Abp Szczepan Wesoły o wyborach czterech kolejnych papieży - aż do Jana Pawła II
Przeżyłem w Rzymie wybory czterech papieży: Jana XXIII, Pawła VI, Jana Pawła l i Jana Pawła II. Każde konklawe jest czasem wyjątkowym, któremu towarzyszy szczególne podekscytowanie. Pozornie życie płynie normalnym trybem, ale w mieście wyczuwa się trudne do opisania napięcie.
Już podczas konklawe, na którym wybrano Jana XXIII, mówiono i pisano, że papieżem może zostać cudzoziemiec. Jako kandydata wysuwano kard. Agagianiana, Ormianina, który studiował w Rzymie i pracował w Kurii Rzymskiej. Były to dopiero początki telewizji i żeby dowiedzieć się, jakiego koloru jest dym: biały czy czarny, trzeba było chodzić na plac św. Piotra. Byłem wówczas studentem, rano miałem wykłady, więc szedłem na plac pod wieczór, kiedy było drugie głosowanie.
Konklawe, które wybrało Pawła VI, odbywało się w czerwcu, po pierwszej sesji Soboru Watykańskiego II, kiedy w Rzymie było wielu dziennikarzy z całego świata. Nazwisko kard. Montiniego było znane, on też uważany był za jednego z najpoważniejszych kandydatów, toteż dla wielu jego wybór nie był zaskoczeniem.
Następne konklawe było bardzo krótkie, trwało zaledwie jeden dzień, i to właściwie było największą niespodzianką. Kard. Wyszyński przed pójściem na konklawe w rozmowie ze mną powiedział, że nie wie, jak długo może ono potrwać, że nie zna większości kandydatów ani panujących tendencji. Nie wiem, jak przebiegały wybory, ale słyszałem, że gdy padła kandydatura patriarchy Wenecji, zdecydowana większość obecnych wyraziła zgodę, ponieważ patriarchą Wenecji był zarówno św. Pius X, jak bł. Jan XXIII, i wydawało się, że i kard. Luciani może być dobrym papieżem.
Przed konklawe, które wybrało Jana Pawła II, z różnych stron dochodziły głosy, że nowy papież nie będzie Włochem. Wielu mówiło i pisało, że będzie on pochodził z Afryki bądź Ameryki Południowej, gdyż w Kolegium Kardynalskim byli już kardynałowie z tych kontynentów. Kard. Wojtyły nie uważano za kandydata, czyli papabile, bo jeśli nawet ktoś myślał o Polaku, to raczej o kard. Wyszyńskim.
Po doświadczeniach poprzednich konklawe, których uczestnicy się nie znali, zorganizowano spotkania Kolegium Kardynalskiego, aby każdy z nich mógł się przedstawić, opowiedzieć o sobie i o problemach swojego Kościoła lokalnego.
Telewizja była wówczas bardzo rozwinięta i dostarczała informacji na bieżąco. Nie musiałem już wówczas chodzić na plac św. Piotra. Wystarczyło mieć włączony telewizor i czekać na biały dym, bo od momentu wyboru do ukazania się nowego papieża w loggii Bazyliki św. Piotra mija co najmniej godzina, a więc wystarczająco dużo czasu, by dojechać na plac.
Gdy telewizja pokazała biały dym, zostawiliśmy wszystko i wyszliśmy z domu. Takich jak ja było bardzo wielu. Autobusy jadące w stronę Watykanu były pełne, a im bliżej, tym więcej było widać ludzi na ulicach. Wiodąca do Bazyliki via delia Conciliazione była zatłoczona, a gdy dotarłem na plac, i tam coraz trudniej było się przecisnąć. W pełnej oczekiwania i napięcia atmosferze ludzie dyskutowali i robili zakłady.
Otworzyły się drzwi w loggii Bazyliki, wywieszono dywan, zaczęto sprawdzać mikrofony itd. Napięcie rosło coraz bardziej. Po chwili ukazał się krzyż i weszła grupa prałatów. Kard. Felici podszedł do mikrofonu i wypowiedział tradycyjną formułę: Habemus Papam. Na placu zrobiła się kompletna cisza, a gdy padło nazwisko Carolum Wojtyła, zapanowała konsternacja. Jedna ze stojących obok mnie Włoszek zapytała: «Co, jakiś Murzyn?» Zaraz potem rozeszła się wiadomość, że to polacco, i plac wybuchnął oklaskami. Ta sama Włoszka wyraziła głośno wątpliwość: «Ale czy mówi po włosku?», na co rozległ się głos mówiący w jej języku, że kardynałowie zechcieli wybrać na następcę św. Piotra kardynała da un paese lontano (z dalekiego kraju), i dodał: kiedy będę mówił w waszym, a właściwie naszym języku i zrobię błąd, to mnie będziecie poprawiać. I właśnie w tym słowie zrobił mały błąd: zamiast correggerete powiedział corigerete. Zebrani ludzie zareagowali serdecznym śmiechem i oklaskami.
Wracaliśmy potem do naszego kościoła św. Stanisława powoli, bo ulice wciąż były pełne ludzi, zaczęli wówczas wychodzić i ci, którzy przedtem oglądali telewizję. U nas rozdzwoniły się telefony, różne osoby składały nam gratulacje, a następnego dnia było ich jeszcze więcej. A potem zaczął się korowód Włochów proszących, by ich polecać w różnych sprawach, zwłaszcza w Watykanie. Taka to już jest rzymska codzienność.
Abp Szczepan Wesoły
Przewodniczący Fundacji Jana Pawła II
opr. mg/mg
Copyright © by L'Osservatore Romano (9/2003) and Polish Bishops Conference