Mistrzowie teologii - konwersatoria: Orygenes

Konwersatoria na temat klasycznych autorów teologicznych (Orygenes)


Spis treści ¬




ORYGENES

Dziś przyznaje się Orygenesowi miejsce obok Augustyna i Tomasza jako najwybitniejszemu teologowi w dziejach Kościoła. H. Urs von Balthasar, pisząc o wpływie Orygenesa na myśl epoki patrystycznej i późniejszą teologię, stwierdza: „Żaden z wielkich, od Ojców kapadockich do Augustyna, do Dionizego, Maksyma, Szkota Eriugeny i Eckharta, nie mógł uniknąć wpływu magicznej niemal siły promieniowania « człowieka ze stali» , jak go nazywano”. I dalej: „Nie ma w Kościele myśliciela, który byłby tak niewidzialnie wszechobecny jak Orygenes”. To świadectwo wybitnego teologa wskazuje, że zajmiemy się teraz kimś zupełnie wyjątkowym w dziejach chrześcijańskiej myśli.

A. Życie

Orygenes urodził się ok. 185 r. w Aleksandrii w rodzinie chrześcijańskiej. Od swego dziciństwa był przez swego ojca wprowadzony w lekturę i studium Pisma Świętego. Na jego dalsze wykształcenie złożyły się wykłady z filozofii platonika Ammoniosa Sakkasa. Duży wpływ na Orygenesa miała także teologia Klemensa Aleksandryjskiego uprawiana w przekonaniu, że wiara i poznanie, chrześcijaństwo i kultura grecka nie muszą istnieć w opozycji; co więcej, że światło filozofii pozwala głębiej zrozumieć Objawienie i w doskonalszy sposób je prezentować.

Wydarzeniem, które zaciążyło na całym życiu Orygenesa była męczeńska śmierć jego ojca Leonidasa, w czasie prześladowań Septymiusza Sewera (202 r.). Męczeństwo ojca wpłynęło na surowy, ascetyczny styl życia syna, któremu od tego czasu towarzyszyć będzie pragnienie złożenia podobnego świadectwa wiary. O tym jak radykalnie przejął się Ewangelią, świadczy fakt, że kilka lat później dokona autokastracji, prawdopodobnie zbyt dosłownie interpretując tekst ewangeliczny: „Są wreszcie i tacy, którzy sami siebie uczynili niezdolnymi do małżeństwa dla królestwa niebieskiego” (Mt 19, 12).

Śmierć ojca powiązana z konfiskatą majątku rodzinnego sprawiła, że Orygenes mający wtedy siedemnaście lat, musiał zatroszczyć się o los swojej matki i sześcioro młodszego rodzeństwa. Zaczął więc zarabiać na życie nauczając gramatyki (literatury). Wnet jednak sprzedał swą bibliotekę literatury pięknej, aby poświęcić się nauczaniu chrześcijańskiej filozofii i studium Pisma Świętego (211 r.). Tak powstała słynna szkoła katechetyczna, w której Orygenes wykorzystywał wszystkie możliwe dyscypliny naukowe: filozofię, logikę, matematykę, astronomię na służbę teologii. On sam był nie tylko wybitnym nauczycielem, ale również mistrzem życia chrześcijańskiego, wielkim pedagogiem. Docenił to biskup Aleksandrii, który powierzył mu funkcję katechety przygotowującego katechumenów do chrztu. Szkoła cieszyła się tak wielkim powodzeniem, że uczniami Orygenesa byli nie tylko katechumeni, ale również poganie poszukujący prawdy. Cieszył się sławą - był zapraszony z wykładami m. in. przez gubernatora Arabii, a nawet przez Julię Mammeę, matkę cesarza Aleksandra Sewera.

Właśnie sława z jednej strony i zazdrość z drugiej sprowokowały, jak się wydaje, konflikt pomiędzy Orygenesem i biskupem Demetriuszem, który znalazł okazję, by ukarać Orygenesa, gdy ten, podczas pobytu w Palestynie, przyjął święcenia kapłańskie z rąk biskupów tamtejszej prowincji. Zwołany przez Demetriusza synod zakazał Orygenesowi żyć i nauczać w Aleksandrii (231 r.). Główną przyczyną kroków przedsięwziętych przeciwko niemu było przyjęcie święceń nie od swojego biskupa oraz fakt kastracji.

W efekcie Orygenes zamieszkał z Cezarei Palestyńskiej. Ciesząc się poparciem tamtejszego biskupa, mógł nauczać przez ponad dwadzieścia lat. Aresztowany i torturowany podczas prześladowań Decjusza, zmarł niedługo potem, prawdopodobnie w 253 bądź w 254 roku, w Tyrze (Syria) .

B. Myśl

Orygenes był jak się wydaje najpłodniejszym pisarzem starożytności. Niestety jego spuścizna teologiczna zachowała się do naszych czasów tylko częściowo. Znamienne jest stwierdzenie wybitnego znawcy Orygenesa - Crouzela: „Z ogromnego gmachu Orygenesowego dzieła przetrwała imponująca ruina”.

Dorobek ten możemy podzielić na teksty egzegetyczne z licznymi komentarzami do poszczególnych ksiąg Pisma Świętego, z których najwybitniejszym jest Komentarz do Ewangelii św. Jana; rozprawy duchowe z Traktatem o modlitwie, pisma ściśle teologiczne (dogmatyczne) z najbardziej znanym O zasadach, oraz apologetyczne - Przeciw Celsusowi.

1. Zasady hermeneutyczne czytania Pisma Świętego

Orygenes wypracował hermeneutyczne zasady odkrywania sensów Pisma Świętego. Jako aleksandryjczyk połączył je z naukową tradycją Aleksandrii. A ta opierała się na alegorycznym interpretowaniu tekstów (alegoria czyli obrazowy sposób wyrażania się). Alegorii używano już do interpretacji tekstów Homera w VI w. przed Chr. Interpretacja alegoryczna wychodzi poza zewnętrzną warstwę narracyjną w celu odkrycia głębszych i dalszych powiązań z rzeczywistością. Suponowano, że wielcy geniusze literaccy celowo zaszyfrowali swoje kompozycje literackie; znajduje się w nich mądrość, która nie może być dostępna masie ludzi nieoświeconych. Interpretacja alegoryczna czyni jawnym prawdziwy sens tekstu.

Orygenes akcentuje jedność Pisma Świętego Starego i Nowego Testamentu. Ta jedność wynika z faktu, że jego jednym autorem jest Bóg objawiający się w Chrystusie, a także dlatego, że jego zasadniczą treść stanowi osoba Jezusa Chrystusa. W konsekwencji zrozumieć Pismo może tylko ten, kto w jakimś stopniu uczestniczy w Chrystusie. Dlatego Żydzi, którzy nie odpowiedzieli na Jego łaskę, nie mogą pojąć, że Stary Testament jest jedynie figurą Nowego, a gnostycy upatrują w Starym Testamencie dzieło złego Demiurga przeciwstawiając go dobremu Bogu Nowego Testamentu. W ten oto sposób Orygenes zaprasza swych czytelników i słuchaczy do ciągłego zgłębiania Biblii.

Wyróżnia trzy sensy biblijne, które odpowiadają trzech wymiarom człowieka: ciału, duszy i duchowi. Sens literalny, czyli dosłowny jest dostępny ludziom cielesnym. Jednakże za literą ukryty jest podwójny sens duchowy dostępny ludziom doskonałym: który buduje moralnie oraz który odnosi się do dóbr duchowych. Orygenes podkreśla nieskończoność boskiego, duchowego sensu i głębi Pisma. Stąd można ów sens jedynie bliżej poznawać, ale nigdy nie da się go osiągnąć w pełni.

Spuścizna egzegetyczna Orygenesa, pomimo że zachowała się do naszych czasów tylko częściowo, jest gigantyczna. Poniżej zamieszczamy fragmenty z traktatu O zasadach, gdzie autor wyłożył swe zasady egzegetyczne, a następnie fragment ilustrujący taką egzegezę z Komentarza do Ewangelii św. Jana, uważanego za najdoskonalsze dzieło biblijne Orygenesa.

Tekst

4, 2, 1. Skoro więc w ten sposób pokrótce wykazałem, iż Pismo Święte otrzymało natchnienie od Ducha Świętego, sądzę, że trzeba koniecznie wyjaśnić również, w jaki sposób ludzie, którzy nieprawidłowo odczytują albo rozumieją Pismo, popadli w liczne błędy, a to dlatego, że bardzo wielu ludzi nie wie, jaką drogą należy kroczyć do zrozumienia Ksiąg Bożych.

Tak więc Żydzi przez zatwardziałość serca i ponieważ chcą we własnych oczach uchodzić za mądrych, nie uwierzyli Panu i Zbawicielowi naszemu uważając, że proroctwa na Jego temat należy rozumieć w sensie literalnym, to znaczy sądzą, iż Zbawiciel powinien był w sposób zmysłowy i dostrzegalny „głosić wyzwolenie jeńcom” i że powinien najpierw zbudować państwo, o którym sądzą, że jest prawdziwym państwem Boga [...].

Heretycy natomiast czytając następujące zdania zapisane w Prawie: „Ogień zapalił się od gniewu mojego”, „Jam jest Bóg zawistny, odpłacający za grzechy ojców na synach do trzeciego i czwartego pokolenia” [...] oraz wiele podobnych zdań, nie ośmielili się wprawdzie twierdzić, że księgi te nie pochodzą od Boga, jednakże uważali, że są one dziełem Boga-Stworzyciela, którego czcili Żydzi; sądzili, że Bóg ten jest tylko sprawiedliwy, lecz nie należy uważać Go również za dobrego; wyobrażali sobie natomiast, iż Zbawiciel przybył po to, aby ogłosić nam doskonałego Boga, który w ich mniemaniu nie jest Stworzycielem świata. Zresztą i w tej kwestii różnili się między sobą, ponieważ raz odstąpiwszy od wiary w Boga Stworzyciela, który jest Bogiem wszechrzeczy, popadli w różne zmyślenia i bajki, tworząc jakieś fałszywe nauki i twierdząc, iż istnieją pewne rzeczy widzialne, które stworzył Bóg, i są pewne rzeczy niewidzialne, stworzone przez innego Boga [...].

4, 2, 2. Otóż jedyną, wyłączną przyczyną fałszywych wyobrażeń ich wszystkich na temat wyżej przedstawionych spraw jest fakt, że pojmują oni Pismo Święte nie w sensie duchowym, lecz dosłownie.

Dlatego tym wszystkim, którzy wierzą, że Pismo Święte nie zostało ułożone ludzkimi słowami, lecz zostało napisane pod natchnieniem Ducha Świętego, i że z woli Boga Ojca zostało nam przekazane i powierzone przez Jego jednorodzonego Syna, Jezusa Chrystusa, spróbuję, w miarę słabych sił mojego umysłu, wskazać, jaką drogę do zrozumienia Pisma uważam za odpowiednią dla tych, którzy zachowują przekazaną w dziedzictwie przez apostołów swoim następcom, nauczycielom Kościoła niebieskiego, regułę i naukę, którą dał im Jezus Chrystus [...].

4, 2, 4. Jednakże, jak zaczęliśmy mówić, droga, którą uważamy za odpowiednią dla zrozumienia Pisma i odnalezienia jego sensu, w moim przekonaniu jest tego rodzaju, że z samego Pisma czerpiemy naukę, jak o nim należy myśleć. U Salomona w Księdze Przysłów znajdujemy taki nakaz odnoszący się do przestrzegania Pisma Świętego: „I ty, powiada, zapisz sobie potrójnie w pamięci i rozumie, abyś mógł prawdziwie odpowiadać tym, którzy cię pytać będą” [Por. Prz 22, 20. 21]. Potrójnie więc należy zapisywać w swej duszy wszelkie rozumienie pism Bożych: to znaczy żeby każdy prosty człowiek czerpał zbudowanie z samego, że tak powiem, ciała Pisma - bo tak nazywamy pojmowanie zwyczajne i historyczne; jeśli zaś ktoś zaczął już czynić postępy i może patrzeć nieco szerzej, niech się buduje samą duszą Pisma; ci zaś, którzy są doskonali i podobni do tych, o których mówi Apostoł: „Głosimy mądrość między doskonałymi, ale nie mądrość tego świata ani mądrość władców tego świata, którzy giną, lecz głosimy mądrość Bożą ukrytą w tajemnicy, którą przed wiekami Bóg przeznaczył dla naszej chwały” [1 Kor 2, 6-7], niechaj jakby z ducha czerpią zbudowanie z samego prawa duchowego, które „zawiera cień przyszłych dóbr” [Por. Hbr 10, 1]. Jak zatem mówimy, iż człowiek składa się z ciała, duszy i ducha, tak samo i Pismo Święte, którego szczodrobliwość Boża udzieliła dla zbawienia ludzi [...].

4, 2, 5. Należy jednak zdawać sobie sprawę, że są w Piśmie pewne fragmenty, w których nie zawsze znajduje się to, co nazywamy ciałem, to znaczy prawidłowość rozumienia historycznego; wyjaśnimy to później; są również miejsca, w których należy doszukiwać się zrozumienia tylko tego, co nazwaliśmy duszą lub duchem [...].

4, 2, 6. O tym, jak wielki pożytek płynie z tego prostego rozumienia, kóre nazwaliśmy historycznym, świadczą całe rzesze wiernych, którzy wierzą dość szczerze i w prosty sposób; nie wymaga wielu dowodow to, co dla wszystkich jasne.

Natomiast wiele przykładów tego rozumienia, które, jak powiedzieliśmy wyżej, jest jak gdyby duszą Pisma, dostarcza nam apostoł Paweł, na przykład najpierw w Liście do Koryntian. „Napisne jest bowiem, powiada, nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu”. A wyjaśniając, jak należy rozumieć ten zakaz, dodaje: „Czy Bóg troszczy się o woły? Czy nie raczej przez wzgląd na nas to mówi? Ze względu na nas bowiem napisano, że ten, kto orze, ma orać w nadziei, a ten, kto młóci - [młócić] w nadziei korzystania” [1 Kor 9, 9-10]. Również wiele innych fragmentów, które w ten sposób wyjaśniają Prawo, przynosi wielkie zbudowanie słuchaczom.

