zaprzepaścić doczesności, ale żeby zatęsknił za Bogiem.
4. Na czym polegało posłannictwo Jezusa Chrystusa?
M. Kita - Pojawia się myśl, którą głosi również liturgia bożonarodzeniowa: myśl o przedziwnej wymianie, jako że Chrystus przyjął udział w naszym człowieczeństwie, by dać nam udział w swojej naturze Boskiej. Grzegorz pisze o „drugiej spółce o wiele dziwniejszej od poprzedniej”, ponieważ poprzednio Adam, miał „spółkę” z Bogiem przez udział w tym co lepsze, w „obrazie Bożym” - w Jego Chwale. Natomiast w tej chwili „spółka” jest o tyle dziwniejsza, że teraz Bóg przyjmuje uczestnictwo „w tym co gorsze” - w ludzkiej naturze.
P. Sikora - Grzegorz dyskutuje w tym miejscu z ludźmi, dla których argumentem przeciwko bóstwu Chrystusa było Jego cierpienie i całe życie ubogie - stał za tym obraz Boga nie zniżającego się, nie zanurzającego się w cierpieniu - grecki ideał doskonałości. Teolog odpowiada, że Bóg jest tak doskonale miłosierny, że potrafi zniżyć się do człowieka. Drugą kwestią jest wspomniana przez Marka wymiana. Słowo idzie do swojego obrazu, by go odzyskać, oczyścić, wydobyć, ale nie tylko - „On staje się żebrakiem, ja się wzbogacam Jego boskością”, „zostaje ogołocony, ja ma udział w Jego pełni”, „uczestniczy w moim ciele, obraz ocala, ale również ciało unieśmiertelnia”. Chrystus bierze na siebie całe zło i ułomność człowieka, a my dzięki temu uzyskujemy dobro. Gdzie indziej Grzegorz pisze jeszcze mocniej: „Na ile Syn Boży stał się przez ciebie człowiekiem, na tyle ty stajesz się przez Niego Bogiem”. Posłannictwo Chrystusa polega na wcieleniu. Wcielenia nie da się jednak oddzielić od ukrzyżowania i zmartwychwstania. Wcielenie jest udziałem w całości losu ludzkiego, który po grzechu wyraża się także poprzez krzyż. Prowadzi natomiast do podniesienia całości stworzenia do poziomu Bożego. Problem przebóstwienia pojawia się też w tekstach o poznaniu Boga: „gdy już staniemy się takimi aby jako z bliskimi obcował - tu moja mowa porywa się na coś zuchwałego - Bóg z Bogami zostaje zjednoczony i przez nich poznawany o tyle o ile już zna poznawanych”. Bóg nas zna całkowicie, my będziemy Go znać całkowicie, ale to stanie się możliwe, gdy zostaniemy przebóstwieni. Jest to zuchwała wizja i Grzegorz ma świadomość tej zuchwałości. Lecz trzeba pamiętać, że roztacza ją przed katechumenami. To nie są hipotetyczne, gnostyckie, niepotrzebne spekulacje - to są podstawy chrześcijaństwa, które teolog przekazuje katechumenom: zobaczcie, w co wchodzicie.
M. Kita - Mówiłeś, Piotrze, o widzeniu wcielenia jako całości, jako wejścia w kondycję ludzką, we wspólnotę z nami. Posłannictwo Chrystusa spełnia się w tej całości, nie tylko na krzyżu - choć tam w decydujący sposób. Myślę, że to jest ważne dla zrozumienia świąt Bożego Narodzenia. Centrum chrześcijaństwa jest Pascha, ale to, co kulminuje w Wielkiej Nocy, zaczyna się już w Bożym Narodzeniu - już ono jest kenozą (zapominamy o tym, choć w kolędach ta prawda się pojawia).
S. E. Hop - Ważne jest też, że posłannictwo Chrystusa, to posłannictwo wychowujące. Chrystus pojawił się wówczas, gdy człowiek doszedł do takiej nieprawości, że przeniósł cześć ze Stwórcy na stworzenie. W tym ujawnia się Boża pedagogia: „jeśli nie chcesz czcić nic dalekiego, chcesz czcić coś bliskiego, dobrze, ja zejdę i pokażę ci się w zwykłej, ludzkiej postaci, żebyś wiedział, co czcisz”. Hojność Boża przekracza, jak mówił Piotr, wszelką miarę.
P. Sikora - Bóg idzie za człowiekiem, tam dokąd człowiek przed Nim ucieka. Grzegorz podkreśla świętość Boga, Bóg nie jest dziadkiem w kapciach. Z drugiej strony nie jest obojętną doskonałością, świętym, wyniosłym władcą, czekającym aż stworzenia oddadzą Mu chwałę, lecz idzie za człowiekiem do biedy, grzechu - w tym objawia się świętość.
M. Kita - Bardzo pięknie wyrażają to ikonopisowie malując ikonę zstąpienia Chrystusa do otchłani, która może się nam kojarzyć z wersetem Psalmu 139: „jesteś przy mnie, nawet gdybym zstąpił do otchłani”.
P. Sikora - Prawosławna ikona Bożego Narodzenia przedstawia Dzieciątko w ciemnej, czarnej pieczarze, która symbolizuje właśnie otchłań. Chrystus rodzi się nie w słodkawym żłóbeczku i cukierkowej stajence, lecz w pieczarze - otchłani naszej grzeszności. Już wcielenie jest zejściem do otchłani.
Ks. T. Dzidek - Kończąc, co powiecie o formie, stylu Grzegorza z Nazjanzu? Pytanie prowokujące, gdyż - przy całym szacunku dla głębi myśli teologicznej zawartej w tych mowach, które są dosyć krótkie, jak na pisma teologiczne - to mimo wszystko Grzegorz jest trochę chaotyczny; logika gdzieś się gubi, chyba wiąże się to ze skomplikowaną psychiką Grzegorza, o której wspomina każdy biograf. Dla mnie pewną słabością jest również forma - retoryczny styl mów prezentuje tego rodzaju poziom, który zamiast służyć treści, komplikuje ją.
P. Sikora - Grzegorz jest dzieckiem swojego czasu. Retoryka ówczesna była właśnie taka, a on był doskonałym retorem.
Ks. T. Dzidek - Dobrze, ale porównajmy go z dzieckiem tego samego czasu, jakim był Grzegorz z Nyssy. Grzegorz z Nazjanzu za dużo się chyba kształcił - takiej zawiłości retorycznej u Nysseńczyka nie spotkamy.
P. Sikora - Zgoda, ale trzeba pamiętać, że w ich czasach to Teolog był najbardziej rozchwytywanym mówcą, najbardziej zachwycał ludzi - uciekał na pustynię, a ludzie go tam ścigali i ściągali do siebie, by mówił. Natomiast, istotnie, na naszą wrażliwość jest zbyt „barokowy” i zawiły, ale wtedy był mistrzem. Trzeba także wziąć poprawkę na język tłumaczenia, który brzmi nieco archaicznie i nie jest najlepszy.
opr. mg/mg