Zbrodnia prawie nie pamiętana

Z cyklu "Trud wolności"

Niestety, nasza społeczna niewiedza na temat wymordowania przez hitlerowców pacjentów szpitali psychiatrycznych jest zawstydzająca. Może niektórzy pamiętają jeszcze Lema Szpital Przemienienia, inni wiedzą coś o tej zbrodni dzięki przekazom rodzinnym. Poniekąd sam należę do tych drugich. Mianowicie w zakładzie psychiatrycznym w Dziekance pod Gnieznem zamordowany został wówczas mój zakonny konfrater, ojciec Norbert Piwoński.

Człowiekiem, który przez całe lata walczył o zachowanie pamięci o tych naszych bliźnich, którym hitlerowcy odmówili ludzkiej godności i zamordowali pod pozorem, że to są już "eks-ludzie", był niedawno zmarły nestor polskich psychiatrów, doktor Zdzisław Jaroszewski. Szanowałem go niezwykle i właściwie pokochałem, bo ten człowiek przez całe swoje długie życie nie tylko starał się rzetelnie i z wielkim poświęceniem służyć chorym psychicznie oraz ich bliskim. Jednym z zawodowych dogmatów doktora Jaroszewskiego było przeświadczenie, że autentyczny psychiatra powinien być również świadkiem ludzkiej godności. On nie miał najmniejszej wątpliwości co do tego, że chory psychicznie jest tak samo prawdziwym człowiekiem jak laureat Nobla.

Rok rocznie, przez kilkadziesiąt lat, organizował rekolekcje zamknięte dla psychiatrów; kilka razy zaprosił mnie z konferencjami na te rekolekcje. Nie zapomnę żarliwości, z jaką kiedyś przekonywał kolegów psychiatrów o konieczności sporządzenia możliwie najmniej zdekompletowanej listy ofiar hitlerowskiej maskary w polskich szpitalach psychiatrycznych. "Sporządziliśmy listę ofiar zbrodni katyńskiej — mówił — nie wolno nam zaniedbać ustalenia tej listy; niech ona zastąpi kamień nagrobny, którego ci pomordowani nie mają". Dopiero później dowiedziałem się, że doktor Jaroszewski — jako młody lekarz — był bezsilnym świadkiem wywożenia na zagładę dzieci z zakładu psychiatrycznego w Owińskach pod Poznaniem. Było to 11 listopada 1939.

Jak przypuszczam, to za jego sprawą masakrze chorych poświęcony był XXXVI Zjazd Naukowy Psychiatrów Polskich, który odbył się w 1989 roku. W każdym razie to pod jego redakcją materiały tego zjazdu zostały później opublikowane w dwujęzycznym wydaniu polsko-niemieckim. W wygłoszonym wówczas referacie dr Jaroszewski następująco wyjaśniał źródła tamtego ludobójstwa: "Życie, najwyższe dobro człowieka, jest jego prawem niezbywalnym. Chroni je odwieczne przykazanie: »Nie zabijaj«, a w sumieniach lekarskich utrwalają je — od Przysięgi Hipokretesa sprzed 25 wieków po Deklarację Genewską z 1948 roku — nakazy chronienia życia od samego jego poczęcia! Złamanie tych nakazów jest oczywistym złem. Niemieccy uczeni, autorzy pojęć o różnej wartości życia, ocenianej według jego wartości materialnej (lebensunwertes Leben), które utorowały drogę do eksterminacji chorych, zasłaniali swe koncepcje i czyny pojęciem »mniejszego zła«. Miało ono zapobiegać »większemu złu« — zepsuciu rasowemu, dziedziczeniu chorób psychicznych, osłabianiu potencjału wojennego. Stosując taki podział zła, znany skądinąd jako zasada »cel uświęca środki« zaczęto od przymusowej sterylizacji, a kończono na masowych egzekucjach i komorach gazowych".