Natomiast wyjaśnienie duchowe mamy wówczas, gdy ktoś potrafi wskazać, jakich spraw niebieskich obrazowi i cieniowi służą ci, którzy są Żydami „wedle ciała”, i cień jakich przyszłych dóbr posiada Prawo, oraz objaśnić inne podobne zagadnienia, które znajdują się w Piśmie Świętym [...].

4, 2, 9. Gdyby jednak wszędzie była zachowana prawidłowość i porządek tej osłony, to znaczy historii i Prawa, zaiste, przestrzegając ciągłego toku pojmowania nie wierzylibyśmy, iż w głębi Pisma Świętego tkwi cokolwiek poza tym, co zostało odkryte na pierwszy rzut oka; dlatego Boża mądrość przygotowała pewne przeszkody i trudności w historycznym pojmowaniu Pisma, umieszczając w nim jakieś sprawy niemożliwe i niestosowne. Stało się tak po to, aby samo przerwanie toku opowiadania postawiło czytelnikowi jakby tamy, za pomocą których zagrodziło drogę i przejście temu zwyczajnemu pojmowaniu, a zatrzymawszy nas i naraziwszy na wstrząs skierowało na inną drogę, aby przez przejście wąskiej ścieżki otworzyć niezmierzoną szerokość jakiegoś wspanialszego i bardziej wzniosłego gościńca Bożej wiedzy.

O zasadach

,
tłum. S. Kalinkowski, Kraków 1996, s. 336-342, 344-345.

 

„Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: « Idźcie, zobaczcie człowieka, który powiedział mi wszystko, co uczyniłam: czyż on nie jest Mesjaszem?» ” (J 4, 28-29).

13, 29, 173. Sądzę, że nie bez głębszej myśli Ewangelista napisał o porzuceniu dzbanu, który Samarytanka zostawiła i odeszła do miasta. Zdanie to wskazuje na wielki pośpiech Samarytanki, która zostawia dzban i mniejszą uwagę przywiązuje do swego naturalnego i marnego obowiązku, niźli do pożytku ludzi: kierowało nią umiłowanie ludzi, gdy chciała ogłosić obywatelom dobrą nowinę o Chrystusie i złożyć świadectwo o tym, który powiedział jej „wszystko, co uczyniała”. 174. Wzywa ich, aby zobaczyli człowieka posiadającego naukę większą niźli ludzka nauka; to bowiem, co było w nim dostrzegalne dla oczu, było człowiekiem. Tak więc i my powinniśmy zapomnieć o sprawach cielesnych, a zostawiwszy je winniśmy skwapliwie udzielać innym wsparcia, w którym sami uczestniczymy. Do tego właśnie wzywa na Ewangelista zapisując pochwałę kobiety dla tych, którzy potrafią czytać.

175. Trzeba się jednak zastanowić, co w sensie alegorycznym oznacza dzban, który porzuciła Samarytanka, kiedy przyjęła słowa Jezusa. Jest to może zbiornik wody uświetnionej w głebokości, zbiornik nauki, którą dawniej uznawała, a teraz z pogardą odrzuciła, bo z nauczania doskonalszego niźli ten dzban zaczerpnęła wody, która jest w niej początkiem „wody tryskającej ku życiu wiecznemu”. 176. Czyż bowiem bez zaczerpnięcia tej wody mogłaby życzliwie głosić obywatelom Chrystusa, dziwiąc się, że objawił jej „wszystko, co uczyniła”, gdyby dzięki słowu, które usłyszała, nie miała udziału w zbawczej wodzie?

177. Przecież i Rebeka, dziewica o pięknym wyglądzie, zanim spotkała sługę Abrahama, który modlił się w duszy, wyszła z dzbanem na ramionach; ona jednak czerpała wodę nie tak jak Samarytanka: zeszła do źródła, napełniła dzban, a gdy wracała, zabiegł jej drogę sługa Abraham i powiedział: „Daj mi się napić trochę wody z tego dzbana”. 178. Ponieważ był on sługą Abrahama, zadowolił się tym, że wziął tylko trochę wody z dzbana Rebeki. „Rebeka szybko pochyliła dzban na swym ramieniu i napoiła go, aż przestał pić”. Ponieważ dzban Rebeki zasługiwał na pochwałę, ona go nie porzuciła; dzban Samarytanki natomiast, który nie zasługiwał na pochwałę, został porzucony o szóstej godzinie.

30. 179. Tak więc w omawianym tekście kobieta głosi Samarytanom dobrą nowinę o Chrystusie, a przy końcu Ewangelii o zmartwychwstaniu Zbawiciela opowiada apostołom kobieta, która ujrzała go wcześniej od innych. 180. Głosząca doskonałą wiarę Samarytanka nie doznała wdzięczności od Samarytan, bo oni mówili: „Wierzymy już nie dzięki twojemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy przekonani, że on prawdziwie jest Zbawicielem świata”. Tamtej kobiecie nie pozwolono, żeby pierwsza dotknęła Chrystusa; Chrystus powiedział do niej: „Nie dotykaj mnie”, albowiem Tomasz miał usłyszeć: „Włóż tutaj swój palec i zobacz moje ręce, podnieś rękę i włóż w mój bok”. „Wszystkim” zaś, co uczyniła kobieta, było jej pożycie z pięcioma mężami, a potem związek z szóstym, nielegalnym mężem; porzuciwszy go i zostawiwszy dzban znalazła ona wspaniałe wytchnienie u siódmego męża i udzieliła wsparcia mieszkańcom miasta wzniesionego na jej dawnych przekonaniach i na błednych naukach, mieszkańcom tego samego miasta, co miasto kobiety. Ona stała się dla nich powodem wyjścia z miasta i pójścia do Jezusa.

182. Dalej Samarytanie z wielką troską proszą Jezusa, żeby został nie w mieście, ale „u nich”, to znaczy, aby wszedł do ich serca. Być może bowiem nie było możliwe, żeby został w ich mieście, skoro oni sami dobrze zrobili, że wyszli z miasta i szli do Jezusa.

183. O tym, że taki jest właśnie ścisły sens tego tekstu - bo Ewangelista daje nam okazję do interpretacji alegorycznej - można przekonać się na takiej podstawie: 184. Najpierw napisano: „Wyszli z miasta i szli do niego”, a nieco dalej: „Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: « Powiedział mi wszystko, co uczyniał» . Gdy więc Samarytanie przyszli do niego, prosili go, aby u nich pozostał”. Najpierw więc Samarytanie wyszli z miasta, aby iść do niego, a później przyszli do niego, kiedy był jeszcze u źródła Jakuba - wydaje się bowiem, że nie ruszył się stamtąd - i „prosili go, aby został u nich”: nie napisano jednak potem, że Jezus wszedł do miasta, lecz że „został tam dwa dni”. 186. Dalej nie powiedziano też, że „po dwu dniach wyszedł z miasta”, lecz że „odszedł stamtąd”. Tak więc w sensie duchowym udzielenie wsparcia Samarytanom odbyło się przy źródle Jakuba.

31, 187. Zastanów się jednak, czy ów porzucony dzban może zasługiwać na pochwałę: powiedziano bowiem: „Kobieta zostawiła swój dzban”, ale nie dodano przecież, że zostawiła go u Zbawiciela. Czyż jednak nie jest rzeczą niemożliwą, że zostawiwszy zdolność przyjęcia życia i wyobrażenie mocy pochodzącej od Chrystusa oraz naczynie, z którym przyszła czerpać żywą wodę, mogła bez nich wrócić do świata, aby głosić wezwanym dobrą nowinę o przyjściu Mesjasza? 190. Czy istota duchowa usłyszawszy tak wspaniałe słowa mogła nie uwierzyć właśnie w Chrystusa, lecz mówiła: „Czyż on nie jest Mesjaszem”?

Komentarz do Ewangelii św. Jana

, tłum. S. Kalinkowski, I, Warszawa 1981, s. 302-304.

Dyskusja

Pytania:

1. Dlaczego istnieje konieczność duchowej interpretacji Pisma Świętego?

2. W jaki sposób Orygenes uzasadnia alegoryczne interpretowanie Biblii?

3. Wydobądź sens literalny i duchowy w komentarzu do J 4, 28-29.

 

1. W jaki sposób Orygenes uzasadnia alegoryczne interpretowanie Biblii?

P. Sikora - Orygenes twierdzi, że samo Pismo mówi o sobie. Powiada: „droga, którą uważamy za odpowiednią dla zrozumienia Pisma i odnalezienia jego sensu, w moim przekonaniu jest tego rodzaju, że z samego Pisma czerpiemy naukę, jak o nim należy myśleć”. Następnie odnajduje tekst Salomona: „zapisz sobie potrójnie w pamięci i rozumie” - uznaje, że ważny jest jakiś potrójny sens. Ta potrójność kojarzy się mu z potrójną antropologią „ciało, duch, dusza”, w związku z czym na tych samych poziomach interpretuje Biblię: cieleśnie, duchowo i „dusznie”.

M. Kita - Trochę wcześniej przed słowami, które zacytował Piotr, mamy wyjaśnienie faktu odrzucenia orędzia Chrystusa przez Żydów, którzy według Orygenesa zbyt dosłownie i przyziemnie rozumieli Pismo. Zatem za argument Orygenesa można uznać także wskazanie, że nawet wypełnienie proroctw Starego Testamentu w wydarzeniu przyjścia Pana Jezusa daje się rozpoznać tylko wtedy, gdy odczytujemy te proroctwa nie jakoś prymitywnie, lecz zstępując na głębsze poziomy tekstów.

Ks. T. Dzidek - A zatem w samym Piśmie Świętym mamy już duchową interpretację.

S. E. Hop - Orygenes uzasadnia swoją tezę, odwołując się do św. Pawła. Apostoł sam rozwija duchową interpretację wersetu „nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu”, pytając: czy naprawdę Pan Bóg troszczy się tutaj o woły. Takie interpretowanie pozwala na bardzo osobiste zwrócenie się ku Pismu Świętemu, które ma przemówić właśnie do mnie.

P. Sikora - Orygenes powiada: „...jeśli zaś ktoś zaczął już czynić postępy i może patrzeć nieco szerzej, niech się buduje samą duszą Pisma”. A gdy już ktoś wchodzi na duchowy poziom, „niech jakby z ducha czerpie zbudowanie, z samego prawa duchowego”.

 

2. Dlaczego istnieje konieczność duchowej interpretacji Pisma Świętego?

S. E. Hop - Duchowa interpretacja wynika z samego charakteru ksiąg, które zostały spisane pod natchnieniem Ducha Świętego. Księgi te zawierają w sobie elementy niewyrażalne słowami ludzkiej mowy i dlatego właśnie Orygenes widzi tutaj potrzebę wejścia w głębię tekstu, w jego przestrzeń duchową.

M. Kita - Dochodzi do głosu przekonanie (które zresztą Orygenes dzieli na przykład z pokoleniami rabinów tworzących Talmud), że słowo Boże zawiera więcej treści, niż to się na pierwszy rzut oka, przy pierwszym czytaniu, wydaje. Słowo Boże posiada przeogromną głębię.

P. Sikora - Zacząłbym od czegoś bardziej prostego, a niezbędnego. Jeśli się nie czyta Pisma Świętego duchowo, a tylko literalnie, to wpada się w fałszywe wyobrażenia o Bogu. Pojawiają się trudności pogodzenia obrazu krwawego, srogiego Boga ze Starego Testamentu z obrazem Boga przyniesionym przez Jezusa.

M. Kita - Zwróćcie uwagę, że Orygenes twierdzi, że Pan Bóg dopuścił te sprzeczności właśnie po to, żeby nas sprowokować do czytania duchowego.

P. Sikora - A druga rzecz to zupełnie niezrozumiałe fragmenty, nawet pewne sprzeczności historyczne, na przykład w Ewangelii mamy dwie genealogie Pana Jezusa, które się ze sobą nie zgadzają i nie trzeba być wielkim egzegetą, żeby to zauważyć. Więc jeślibyśmy pozostali przy odczytaniu literalnym, to po prostu wiele elementów Pisma Świętego musielibyśmy odrzucić, nie moglibyśmy przyjąć Pisma jako całości.

M. Kita - Mielibyśmy kłopot z wiarą w natchnienie całego Pisma, bo skoro są pewne ułomności, to co o tym myśleć - czy coś miałoby się wymknąć Duchowi Świętemu spod kontroli? Zatem przekonanie, że każde słowo Pisma jest natchnione, że wszystko w Piśmie jest ku naszemu zbudowaniu, kazało Ojcom szukać sensu głębszego tam, gdzie ten literalny był trudno dostępny lub nie do przyjęcia.

 

3. Wydobądź sens literalny i duchowy w komentarzu do J 4, 28- 29.

M. Kita - Sens literalny objaśnia Orygenes w pierwszym akapicie, kiedy tłumaczy postępowanie Samarytanki opisane w przytoczonym wersecie - tłumaczy je tak zwyczajnie, po prostu, w kontekście samego wydarzenia. To jest sens literalny: dlaczego ona zostawiła dzban, że chodzi o wielki pośpiech...

P. Sikora - To wyjaśnienie też ma sens religijny - ona tak się przejęła okazją głoszenia innym Pana Jezusa, że przestała dbać o takie rzeczy jak dzban, o takie zwykłe troski.

M. Kita - I to jest najprostsze wyjaśnienie danego fragmentu, sens dosłowny.

S. E. Hop - Poszukując sensu duchowego, zastanawiam się nad każdym elementem, np. nad zostawionym dzbanem, nad kwestią: dlaczego Pan Jezus spotkał Samarytankę, a nie Samarytanina; nad tym, co oznacza miasto Samarytan.

P. Sikora - Dzban to jest nauka Samarytan. Kobieta zostawiła dzban, to znaczy wyrzekła się tej nauki i przyjęła źródło wody żywej - Chrystusa. I z tym źródłem wody żywej, w niej tryskającym, poszła... Miasto również oznacza naukę oraz sposób życia Samarytan przed spotkaniem z Chrystusem. Wyjście z miasta oznacza nawrócenie.

S. E. Hop - Orygenes wyjaśnia: „ponieważ dzban Rebeki zasługiwał na pochwałę, ona go nie porzuciła; dzban Samarytanki natomiast, który nie zasługiwał na pochwałę, został porzucony o szóstej godzinie”. Ponieważ szósta godzina to czas ukrzyżowania Chrystusa, to znowu pojawia się możliwość kolejnych interpretacji.

M. Kita - Na przykład, skoro ona zostawiła dzban, ponieważ spotkała Chrystusa - źródło wody żywej, to uczyniła coś przeciwnego niż Izraelici, na których Pan Bóg się skarżył przez proroka: „porzucili Mnie, źródło wody żywej, a wykopali sobie cysterny”. Przyjmując metodę Orygenesa można nadal drążyć ten tekst.

P. Sikora - Wskazałbym jeszcze jedną rzecz, której nie rozumiem. Chodzi mi o pytanie Orygenesa, czy ów porzucony dzban może zasługiwać na pochwałę, ponieważ zostaje porzucony u Zbawiciela. Czyli to nie jest tak, że ona ten dzban wyrzuciła. Dzban został u Zbawiciela, i Orygenes pyta: „Czyż jednak nie jest rzeczą niemożliwą, że zostawiwszy zdolność przyjęcia życia i wyobrażenie mocy pochodzącej od Chrystusa...” - czyli dzban miałby oznaczać jakąś zdolność człowieka do przyjęcia mocy...

M. Kita - Bo to był czerpak.

P. Sikora - Tak, zatem dzban to jest nauka, ale również jest to zdolność człowieka. Natomiast warto jeszcze powiedzieć, że alegoryczna interpretacja nie była jakimś widzimisię Orygenesa. Źródłem tej interpretacji są skojarzenia biblijne, czyli widzenie Biblii jako całości. Ponadto trzeba zwrócić uwagę na symbolikę, można powiedzieć, naturalną - współczesna psychologia by może powiedziała: archetypiczną - pewnych obrazów: dzban, woda, źródło, miasto...

2. Pierwszy system teologiczny

Najważniejszym, ale także najbardziej dyskusyjnym pismem Orygenesa spośród tych, które zachowały się do naszych czasów, jest jego wczesne dzieło O zasadach (Peri Archô n), napisane prawdopodobnie pomiędzy 225 i 230 rokiem. Jest to pierwsza próba przedstawienia chrześcijańskiej nauki ujętej w system teologiczny. Sam Orygenes pisze we wstępie, że zamierza zbudować „jakby ciało doktryny”. Jest świadomy, że na jego syntezę złożyły się twierdzenia, z których jedne są pewne, ponieważ zostały przekazane jasno przez apostołów, a inne stanowią plon ludzkiego umysłu bazującego na Objawieniu.

Jak zauważa Crouzel, Orygenes chciał pomóc chrześcijanom, stawiającym pytania w porządku rozumowym i podsunąć im odpowiedzi zgodne z Pismem, ażeby nie poszukiwali ich w wielkich sektach gnostyckich. Tak oto powstała wielka wizja całości łącząca chrześcijaństwo z myślą grecką.

Synteza zwiera się z czterech ksiąg, a jej centralną ideą jest refleksja nad Trójcą Świętą, w której wszystkie rzeczywistości stworzone osiągają swój sens. H. Kü ng wydobywa w traktacie siedem zasadniczych pojęć, wokół których rozwijana jest refleksja:

1. Bóg. W centrum teologii znajduje się Bóg rozumiany jednakże nie jako nadczłowiek, lecz jako żywy, czysty i całkowicie transcendentny, niepojęty Duch. Można Go określać jedynie językiem negatywnym - kim nie jest, bądź przymiotnikami w stopniu najwyższym. Jest On jeden - wbrew systemom politeistycznym, jest dobrym Stworzycielem, który w swojej opatrzności kieruje wszystkim - wbrew twierdzeniom gnostyków upatrującym w Nim niezależnego Demiurga istniejącego obok najwyższego Boga.

2. Logos. Logos jest samym Bogiem i jednocześnie hipostazą, czyli osobą, jak później przyjęło się mówić. Odwiecznie pochodzi od Boga Ojca jako Syn. Ojciec w każdej chwili rodzi Syna, tak samo jak światło nieustannie promienieje. Syn jest równocześnie podporządkowany i równy Ojcu. Owo podporządkowanie wynika stąd, że Ojciec jest przyczyną Syna oraz inicjatorem Jego działania. Z kolei równość wynika stąd, że Syn wszystko otrzymał od Ojca. Dlatego też jest doskonałym obrazem Ojca i jednocześnie wcieleniem całej prawdy.

3. Duch Święty. Pochodzi On od Syna, stanowi trzecią hipostazę. To właśnie u Orygenesa po raz pierwszy mowa jest o „trzech hipostazach” (co Tertulian wyrazi w tym samym duchu mówiąc o trzech osobach) w Bogu. Tak oto mamy do czynienia z początkiem nauki o Trójcy Świętej w sensie ścisłym.

4. Istoty duchowe. Wszystkie „istoty duchowe”, nazwane logikoí , zostały stworzone przez Boga w wolności. Na skutek upadku, nadużycia wolności, odeszły od Boga i zostały skazane na życie w zmysłowym ciele. Te zmysłowe ciała, którymi zostały ograniczone istoty duchowe, stanowią dla nich drogę i możliwość powrotu do Boga. Istoty o eterycznym ciele, które lekko zgrzeszyły - to aniołowie (myśl, że aniołowie nie są czystymi duchami, ale posiadają ciało eteryczne - była wówczas dość powszechna). Istoty, które ciężko zgrzeszyły - to demony. Odpadając całkowicie od Boga, stali się oni nierozumni i nie znający planów Bożych. Istoty posiadające ziemskie ciało - to ludzie.

5. Zbawienie. Chrystus jako jedyny byt rozumny pozostał zjednoczony z Ojcem. Przyszedł On na ziemię bez grzechu, posłany przez Ojca. Stał się prawdziwym człowiekiem, będąc prawdziwym Synem Bożym, ponieważ Jego dusza pozostała zjednoczona z Logosem. Objawił On Ojca wszystkim, którzy chcieli to Objawienie przyjąć. „Gdy szatan doprowadził do śmierci Chrystusa, nie wiedząc, że Jego dusza jest złączona z Logosem - gdyż nienawidząc Boga nie może Go też znać - zabrał ją do piekieł. Nie mógł jej jednak « utrzymać» , gdyż okazała się silniejsza od niego. « Wyrwała» mu się więc i wyprowadziła wszystkich sprawiedliwych”.

6. Dusza. Wierzące dusze ludzi, które się duchowo jednoczą z Chrystusem, mogą w wolności zmierzać do doskonałości. Duchowe życie rozumiane jest jako wznoszenie się z ziemskiego, materialnego życia do duchowego w Bogu. Dzięki jedności z Bogiem życie ludzkie stanie się nieśmiertelne.

7. Apokatastaza. Na końcu nastąpi odnowienie wszystkich rzeczy (apokatá stasis ton pá nton). Bóg będzie we wszystkim, zło zniknie, a wszystko oczyszczone powróci do duchowego stanu. Wielkie kosmiczne koło począwszy od preegzystencji w Logosie, poprzez stworzenie, upadek, przybranie ciała zmysłowego, odkupienie - osiągnie swój kres.

Tekst

ŹRÓDŁA TEOLOGICZNEGO SYSTEMU

2. [...] nauka kościelna ma być zachowana w tej postaci, w jakiej została przekazana przez apostołów kolejnym pokoleniom i trwa do chwili obecnej w Kościołach, powinniśmy przecież wierzyć tylko w tę prawdę, która pod żadnym względem nie różni się od tradycji kościelnej i apostolskiej.

3. A trzeba wiedzieć o tym, że głosząc wiarę Chrystusową święci apostołowie o pewnych prawdach, uznanych przez nich za niezbędne, powiedzieli w sposób zrozumiały dla wszystkich wiernych, nawet dla tych, którzy wydawali się opieszałymi w badaniu Bożej wiedzy; oczywiście odkrycie sposobu uzasadnienia tych nauk pozostawili tym, którzy zasłużyli na wspaniałe dary Ducha i otrzymali od samego Ducha Świętego zwłaszcza łaskę wymowy, mądrości i wiedzy; co się zaś tyczy innych prawd, to powiedzieli wprawdzie o ich istnieniu, przemilczeli jednak sposób ich istnienia oraz pochodzenie; postąpili tak zapewne w tym celu, aby wśród następnych pokoleń gorliwsi miłośnicy znaleźli sobie przedmiot ćwiczeń, w których mogliby przedstawić plon swego umysłu. Chodzi tu oczywiście o tych ludzi, którzy się przygotowali, aby być godnymi i zdolnymi do przyjęcia mądrości.

4. Sens tych prawd, które zostały nam przekazane w sposób oczywisty przez naukę, jest następujący:

Po pierwsze, że jest jeden Bóg, który wszystko stworzył i urządził i który srawił, że wszystko powstało z niczego, Bóg, który od stworzenia pierwszej rzeczy i od stworzenia świata jest Bogiem wszystkich sprawiedliwych [...]; dalej, że ten Bóg w ostatnich czasach - tak jak to uprzednio obiecał za pośrednictwem swoich proroków - zesłał Pana Jezusa Chrystusa, który miał najpierw powołać Izraela, a później, po popełnieniu zdrady przez lud izraelski, miał wezwać również pogan. Ten Bóg, sprawiedliwy i dobry, Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, dał ludziom Prawo, proroków i Ewangelie i jest Bogiem apostołów oraz Starego i nowego Testamentu.

Po drugie, że Jezus Chrystus, ten sam, który przybył na ziemię, narodził się z Ojca przed wszelkim stworzeniem. On to, chociaż pomagał Ojcu w stworzeniu wszytskich rzeczy - bo „przez Niego wszystko się stało” - w ostatnich czasach „ogołocił samego siebie” i stał się człowiekiem, przyjął ciało, mimo że był Bogiem, a stawszy się człowiekiem nie przestał być tym, czym był - Bogiem [...].

Pouczyli nas wreszcie apostołowie, że Duch Święty jest zjednoczony z Ojcem i Synem w chwale i godności. Nie rozstrzygnięto wyraźnie, czy Duch jest zrodzony, czy nie jest zrodzony oraz czy i On ma być uważany za Syna Bożego, czy nie [...]. To wszakże jasno głosi nauka Kościoła, że ów Duch Święty zsyłał natchnienie wszystkim świętym, zarówno prorokom, jak apostołom, i ten sam Duch mieszkał zarówno w dawnych świętych, jak i w tych, którzy otrzymali natchnienie po przyjściu Chrystusa.

5. Pouczono nas dalej, że dusza, która ma własną substancję i życie, po zejściu z tego świata zostanie wynagrodzona stosownie do swych zasług: albo więc osiągnie dziedzictwo życia wiecznego i szczęścia, jeśli zapewnią to jej uczynki, albo zostanie oddana na wieczny ogień i męki, jeśli jej grzechy popchną ją w tym kierunku; że przyjdzie czas zmartwychwstania umarłych, a wówczas ciało, które teraz „jest zasiewane w zniszczeniu, powstanie niezniszczalne, a to, które jest zasiewane w niesławie, powstanie w chwale”.

Kościół w nauce swojej określił również, że każda dusza rozumna cieszy się wolnością woli i sądu [...] Wynika stąd logiczny wniosek, że nie podlegamy konieczności, która by wbrew naszej woli zmuszała nas do dobrego lub złego. Jeżeli bowiem mamy wolną wolę, to wprawdzie pewne moce mogą nas namawiać do grzechu, a inne pomagać nam w zbawieniu, jednakże żadna konieczność nie zmusza nas, byśmy postępowali dobrze lub źle [...].

Nie określono natomiast dosyć jasno, czy dusza bierze swój początek z posiewu nasienia - tak iż jej istota i substancja tkwią w owych cielesnych zarodkach - czy też ma inne pochodzenie: czy jest zrodzona, czy niezrodzona albo przynajmniej czy jest prowadzona w ciało z zewnątrz, czy też nie.

6. Doktryna kościelna pouczyła nas również o istnieniu diabła, jego aniołów i nieprzyjacielskich potęg, nie sprecyzowała jednak dość wyraźnie ich charakteru i pochodzenia [...].

7. Doktryna kościelna zawiera poza tym i taką naukę, że obecny świat został stworzony, że zaczął istnieć w określonym czasie i że musi się rozpaść przez własne zniszczenie. Co jednak było przed powstaniem świata i co będzie po jego zniszczeniu, tego nie określono w sposób zrozumiały dla ogółu. Nauka Kościoła bowiem nie mówi wyraźnie o tych sprawach [...].

10. Nauka Kościoła stwierdza wreszcie, że istnieją aniołowie Boga i dobre moce, które Mu służą ku zbawieniu ludzi; nie określa jednak wyraźnie czasu ich stworzenia, ich charakteru i sposobu istnienia. Nie podano również wyraźnie, czy słońce, księżyc i gwiazdy są istotami żywymi, czy też są pozbawione duszy. Każdy zatem, kto zgodnie z nakazem: „Zaświećcie w sobie światło wiedzy”, pragnie z rozważania tych wszystkich zagadnień zbudować wewnętrznie spójny system, powinien oprzeć się na tych zasadach i prawidłach, aby na podstawie oczywstych i jasnych dowodów odnoszących się do poszczególnych zagadnień określić, co jest prawdą, i z przykładów oraz stwierdzeń, które zaczerpnie z Pisma Świętego, a także z wniosków, do których dojdzie na gruncie badania logicznego zwiąku i treści tego, co słuszne, zbudować, jak powiedzieliśmy, jeden system.

