Kapłan i męczennik

W obozie koncentracyjnym proponowano ks. Kutowi wolność w zamian za wyrzeczenie się kapłaństwa i podpisanie volkslisty, on jednak odmówił

Kiedy w obozie koncentracyjnym w Dachau Niemcy zaproponowali ks. Józefowi Kutowi wolność w zamian za wyrzeczenie się kapłaństwa i podpisanie niemieckiej listy narodowościowej, odmówił. Niedawno w rocznicę śmierci ks. Józefa modlono się o łaski za jego wstawiennictwem w kościele w Ołoboku. Był jednym z męczenników, których Jan Paweł II ogłosił błogosławionymi.

O pochodzącym z naszej diecezji ks. Józefie dowiedziałam się dzięki jego rodzinie. W rocznicę jego śmierci w obozie koncentracyjnym w Dachau 18 września przyjechali do Ołoboku z różnych miejscowości, by modlić się za jego wstawiennictwem. Najstarsza z nich pani Zofia, siostrzenica ks. Józefa, urodziła się dwa lata przed śmiercią Błogosławionego. Pamięta go z opowiadań swojej mamy. — Mama mówiła, że już jako dziecko stawiał ołtarzyk na komodzie i zawsze modlił się przy nim - wspominała.

Pamiątki po Błogosławionym

Dzięki bliskim ks. Kuta miałam okazję oglądać pamiątki pozostałe po Błogosławionym, przyniesione do domu goszczących nas pani Ewy z mężem z Ołoboku. Pokazała mi je pani Izabela współpracująca z Muzeum Ziemi Ołobockiej, które powstało przy szkole podstawowej noszącej imię Błogosławionego. Jej teściowa była siostrzenicą ks. Kuta. - Teściowa pamiętała, że wracając z gór ks. Józef odwiedzał rodzinny Sławin i przywoził prezenty, piórniki góralskie i inne rzeczy - mówiła pani Iza. Teraz z czarno-białej fotografii spoglądał na nas ks. Kut, który pewnie nie spodziewał się, że zginie w obozie koncentracyjnym. Tuż obok leżały inne zdjęcia. Na jednym z nich widać kondukt żałobny, któremu przewodniczył ks. Józef. Zachował się też jego obrazek prymicyjny, na którym znalazły się słowa: „Cóż oddam Panu za wszystko, co mi uczynił?”, pochodzące z Psalmu 115. Ostatecznie ks. Kut za kapłaństwo darowane mu przez Boga, oddał życie. Dalej na obrazku czytamy: „Pamiątka Pierwszej Ofiary Mszy św., którą złożył Bogu ks. Józef Kut dnia 18 czerwca 1929 roku w kościele parafialnym w Gostyczynie”, a także „Słodkie Serce Jezusa, bądź moją miłością. Słodkie Serce Maryi, bądź moim zbawieniem”. Gostyczyn został wymieniany na obrazku, bo kiedyś Sławin graniczący z Ołobokiem należał do tej parafii. Obecnie w muzeum znajdują się również rzeczy, które używał ks. Józef, takie jak jego wianek prymicyjny czy powłoczka na jasiek z wyhaftowanym monogramem JK, ofiarowane przez rodzinę Błogosławionego. Wśród pamiątek po ks. Józefie zauważyłam też świadectwo ks. Mikołaja Piaskowskiego, który znał ks. Kuta od dziecka, ponieważ ich rodzice byli sąsiadami. W muzeum można również zobaczyć wpis ks. Józefa do pamiętnika państwa Wilgockich. Zbieraniem pamiątek rodzinnych po ks. Kucie jest zainteresowana cała rodzina, a wśród nich, obok pani Izy, szczególnie pan Zbigniew, mąż córki siostrzenicy ks. Kuta, która była obecna na spotkaniu wraz ze siostrą. To on pokazał mi niedawno otrzymane kopie dokumentów wystawione w obozie koncentracyjnym w Dachau, między innymi akt zgonu, pismo lekarza obozowego. Od rodziny Błogosławionego otrzymałam również książkę Włodzimierza Chrzanowskiego „Bł. Józef Kut - kapłan i męczennik”. Jaki on był?

Widoczne powołanie

Rodzina Kutów pochodziła ze wspomnianego już Sławina. Bł. Józef, syn Józefa i Marianny z domu Piaskowskiej, urodził się 21 stycznia 1905 roku właśnie w tej miejscowości. Ochrzczono go następnego dnia w kościele w Gostyczynie. Przyszły Błogosławiony miał rodzeństwo: Pelagię, Zofię, Władysławę i Antoniego. „Z domu rodzinnego wyniósł ducha żywej wiary, nieustannie pogłębianej w miarę dorastania. W atmosferze chrześcijańskiego domu dojrzewała w nim myśl poświęcenia się Bogu w kapłaństwie” — czytamy w książce Chrzanowskiego. Od kwietnia 1911 roku Józef uczęszczał do szkoły powszechnej w swojej wiosce, a 28 maja 1924 roku zdał egzamin dojrzałości w Gimnazjum Męskim w Ostrowie Wielkopolskim. Nie było dla nikogo zaskoczeniem, kiedy w październiku tego samego roku wstąpił do Seminarium Duchownego w Poznaniu. „Powołanie do stanu duchownego było u niego widoczne od zarania jego dni, według tego też prowadził życie” - napisał maturzyście Józefowi w opinii do seminarium jego proboszcz ks. dziekan Rupiński z Gostyczyny. Kiedy przyjeżdżał do domu w czasie seminarium, każdy dzień rozpoczynał Mszą św. w Gostyczynie, a po powrocie pomagał rodzicom.

Święcenia kapłańskie przyjął 16 czerwca 1929 roku i od początku lipca został wikariuszem  w parafii w Chodzieży. Rok później przeniesiony został do parafii św. Marcina w Poznaniu. Tam cieszył się szacunkiem parafian i współbraci księży.

Na spuchniętych z głodu nogach

Od 1936 roku został administratorem parafii Gościeszyn. Pod jego kierunkiem działało tam m. in. Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół” oraz Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej i Żeńskiej, które przygotowywały przedstawienia teatralne. Jego siostra Pelagia prowadziła mu wtedy gospodarstwo domowe. Dodam, że po II wojnie światowej Pelagia wstąpiła do serafitek. „Brat był głęboko pobożny, każdego wieczoru widziałam go z różańcem w ręku, nadto każdego dnia miał zwyczaj adorować w kościele Najświętszy Sakrament” - wspominała. Natomiast najmłodszy z rodzeństwa Kutów - Antoni opowiadał, że często bywał u brata i widział, że parafianie darzyli go miłością. Zawsze mogli na niego liczyć.

Gestapo aresztowało ks. Józefa 6 października 1941 roku. Mógł tego uniknąć, bo wcześniej dowiedział się o uwięzieniu okolicznych księży. Jednak odmówił ukrycia się, twierdząc, że nie może opuścić parafii. Jak opowiadali świadkowie, mówił: „Jeśli mam cierpieć razem z Chrystusem, to będę cierpiał. Pójdę za Nim”. Po zatrzymaniu najpierw został umieszczony w Forcie VII w Poznaniu, a potem 30 października wraz z innymi księżmi przewieziono go do obozu koncentracyjnego w Dachau. Otrzymał numer obozowy 28074. Z wiarą i godnością przyjmował skrajnie trudne obozowe warunki. Według ks. Teodora Korcza, blokowego polskich księży, ks. Józef pracował jako robotnik w komandzie śniegowym. „Daleka droga, nieodpowiednie ubranie i obuwie, dokuczanie ze strony kapo, a przede wszystkim głód. Nic dziwnego, że wcześnie przeziębił się, a następnie, kiedy jego ciało pokryło się wrzodami, poszedł do rewiru. Gdy stamtąd wyszedł, przeznaczono go do pracy na plantacji, komanda wówczas bardzo ciężkiego. Wielokroć widziano go ciężko skopanego lub pobitego. Żarliwa wiara pozwoliła mu jednak przyjąć te okropności jako dopust Boży. Spokojny, pobożny cieszył się szacunkiem kolegów. Zawsze cichy w cierpieniu, nie pożalił się nawet wówczas, kiedy skradziono mu chleb z szafki, chociaż ten kawałek chleba w warunkach obozowego życia i przy jego wycieńczeniu był stawką w walce o przetrwanie” - relacjonował ks. Korcz. Przyszły Błogosławiony modlił się w czasie pracy i oczekiwania na apel. Najczęściej odmawiał Różaniec. I właśnie z modlitwy czerpał siły duchowe. Głód i ciężka praca rujnowały jego organizm. Według świadków we wrześniu 1942 roku był już szkieletem, posuwającym się na spuchniętych z głodu nogach. Zawiadomiona o jego stanie zdrowia rodzina podjęła kroki zmierzające do zwolnienia go z obozu. Gestapo postawiło dwa warunki: wyrzeczenie się kapłańskiego powołania i podpisanie niemieckiej listy narodowościowej. W swoim ostatnim liście do rodziny ks. Józef napisał, że żadnego z tych warunków nie może przyjąć. Wycieńczony zmarł 18 września 1942 roku o godzinie 21.30. Jego ciało spalono w obozowym krematorium. W opinii współwięźniów umarł jako człowiek święty, wierny swemu powołaniu w stopniu heroicznym, aż do utraty życia. W 1999 roku podczas Mszy Świętej odprawianej w Warszawie, Jan Paweł II dokonał beatyfikacji 108 męczenników, którzy ponieśli śmierć męczeńską w czasie II wojny światowej. Wśród nich był ks. Józef.

Złożył ofiarę z siebie

W Sławinie ks. Kut został upamiętniony pomnikiem ustawionym tuż obok jego rodzinnego domu. Tam właśnie 18 września tego roku udała się jego rodzina, mieszkańcy wsi wraz z pocztem sztandarowym uczniów. Obecny był również proboszcz parafii Ołobok ks. prałat Tomasz Lenczewski, który później przewodniczył Mszy Świętej w parafialnym kościele.

W homilii m. in. przypomniał drogę bł. Józefa do zjednoczenia z Bogiem. - Żył na okrutnej ziemi — mówił Ks. Prałat o ks. Kucie w Dachau. - Złożył ofiarę z siebie. Tak odczytał wezwanie do miłości - powiedział. Przypomniał również postać patrona dnia, czyli jezuity św. Stanisława Kostki. - Dziękujmy Panu Bogu za tych świętych Polaków. Prośmy o to, abyśmy i my na naszą miarę, na miarę naszego życia, umiejętności, powołania, też potrafili być świętymi przed Bogiem, czyli zawsze świadomie po stronie Boga - podkreślił Ks. Proboszcz. Podczas Eucharystii modlono się również o łaski za wstawiennictwem bł. Józefa. Na koniec dodam jeszcze, że wychodząc z kościoła warto zatrzymać się przy tablicy umieszczonej na kościele. Upamiętnia ona nie tylko bł. ks. Kuta, ale również dwóch innych synów ziemi ołobockiej ks. Jana Bąka i ks. Leona Gawrona. Jak głosi napis: „Zginęli śmiercią męczeńską za sprawę Bożą i narodową w hitlerowskim obozie Dachau”.

opr. mg/mg

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama