Z cyklu "Trud wolności"
Pustynia, ziemia rodząca osty i ciernie, symbolizuje w Piśmie Świętym to zniszczenie, jakie sprowadził na naszą ziemię ludzki grzech. Symbol ten jest wielokrotnie obecny również w Ewangelii. Dość przypomnieć, że swoją działalność publiczną rozpoczął Pan Jezus od czterdziestodniowego pobytu na pustyni i że właśnie na pustyni ogłosił obietnicę Eucharystii. Symbolika pustyni dyskretnie obecna jest w opisie nawrócenia Zacheusza, który schodzi z sykomory, czyli z dziczki figowej. I bez trudu można by wskazać jeszcze dziesięć innych miejsc w Ewangelii, które zawierają odniesienia bądź do pustyni, bądź do jej odwrotności, to znaczy do ogrodu rajskiego.
Zatrzymajmy się tylko nad jednym z tych tekstów. Mianowicie będąc w świątyni jerozolimskiej z okazji Święta Namiotów, święta upamiętniającego wędrówkę przez pustynię, Pan Jezus zawołał głosem wielkim: Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza. A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego" (J 7,37-39).
Od razu nasuwa się pytanie: Z czyjego to wnętrza popłyną owe strumienie wody żywej - z wnętrza Chrystusa Pana, czy też z wnętrza tego, kto w Niego wierzy? Otóż duchowość katolicka uwielbia na tego rodzaju pytania odpowiadać według modelu "i - i".
Bo nie ma najmniejszej wątpliwości, że to Chrystus Pan jest ową zapowiedzianą przez proroka Ezechiela Świątynią, z wnętrza której rozlewają się wody mające moc nawodnić cały świat i przywracać naszej ziemi zamierzony dla niej przez Stwórcę kształt ogrodu rajskiego. A zarazem nie mylą się ci nauczyciele Kościoła, którzy owe słowa Chrystusa Pana odnoszą do mnie, poszczególnego ochrzczonego, bo przecież to we mnie w dniu mojego chrztu otworzył On źródło wody dającej życie.
Jeżeli tak się rzeczy mają, jeżeli w dniu mojego chrztu zostałem obdarzony źródłem wody żywej, to od razu pojawia się pytanie: Jak ja o to źródło się troszczę? Może ono jest we mnie zaniedbane, zasypane jakimś mułem i brudem?
Ale od razu też pojawia się myśl następująca: Jeżeli przez oddalenie od Boga staliśmy się pustynią rodzącą osty i ciernie, i jeżeli sam Chrystus obdarzył nas źródłem wody żywej, to ja i ty możemy stać się rajem Bożym!
Przywykliśmy myśleć o raju jako o miejscu, gdzie ludziom było dobrze. To prawda: nasi prarodzice byli blisko Boga i dlatego byli szczęśliwi. Ale Pismo Święte podpowiada nam, że to my sami możemy przemienić się w raj, w którym Bogu będzie dobrze w nas. "Będziesz jak zroszony ogród" - prorokuje Izajasz (58,11). "Zaiste, jak ziemia wydaje swe plony, jak ogród rozplenia swe zasiewy, tak Pan Bóg sprawi, że się rozpleni sprawiedliwość i chwała wobec wszystkich narodów" (61,11).
Ewangelista od razu wyjaśnił, że wodą, mającą moc zmieniać ludzką pustynię w ogród owocujący wspaniałymi plonami sprawiedliwości i pokoju, jest ni mniej ni więcej, tylko sam Duch Święty . Tu jednak nasuwa się pytanie... ale może przedtem parę słów poprzedzających pytanie. Otóż Duch Święty jest Boską Osobą. Można Go zasmucić (Ef 4,30), On się w nas modli (Rz 8,26), uczy nas (J 14,26), można przeciwko Niemu zgrzeszyć (Mt 12,31n), Pan Jezus nazwał Go kiedyś podobnym sobie Pocieszycielem (J 14,16). Toteż Kościół nie ma najmniejszej wątpliwości co do tego, że Duch Święty jest Kimś Osobowym, Trzecią Osobą Najświętszej Trójcy.
Otóż pytanie, jakie musimy sobie postawić, nasuwa się samo: Dlaczego w Piśmie Świętym Osoba Ducha Świętego przedstawiona jest nieraz w symbolach bezosobowych? Na przykład chrzest jest to zanurzenie w Duchu Świętym (Mk 1,8), picie Ducha Świętego (1 Kor 12,13), obmycie w Duchu Świętym (Tt 3,5n). Ponadto Duch Święty zstąpił na Apostołów w symbolu ognistych języków (Dz 2,3), Duchem Świętym zostaliśmy namaszczeni (1 J 2,20), itp.
Na pytanie odpowiem pytaniem: Dlaczego Pan Jezus, żywy i prawdziwy, daje się nam w bezosobowych symbolach chleba i wina? Otóż odpowiedź jest prosta: Te bezosobowe symbole znakomicie wyrażają tę prawdę, że Osoba Boska, w przeciwieństwie do osoby ludzkiej, jest kimś nieskończonym i wszechobecnym. "Ponieważ jeden jest Chleb, przeto my, liczni, tworzymy jedno Ciało, wszyscy bowiem bierzemy z tego samego Chleba" (1 Kor 10,17). Zatem z Komunią Świętą nie jest tak, że ja przyjmuję jeden kawałek Ciała Pańskiego, a ty - inny jego kawałek. Kiedy spożywam Ciało Pańskie, to i ja i ty i miliony innych przyjmujemy to samo, całe Ciało Pańskie. Syn Boży jest Kimś naprawdę nieskończonym i dając się nam, nie musi się dzielić, On może każdemu z nas dać się cały - choć każdy z nas może Go przyjąć tylko stosownie do swojej skończonej miary.
Tę samą logikę znajdziemy w wyjaśnieniu Apostoła Pawła, na czym polega dar Ducha Świętego w sakramencie chrztu: "Wszyscyśmy w jednym Duchu zostali ochrzczeni, aby stanowić jedno Ciało: czy to Żydzi, czy Grecy, czy to niewolnicy, czy wolni. Wszyscyśmy też zostali napojeni jednym Duchem" (1 Kor 12,13). Zatem ja zostałem ochrzczony, i ty, i wielu innych, ale ten sam Duch Święty wypływa ze źródła, jakie chrzest zostawił w każdym z nas, aby nas przemieniać z pustyni w ogród Boży, rodzący owoce sprawiedliwości i "smakujące" samemu Bogu.
Widzimy więc, że za pomocą tych bezosobowych symboli Pismo Święte podkreśla, że Duch Święty, Bóg prawdziwy i osobowy, jest kimś naprawdę nieskończonym i "wystarczy" Go dla każdego z tych miliardów ludzi, którym się udziela. Co więcej, każdemu z nas udziela się On całym sobą, choć, rzecz jasna, każdemu według jego duchowej pojemności.
To, że ochrzczeni noszą w sobie źródło, z którego - jeśli tylko nie zamykam go moimi grzechami - wypływa sam Duch Święty, świetnie wyraziła pewna mała dziewczynka: "Ludzie potrafią kochać tylko z wierzchu, ale Pan Bóg umie kochać całkiem w środku!"
opr. aw/aw