Czasy Kulturkampfu to walka z polskością i Kościołem - świadkiem tego okresu jest ks. Walenty Śmigielski - "tajny proboszcz i misjonarz"
Ks. Walenty Śmigielski jako młody ksiądz został mianowany tajnym misjonarzem w parafii w Kotłowie i pełnił tam, zdaniem pruskich władz, funkcję „nielegalnego” proboszcza. Trafił za to do ostrowskiego więzienia. To nie jedyne miejsca w naszej diecezji, z którymi był związany.
Niedawno w ramach Dni Kultury Katolickiej, o których więcej informacji znajdziemy w tym „Opiekunie”, w Domu Katolickim w Ostrowie Wielkopolskim odbyła się promocja książki ze wspomnieniami ks. Śmigielskiego. Została ona wydana przez wydawnictwo Republika Ostrowska na podstawie publikacji z 1900 roku. W książce można odnaleźć zapiski ks. Walentego, który był uczestnikiem wydarzeń związanych z kulturkampfem. Dodam jeszcze, że w latach 1870-1905 był on pod stałą inwigilacją władz zaborczych. W Archiwum Państwowym w Poznaniu znajduje się nawet teczka osobowa ks. Walentego z raportami o jego działalności. W jednym z pism określony został jako „fanatische Pole”, tzn. „fanatyczny Polak”. Teraz za pośrednictwem jego wspomnień możemy przenieść się w czasie i trafić m.in. do Kotłowa, Chynowej, Przedborowa, Antonina, Mikstatu, Kaliszkowic, Biskupic, Strzyżewa i Ostrowa Wielkopolskiego z okresu walki władz Prus z Kościołem.
Ks. Walenty Śmigielski spisał swoje wspomnienia w 25 roku kapłaństwa na życzenie przyjaciół i jak pisze sam autor, „osób wysoko postawionych, w nadziei, że w sercach starszych, co tę walkę staczali lub świadkami jej byli, prawdziwie miłą obudzą pamięć trudów w obronie Kościoła świętego podjętych, a młodym będą przykładem, jak to zapał tworzy cuda i wywalcza zwycięstwo w najwięcej zagrożonej sprawie”. W swoich wspomnieniach już jako proboszcz i dziekan w ostrowskiej farze, czyli dzisiaj byśmy powiedzieli w ostrowskiej konkatedrze, wraca do lat 1875 - 1878.
Czym był kulturkampf? Przypomnijmy, że po raz pierwszy określenia tego użył w pruskim Sejmie podczas dyskusji nad projektami ustaw antykościelnych liberalny deputowany prof. Rudolf Virchow, który wyjaśniał, że chodzi o walkę liberalno-przyrodniczej kultury przeciwko duchowej i średniowiecznej ciemnocie. Natomiast kanclerz Bismarck rozpoczął kulturkampf przede wszystkim ze względów politycznych. Chodziło mu o uniezależnienie Kościoła katolickiego w Niemczech od papiestwa i podporządkowanie go państwu, aby według niego nie był zagrożeniem dla zjednoczenia Niemiec. Księża mieli trafiać do parafii tylko za zgodą władz państwowych. Pierwsze ciosy rząd pruski wymierzył w Wielkopolskę. Dzielnie bronił Kościoła Prymas Polski abp Mieczysław Ledóchowski, który trafił za to do więzienia w Ostrowie Wielkopolskim. Ale to już inna historia.
W tych czasach został wyświęcony na księdza Walenty Śmigielski. Urodził się 29 stycznia 1849 roku w Dolsku, a jego rodzicami byli Kazimierz i Zofia z Ignaszewskich. Uczęszczał do gimnazjum w Śremie, natomiast w 1864 roku przeniósł się do Gimnazjum św. Maryi Magdaleny w Poznaniu. Po jego ukończeniu wstąpił do Seminarium Duchownego w Poznaniu. Kiedy władze pruskie zamknęły seminarium poznańskie, został powołany na rok do wojska, by potem kontynuować studia w seminarium w Gnieźnie. Święcenia kapłańskie przyjął w Pradze 20 kwietnia 1875 roku. Po powrocie na teren zaboru pruskiego 2 maja 1875 roku ks. Walenty został skierowany do parafii w Kotłowie, do której przybył 6 czerwca 1875 roku. Pracował z wielkim poświęceniem, mimo ciągłych utrudnień władz pruskich. Po trzech latach tajnej służby duszpasterskiej ks. Śmigielski został zatrzymany przez żandarma w Kotłowie i 6 czerwca 1878 roku przewieziony do komisarza w Mikstacie. Następnie przez Ostrzeszów, koleją, wywieziony został do landrata w Kępnie, gdzie spędził sześć tygodni w więzieniu. Na rozprawę sądową 27 lipca 1878 roku przybyło mnóstwo ludzi. Ostatecznie sąd wyznaczył karę 15 000 mk grzywny, z zamianą na dwa lata więzienia. Po apelacji w Poznaniu zmniejszono ją do 2000 mk, z zamianą na 200 dni więzienia.
Ks. Śmigielski nie zgodził się na zapłacenie kary przez okolicznych ziemian i od 1 grudnia 1878 roku do 18 czerwca 1879 roku odsiedział 200 dni więzienia w Ostrowie Wielkopolskim. Jego cela znajdowała się przy celi, w której był więziony abp Ledóchowski. Po wyjściu z więzienia powrócił do parafii w Kotłowie. W lipcu 1881 roku został przeniesiony do parafii do Cerekwicy pod Borkiem. Następnie był proboszczem parafii w Mącznikach pod Środą, Wolsztynie i wreszcie w parafii pw. św. Stanisława bpa w Ostrowie. Wkrótce został również dziekanem dekanatu ostrowskiego. Wtedy parafia ostrowska przeżywała rozkwit. Za jego czasów wybudowano Dom katolicki i Konwikt arcybiskupi. To on doprowadził do poświęcenia kamienia węgielnego pod budowę nowego kościoła, Ks. Śmigielski opiekował się także ochronką dla dzieci i biednymi w Towarzystwie św. Wincentego a Paulo. Był dyrektorem Towarzystwa Pomocy Naukowej im. Karola Marcinkowskiego i członkiem rady nadzorczej Kasy Pożyczkowej. Miał swój udział w założeniu Spółki Parcelacyjnej.
Niestety przed ukończeniem budowy nowej świątyni ks. Śmigielski zmarł 3 marca 1906 roku w Gnieźnie. Jego pogrzeb odbył się 6 marca 1906 roku. Został pochowany na ostrowskim cmentarzu przy ul. Limanowskiego. Obecnie jedna z ulic Ostrowa nosi jego imię.
Teraz na moment, by za dużo nie zdradzać, zajrzyjmy bezpośrednio do wspomnień ks. Śmigielskiego, który krótko po prymicjach dowiedział się, że w tajnym związku misjonarskim zajmie się osieroconymi parafiami, czyli bez księży proboszczów. Miał zostać tajnym proboszczem w Kotłowie, gdzie niedawno zmarł proboszcz. Dowiedział się, że w czasie pracy w parafii będzie narażony na szykany ze strony władz pruskich, ścigany przez żandarmów i być może nawet uwięziony. Jako tajny misjonarz miał „przywilej chodzenia po świecku, noszenia zarostu, odprawiania Mszy Świętej na każdym miejscu i w nocy o każdym czasie, słuchania spowiedzi świętej wszędzie, chodzenia lub jeżdżenia do chorych z Najświętszym Sakramentem po świecku, abserwacji Najświętszego Sakramentu w domach prywatnych, w miejscu przyzwoitym”. „Polecono mi jeszcze, bym regularnie co dwa tygodnie raporty ze swej działalności przysyłał” - zapisał ks. Śmigielski. Tego samego dnia wyruszył więc w stronę Ostrowa na Borek i Krotoszyn. Okazało się, że pracy duszpasterskiej jest sporo, bo ludzie czekali już na możliwość uczestnictwa we Mszy św. i przyjmowania sakramentów. I to oni pomagali mu w ucieczce przed tropiącymi go pruskimi żandarmami. W kwietniu 1877 roku wydawało się, że jego praca duszpasterska w Kotłowie, Chynowej i nie tylko, zostanie przerwana. Kiedy okazało się, że do kościoła zbliżają się żandarmi, z pomocą parafian ks. Śmigielski musiał ukryć się za obrazem w ołtarzu. Kiedy schował się wizerunek ponownie przybito. „Kiedy kościół z ludzi się wypróżnił — wspominał ks. Walenty, - weszli żandarmi i komisarz do kościoła, by księdza odszukać. Za nimi weszło kilku gospodarzy, by czuwać nad świętością miejsca, bo tak mieli przykazane (...). Rozbiegli się po całym kościele (...). Nareszcie któryś z żandarmów zwrócił uwagę obecnych na ołtarz i na obraz, cały kąt zakrywający, za którym stałem, podnosząc, że jest tam dość miejsca, by się schować. Po tych słowach wszyscy zbliżyli się do wskazanego ołtarza (...). Komisarz włożył nawet rękę w szparę niewielką i o mało byłby mnie za nogę uchwycił. Następnie dobył pałasza, włożył go w tę szparę, żgając”.
To tylko niewielka część historii z książki tajnego misjonarza. Warto, szczególnie teraz w roku kiedy obchodzimy 100. rocznicę odzyskania prze Polskę niepodległości, przeczytać w całości jego „Wspomnienia z kulturkampfu”. To po prostu i aż autentyczne świadectwo tamtych czasów.
opr. mg/mg