Zdaniem referenta tamta nieludzka ideologia wciąż jeszcze nie została do końca przezwyciężona, wciąż znajduje sobie zwolenników i propagatorów. "Czy zdajemy sobie sprawę z tego — pyta retorycznie doktor Jaroszewski — że także u nas stosuje się zasadę »mniejszego zła« przy zabijaniu poczętego życia dla uniknięcia tzw. »większego zła« — urodzenia dziecka z wadami genetycznymi, czy też z motywów ekonomicznych, dla uchronienia społeczeństwa od obciążeń materialnych? Czymże ta praktyka się różni od zabijania dzieci, tzw. Reichsausschusskinder w Kocborowie i w Lublińcu, których pamięć teraz — oby nie obłudnie — czcimy?"

Dodajmy, że Ausschuss znaczy po polsku: "odrzut", "towar wybrakowany". Reichsausschusskinder to "dzieci, które dla Rzeszy stanowią towar wybrakowany". Straszne!

Niezwykle ważny referat wygłosił na tym zjeździe prof. Klaus Dörner, psychiatra z Westfalii. Jest on jednym z pierwszych Niemców, którzy — dopiero w latach sześćdziesiątych — zaczęli pisać o eksterminacji chorych psychicznie w Niemczech. Otóż próbuje on wyjaśnić, "dlaczego fakt wymordowania chorych psychicznie w Polsce bardziej totalnie wyparty został z świadomości Niemców niż wymordowanie chorych psychicznie w Niemczech oraz wymordowanie Żydów". Pierwszy tekst na ten temat niemieccy czytelnicy otrzymali dopiero w roku 1982! "Zawstydza mnie to głęboko — pisze Dörner — i do dziś wprowadza w konsternację. Można to zaliczyć do »drugiej winy«, winy ponoszonej przez drugą generację Niemców".

Dörner z wielką pokorą i samozaparciem przeprowadza analizę swojej własnej świadomości na ten temat i stwierdza, że on również w tym wytłumieniu bezwiednie uczestniczył — nawet wtedy jeszcze, kiedy był już autorem prac na temat zbrodni popełnionych w niemieckich szpitalach psychiatrycznych. Dzięki swojej rzetelności i pokorze dotarł do porażająco oczywistej odpowiedzi na pytanie, dlaczego Niemcy tak gruntownie wyparli ten fakt ze swojej świadomości.

Mianowicie "gazowanie polskich chorych psychicznie dokonane 15 października 1939 r. w Forcie VII w Poznaniu było pierwszym w historii ludzkości wydarzeniem mordu pewnej części społeczności za pomocą metod przemysłowych. (...) A skoro tylko przekroczono po raz pierwszy prób zahamowań, zabijanie ludzi na skalę przemysłową szło już nazistom coraz łatwiej".

Polscy chorzy nadawali się szczególnie na ofiary tego diabelskiego Rubikonu. Już od XIX wieku formułowano opinie, że chorzy psychicznie są to ludzie małowartościowi, stanowią balast społeczny oraz zagrożenie z punktu widzenia genetyki. Jeśli do tego dodać, że są oni ponadto podludźmi z racji swego słowiańskiego pochodzenia, stanowili oni w oczach nazistów grupę skrajnie bezwartościową. Toteż w stosunku do nich najłatwiej było przezwyciężyć — początkowo nieobce nawet hitlerowcom — opory religijne i moralne przed masowym zabijaniem ludzi.

Dörner zdecydowanie twierdzi, że "faszyści nie musieli wymyślać żadnych nowych idei. Mogli w dużym stopniu opierać się na istniejącej już społecznej mentalności i akceptowanych dążeniach. Należało tylko sięgnąć po radykalizację, totalizację i brutalizację uznanych poglądów i wprowadzenie ich do praktyki".

Jeśli Dörner ma rację, to naprawdę warto się zastanowić nad wielce znamiennym faktem, że zbrodnie dokonane na chorych psychicznie również u nas są mało pamiętane. Dlaczego tak jest? Co się za tym kryje? To są bardzo ważne pytania!

opr. aw/aw

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama