Fragmenty biografii Josepha Ratzingera p.t. "Współpracownicy prawdy"
Andrea Tornielli Współpracownicy prawdy biografia Benedykta XVI |
Jan Paweł II, wielki słowiański papież wybrany niespodziewanie w poniedziałkowe popołudnie 16 października 1978 r., „Boży atleta”, „globtroter” wiary, niestrudzony głosiciel Ewangelii na drogach świata. Wydawało się, jakby nigdy nie miał umrzeć. Pomimo choroby Parkinsona, która wyniszczyła jego ciało i utrudniła wyraźne przemawianie, pomimo nieudanej operacji biodra, która najpierw uczyniła jego krok chwiejnym i kulejącym, a następnie zmusiła go do poruszania się na wózku inwalidzkim, postać tego starego, chorego, ale niezwykle silnego człowieka stała się tak rodzinnie bliska światu, że nikt nie chciał uwierzyć w jego nieuniknione odejście. „Papieżem” był już przecież od niemal dwudziestu siedmiu lat. Papieżem tak mało klerykalnym w postawie, zdolnym naruszyć zasady protokołu drobnymi i wielkimi gestami, którymi zdobywał sympatię tłumów. W trakcie jego pontyfikatu w Kościele katolickim dokonały się epokowe przemiany historyczne: jedenaście lat po wyborze pierwszego papieża ze Wschodu — zza żelaznej kurtyny — padł mur Berliński. Świat dwubiegunowy i rozbity, świat przeciwstawnych bloków i zimnej wojny, całkowicie odmienił oblicze. Komunistyczny kolos implodował, upadał gwałtownie, lecz bez rozlewu krwi, bez rewolucji, bez krwawych wojen. Karol Wojtyła miał w to wszystko swój osobisty wkład: nade wszystko wkład cierpienia. 13 maja 1981 r., w rocznicę objawień Madonny Fatimskiej, został zraniony na Placu Świętego Piotra i niemal zginął od strzałów oddanych przez młodego ekstremistę tureckiego Ali Agcę z Browninga kaliber trzydzieści osiem. W przynależnej Wojtyle mistycznej wizji historii matczyna ręka Maryi zmieniła tor pocisku i sprawiła, że młody i odważny papież, wybrany na ten urząd półtorej roku wcześniej, zatrzymał się na progu śmierci. Objawiając trzecią tajemnicę fatimską, tekst opracowany przez siostrę Łucję dos Santos — ostatnią żyjącą spośród trzech widzących — przez dziesięciolecia strzeżony w archiwach Świętego Oficjum, Jan Paweł II w 2000 r. utożsamił się z protagonistą tej dramatycznej profetycznej wizji: to on był „biskupem ubranym na biało”, który przechodząc przez na wpół zrujnowane miasto i mijając szereg ciał męczenników sam umierał męczeńską śmiercią na szczycie góry, ugodzony ogniem karabinów i strzał. Oczywiście, Wojtyła nie zginął. Nie umarł dzięki modlitwom oraz interwencji Matki Bożej, pod której opiekę — już od dzieciństwa pozbawiony matki — oddał całe swoje życie kapłana, biskupa i papieża, obierając jako swe motto zdanie Grignona de Monforta, „Totus tuus”, „Cały jestem Twój, o Maryjo”. Zamach ten papież włączył w tajemnicę fatimską i w długi i często milczący różaniec męczenników, który przenikał wiek dwudziesty. „Wracając do zamachu — napisał Jan Paweł II w swojej ostatniej książce «Pamięć i tożsamość», wydanej na kilka tygodni przed jego śmiercią — myślę, że był on jedną z ostatnich konwulsji ideologii przemocy. Przemoc propagował faszyzm i hitleryzm, przemoc propagował komunizm”4. Stary papież czekał kresu życia, aby po raz pierwszy tak wyraźnie powiedzieć, skąd — jego zdaniem — nadszedł zamach na jego życie.
Papież—mistyk, zamykając epokę przeciwstawnych bloków, rozpoczął następną, początkowo — zdawało się — jakże entuzjastyczną, która okazała się jednak nie mniej trudną i tragiczną. Komunizm upadł, ale niejednokrotnie w krajach wyzwolonych z tego gnębiącego jarzma i smutku nie odrodziła się wiara, ale zatryumfował konsumpcjonizm, a całe grupy społeczne znalazły się w jeszcze większym ubóstwie. Kres imperium radzieckiego, być może przyspieszony przez odsunięcie z urzędu Michaiła Gorbaczowa, nie doprowadził do okresu stabilizacji. Przyniósł natomiast wojnę — bratobójczą wojnę etniczną — w samym sercu Europy. Świat stał się jednobiegunowy a głos Jana Pawła II, tak wychwalany, kiedy ogłaszał walkę z komunizmem i ukazywał się jako sojusznik Stanów Zjednoczonych i Ronalda Reagana, teraz podnosił się, aby prosić o nierozpętywanie wojny z Irakiem i dyktatorem Saddamem Husajnem, który latem 1990 r. zaatakował Kuwejt. Wojna jednak wybuchła. A potem, po zakończeniu reżimu Tito, rozpoczęła się kolejna w byłej Jugosławii — straszna i długa. Towarzyszyły jej akty nieludzkiej przemocy, antagonizujące jeden naród przeciw drugiemu. Tymczasem w Afryce — w Afryce zapomnianej przez wszystkich — w Ruandzie, dokonywało się jedno z najbardziej przerażających ludobójstw historii.
Później, wraz ze zbliżającym się Jubileuszem i rokiem 2000, świat wydawał się kierować ku epoce pokoju. Jednak 11 września 2001 r. zamachy, które zostały wymierzone w Amerykę przez terrorystów Bin Ladena znów wtrąciły ludzkość w otchłań strachu, a papież który pokonał komunizm, który próbował odbudować praworządność międzynarodową, zwiększając rolę Organizacji Narodów Zjednoczonych, ponownie stanął do walki ze zdradliwym, fałszywym i nie zbyt dobrze rozpoznanym nieprzyjacielem: fanatyzmem religijnym, nienawiścią i nieludzką przemocą czynioną w imię przekonań religijnych. Karol Wojtyła, już słaby i wyniszczony przez chorobę, starał się ze wszystkich sił usunąć teologiczny fundament tej absurdalnej idei. W 2002 r. zwołał do Asyżu nowe spotkanie międzyreligijne i tam z całej mocy wołał, że nigdy nie należy i nie wolno usprawiedliwiać nienawiści i przemocy, używając, a nawet więcej — bezczeszcząc Boże imię. Ten bezbronny papież, pozostający na pierwszej linii walki z terroryzmem, potrafił z wielką odwagą powiedzieć swoje „nie” wobec wojny, gdy w pierwszych miesiącach 2003 r. angielsko-amerykańscy sojusznicy zdecydowali się wypowiedzieć wojnę Irakowi Saddama Husajna. Świat stał się jeszcze bardziej niestabilny, a zagrożenie terrorystyczne wydawało się usprawiedliwiać wszelką wojnę, także tę „prewencyjną”, zrodzoną w umysłach strategów Białego Domu, gdzie zasiadał George Bush.
Jan Paweł II dokonał tych epokowych przemian pozostając sobą. „Kwestia, która zdominowała jego pontyfikat, dotyczyła głoszenia i obrony wiary i moralności chrześcijańskiej” — napisała „La Civiltà Cattolica”, miarodajne czasopismo jezuitów. „Istotnie — można przeczytać w dodatku wydanym po śmierci Wojtyły — jego największą troską była ewangelizacja. Pragnął, aby była «nowa» tak w formie, jak i w metodzie, ale wierna Tradycji apostolskiej i nauczaniu soborowemu, a w szczególności Soboru Watykańskiego II. Poprzez swoje niezliczone podróże apostolskie — które były znamienną cechą jego pontyfikatu — papież nie tylko pragnął głosić Ewangelię wszystkim ludziom, ale również zachęcać Kościoły lokalne do pełnienia zadań ewangelizacyjnych także w trudnych sytuacjach, w jakich niejednokrotnie się znajdują, jeśli chodzi o samą możliwość głoszenia Ewangelii, nie będąc oskarżonym o niesłuszny prozelityzm lub zwalczanie tradycyjnych religii danego kraju”.
„Aby rozproszyć wątpliwości i niepewności — kontynuuje czasopismo — dotyczące prawd wiary i moralności chrześcijańskiej, wydał Katechizm Kościoła Katolickiego (11 października 1992 r.) jako „pewną normę dla nauczania wiary”. W czasie relatywizmu religijnego szczególny wysiłek włożył w obronę jedyności i powszechności Chrystusa, Słowa Bożego, który wcielił się, umarł i zmartwychwstał dla zbawienia wszystkich ludzi. W ciągłości z tym, co ogłosił już w encyklice Redemptoris missio (1991), również w deklaracji Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus (2000) potwierdził, że Chrystus jest jedynym i powszechnym Zbawicielem wszystkich ludzi.
Jan Paweł II przeprowadził Kościół na drugi brzeg, wyprowadzając go z posoborowego kryzysu i zachęcając do nowego misjonarskiego zapału. Nie oszczędzał się. Ukazał drogę. Głosił Jezusa Chrystusa w każdym zakątku ziemi. Ukazał przede wszystkim, że chrześcijanin nikogo nie uważa za nieprzyjaciela. Budował mosty w epoce, w której wznoszono mury. Uczył dialogu i spotykał się z ludźmi odmiennej wiary. Jako pierwszy papież w historii, po świętym Piotrze, wszedł do rzymskiej synagogi (1986). Jako pierwszy papież w historii wszedł do meczetu w Damaszku (2001). Był Bożym człowiekiem, całkowicie zanurzonym w historię, ponieważ całkowicie zanurzony był w Bogu.
Ten nadzwyczajny papież, którego niektórzy chcieliby obdarzyć tytułem „Wielki”, a ludzie widzieć na ołtarzach z pominięciem długiej procedury kanonizacyjnej, zestarzał się. Zestarzał się w sposób straszliwy, ale aż do końca kontynuował podróże, przewodniczył uroczystościom, prowadził swoje niezliczone powinności. Dlatego wydawało się, że Jan Paweł II nigdy nie umrze. Był jedynym papieżem, którego znały pokolenia młodych ludzi, a z którymi on chciał być szczególnie blisko poprzez Światowe Dni Młodzieży.
4 Wyd. polskie: Jan Paweł II, Pamięć i tożsamość. Rozmowy na przełomie tysiącleci, Kraków 2005, s. 170.
opr. ab/ab