O zasadach

, tłum. S. Kalinkowski, Kraków 1996, s. 52-56.

 

DOKTRYNA O LOGOSIE

1, 2, 1. Powinniśmy przede wszystkim zdawać sobie sprawę z tego, że w Chrystusie tkwią dwie natury: natura boska, ponieważ jest On jednorodzonym Synem Ojca, oraz natura ludzka, którą w ostatnich czasach przybrał dla spełnienia Bożego planu zbawienia [...].

1, 2, 2. [...] Jeśli więc raz przyjęliśmy słuszne przekonanie, że jednorodzony Syn Boży jest substancjalnie istniejącą Mądrością Boga, to nie sądzę, żeby nasz umysł musiał podejrzewać, iż sama hypostaza, czyli substancja Syna Bożego, zawiera w sobie jakikolwiek element cielesny: wszystko przecież, co cielesne, jest określone za pomocą kształtów, barwy lub wielkości [...]. A czy ktoś, kto umie myśleć o Bogu i pojmować Go z całą pobożnością, może przypuszczać, że przez najkrótszą chwilę Bóg Ojciec istniał przed zrodzeniem Mądrości? [...]. Dlatego wierzymy, że Bóg zawsze jest Ojcem swego jednorodzonego Syna, który wprawdzie narodził się z Niego i od Niego pochodzi, jednakże bez jakiegokolwiek początku: ani takiego, który da się określić w czasie, ani takiego, który można sobie wyobrazić wyłącznie rozumowo [...].

1, 2, 4. [...] Jest to bowiem narodzenie wieczne i wiekuiste, podobne do narodzin blasku ze światłości: Syn mianowicie nie powstaje przez przybranie z zewnątrz ducha, lecz z natury swojej jest Synem [...].

1, 2, 6 [...] wola wywodzi się z umysłu, a przecież nie odrywa i nie oddziela od niego żadnej cząsteczki - podobnie też Ojciec zrodził Syna, obraz swój, i jak sam jest niewidzialny z natury, tak też zrodził niewidzialny obraz [...].

4, 4, 1 [...] Syn bowiem jest określony jako odciśnięte odbicie Jego istoty oraz Słowo i Mądrość. Jakże więc można powiedzieć, iż był kiedyś czas, w którym nie było prawdy, mądrości i życia, skoro uważamy, iż w tym wszystkim doskonale zawiera się istota Boga Ojca. Przecież cechy te nigdy nie mogą być od Niego oderwane albo oddzielone od Jego istoty. Cechy te mogą wprawdzie dla pojmowania uchodzić za mnogie, w rzeczywistości jednak i w istocie są jednością, w której zawiera się „pełnia Bóstwa” [...].

O zasadach

, tłum. S. Kalinkowski, Kraków 1996, s. 67-72, 380.

 

DOKTRYNA O TRÓJCY ŚWIĘTEJ

5, 39. Ale nie należy sądzić, że jeśli nazwy „mądrość” i „sprawiedliwość” są rodzaju żeńskiego, to i w rzeczywistości są istotami żeńskimi. Według nas są one Synem Bożym, jak to powiedział Jego prawdziwy uczeń: Który stał się dla nas mądrością od Boga i sprawiedliwością, uświęceniem i odkupieniem”.

I chociaż nazywamy do „drugim” Bogiem, niechaj wiedzą wszyscy, że pod nazwą „drugiego” Boga nie rozumiemy nic innego, tylko Cnotę, która obejmuje wszystkie cnoty, i Rozum, który zawiera wszelki rozum istniejący w rzeczach stworzonych zgodnie z naturą, a zwłaszcza dla pożytku całego świata. Powiadamy, że ten Rozum jest zjednoczony z duszą Jezusa przed pozostałymi duszami, ponieważ tylko Jezus potrafi zawrzeć w sobie w najwyższym stopniu czysty rozum, czystą mądrość i czystą sprawiedliwość [...].

8, 12. Gdyby jakiś czytelnik tych słów naszych zaniepokoił się, czy nie podzielamy poglądów heretyków, którzy przeczą istnieniu dwu substancji (hipostaz) - Ojca i Syna, niechaj zwróci uwagę na następujące zdanie: „Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących”, a pojmie sens stwierdzenia: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.

Czcimy zatem, jak to już wyjaśniłem, jednego Boga - Ojca i Syna: dysponujemy więc poważnym argumentem w dyskusji z innymi ludźmi. Nie składamy hołdów człowiekowi, który się niedawno urodził, a którego przedtem nie było: wierzymy bowiem Jego słowom: „Pierwej niż Abraham był, ja jestem”, „Ja jestem Prawdą”. Nikt z nas nie jest takim głupcem, żeby sądzić, iż prawda nie istniała przed przybyciem Chrystusa. Czimy więc Ojca Prawdy i Syna-Prawdę, którzy substancjalnie są dwiema osobami, ale stanowią jedność w identyczności, zgodzie i tożsamości woli.

Przeciw Celsusowi

, tłum.S. Kalinkowski, Warszawa 1986, s. 271, 388.

 

1, 3, 5 Wypada jednak zastanowić się, dlaczego człowiek, który „odradza się na nowo przez Boga” dla osiągnięcia zbawienia potrzebuje pomocy Ojca, Syna i Ducha Świętego, i nie dostąpi zbawienia, jeśli nie będzie pełnej Trójcy; dlaczego dalej nie można uczestniczyć w Ojcu albo Synu bez uczestnictwa w Duchu Świętym. Zastanawiając się nad tym musimy koniecznie opisać działalność Ducha Świętego oraz specyficzną działalność Ojca i Syna.

Zdaje mi się, że działalność Ojca i Syna przejawia się zarówno w świętych, jak i w grzesznikach, w rozumnych ludziach i w niemych zwierzętach oraz w istotach nieożywionych, ogólnie - we wszystkim, co istnieje; natomiast działalność Ducha Świętego w najmniejszym stopniu nie odnosi się do bytów nieożywionych ani do ożywionych, ale niemych, co więcej, nie dotyczy ona nawet tych istot, które mają wprawdzie rozum, ale „pogrążyły się w występku” i nie zwracają się ku dobru. Działanie Ducha Świętego, jak sądzę, przejawia się wyłącznie w tych, którzy zwracają się ku dobru i kroczą „drogami Chrystusa Jezusa”, to znaczy obracają się wśród dobrych uczynków i trwają w Bogu.

O zasadach

, tłum. S. Kalinkowski, Kraków 1996, s. 86-87.

 

STWORZENIE I GRZECH PIERWORODNY A PROBLEM WOLNEJ WOLI

2, 9, 2. Ponieważ owe natury rozumne, uczynione - jak powiedzieliśmy - na początku, zostały stworzone z niebytu, przez to samo, że nie istniały i zaczęły istnieć, z konieczności są zmienne i niestałe, bo istota ich substancji, jakakolwiek by ona była, nie zawierała się w nich w sposób naturalny, lecz powstała dzięki dobrodziejstwu Stworzyciela. Istnienie zatem nie jest ich wieczną własnością, lecz darem Bożym: nie było go zawsze, a wszelki dar może zostać odebrany i może przepaść. Przyczyną tego przepadnięcia będzie fakt, iż poruszenia duchów nie są kierowane należycie i rozsądnie. Stwórca bowiem zezwolił stworzonym przez siebie umysłom na dobrowolne i swobodne działanie, aby powstało w nich ich własne dobro, gdyby zachowywały je z własnej woli; jednakże lenistwo i wstręt do wysiłku w zachowaniu dobra oraz niechęć i lekceważenie wyższych wartości dały początek odchodzeniu o tego, co dobre. Odchodzenie od dobra nie jest bowiem niczym innym jak formowaniem się w złu. Z całą przecież pewnością złem jest brak dobra. Stąd też dzieje się tak, że w takiej mierze ktoś popada w zło, w jakiej mierze odszedł od dobra. A zatem każdy umysł zgodnie z własnym działaniem bardziej lub mniej lekceważący dobro był pociągany ku jego przeciwieństwu, które z pewnością jest złem. [...].

2, 9, 6. On „tworząc na początku” to, co chciał stworzyć, czyli istoty rozumne, nie miał żadnej przyczyny tworzenia poza sobą samym, to znaczy poza swoją dobrocią. Ponieważ więc sam był przyczyną sprawczą tego, co miało zostać stworzone, a nie było w Nim ani niestałości, ani zmienności, ani niemożności, a zwłaszcza żadnego powodu dla zmienności i niestałości, wszystkie stworzenia swoje uczynił równymi i podobnymi. Stworzenia owe jednak, jak to już często dowodziliśmy i jeszcze w stosownym miejscu wykażemy, zostały obdarzone wolną wolą, i właśnie wolna wola pociągnęła każdą poszczególną istotę albo do rozwoju poprzez naśladowanie Boga, albo popchnęła ku upadkowi wskutek niedbałości. I to właśnie, jak już uprzednio stwierdziliśmy, stało się przyczyną różnic pomiędzy stworzeniami rozumnymi; przyczyna ta nie wywodzi się z woli albo z wyroku Stwórcy, lecz z wolnej woli stworzeń.

O zasadach

, tłum.S. Kalinkowski, Kraków 1996, s. 198, 201-202.

 

WCIELENIE ZBAWICIELA

2, 6, 2. Jednakże wśród tych wszystkich cudów i wspaniałości otaczających Chrystusa właśnie to jest najbardziej zadziwiające i niepojęte dla ułomnego rozumu ludzkiego, w jaki sposób możemy zrozumieć i jak mamy pojąć, że owa potęga boskiego majestatu, owo Słowo i Mądrość Boga, w „której zostały stworzone wszystkie byty widzialne i niewidzialne”, zawarła się w ograniczonych rozmiarach człowieka [...].

Dlatego z całą bojaźnią i szacunkiem tak powinniśmy pojmować Chrystusa, ażeby w jednej i tej samej osobie podkreślać prawdziwość obydwu natur: żeby w boskiej i niewysłowionej istocie nie dostrzegać czegoś niegodnego i niestosownego, a zdrugiej nie sądzić, że to, co się dokonało, było tylko igraszką złudzeń [...].

2, 6, 3. [...] Z uwagi jednak na wolną wolę poszczególne dusze wykazywały różnorodne usposobienia, tak że jednego ogarnęła silniejsza, a innego słabsza miłość wobec swego Stwórcy; i tylko ta dusza, o której powiedział Jezus: „Nikt nie zabiera mi duszy mojej”, od pierwszego momentu stworzenia i w późniejszych czasach tak nierozerwalnie i trwale związała się z Chrystusem - Mądrością, Słowem Bożym, Prawdą i prawdziwą Światłością, że przyjęła Go całą swoją istotą i wtopiła się w Jego blask i światłość; a stała się z Nim „jednym Duchem”, tak jak to Apostoł obiecał tym, którzy mieli obowiązek naśladować: „Ktokolwiek łączy się z Panem, jest z Nim jednym Duchem”. Substancja tej duszy pośredniczy więc między Bogiem i ciałem, ponieważ bez pośredniczącego ogniwa istota Bóstwa nie mogła się z ciałem związać; dzięki temu narodził się, jak powiedzieliśmy, Bóg-Człowiek. Owa pośrednia substancja miała bowiem taką naturę, że mogła przybrać ciało; z drugiej strony dusza ta, będąc substancją rozumną, z natury swojej mogła również przyjąć do siebie Boga, w którego, jak powiedzieliśmy wyżej, wtopiła się już całkowicie jako w Słowo, Mądrość i Prawdę. Toteż słusznie nazwywamy ją Chrystusem i Mądrością Bożą, ponieważ całkowicie była w Synu Bożym i całkowicie przyjęła do siebie Syna Bożego, a przy tym wespół z przybranym przez siebie ciałem była Synem Bożym i Mocą Boga [...].

Właśnie dlatego w całym Piśmie boska natura bywa określana za pomocą przymiotów ludzkich, a natura ludzka jest ozdabiana określeniami charakterystycznymi dla Bóstwa [...].

2, 6, 4. O tym, że źródłem trwałego związku owej duszy z Bogiem była doskonała miłość oraz szczere i czyste uczucie, że Bóg przyjął ją do siebie, dzięki jej cnotom, a nie przypadkowo albo mając na wzgęldzie określoną osobę, świadczą słowa, które kieruje pod jej adresem prorok: „Umiłowałeś sprawiedliwość i znienawidziłeś nieprawość, dlatego Bóg, Bóg twój, namaścił cię olejkiem wesela bardziej niż współuczestników twoich”. A zatem dzięki zasłudze miłości została namaszczona „olejkiem wesela”, to znaczy dusza połączona ze Słowem Bożym stała się Chrystusem. Albowiem „namaszczenie olejkiem wesela” nie oznacza nic innego, jak napełnienie Duchem Świętym. Zwrot - „bardziej niż współuczestników twoich” - znaczy, że łaska Ducha Świętego nie została jej udzielona tak jak prorokom, lecz że tkwiła w niej substancjalna pełnia samego Słowa Bożego, jak to stwierdził Apostoł: „W Nim mieszka cieleśnie cała pełnia Bóstwa” [...].

2, 6, 5. Nie ulega wątpliwości, że dusza ta miała naturę wspólną ze wszystkimi duszami; gdyby bowiem nie była prawdziwą duszą, nie mogłaby nosić nazwy duszy. Chociaż jednak wszystkie dusze istotnie posiadają zdolność wyboru między dobrem a złem, to przecież dusza Chrystusowa tak stanowczo wybrała „umiłowanie sprawiedliwości”, iż dzięki temu ogromnemu umiłowaniu związała się z nią nierozerwalnie i trwale, wskutek czego mocne postanowienie, niezmierzone uczucie i niezniszczalny żar miłości wykluczyły wszelką myśl o odwrocie i zmianie; to więc, co zależało od jej woli, wskutek długotrwałego działania afektu stało się jej naturą. Tak więc musimy wierzyć, że w Chrystusie była ludzka i rozumna dusza, ale też musimy uznać, że nie powstała w niej żadna myśl o grzechu, a nawet że nie miała ona możliwości popełnienia grzechu.

O zasadach

, tłum. S. Kalinkowski, Kraków 1996, s. 175-179.

 

POWRÓT WSZYSTKICH RZECZY

2, 11, 2. Niektórzy zatem wzbraniając się przed wysiłkiem umysłowym i idąc za powierzchownym sensem litery Prawa, hołdując wyłącznie przyjemności i rozkoszy i biorąc naukę z samej litery uważają, iż spełnienia przyszłych obietnic należy oczekiwać w rozkoszy i przepychu cielesnym. Dlatego też pragną po zmartwychwstaniu otrzymać ponownie takie ciało, któremu nigdy nie zabraknie możliwości jedzenia, picia oraz spełnienia wszystkich czynności będących właściwością ciała i krwi; odrzucają przy tym zdanie apostoła Pawła o zmartwychwstaniu „ciała duchowego”. [...] głoszą, że ziemskie miasto Jerozolima będzie odbudowane na fundamencie z drogich kamieni [...].

Tak sądzą ci, którzy wierzą wprawdzie w Chrystusa, ale pojmując Pisma Boże na sposób żydowski nie wzięli z nich niczego, co było godne obietnic Bożych.

O zasadach

, tłum. S. Kalinkowski, Kraków 1996, s. 214-216.

 

1, 16. Nie tylko Grecy twierdzą, że wyraz „początek” (arche) jest wieloznaczny: jeśli bowiem przeanalizujemy tę nazwę opierając się na różnorodnych przykładach i jeśli przeprowadzimy gruntowne badania zechcemy się dowiedzieć, do czego odnoszą się poszczególne ustępy Pisma, stwierdzimy, że również w nauce Bożej słowo to posiada wiele znaczeń.

Jedno z tych znaczeń dotyczy miejsca - oznacza więc jakby początek drogi i rozciągłości; wynika to z następującego zdania: „Początkiem dobrej drogi jest czynienie sprawiedliwości” [Prz 16, 7]. Ponieważ „dobra droga” jest bardzo długa, to trzeba uznać, że jej początkiem jest życie praktyczne, polegające na „czynieniu sprawiedliwości”, dalszym jej ciągiem jest natomiast życie kontemplacyjne, w którym, jak sądzę, zawiera się też koniec tej drogi - mianowicie w tak zwanej „apokastazie”: wówczas bowiem nie ma już żadnego wroga, jeśli prawdą jest zdanie: „Trzeba bowiem, aby on królował, aż położy wszystkich nieprzyjaciół swoich pod swoje stopy; jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć” [1 Kor 15, 25-26]. Albowiem w owym czasie ci, którzy dzięki będącemu u Boga Słowu dotrą do Boga, będą mieć jedno zdanie - oglądać Boga, a to w tym celu, aby wszyscy, przekształceni przez poznanie Ojca, stali się w pewien sposób doskonałym synem Bożym i znali Boga tak, jak teraz tylko Syn zna Ojca [...] i stali się jednością tak, jak jednością jest teraz Syn i Ojciec.

Komentarz do Ewangelii św. Jana

, tłum. S. Kalinkowski, Warszawa 1981, PSP, t. XXVIII, s. 66-67.

 

3, 6, 1. Jeśli więc chodzi o najwyższe dobro, do którego zmierza cała rozumna natura, a które określa się również jako cel wszechrzeczy, to przeważająca większość filozofów definiuje je następująco: Najwyższym dobrem jest, jeśli to możliwe, stać się podobnym Bogu. Jestem przekonany, że nie jest to ich własny pomysł, lecz że definicję tę zapożyczyli z Pism Bożych [...].

3, 6, 6. Musimy przeto stwierdzić, że obecna nasza substancja cielesna przybierze taką postać wówczas, gdy wszystko zostanie sprowadzone do jedności i gdy Bóg będzie „wszystkim we wszystkich”. Zważmy jednak, że stanie się to nie nagle, lecz powoli i stopniowo, w ciągu wielu nieprzeliczonych wieków, gdy poszczególne istoty z wolna osiągną nawrócenie i poprawę; jedne byty wyprzedzą inne i szybciej biec będą do szczytu doskonałości, inne będą szły tuż za nimi, a jeszcze inne dotrą tam dużo później; a gdy już wiele niezliczonych szeregów stworzeń udoskonali się i z nieprzyjaciół zmieni się w poddanych Boga, wówczas przyjdzie również pora na to, by zniszczony został „ostatni nieprzyjaciel”, który nosi nazwę śmierci, i by już nie był nieprzyjacielem.

O zasadach

, tłum. S. Kalinkowski, Kraków 1996, s. 310, 314-315.

Dyskusja

Pytania:

1. Na czym opiera się Orygenes, budując swój system teologiczny?

2. Jakimi wyrażeniami autor oddaje pochodzenie Syna od Ojca?

3. Czym się różni działanie Ducha Świętego w odniesieniu do działania Ojca i Syna?

4. Czym jest grzech?

5. Jaki jest związek koncepcji zła z teorią całkowitego odnowienia wszystkiego?

 

1. Na czym opiera się Orygenes, budując swój system teologiczny?

P. Sikora - Po pierwsze na Tradycji. Orygenes pisze: „nauka kościelna ma być zachowana w tej postaci, w jakiej została przekazana przez apostołów kolejnym pokoleniom, powinniśmy przecież wierzyć tylko w tę prawdę, która pod żadnym względem nie różni się od tradycji kościelnej i apostolskiej”. Następnie w oparciu o przykłady - rozumiem, że chodzi o doświadczenie własnego życia. Ostatniem źródłem systemu jest myślenie, Orygenes mówi o logicznym badaniu związków między wszystkimi elementami.

Ks. T. Dzidek - Czytamy na początku tekstu: „.... a trzeba wiedzieć o tym, że głosząc wiarę Chrystusową święci apostołowie o pewnych prawdach, uznanych przez nich za niezbędne, powiedzieli w sposób zrozumiały dla wszystkich wiernych, nawet dla tych, którzy wydawali się opieszałymi w badaniu Bożej wiedzy...”; a potem jeszcze: „... co się zaś tyczy innych prawd, to powiedzieli wprawdzie o ich istnieniu, przemilczeli jednak sposób ich istnienia oraz pochodzenie; postąpili tak zapewne w tym celu, aby wśród następnych pokoleń gorliwsi miłośnicy znaleźli sobie przedmiot ćwiczeń...” A zatem już tutaj mamy do czynienia z czymś, co później w teologii będzie się określało jako stopnie pewności teologicznej zdań. Są prawdy, które zostały jasno określone, co do których nie ma wątpliwości, i są takie prawdy, które nie są zbyt jasne. Jest to pierwsza, znana nam w historii teologii, hierarchia teologicznych zdań.

P. Sikora - Wydaje mi się, że ciekawe może okazać się porównanie Orygenesa z Ireneuszem. U Orygenesa zachowana jest powszechność nauki, ale jest pewna stopniowalność tej powszechności. Wszystko jest dostępne, ale do pewnych rzeczy trzeba mozolniej docierać. Można powiedzieć, że Aleksandryjczyk jest bliższy gnostykom, niż Ireneusz. Pojawia się wątek wtajemniczonych. Orygenes odziedziczył go chyba po Klemensie Aleksandryjskim, który wprost mówi o rozróżnieniu na chrześcijańską gnosis i prostą wiarę. Aleksandryjscy intelektualiści nie mogli się pogodzić z tym, że liczy się tylko prosta wiara, jednak szukali gnozy.

Ks. T. Dzidek - Z tym, że gnoza w ujęciu Klemensa to była po prostu teologia, to była rozwinięta refleksja nad wiarą.

M. Kita - Zresztą zauważ, że nawet dzieło Ireneusza, skierowane przeciwko gnostykom, miało tytuł: Zdemaskowanie i odparcie fałszywej gnozy, co może sugerować istnienie jakiejś gnozy prawdziwej.

 

2. Jakimi wyrażeniami autor oddaje pochodzenie Syna od Ojca?

P. Sikora - „Narodził się z Ojca”, „jest odciśniętym odbiciem Jego istoty”, no i „pochodzi”... Tyle znalazłem, jeśli chodzi o określenie samej relacji Syna do Ojca.

Ks. T. Dzidek - A jakiś komentarz do tych określeń?

M. Kita - To narodzenie, o którym mowa, jest „wieczne i wiekuiste, podobne do narodzin blasku ze światłości”. Nie należy tego narodzenia rozumieć zbyt po ludzku.

P. Sikora - To brzmi bardzo apofatycznie, bo pada komentarz, że są to narodziny bez jakiegokolwiek początku, „ani takiego, który da się określić w czasie, ani takiego, który można sobie wyobrazić wyłącznie rozumowo”. Czyli nie ma ani pierwszeństwa chronologicznego, ani logicznego... Właściwie nie wiadomo, jakie jest, nie znam żadnego innego...

Ks. T. Dzidek - Ale zastanówmy się, czy nie ma pierwszeństwa logicznego?

P. Sikora - Jeśli to nie jest początek, który da się wyobrazić wyłącznie rozumowo, to według mnie jest to opisowe sformułowanie braku następstwa logicznego. Logiczne następstwo to jest takie, które sobie mogę rozumowo wyobrazić. A Orygenes mówi: „... ani takiego, który można sobie wyobrazić wyłącznie rozumowo”. Być może trzeba by sięgnąć do tekstu greckiego i zobaczyć, jakich słów używa. Ja myślę, że chodzi o coś, co dzisiaj nazywamy następstwem logicznym.

Ks. T. Dzidek - Spróbujmy dojść do kompromisu. Jeśli mówimy ponadrozumny, to nie znaczy nierozumny. Podobne rozróżnienie winniśmy zachować pomiędzy pojęciami: nielogiczny i ponadlogiczny. Mówienie, o pochodzenie Syna i Ducha Świętego od Ojca, że jest nielogiczne, sugerowałoby, iż Bogu brakuje logicznego działania, a zatem jakiegoś dobra, które przysługuje człowiekowi. Natomiast jeśli powiemy „ponadlogiczny”, to wyrażamy jedynie tyle, że pochodzenie Osób Bożych wymyka się ludzkiej logice.

P. Sikora - Powiedzmy, że Trójca jest ponad logiką, jaką my budujemy. Być może Orygenes to miał na myśli, natomiast jeszcze raz zastrzegam, że tutaj trzeba by zobaczyć, jak Orygenes napisał w oryginale i co te terminy wtedy znaczyły w kontekście ówczesnej nauki o rozumowaniu.

S. E. Hop - Orygenes pisze też o woli wywodzącej się z rozumu. Ten związek nie da się do końca wyjaśnić, pomimo tego, że wiemy, co to jest wola i wiemy co to jest rozum. Nie da się wyrazić tego zróżnicowania, mimo że możemy odróżnić wolę od rozumu.

M. Kita - Możemy je rozróżnić, ale nie da się ich pomyśleć bez siebie.

P. Sikora - Zobaczcie ten obraz: „wola wywodzi się z umysłu (...) podobnie też Ojciec zrodził Syna”. W tym obrazie „rozumem” jest Ojciec, a „wolą” jest Syn, lecz potem jest napisane o Synu: „...chociaż nazywamy Go « drugim» Bogiem (...) nie rozumiemy nic innego, jak tylko Cnotę, która obejmuje wszystkie cnoty, i Rozum, który zawiera wszelki rozum...” A więc Syn jest „rozumem”, wyraźnie jest to sprzeczne z poprzednim obrazem. Następnie mamy: „stanowią jedność w identyczności, zgodzie i tożsamości woli”. To znów pokazuje, że mamy jakiś obraz, ale nie powinniśmy się do niego za bardzo przywiązywać.

 

3. Czym się różni działanie Ducha Świętego w odniesieniu do działania Ojca i Syna?

P. Sikora - Tu jest bardzo ciekawy tekst - mnie on trochę zaszokował, że „działalność Ojca i Syna przejawia się zarówno w świętych jak i w grzesznikach [...] we wszystkim, co istnieje”, natomiast działalność Ducha Świętego - tylko w świętych ludziach. Jakby działanie Ojca i Syna było uniwersalne, Ducha - typowo uświęcające. Wydaje mi się to niezgodne z Biblią - „...Duch Boży unosił się nad wodami...”

M. Kita - Także z późniejszym określeniem z Credo, gdzie Duch jest nazwany zoopoios- twórcą życia. Wyznajemy: „Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela...”

P. Sikora - Trzeba pamiętać, że Orygenes pisze: „zdaje mi się”. To jest metoda Orygenesowa, on tworzy pewne hipotezy.

Ks. T. Dzidek - ... przepraszam, ja myślę, że to jest chyba nie do końca sprawiedliwe wobec Orygenesa. Działanie Ducha Świętego, nawet jeżeli nie jest przyjmowane przez człowieka, to jednak w każdym momencie może go przeniknąć. Wszystko zależy od miłosnej odpowiedzi człowieka. Być może wyprzedzamy teraz rozwój teologii po Orygenesie, ale przypomnijmy sobie, że Duch Święty to tak intensywna relacja pomiędzy Ojcem i Synem, że staje się ona Osobą. Człowiek, który chce włączyć się we wspólnotę z Ojcem i Synem, otwiera się na tę relację miłości i dopiero wtedy mamy do czynienia z zaistnieniem faktycznego działania Ducha Świętego w człowieku.

M. Kita - Mam pewną hipotezę, dlaczego Orygenes akurat tak ujmuje rolę Ducha Świętego. Duch Święty jest potraktowany jako sprawca uświęcenia człowieka i tutaj może być ukryty odnośnik do słów Pana Jezusa z Ewangelii, kiedy mowa o grzechu przeciwko Duchowi Świętemu. Jeżeli ktoś zbluźni przeciwko Ojcu i Synowi, będzie mu odpuszczone, ale bluźnierstwo przeciwko Duchowi- nie. W tej wypowiedzi Pana Jezusa Duch Święty jest ukazany jako Ten, kto od wewnątrz otwiera człowieka na zbawienie. Być może właśnie ta myśl przyświecała Orygenesowi, co nie wyklucza możliwości pewnej korekty jego wypowiedzi.

P. Sikora - Chyba masz rację, choć Orygenes mówi według mnie za mocno: „natomiast działalność Ducha Świętego w najmniejszym stopniu nie odnosi się do bytów nieożywionych, ani do ożywionych, ale niemych...”. Jakby sugeruje, że jest wyłącznie uświęcająca. Wyłącznie osobowa. Nie ma powszechnego, stwórczego działania Ducha.

M. Kita - A przecież napisane jest: „Stwarzasz je napełniając swym Duchem...”.

P. Sikora - Na przykład. Być może da się to jakoś tłumaczyć faktem, że doświadczenie właśnie Ducha Uświęciciela jest tak mocne, że jakby nie zauważa się, że On mógłby gdzie indziej działać i że ten przymiotnik „Święty” jest aż tak tutaj ważny.

Ks. T. Dzidek - W teologii bardziej pastoralnej, chociażby w niezwykle pięknych kazaniach i homiliach biskupa Pietraszki, na temat Ducha Świętego jest pewne porównanie, które kojarzy mi się z tym, co mówimy na temat Orygenesa. Biskup porównał działanie Ducha Świetego w człowieku do maleńkiego szkiełka, które jeżeli swoją gładką płaszczyzną ustawi się do słońca, to jest w stanie wzbudzić olbrzymi pożar. Myślę, że to działanie Ducha Świętego dopiero wtedy staje się możliwe w człowieku, jeżeli człowiek na to działanie naprawdę się otworzy.

P. Sikora - Dopiero przyjęcie Ducha przez człowieka czyni z niego pełnego człowieka i jednocześnie świętego. Przyjęciem Ducha jest kroczenie ku dobru, otwarcie się na Boga. Czyli człowiek może się zamknąć na Ducha i nie zniknąć w ogóle, tylko dlatego, że są jeszcze Ojciec z Synem.

Ks. T. Dzidek - Jest to logiczne, bo skoro Bóg jest wspólnotą miłości, to tylko wtedy, kiedy człowiek działa w zgodzie z miłością, uzdalnia się do tego, żeby wejść w tę wspólnotę, którą łączy Duch Święty.

M. Kita - Orygenes nawet pisze: „dla osiągnięcia zbawienia potrzebuje pomocy Ojca, Syna i Ducha Świętego, i nie dostąpi zbawienia, jeśli nie będzie pełnej Trójcy...”. Podobne słowa czytałem w książce zawierającej świadectwa o misjonarzach zielonoświątkowych w Południowej Afryce, gdzie kaznodzieja egzorcyzmujący opętanego wypowiedział formułę trynitarną, na co padła odpowiedź, że demon dotąd nie słyszał o Duchu Świętym, tylko o Ojcu i Synu, ale skoro Bóg jest Trójcą, to musi odejść... Można do tego różnie podejść, ale uderzyło mnie to podobieństwo doświadczeń zielonoświątkowego misjonarza z dwudziestego wieku i katolickiego katechisty z wieku drugiego.

Ks. T. Dzidek - Dla mnie interesujące jest to podkreślenie odmienności działania Ducha Świętego dlatego, że właśnie wtedy nam jest łatwiej mówić w ogóle o Duchu Świętym jako osobie. Możemy jakoś wyodrębniać to działanie w odróżnieniu od działania Ojca i Syna.

M. Kita - Przy czym to nie powinno prowadzić do jakichś marzeń, znanych z historii, o specjalnej epoce Ducha Świętego, ponieważ tego Ducha otrzymujemy tylko i wyłącznie dlatego, że Syn przyszedł chrzcić Duchem Świętym, że On nam ten dar wysłużył.

P. Sikora - Mam pytanie, jak to się wszystko ma do katolickiej nauki o wspólnym działaniu Osób Trójcy ad extra? Zawsze mi się ona wydawała nie do końca zrozumiała, ze względu na wyraźne doświadczenia biblijne działania Ducha, Ojca, Syna... Najpierw było historiozbawcze doświadczenie, działania Syna, Ducha, prowadzących do Ojca, doświadczenie działania poszczególnych Osób. A potem katolicka nauka, że Trójca ad extra działa cała.

M. Kita - Ja myślę, że to jest jakoś zrozumiałe, bo jeśli w doświadczeniu historiozbawczym działa Duch, to On jest przecież Duchem Syna, Duchem Chrystusa... W Nowym Testamencie używa się zamiennie określeń „Duch Święty”, „Duch Boży”, „Duch Chrystusowy”... Duch nie działa ani bez Syna, ani bez Ojca, od którego Syn Go posyła. Także w konsekracji eucharystycznej, kapłan wypowiada słowa Chrystusa i Chrystus jest w tej Eucharystii obecny, ale wypowiadana jest też epikleza- „Uświęć te dary mocą Ducha Świętego”, a prośba zostaje skierowana do Ojca. Działa Duch, działa Syn, działa Ojciec. Nasz język jest ułomny wobec tajemnic Pana Boga. Myślę, że katolicka nauka o wspólnym działaniu Osób Trójcy Świętej ad extra każe nam pamiętać, że chociaż z jednej strony rozróżniamy te działania Osób, to z drugiej strony Trójca pozostaje jednak niepojęcie nierozdzielna.

P. Sikora - Zgadzam się.

S. E. Hop - Jeśli człowiek chce czynić dobro, musi się otworzyć na całą Trójcę. Orygenes jest przekonany o tym, że cała Trójca angażuje się w uświęcenie człowieka. Jeżeli pojmiemy logicznie odrębne działanie Ojca, który stwarza oraz Syna, który podnosi nas do Ojca, to potrzeba działania Ducha Świętego, który by nam wlał zrozumienie tego misterium zbawienia. Dopiero Jego obecność zaowocuje moim zaangażowaniem się w życiu. Będzie to odpowiedź na działanie każdej Osoby Boskiej.

 

4. Czym jest grzech?

P. Sikora - Jest nie-dążeniem do Boga, z lenistwa, ewentualnie gnuśności, wstrętu do wysiłku.

M. Kita - To bardzo ciekawe, że Orygenes opisuje grzech negatywnie. Potem Augustyn powie, że zło jest brakiem dobra, a tutaj mamy grzech jako brak dążenia ku dobru. A więc grzechu i dobra nie można postawić na jednej płaszczyźnie, bo grzech to pewnego rodzaju degeneracja, ubytek, podczas gdy dobro po prostu jest.

P. Sikora - W trakcie spowiedzi powszechnej we Mszy mówimy, że zgrzeszyliśmy „myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”. Dla Orygenesa zaniedbanie jest na pierwszym miejscu. Grzech jest przede wszystkim zaniedbaniem, które może się wyrażać w myślach, mowie i uczynkach. Zaniedbaniem dążenia do Boga. Wszelki pozytywny wysiłek jest dobry, brak pozytywnego wysiłku jest grzechem.

M. Kita - Jeśli popadnięcie w zło polega na odmowie dążenia ku dobru, ku Bogu, to pokazuje się absurdalność grzechu. Takie ujęcie nie musi oznaczać osłabienia grozy zła, jakiegoś banalizowania. Grzech jest śmiercią, ponieważ Bóg jest życiem, nie ma życia poza Bogiem.

P. Sikora - To jest chyba bardzo przeciwne naszemu potocznemu myśleniu o grzechu. Mówimy na przykład: „kto śpi, nie grzeszy”, a Orygenes powiedziałby przeciwnie: kto śpi, grzeszy, więc przebudź się, „wstań, który śpisz i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus”.

 

5. Jaki jest związek koncepcji zła z teorią całkowitego odnowienia wszystkiego?

S. E. Hop - Orygenes określa zło, grzech jako odmowę dążenia ku dobru. Pochodzi ona z wolnej woli stworzeń. Apokatastaza dotyczy zwrócenia na nowo woli stworzeń ku Chrystusowi i ostatecznego ich zjednoczenia z Nim.

P. Sikora - Wydaje mi się, że można najpierw zapytać, jaki jest związek koncepcji dobra z teorią odnowienia wszystkiego. Orygenes występuje przeciwko ludziom, którzy myślą, że niebo będzie miejscem rozkoszy i przepychu cielesnego. To nieprawda. Niebo jest pełnią jedności, wszyscy staną się jednością, tak jak jednością jest Syn i Ojciec, aby każdy stał się doskonałym synem Bożym i znał Ojca tak, jak tylko Syn może znać. Czyli - całkowite przebóstwienie. Istotna jest więc koncepcja dobra jako jedności z Bogiem, dążenia do jedności z Bogiem... Odnowienie wszystkiego jawi się wtedy jako przyjęcie wszystkiego do Trójcy. Ponieważ w myśl koncepcji Orygenesa zło jest brakiem, to można powiedzieć, że kiedy wszystko zostanie przyjęte do Trójcy, to poza Trójcą nic nie zostanie. Zło jest brakiem, a brak sam z siebie nie może istnieć... Dobro jest silniejsze od zła przez to, że istnieje. Jeśli grzech polega na gnuśności i zaniedbaniu, to zawsze istnieje możliwość wyrwania kogoś z tego „snu”. Jeśli zło nie jest „wektorem przeciwnym”, jeżeli grzesznik nie jest kimś, kto się całkiem odwrócił i poszedł w drugą stronę, tylko kimś kto zasnął, zgnuśniał, to zawsze jest możliwość wyrwania go z tego snu, zachęcenia go, żeby w wolny sposób poszedł za dobrem, bo dobro jest zawsze bardziej atrakcyjne. Nadzieja opiera się na fakcie, że zło tak naprawdę nie jest równorzędnym przeciwnikiem dobra.

M. Kita- Jest taka myśl w Peri Archô n, nieortodoksyjna wprawdzie (Orygenesa stawia sporo hipotez i przedstawia je Kościołowi do dyskusji i oceny), z której dało by się może jednak coś cennego wyłuskać... Orygenes wywodzi, błędnie zresztą, termin określający duszę - psyche, od psychesthein - stygnąć. A skoro bytowanie w tym świecie jest wynikiem jakiegoś oziębienia miłości, to zawsze wydaje się istnieć jakaś możliwość rozgrzania.

P. Sikora - Złe to nie znaczy zepsute do szpiku kości. Zawsze to, co istnieje, jest już w jakimś stopniu dobre, więc istnieje pewna podstawa, która się może „rozgrzać”.

M. Kita - Widzę także inną możliwość interpretacji. Mówimy, że to, co naprawdę istnieje to dobro oraz, że to, co będzie ostatecznie posiadać istnienie, zostanie przyłączone do Trójcy. Być może dałoby się więc powiedzieć, że jeśli ktoś by konsekwentnie chciał się zamknąć w swoim „nie” wobec Boga, to nie przeszkodzi w ten sposób w osiągnięciu pełni temu „co jest”, ponieważ jeśli ktoś sam chce „nie być”, to się go po prostu nie bierze pod uwagę.

P. Sikora - Skoro wszystko co jest, jest dobre, to tego, co jest złe, nie ma... Nie wiem, czy Orygenes mógłby to wygłosić...

M. Kita - To, co powiedziałem, to na pewno nie jest myśl Orygenesa. Ja tylko pytam, czy nie dało by się takiej kwestii sformułować w dyskusji z nim.

P. Sikora - Prawdą jest, że absolutne zło nie istnieje. Absolutne zło jest niebytem, w związku z czym wszystko, co jest, ma w sobie coś dobrego, a przy tym istnieje absolutne Dobro. Czyli to nie są dwie równoważne szale.

M. Kita - Ja tak pytam dlatego, że przypominają mi się rozważania C. S. Lewisa (który z upodobań był trochę platonikiem, co go zbliża do tej tradycji filozoficznej, z której wywodzi się Orygenes) na temat możliwości takiej degeneracji osobowości jednostki konsekwentnie wybierającej zło, że w wyniku trwania w złu ulega ona jakiemuś rozpadowi. Zło w myśl tej koncepcji działa implozywnie, samo siebie pożera, zatem dusza trwająca w złu ostatecznie przestaje tak naprawdę być duszą - to, co ulega potępieniu to być może już nie jest osoba, tylko jakieś resztki osoby. I teraz, czy te sugestie Lewisa nie korespondują w pewien sposób z koncepcją dobra i zła u Orygenesa?

P. Sikora - Myślę, że takie konsekwencje z myśli Orygenesa być może da się wyciągnąć, choć sam Orygenes tak nie mówił.

S. E. Hop - Orygenes tutaj ciekawie mówi, że kiedy zostanie już zniszczony ten ostatni nieprzyjaciel, który nosi nazwę śmierci, to on przestanie być nieprzyjacielem. To jednak nie znaczy, że go nie będzie.

ks. T. Dzidek - Wracając do myśli, że zło nie tyle jest ontologiczne, co jest jedynie pewnym brakiem (chciałoby się to wyrazić kategoriami Arystotelesa, które Orygenesowi są obce), jest to bardziej przypadłość, aniżeli stan.

M. Kita - Czy też jest opisywalne raczej w kategoriach etyki, niż ontologii.

P. Sikora - Bo jeśli zło stanowi nie-dążenie, to: co jest w drodze, jest dobre, co stoi, jest złe. Natomiast nie ma drogi w przeciwną stronę. Nie ma dokąd pójść. W tym jest ta nadzieja.

Ks. T. Dzidek - Przy takiej koncepcji zła cały system teologiczny jest bardzo optymistyczny.

M. Kita - Ewidentnie. Można by jeszcze do naszych prób wyrażenia intuicji Orygenesa dodać, że dobro można sobie wyobrazić samo, natomiast zło można sobie wyobrazić tylko w opozycji do dobra. A gdy chodzi o ogólną charakterystykę wizji historii zbawienia u Orygenesa, to jest ona zasadniczo optymistyczna. Inaczej niż u Augustyna, czy jeszcze później żyjącego Kalwina.

S. E. Hop - Pomimo tego, że Orygenes wieńczy swój system apokatastazą, zjednoczeniem wszystkiego w Dobru, jakim jest Bóg, to jednak jest ogromnie radykalny, jeżeli chodzi o zło, o koncepcję zła. Bo jeżeli mówi, że nawet spoczynek już jest złem, to jest bardzo radykalny.

P. Sikora - Tak, optymistyczna koncepcja wcale nie jest mniej wymagająca.

M. Kita - Orygenes sam nie był człowiekiem, który by sobie pobłażał.

P. Sikora - To wydaje się paradoksalne, ale myślę, że jest bardzo konsekwentne... Jeśli mamy optymistyczną koncepcję rzeczywistości, to możemy bardziej wymagać.

3. Chrześcijaństwo wobec zarzutów: wiara a rozum

Ostatnim wielkim dziełem Orygenesa jest apologia Przeciw Celsusowi. Jest to odpowiedź na krytykę chrześcijaństwa, jaką przedstawił filozof neoplatoński Celsus w niezachowanym dziele pt. Słowo prawdziwe. Chrystus został w nim przedstawiony jako oszust, a szybkie rozprzestrzenianie się chrześcijaństwa zostało wyjaśnione naiwnością jego adeptów. Choć dzieło powstało ok roku 178, to jednak - jak zauważa Malingrey - jeszcze w 248, kiedy Orygenes napisał swą odpowiedź, wydawało się niebezpieczne. Aleksandryjczyk stara się obalać poglądy Celsusa, rozdział po rozdziale, zdanie po zdaniu, tak metodycznie jak komentował Pismo Święte. Także i tu otwiera nową drogę chrześcijańskiej apologetyki: integruje z chrześcijaństwem wartości kultury greckiej, ukazując jednocześnie jej słabe strony. Orygenes jawi jako człowiek dialogu: argumentacja jest niekiedy nieudolna, wywiera jednak wrażenie dzięki swemu spokojnemu na ogół i pełnemu godności tonowi oraz dzięki nadzwyczajnej uczoności autora.

Jednym z zarzutów, jaki stawia Celsus chrześcijanon, jest brak krytycyzmu, który prowadzi do wiary ślepej. W odpowiedzi Orygenes stwierdza, że wszyscy chrześcijanie są zaproszeni do studiowania i interpretowania Pisma Świętego. Dla większości jest to jednak niemożliwe z powodu braku wystarczających zdolności a także z braku czasu. Pozostaje im jednak, jako dowód racjonalności aktu wiary - skuteczność moralna doktryny chrześcijańskiej. Jednocześnie Orygenes zwraca uwagę, że wiara jest czymś nieodłącznym dla człowieka, i że towarzyszy mu we wszystkich ważniejszych aktach jakich dokonuje w życiu.

Tekst

1, 9. Radzi dalej Celsus, żeby „w przyjmowaniu nauk kierować się rozumem i słuchać rozumnego przewodnika, ponieważ nie może uniknąć błędu ten, kto nieostrożnie akceptuje jakiejś poglądy”. I tych, którzy „wierzą bez dowodów”, przyrównuje do „żebrzących kapłanów Kybeli i wieszczków, do mitraistów, czcicieli Sabazjosa oraz ludzi wierzących w jakieś widma - Hekatę czy innego demona albo demony. Bo - powiada - przewrotni ludzie wykorzystując ich łatwowierność i głupotę robią z nimi, co chcą, a to samo dzieje się również wśród chrześcijan”. Dorzuca też, że „niektórzy nie chcą przedstawić ani przyjąć racji swej wiary, lecz posługują się takim argumentem: « Nie dociekaj, lecz uwierz; wiara twoja cię zbawi» ”. Twierdzi w dodatku, że chrześcijanie głoszą opinię, iż „mądrość jest złem w świecie, a dobrem głupota”.

Odpowiedź nasza jest taka: gdyby wszyscy ludzie mogli porzucić troskę o wszelkie sprawy życiowe i poświęcić się rozmyślaniom filozoficznym, to każdy powinien by pójść tą właśnie drogą. Bo i w chrześcijaństwie można znaleźć wcale nie mniej (żeby nie wyrazić się zbyt zuchwale) badania spraw wiary, wyjaśniania niejasności tkwiących w pismach proroków i przypowieści zawartych w Ewangeliach oraz wielu symbolicznych zdarzeń i przepisów prawnych.

Skoro jednak jest to niemożliwe - bo ze względu na konieczność zaspokajania potrzeb życiowych albo też z powodu ludzkiej słabości tylko niewielka garstka ludzi zajmuje się gorliwie nauką - jakiż inny, lepszy sposób wsparcia ludzi można by wymyślić ponad ten, którego Jezus udzielił narodom? A zastanówmy się, co było korzystniejsze dla ludzi wierzących, wyrwanych z bagna grzechu, w którym się przedtem tarzali: wierzyć „bez dowodów”, ale naprawić swoje obyczaje i znaleźć oparcie w zaufaniu nauce o karze za grzechy i nagrodzie za dobre uczynki, czy też odłożyć swoje nawrócenie na słuszną wiarę do czasu, gdy dokładnie wnikną w sens nauki? Jest przecież rzeczą jasną, że nikt z nich, może poza nielicznymi wyjątkami, nie osiągnie wówczas nawet tych korzyści, które płyną z prostej wiary, lecz bezustannie wieść będzie grzeszne życie.

Jeżeli więc trzeba przedstawić jeszcze jakiś dowód na to, że miłość Słowa wobec ludzi pojawiła się w ludzkim życiu wyłącznie dzięki woli Boga, posłużmy się następującym rozumowaniem: Każdy pobożny człowiek uzna niewątpliwie, że dzięki łasce Bożej przybył do państw i narodów lekarz, który przywrócił zdrowie ludziom cierpiącym fizycznie; bo przecież nic, co jest korzystne dla człowieka, nie dzieje się bez udziału Boga. Jeżeli zatem z woli Boga działał ten, kto leczył ciało i przywracał zdrowie, to tym bardziej wolę Boga spełniał Ten, kto leczył dusze, nawracał i udoskonalał, poddawał je najwyższemu Bogu, nauczał postępowania, które jest miłe Bogu oraz unikania wszystkiego, najmniejszego uczynku, słowa i myśli nawet, które się mogą nie podobać Bogu.

1, 10. Zresztą, skoro przeciwnicy tyle mówią o sprawach wiary, trzeba stwierdzić, że my uznajemy ją za pożyteczną dla szerokiego ogółu i przyznajemy się do tego, iż uczymy również wierzyć bez dowodów: tych mianowicie tak uczymy, którzy nie mogą porzucić wszystkiego i poświęcić się całkowicie studiom nad naszą nauką; oni natomiast, filozofowie, w rzeczywistości postępują tak samo, chociaż nie przyznają się do tego. Czyż bowiem adept filozofii, który wybrał jakąś szkołę filozoficzną przypadkowo albo dlatego tylko, że natknął się na określonego nauczyciela, nie czyni tego z wiarą, że ta właśnie szkoła jest lepsza od innych? Przecież postanawiając zostać stoikiem, platonikiem, perypatetykiem, epikurejczykiem albo wyznawcą jakiejkolwiek doktryny filozoficznej nie czeka na przedstawienie mu poglądów różnych szkół, obalenie jednych i udowodnienie innych, lecz, choćby nie chciał się do tego przyznać, porwany instynktownym zapałem lgnie na przykład do nauki stoików, a inne odrzuca, albo uznaje platonizm, pogardzając innymi doktrynami jako zbyt pospolitymi, albo akceptuje naukę perypatetyków, bo mocniej niż inne systemy związana jest z człowiekiem i przychylniej traktuje ludzkie dobra. Niektórzy zaś widząc, co spotyka na ziemi ludzi występnych i sprawiedliwych w naukę o Opatrzności, lekkomyślnie poparli pogląd, że Opatrzność nie istnieje, i wybrali naukę Epikura i Celsusa.

1, 11. Jeżeli zatem, jak to wynika z powyższych wywodów, trzeba wierzyć któremuś z twórców greckich czy barbarzyńskich szkół filozoficznych, to czyż nie należy tym bardziej wierzyć najwyższemu Bogu i temu, kto głosi, iż tylko Bogu winniśmy oddawać cześć, a lekceważyć wszystko inne, jako rzeczy nie istniejące, albo może nawet istniejące i godne szacunku, ale nie zasługujące na uwielbienie i cześć?

Ten, kto nie tylko wierzy, ale również wnikliwie bada zagadnienia, może dostarczyć w tej materii dowodów, które mu przyszły na myśl i które odkrył w dociekliwym rozumowaniu. Skoro bowiem wszystkie ludzkie sprawy zależą od wiary, czyż nie rozsądniejszą jest rzeczą Bogu raczej wierzyć niźli ludziom? Czyż każdy, kto udaje się w podróż morską, kto żeni się, płodzi dzieci albo uprawia rolę, nie robi tego w nadziei, że jego przedsięwzięcia przyniosą dobry efekt, chociaż może się zdarzyć przeciwnie, i w istocie niekiedy się zdarza? A przecież wiara w szczęśliwy i upragniony wynik zamierzeń sprawia, że ludzie porywają się na niepewne i ryzykowne przedsięwzięcia. Jeżeli zatem nadzieja i wiara w pomyślną przyszłość podtrzymują ludzi we wszelkim niepewnym działaniu, to tym słuszniej winien mieć nadzieję człowiek, który w żegludze, uprawie roli, małżeństwie i wszelkich ludzkich sprawach bezgranicznie ufa Bogu, Stwórcy wszystkich rzeczy, oraz Temu, który z nadzwyczajną szlachetnością serca i boską wielkodusznością odważył się przedstawić swoją naukę mieszkańcom całej ziemi, narażając się przy tym na niebezpieczeństwa i haniebną śmierć, którą poniósł dla dobra ludzi; On nauczył swych prawdziwych uczniów odwagi, aby wśród zagrażających prześladowań i w obliczu grożącej bezustannie śmierci wędrowali po całym świecie dla zbawienia ludzi.

1, 12. Powiada Celsus tak: „Byłoby dobrze, gdyby zechcieli odpowiedzieć na moje pytania - nie dlatego, żebym chciał się od nich czegoś dowiedzieć, bo wiem wszystko - ale dlatego, że wszystkich traktuję bezstronnie. Jeżeli jednak nie chcą dyskutować, ale zgodnie ze swym zwyczajem powiedzą: „Nie dociekaj” i tak dalej, to będą musieli przynajmniej wyjaśnić istotę swojej nauki i powiedzieć, skąd się ona wzięła”, itd.

Powiem mu, że to jego wiem wszystko jest szczytem pychy i zuchwalstwa: gdyby czytał pisma proroków, pełne zagadek i zwrotów niejasnych dla szerokiego ogółu, gdyby zapoznał się z ewangelicznymi przypowieściami, prawem i historią żydowską oraz z nauką apostołów i zechciał roztropnie dotrzeć do sedna sprawy, nie ośmieliłby się powiedzieć, że „wie wszystko”. Przecież nawet my, którzy poświęcamy wiele czasu na badanie tych zagadnień, nie powiemy, że wiemy wszystko, bo kochamy prawdę. Nikt z nas nie powie, że zna całokształt poglądów Epikura, i nie ośmieli się chełpić, że pojmuje cały system filozofii Platona, skoro nawet jego komentatorzy nie zgadzają się między sobą. Czyż znajdzie się ktoś tak zarozumiały, żeby powiedzieć: „Wiem wszystko, co się tyczy nauki stoickiej albo perypatetyckiej”?

A może Celsus usłyszał „wiem wszystko” od jakichś głupców nie zdających sobie sprawy ze swej głupoty, i otrzymawszy od nich wykształcenie uznał, że i sam wie wszystko? Celsus przypomina kogoś, kto przebywał w Egipcie: uczeni egipscy na podstawie pism ojczystych rozprawiają obszernie o istotach, które uznają za boskie, prostacy zaś słuchają bajek, których nie rozumieją, i są z nich dumni; ów przybysz więc uznał, że poznał całą naukę egipską, ponieważ uczył się u prostaków, a z kapłanami nawet nie rozmawiał ani nie słyszał od nich nic na temat egipskich nauk tajemnych. To, co powiedziałem o uczonych i o prostych ludziach egipskich, można odnieść również do Persów [...]. To samo należy powiedzieć również o mieszkańcach Syrii i Indii oraz o wszystkich narodach, u których istnieją mity i święte księgi.

1, 13. Celsus przytoczył następujące zdanie głoszone rzekomo pzrzez chrześcijan: „Mądrość jest złem w życiu, a dobrem głupota”; trzeba stwierdzić, że szkaluje naszą nauką, bo nie zacytował dokładnie tekstu, który tak brzmi u Pawła: „Jeśli kto sposóród was mniema, że jest mądry, niech się stani głupim na tym świecie, aby posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga” [1 Kor 3, 18-19]. Apostoł nie mówi przecież po prostu: „Mądrość jest głupstwem u Boga”, lecz podkreśla: „mądrość tego świata”. Nie mówi też: „Jeśli kto spośród was mniema, że jest mądry, niech się stanie głupim”, lecz: „niech się stanie głupim na tym świecie, aby posiadł mądrość”.

Za „mądrość tego świata” my uważamy wszelką fałszywą filozofię, która według nauki Pisma jest bezużyteczna. Nie twierdzimy wcale, że głupota jest zawsze dobrem, lecz że jest nim tylko wówczas, gdy człowiek staje się głupim „na tym swiecie”! Można przecież powiedzieć, że platonik, który wierzy w nieśmiertelność duszy oraz daje wiarę poglądom głoszącym wędrówkę dusz, uchodzi za głupca zarówno w oczach stoików, którzy kpią z założeń filozofii platońskiej, jak i w oczach perypatetyków, którzy zarzucają zabobonność każdemu, kto uznaje Opatrzność i stawia Boga ponad wszystkimi bytami.

Trzeba dodać, że wedle oceny Pisma większą wartość ma przyjęcie nauki na podstawie rozumu i mądrości niż w oparciu o prostą wiarę, ale w określonych okolicznościach również prostą wiarą pochwala Słowo Boże, w tym mianowicie celu, aby nie pozbawiać ludzi wsparcia. Wyraźnie mówi o tym Paweł, prawdziwy uczeń Jezusa, w następujących słowach: „Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących” [1 Kor 1, 21]. Wynika stąd zupełnie jasno, że ludzie powinni byli poznać Boga w mądrości Bożej. Ponieważ jednak tak się nie stało, postanowił Bóg zbawić wierzących nie przez zwyczajne głupstwo, lecz przez głupstwo odnoszące się do nauczania. Dlatego więc głoszenie ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa jest głupstwem nauczania, jak mówi Paweł, który dobrze sprawę zrozumiał: „My zaś głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla Greków; dla tych zaś, którzy są powołani tak spośród Żydów, jak spośród Greków - Chrystusem - mocą Bożą i mądrością Bożą” [1 Kor 1, 23-24].

Przeciw Celsusowi

, tłum.S. Kalinkowski, Warszawa 1986, s. 41-45.

Dyskusja

Pytania:

1. Jaki zarzut stawia Celsus chrześcijanom?

2. Czy ludzie nie mający możliwości badania racjonalnych podstaw wiary, są skazani na wiarę ślepą?

3. Jaką rolę odgrywa wiara w życiu każdego człowieka?

 

1. Jaki zarzut stawia Celsus chrześcijanom?

M. Kita - Zarzut naiwności.

P. Sikora - A nawet antyintelektualizmu - że nie chcą przedstawić ani przyjąć racji swej wiary, lecz posługują się argumentem: „nie dociekaj, uwierz, sama wiara cię zbawi - nie chciej myśleć za dużo”.

 

2. Czy ludzie nie mający możliwości zbadania racjonalnych podstaw wiary są skazani na wiarę ślepą?

M. Kita - To, co ja wcześniej powiedziałem o naiwności, a Piotr o antyintelektualizmie, można by połączyć w ten sposób, że według Celsusa naiwność cechowałaby prostaczków przyjmujących wiarę, zaś antyintelektualizm cechowałby raczej głosicieli tej wiary...

Ks. T. Dzidek - Orygenes pokazuje jednak, że zaufanie wobec konkretnego autorytetu posiada jakieś racjonalne uzasadnienie. Decyzja, że zaufam temu komuś, a nie innemu, ma zwykle jakieś podstawy, jest decyzją rozumną.

P. Sikora - Orygenes mówi, że takie zaufanie jest konieczne. Że naiwni są filozofowie, którzy myślą, że wszystko zbadają rozumem. Ta myśl współgra z twierdzeniami dzisiejszej filozofii, która mówi o filozofach oświeceniowych i o Kartezjuszu, że oni byli naiwni.

M. Kita - A oni byli absolutnie pewni, że właśnie wszelkiej naiwności się wyzbyli.

Ks. T. Dzidek - Tu nie chodzi tylko o filozofów, tu chodzi w ogóle o całą filozofię nauki, która bardzo spokorniała.

P. Sikora - Tak, mówi: musimy zacząć od przejęcia jakiś poglądów, rozumność polega później na badaniu tego, co przejęliśmy i komu warto ufać.

M. Kita - Orygenes bardzo ostro komentuje jedno ze stwierdzeń Celsusa, któremu się wyrywa sformułowanie „wiem wszystko”. Orygenes cytuje: „Byłoby dobrze, gdyby zechcieli odpowiedzieć na moje pytanie, nie dlatego żebym chciał się od nich czegoś dowiedzieć, bo wiem wszystko, ale dlatego że wszystkich traktuję bezstronnie”. I odpowiada: „Powiem mu, że to jego wiem wszystko jest szczytem pychy i zuchwalstwa”. Orygenes pokazuje, że przecież ktoś, kto przyjmuje poglądy jakiejś szkoły filozoficznej, czyni to często przez przypadek, wskutek tego, że spotkał akurat takiego a nie innego nauczyciela... I co o takim człowieku powiedzieć? On potem rozwija w sposób rozumny doktrynę danej szkoły. Tylko że na początku był akt wiary.

Ks. T. Dzidek - A zatem jest argument, że komuś trzeba wierzyć. Można uwierzyć jakiemuś filozofowi, który reprezentuje taką czy inną szkołę, można uwierzyć chrześcijaninowi (teologowi)... Teraz pytanie o kryterium, które pozwoliłoby temu, kto wierzy, ocenić swój akt wiary. Co jest właściwie kryterium prawdziwości u Orygenesa?

P. Sikora - Może jeszcze wrócę do sprawy wiary ślepej - co rozumiemy przez słowo „ślepa”? Jeśli wszystko, co przyjmujemy bez zbadania, jest ślepotą, to wiara jest ślepa. Ale wtedy wszyscy są ślepi. Jeśli natomiast uznamy, że ślepy jest ten, kto się w ogóle niczym nie zajmuje, jest głupcem, to wiara nie jest ślepa. Orygenes jest tu bardzo bliski Popperowi. Musimy zaczynać od jakiegoś poglądu odziedziczonego. Natomiast warto patrzeć krytycznie na to, co dziedziczymy. I Orygenes - patrząc krytycznie - dochodzi do wniosku, że lepiej jest zaufać Bogu niż człowiekowi, chrześcijanie są więc bardziej rozumni... Po drugie: ci, którzy mają więcej czasu na myślenie, rzeczywiście są mniej ślepi w swej wierze, ale również ci, którzy mają mało czasu, wystarczy jak przyjmują zbadane już przez kogoś argumenty i sami, na podstawie takiej nieskomplikowanej refleksji, są w stanie rozpoznać, że Bogu jest lepiej ufać niż człowiekowi.

Ks. T. Dzidek - Piotr wspominając Poppera, przypomniał mi jego krytykę Koła Wiedeńskiego określającego kryterium weryfikacji zdań. Ten problem jest bardzo bliski Orygenesowi. Filozofowie Koła Wiedeńskiego mówili, że możemy sprawdzić czy zdanie jest prawdziwe, czy nie, weryfikując je na drodze doświadczenia. A co jest prawdą według Orygenesa? Czy to nie jest tak, że właściwie tym kryterium jest życie?

P. Sikora - Tak. Żeby żyć trzeba komuś uwierzyć, wierzymy w niepewne rzeczy, podejmujemy jakieś ryzyko. Lecz Bóg nas bardzo kocha i stał się człowiekiem, umarł dla nas, czyli jakby „tym słuszniej winien mieć nadzieję człowiek, który [...] bezgranicznie ufa Bogu, Stwórcy wszystkich rzeczy, oraz Temu, który z nadzwyczajną szlachetnością serca i boską wielkodusznością odważył się przedstawić swoją naukę [...] narażając się [...] na niebezpieczeństwa i haniebną śmierć, którą poniósł dla dobra ludzi”. Wydaje mi się, że tutaj kryterium jest przykład Tego, od kogo się uczymy. Ponieważ jest to kwestia wiary, a są to sprawy, które dotyczą postawienia na szalę całego naszego życia, wybierając komu ufać, muszę popatrzeć na sposób życia tego człowieka, dokąd go zaprowadził.

M. Kita - Orygenes, który był Koptem wychowanym w kulturze hellenistycznej, zbliża się w swojej intuicji prawdy do ujęcia hebrajskiego, biblijnego, gdzie prawda to nie tylko zgodność słowa z rzeczywistością i jakieś światło dla intelektu, ale przede wszystkim coś, na czym można się oprzeć (metafora skały). Prawda jako niezawodność.

P. Sikora - I jeszcze jedna analogia do współczesnej filozofii - tym razem do Wittgensteina, który właśnie w uwagach O pewności bardzo wyraźnie pokazuje, że obraz świata, jaki mamy i sposób życia, jaki prowadzimy, są dwoma stronami tego samego medalu. Ucząc się pewnych działań przyjmujemy pewien obraz świata, który uzasadnia te działania. Często nawet nieświadomie... Można z tego, jak żyjemy, wydobyć to, jaki mamy obraz świata... Obraz świata kieruje naszym sposobem życia. Prawda, o której mówił Orygenes w tym fragmencie o życiu, jest właśnie obrazem świata, który kieruje naszym sposobem życia.

 

3. Jaką rolę odgrywa wiara w życiu człowieka?

P. Sikora - To, w co wierzymy, modeluje w jakiś sposób nasze życie, a z drugiej strony ten związek jest tak mocny, że kryterium mówiącym w co wierzyć, jest również nasze życie. Nabywamy przekonań ufając komuś, w trakcie życia przekonujemy się, czy on miał rację. Nie jest tak, że można najpierw zobaczyć, najpierw się wszystkiego dowiedzieć, upewnić. Filozof, który by całe życie spędzał nad badaniem racjonalnych podstaw wiary, nic by nie przeżył. Nie tędy droga. Trochę się uczymy, ale żyjąc sprawdzamy, czy obrana droga jest dobra, czy zła.

M. Kita - Także i dzisiaj, podobnie jak za czasów Orygenesa, człowiek wyedukowany przyjmuje wiele rzeczy na wiarę. Przecież chodząc do szkoły nie sprawdziłem osobiście wszystkich praw fizyki, wszystkich danych z biologii, geografii czy astronomii. Po prostu uwierzyłem, że ktoś to sprawdził.

S. E. Hop - Mam wrażenie, że Orygenes traktuje wiarę jako motor życiowy. Celsus zarzuca chrześcijanom naiwność, natomiast Orygenes odwraca ten zarzut; mówi, że wiara jest tym, co pozwala nam żyć, pozwala nam mieć nadzieję, pozwala nam badać, chociaż de facto prowadzi do mądrości nie z tego świata.

M. Kita - Wiara jako droga do mądrości - a mądrość dla starożytnych to nie tylko wiedza, ale i umiejętność postępowania w życiu. Orygenes cytuje taki fragment ze św. Pawła, który może się podobać zarówno ludziom zarzucającym chrześcijaństwu antyintelektualizm, jak i chrześcijanom będącym skrajnymi antyracjonalistami. Lew Szestow widział właśnie w św. Pawle rzecznika „Jerozolimy” przeciw „Atenom”, czyli wiary przeciw filozofii. A Orygenes cytuje Pawła: „skoro świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących”. Orygenes wyciąga z tego wniosek, że ludzie powinni byli poznać Boga w mądrości - „ponieważ jednak tak się nie stało postanowił Bóg zbawić wierzących nie przez zwyczajne głupstwo, lecz przez głupstwo odnoszące się do nauczania...” Orygenes pokazuje, że ten chrześcijański wybór głupstwa jest wyborem głupstwa względnego, czegoś co stanowi głupstwo w stosunku do czegoś innego. W tym wypadku chodzi o prawdziwą mądrość, która wśród ludzi trwających w błędzie uchodzi za głupstwo. Pada argument, że przecież dla stoika głupcem może być platonik, bo przyjmuje inną doktrynę.

S. E. Hop - Orygenes kwestionuje w ten sposób pewność towarzyszącą każdemu człowiekowi. To znaczy, że muszę dążyć nie do tego, co wydaje mi się słuszne, co sama wybieram jako prawdę, lecz powinnam odnaleźć jak najmocniejszy autorytet, który potwierdzi mój wybór. Dla chrześcijan jest to wyjście poza siebie ku Bogu.

M. Kita - Tym głupstwem, do wyboru którego zachęca św. Paweł, jest ostatecznie sam Chrystus w swoim przyjściu do nas. Chrystus, który zarówno ludziom wiary - Żydom, jak i ludziom rozumu - Grekom, wydaje się niegodny przyjęcia: dla wierzących zgorszenie, dla rozumnych głupstwo. A św. Paweł mówi, że dla tych, którzy spośród jednych i drugich przyjmują wezwanie, On się staje i mocą, i mądrością Bożą.

Ks. T. Dzidek - Wracamy tutaj do sformułowania Piotra, które przed chwilą padło, mianowicie komu trzeba wierzyć, czy mądrości jakiegoś człowieka, który bardzo poprawnie i pociągająco potrafi wyłożyć swoją teorię, ale jest tylko człowiekiem, czy też zawierzam Bogu, który obdarzył człowieka swoją mądrością.

P. Sikora - Orygenes mówi, że my kochamy prawdę, dlatego uznajemy, że niewiele wiemy. Fałszywy mędrzec, przechwala się zanadto, jak Celsus, że wie wszystko, a my uznajemy się w pewnym sensie za głupich, bo kochamy prawdę.

M. Kita - Orygenes wskazuje, że św. Paweł nie mówi, żeby ktoś, kto chce być mądrym na tym świecie, stał się głupim i kropka. Mówi inaczej: „niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Warunkiem uzyskania mądrości jest uznanie, że jej potrzebuję, że mi jej brak. Jeżeli mówię, że mam, to już nie pragnę. A jeżeli przyznam, że jej potrzebuję, to mogę uzyskać.

 

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama