Św. Józef potrafił schować męską dumę i przyjąć to, co usłyszał we śnie od Anioła. Czy współczesnym mężczyznom nie brakuje takiej pokory, czy nie są chorzy na przerost swego ego?
Co by było, gdyby do Józefa nie przyszedł we śnie Anioł Pański lub gdyby Józef go nie posłuchał? Nawet jeśli spojrzymy tylko po ludzku, zobaczymy, że wszyscy by stracili.
O momencie decyzji, przed jaką stanął św. Józef, czytamy w Ewangelii wg św. Mateusza: „Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić jej na zniesławienie, zamierzał oddalić ją potajemnie” (Mt 1, 19). Józef miał szczytne pobudki, chciał tak, jak potrafił, ochronić Maryję. Poukładał więc sobie wszystko w głowie i podjął decyzję. Może bał się o Maryję, mając przed sobą wizję konsekwencji, z którymi musiałaby się zmierzyć, gdyby prawda wyszła na jaw. Może też bał się o siebie — czy poradzi sobie w tej sytuacji, czy odnajdzie się w roli, która go przerasta.
W czasach Józefa bycie ojcem — nawet bardzo licznej gromadki dzieci — nie było czymś nadzwyczajnym. Józef jednak staje wobec niecodziennego zadania - ma być ziemskim ojcem dla Syna Bożego. Dzisiaj sama rola ojca (nie tylko kolejnego, ale nawet pierwszego dziecka) staje się wyzwaniem i wymaga równie wielkiej odwagi jak ta, którą musiał wykazać się Józef. W jednym z moich ulubionych „józefowych” utworów padają genialne słowa, które powinien usłyszeć każdy ojciec, który układa podobne plany (bez względu na motywacje): „Nie bój się Józefie, weź Maryję i Dziecię do siebie, nie bój się, zaufaj”. Natomiast w „Rozmowie ze św. Józefem” pojawia się również ważne pytanie: „Powiedz, co czułeś Józefie święty w godzinę Twego zwiastowania, kiedy Bóg odebrał ci wszystko i wszystko dał ci w zamian?” Józef mógł zatrzymać się na swoim lęku, konsekwentnie realizując swoje zamierzenia i podtrzymując w sobie przekonanie, że tak będzie najlepiej. Mógł. Bóg do niczego go nie zmuszał. A jednak przyszły opiekun Zbawiciela ugiął się przed Bożą propozycją, potrafił schować do kieszeni męską dumę i przeświadczenie o własnej racji. Chociaż nie czuł się komfortowo, pewnie i może pojawiały się myśli, że Bóg tak wiele mu zabiera — cały plan na stworzenie z Maryją dużej i szczęśliwej rodziny, gdzie miało się wypełniać słowo z Psalmu „Małżonka twoja jak płodny szczep winny we wnętrzu twojego domu. Synowie twoi jak sadzonki oliwki dokoła twojego stołu” (Ps 128, 3).
O tym marzył każdy Żyd, a temu jednemu pobożnemu i sprawiedliwemu zostało to odmówione. Kiedy więc dziś ojcowie czują pokusę, by uciec przed podjęciem zadania i przed życiem, które w jakiś sposób się skomplikuje, bo przyjdzie na świat dziecko, mają na wyciągnięcie ręki człowieka przeczołganego przez — jakby na to nie spojrzeć — nieplanowaną ciążę. Przecież Józef i Maryja w najśmielszych snach nie przewidywali, że tak potoczy się ich życie.
O tej decyzji, by wziąć odpowiedzialność za rodzinę, słyszymy także w kilku zupełnie świeckich utworach. Raper Bęsiu zbytnio się nie certoli. W świetnym kawałku „Nie opuszczaj ich” słyszymy: „Ciało z twojego ciała, krew z twojej krwi. Bezczelnie zostawiasz, by spokojnie żyć. Tchórza zagranie, spójrz na jej łzy. (...) Masz serce bezwładne bez miłości krzty. Egoizm je zżarł. Czy poruszysz nim? Wróć się i stań się w rodzinie kimś. Boisz się, walcz, nie zostawiaj ich!”. O tym strachu słyszymy także w refrenie: „Możesz zniszczyć wszystko w marny pył. Nie opuszczaj ich, potrzebują, byś był. Ojcowie dziś krzywdzą, robiąc krok w tył. Bojąc się być blisko dziecięcych chwil”. Jak to jednak zrobić? Jak nie ulec pokusie ucieczki? Skąd św. Józef wziął siłę do tego, by nie oddalić Maryi, ale stworzyć dom dla niej i Jezusa?
Pisze o tym o. Augustyn Pelanowski w książce „Dom Józefa”: „Tylko dzięki interwencji Ducha Świętego, który posłużył się Aniołem, Józef miał odwagę przyjąć do siebie Maryję i jej dziecko. (...) Jedność tej rodziny była dziełem Ducha Świętego. A jedność innych rodzin? Czy jedność jakiejkolwiek ludzkiej rodziny, obciążonej grzechami, lękami, zranieniami czy złudzeniami, ma jakiekolwiek szanse bez interwencji Ducha Świętego? Jeśli Niepokalana Dziewica i sprawiedliwy mężczyzna, znający dobrze Prawo Boga i przestrzegający go, musieli otrzymać wsparcie Ducha Świętego, by podjąć życie w jedności, to jakie szanse na jedność bez pomocy tegoż Ducha, bez wsparcia Eucharystii, sakramentu pojednania, bez modlitwy i bez znajomości Bożego Słowa ma każda ludzka rodzina? Bóg nie chciał, by nawet Święta, Niepokalana Dziewica wychowywała swoje Dziecko bez ojca i męża. Bóg nie chce rozbitych, niepojednanych rodzin. Bóg chce jedności i jeśli ktoś pyta o Jego wolę, to ona właśnie tak się jawi: jedność małżeństwa!” Świadectwem tego pragnienia Boga może być historia rapera Łukasza „Wiecznego” Wieczorka, który po spotkaniu Chrystusa wrócił do swojej żony po 8 latach od rozwodu, chociaż nic tego nie zapowiadało. Duch Święty dotknął jednak ich obojga, pozwolił przebaczyć i odbudować jedność. Wieczny rapuje o tym w utworze „Jedno teraz”: „Łukasz, a może byśmy spróbowali znowu; Powiedziałaś mi po ośmiu latach od rozwodu; Znajomi byli w szoku. Pytali: „Jakim cudem?!”; Przecież dla siebie byliśmy jak obcy ludzie; Wbrew światowej modzie, wbrew opiniom psychologów; Chcieliśmy spróbować ufając tylko Bogu”. W refrenie powtarzają się słowa o tej tak bardzo potrzebnej jedności: „Jedno teraz dwojga nie ma, nie ma; Co Bóg skleja niech człowiek nie rozdziela”.
Czy Józef zyskałby cokolwiek, gdyby nie zdecydował się na przyjęcie Bożego planu? Możliwe że miałby spokojniejsze życie. Bez przeżywania porodu w nędznej szopie, ucieczki do Egiptu, powrotu i budowania wszystkiego od nowa w Nazarecie, pełnego lęku szukania Jezusa w Jerozolimie. Ale nie doświadczył by też cudu Bożego Narodzenia, spojrzenia kochających oczu najpiękniejszej kobiety, jaka chodziła po świecie, możliwości uczenia Prawa Bożego Tego, który to prawo dał. Symeon uważał się za najszczęśliwszego człowieka, bo przez chwilę trzymał w ramionach Mesjasza Pańskiego. Józef tej radości doświadczał na co dzień, patrząc jak Syn Boży rozwija się jako człowiek. To wszystko by go ominęło, gdyby nie postanowił stracić swojego życia. Równie wiele omija „zwykłych” ojców, gdy się wycofują. Mówi o tym utwór Luxtorpedy „Nieobecny, nieznajomy”: „Nieświadomie czytam książki, które ty czytałeś. To tylko to i więcej nic (...). Bez żadnej asekuracji swój pierwszy krok stawiałem, byłeś tu nieobecny duchem i ciałem (...). Czy widziałeś może moje mleczne zęby, nienawidziłem zdania przyszły alimenty”. Może towarzyszenie pierwszym krokom dziecka czy zarażanie go swoimi pasjami wydaje się na początek niewielką nagrodą, ale po latach nie padnie pytanie, które słyszymy w utworze Bęsia, „Nie pamiętam niestety, kim pan jest?”.
Przyglądając się Bożonarodzeniowym szopkom, warto spojrzeć także na św. Józefa, który naprawdę stanął przed niezwykle trudnym zadaniem, a jednak nie uciekł — przypomina o tym Jego postać. Te szopki mogą różnie wyglądać i może tam zabraknąć pasterzy, owiec i innego bydła, ale jakoś nikt chyba nie wyobraża sobie, by wyeliminować Józefa. Myślę także, że św. Józef jest tak skutecznym patronem dobrej śmierci, bo sam umarł jako niesamowicie spełniony facet.
opr. mg/mg