Z cyklu "Praca nad wiarą"
Muszę przysłuchiwać się w sądzie wielu sprawom spadkowym i mam coraz gorsze wyobrażenie o ludziach. Nieraz człowiek chory i niedołężny był pozostawiony sam sobie nawet przez rodzone dzieci, a kiedy umarł, krewni sobie o nim przypomnieli i każdy chciałby wydrzeć jak najwięcej dla siebie. Czy sama sprawiedliwość tego nie wymaga, żeby uszanować wolę zmarłego, jeśli chciał oddać coś cennego osobie obcej, która się nim opiekowała i wiele czasu i serca dla niego poświęciła? Dla korzyści materialnych mówi się o zmarłych wszystko co najgorsze, tak jakbyśmy prawdę o świętych obcowaniu mieli za nic i jakbyśmy się już nigdy nie mieli spotkać z naszymi zmarłymi. Wywleka się na jaw różne niechwalebne wydarzenia z ich życia, tak jakby zmarli nie mieli prawa do ochrony czci. Obrzuca się ich oszczerstwami, przypisuje się im chorobę psychiczną, starcze zdziecinnienie, niezrównoważenie, itp. Nie ma żadnego szacunku dla zmarłego, byleby uzyskać od sądu korzystniejszy dla siebie wyrok. Za mało mówi się w kazaniach o świętych obcowaniu.
Podobno Solon, sławny prawodawca ateński z przełomu i VII i VI wieku przed Chr., ustanowił wręcz prawny zakaz mówienia złych rzeczy o zmarłych. U jednego ze starożytnych autorów znajduje się następująca informacja na ten temat: „Chwalone jest ponadto to prawo Solona, które zakazywało złorzeczyć zmarłym. Pobożnie jest bowiem uważać zmarłych za należących do boskiego świata, i sprawiedliwie jest odczepić się od nieżyjących, i słusznie jest oddzielić ich na zawsze od nienawiści” (Plutarch, Żywot Solona, 21).
Podobną intuicje znajdziemy w Piśmie Świętym: „Gdy spoczął zmarły, niech spocznie i pamięć o nim” (Syr 38,23). Przysłowia podają czasem uzasadnienie, dlaczego nie godzi się naruszać prawa osoby zmarłej do dobrej sławy: „Umarły nie może się bronić”, „Z umarłym łatwo wojować”.
Pani słusznie zauważa, że kiedy ktoś dla osiągnięcia jakiejś korzyści szarpie dobre imię zmarłego, to tak jakby miał pewność, że ta osoba zupełnie już przestała istnieć i że się już nigdy z nią nie spotka. Z pewnością bezceremonialność wobec osoby zmarłego świadczy o tym, że ktoś co najmniej na chwilę zapomniał o swojej wierze w życie wieczne.
Można nawet nie mieć nadziei na życie wieczne, a jednak otaczać swoich zmarłych należnym pietyzmem. Starożytni Rzymianie, jak się wydaje, nie spodziewali się życia wiecznego, a jednak wiedzieli, że „de mortuis aut bene aut nihil” - „o zmarłych mówmy dobrze, albo nic nie mówmy”. Co myśleć o sytuacji, kiedy chciwość okazuje się w kimś większa, niż szacunek dla pamięci zmarłego? Sądzę, że świadczy to o jakiejś niewrażliwości na godność ludzką, również swoją własną.
Przygotowując się do tego listu, przeglądnąłem dwie antologie staropolskich testamentów, opublikowane kolejno przez Małgorzatę Borkowską i Urszulę Augustyniak. Trzy prośby pojawiają się w tych dokumentach szczególnie często. Po pierwsze - jak to w roku 1650 pisze Helena Łomska - „aby po zejściu moim z tego świata dziatki moje o majętność moję pozostałą roztyrku i turbacyi między sobą nie mieli”. Po wtóre - teraz cytuję testament Stanisława Zenowicza (1665) - aby długi „popłacone były i żeby nic na duszy mej nie zostawało”. Wreszcie po trzecie, ażeby niczyja chciwość nie próbowała zmieniać testamentu; niekiedy testator grozi wręcz pozwem na sąd Boży, jak to uczynił Feliks Jan Pac (1750): „usilnie proszę ichmościów, i na sąd Boży zapozywam, aby w najmniejszym punkcie i paragrafie tej ostatniej woli mojej testamentowej przeciwnymi nie byli”.
Niekiedy autor testamentu dawał wyraźny wyraz swojej wierze, że śmierć nie ma mocy unicestwić duchowych więzi międzyludzkich. „Lubo ciała zmarłych - pisał w roku 1620 książę Janusz Radziwiłł - jako śmiertelne w grób kładzione bywają, jednak przyjaźń w umysłach fundująca się nieśmiertelna zostawać ma”.
I tak doszliśmy do tajemnicy świętych obcowania, na którą tak trafnie zwraca Pani uwagę w swoim liście. Albowiem życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się, ale się nie kończy” - wyznaje Kościół podczas Mszy Świętej za zmarłych. Śmierć zmienia również więzi między ludźmi, ale jednak ich nie niszczy. Wprawdzie w sprawach tego świata zmarli nie wchodzą już w relacje z tymi, których tu pozostawili - uczy święty Tomasz z Akwinu - ale możliwe są takie relacje w sprawach życia duchowego, które dokonują się w miłości Boga, dla którego zmarli żyją (Suma teologiczna, Suppl., q.72 a.2 ad 4).
Niezmienną wiarę Kościoła o jedności żywych i umarłych w Chrystusie ostatni sobór wyraził następująco: „Jedni spośród Jego uczniów pielgrzymują na ziemi, inni, po dokonaniu życia, poddają się oczyszczeniu, jeszcze inni zażywają chwały, oglądając samego Boga trójjedynego takim jakim jest. Wszyscy jednak, w różnym stopniu i w rozmaity sposób, złączeni wzajemnie jesteśmy w tej samej miłości Boga i bliźniego, i ten sam hymn chwały śpiewamy naszemu Bogu” (KK 49).
To właśnie dlatego możliwa jest i tak wielki sens ma modlitwa za zmarłych. Jeśli natomiast idzie o perspektywę z drugiej strony śmierci, wierzymy - jak pisze kardynał Ratzinger - iż „życie wieczne nie izoluje człowieka, przeciwnie, wyprowadza go z izolacji ku prawdziwej jedności z braćmi i całym stworzeniem Bożym”.
Krótko mówiąc, przedstawiona przez Panią nielojalność wobec zmarłych świadczy o tym, iż chrześcijanin czasem jakby zapomina o tym, w co wierzy.
opr. aw/aw