Znak, który uobecnia

Refleksja nad 25 letnim pontyfikatem Jana Pawła II

I rzekł Mojżesz do Pana:
„Wybacz, Panie, ale ja nie jestem wymowny od wczoraj
i przedwczoraj, a nawet
od czasu, gdy przemawiasz
do Twego sługi.
Ociężałe są usta moje
i język mój zesztywniał”.
Pan zaś odrzekł: „Kto dał człowiekowi usta?
 Kto czyni go niemym albo głuchym, widzącym albo niewidomym,
czyż nie Ja, Pan?
Przeto idź, a Ja będę
przy ustach twoich
i pouczę cię,
co masz mówić”.
	(Wj 4, 10-12)	

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. To zdanie z „Małego Księcia” doskonale pasuje do refleksji o papieskim posługiwaniu. Nie tylko dlatego, że prorocka misja Jana Pawła II dotyczy delikatnej sfery ludzkiego sumienia, zakrytego przed zmysłami, ale też dlatego, że widok chorego Papieża - wbrew temu, co dostrzegamy - nie świadczy o jego słabości, a wręcz przeciwnie.

Za to, czego dokonał

Jubileusze sprzyjają bilansom. Często przy ich okazji dokonuje się podsumowań i zestawień. Pontyfikat Jana Pawła II oceniany jest pod tym względem w kategoriach rekordu. W opracowaniach autorzy zamieszczają szczegółowe liczby obrazujące ilość pielgrzymek, podpisanych dokumentów i świętych wyniesionych na ołtarze. Jednak komentatorzy podkreślają, że znaczenie tego pontyfikatu nie jest wymierne, a jego właściwy rozmiar być może ukaże się dopiero oczom przyszłych pokoleń.

Jeśli chodzi o to, co można stwierdzić za pomocą liczb, socjologowie odnotowali wyraźny związek religijności Polaków z osobą Jana Pawła II. Świadczy o tym masowa obecność wiernych podczas pielgrzymkowych spotkań w ojczyźnie czy częste wyjazdy naszych rodaków do Rzymu, aby tam odwiedzić swego rodaka. Można również zauważyć echo tamtych spotkań później, kiedy opadną pierwsze emocje.

Za każdym razem, kiedy Jan Paweł II odwiedzał Polskę, do seminariów zgłaszało się więcej kandydatów. Nie dlatego, że Bóg skuteczniej powoływał, ale dlatego, że ludzie odważniej odpowiadali na Boże wezwanie. Podobnie było z udziałem w praktykach religijnych. Jak można przeczytać w kronikach sanktuariów, każdorazowa pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny owocowała liczniejszym niż zwykle udziałem wiernych w uroczystościach. Same pielgrzymki także traktowane są w kategoriach fenomenu. Niezależnie od bezwzględnej liczby uczestników czy ich stosunku do liczby wszystkich katolików, nie ma dziś osoby, która w jakimkolwiek miejscu byłaby w stanie zgromadzić tak liczne rzesze. Do tego dochodzą rekordowe nakłady wydrukowanych, i co najważniejsze, sprzedanych książek z dokumentami, wywiadami czy, jak ostatnio, twórczością literacką Papieża.

Nie sposób nie docenić wkładu papieskiego zaangażowania w budowę nowego ładu. Nie tylko w krajach tak zwanego bloku wschodniego, ale i w nie mniejszym stopniu wszędzie tam, gdzie nie szanowano ludzkiej godności.

Za to, czego nie dokonał

W ostatnim czasie podczas oficjalnych uroczystości Ojciec Święty prosi o pomoc swoich współpracowników. Ma trudności z odczytywaniem dłuższych tekstów przemówień. Ta sytuacja przypomina scenę z Księgi Wyjścia, w której Mojżesz - też prowadzący lud do ziemi obiecanej - prosi o pomoc Aarona. On także miał problemy - jak mówi Pismo Święte - z wymową. To Bóg, powołując Mojżesza, wie o wszystkich trudnościach i przystaje na pomoc osób trzecich. A jednak Dekalog trafił pod właściwy adres. Ludzie otrzymali tablice z przykazaniami. Więc historia się powtarza. Dziś także naucza Papież i nawet jeśli nie osobiście odczytuje swoje teksty, to wciąż jest to jego nauczanie.

Nasuwa się jeszcze jedna analogia. Z biblijnej historii zbawienia wiemy, że ostatecznie nie Mojżesz wprowadził Izraela do ziemi Kanaan. Być może - wbrew naszym oczekiwaniom - Jan Paweł II nie stanie na Placu Czerwonym w Moskwie i nie doprowadzi do zjednoczenia chrześcijan, jak się o tym mówiło z nadzieją kilka lat temu. Ale to w niczym nie zmieni prawdy, że przez ostatnich 25 lat dzielnie prowadził Kościół i że droga jeszcze nie skończona. Jak w przypadku Mojżesza.

Pozorna porażka, jeśli patrzy się głębiej, okazuje się zwycięstwem. Niektórzy zwracają uwagę, że Papież nie czuje się najlepiej, kiedy po latach walki z totalitaryzmem spotyka w Polsce parlament, prezydenta i premiera wywodzących się z formacji do niedawna wrogich Kościołowi. Ale czyż nie jest to zwycięstwo, kiedy ten prezydent i premier przekonują swoich partnerów w Europie o konieczności uwzględnienia w prawodawstwie treści chrześcijańskich i zapewniają Papieża, że będą ich bronić?

Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Zamiast skupiać się jedynie na socjologicznych danych, lepiej w dniu papieskiego jubileuszu uruchomić inną wrażliwość. Nie korzystna statystyka i efektywność stanowią o wielkości tego pontyfikatu, ale przejrzystość znaku, jaki się z nim wiąże. Jedynie ślepota lub zła wola mogą przesłonić prawdę o misji Papieża, która ma charakter prorocki. Po raz kolejny wypada przypomnieć i powtórzyć, że choć jest głową państwa ziemskiego, tak naprawdę żyje dla królestwa Bożego. Dzięki niemu to królestwo jest bliższe każdemu z nas.

opr. mg/mg



« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama