O spowiedniku i kierowniku duchowym s. Faustyny Kowalskiej
Zrodzone w dzieciństwie pragnienie zostania kapłanem okazało się przedsięwzięciem niełatwym do zrealizowania. Po ukończeniu szkoły miejskiej w Oszmianie w 1906 roku Michał zmuszony był przerwać dalsze kształcenie się z powodu pogorszenia materialnego bytu jego rodziców. Nastąpiła bowiem utrata dzierżawy folwarku Juszewszczyzna, a nowa dzierżawa w Starzynkach pozwalała zaledwie na skromne utrzymanie się rodziny. W lutym 1907 roku Michał otrzymał propozycję objęcia posady nauczyciela w nowo powstałej szkole polskiej przy parafii w Zabrzeziu. Praca w szkole bardzo mu odpowiadała. Od początku nauczanie interesowało go i pociągało, a jednocześnie mobilizowało do zdobywania umiejętności właściwego prowadzenia go od strony metodycznej. Ucząc innych Michał zajął się również usuwaniem własnych braków w znajomości poprawnej polszczyzny. Uczył się gramatyki i stylistyki polskiej, gdyż o pozyskiwaniu takich umiejętności w szkołach zdominowanych w ówczesnym czasie przez Rosjan można było tylko marzyć. Swoją polszczyznę poprawiał także poprzez rozczytywanie się w narodowej literaturze pięknej. Dniami i nocami chłonął dzieła klasyków polskiej literatury, zwłaszcza Mickiewicza. Odkrywał tym samym piękno i bogactwo narodowej kultury uwiecznionej w literaturze. Lektura ta kształtowała też niewątpliwie osobowość Michała, uczyła patriotyzmu i przekonywała do wypracowywania w sobie wartości religijno-moralnych. Wspominając po latach swą prace w szkole polskiej w Zabrzeziu pisał: „Miła to była praca, pełna wiary i zapału; tworzyły się rozmaite projekty, plany dotyczące organizacji szkolnictwa polskiego i metody nauczania, której wówczas jeszcze zupełnie nie znałem”. (Ks. M. Sopoćko. Dziennik, z. 2 s. 11) Szkoła po roku istnienia za prowadzoną w niej działalność na rzecz polskości i katolicyzmu została zamknięta, a ksiądz proboszcz i Michał ukarani przez sąd carski w Oszmianie.
Michał pozbawiony pracy w szkole uczył przez kilka miesięcy dzieci swych krewnych w ich majątku w Kotłowie. Tam zasugerowano mu wyjazd do Wilna w celu znalezienia możliwości dalszego kształcenia się. We wrześniu 1908 roku, bez żadnego zabezpieczenia materialnego licząc jedynie na pomoc niewielu znajomych, znalazł się Michał w Wilnie. Po licznych nieudanych próbach uzyskania pomocy skłaniał się kilkakrotnie do porzucenia próżnych wysiłków, ale podtrzymywała go ciągle odnawiana nadzieja, którą odnajdywał modląc się przed obrazem Matki Bożej Ostrobramskiej. Ostatecznie też, jak później sam wspominał, wyprosił u Niej szczęśliwe zakończenie swych poszukiwań. „Załamany udałem się jeszcze raz do kaplicy M.B. Ostrobramskiej, gdzie w czasie modlitwy poczułem napływającą energię i wstąpiła we mnie ufność. Wróciłem do miasta i udałem się na Baksztę do p. Zmitrowicza, który zajmował się wychowaniem młodzieży. Tu spotkałem p. J. Waltz, która - widząc moje zakłopotanie - zaproponowała mi utrzymanie i naukę łaciny za kilka godzin lekcji rosyjskiego dla jej uczniów”. (Ks. M. Sopoćko. Dziennik, z. 2 s. 11).
W internacie przy ulicy Bakszta odnalazł Michał atmosferę i środowisko, których poszukiwał. Panował tu bowiem duch na wskroś religijny i polski. Większość pensjonariuszy stanowili podobni do niego młodzieńcy pragnący wstąpić do seminarium duchownego. Michał bez trudności wszedł w odpowiadający jego osobistym ideałom tryb życia w internacie. W programie dnia były poranne i wieczorne modlitwy, rozmyślania prowadzone przez wychowawcę, uczestnictwo we Mszy świętej. Był określony czas na naukę i rekreację. Wielki wpływ na atmosferę i styl życia w internacie miał wychowawca J. Zmitrowicz, znany ponadto z działalności patriotycznej i społeczno-religijnej wśród młodzieży polskiego pochodzenia. Porywał on wychowanków urokiem swej osoby, a jeszcze bardziej przykładem życia, kierując ich ku wyższym ideałom. Uczył właściwej hierarchii wartości i umiejętnie dobierał motywy poruszające wolę do przyjmowania tejże hierarchii wartości, a przezwyciężania złych skłonności i nawyków. Postawą swą ukazywał co znaczy być pokornym będąc przełożonym, jak zachować łagodność i cierpliwość wobec wychowanków. Był też wzorem człowieka wiary, prowadzącego autentyczne życie wewnętrzne. Michał zafascynowany osobą Zmitrowicza żył wartościami, które on prezentował i których uczył. Pod jego okiem formował swój charakter i wdrażał się w początki systematycznie prowadzonych praktyk duchowych, służących budowaniu autentycznego życia duchowego.
Czas pobytu w internacie był dla Michała również okresem uzupełniania i poszerzania wiedzy, by móc złożyć egzaminy poświadczające posiadanie gimnazjalnego wykształcania. Poza wymaganą do egzaminów nauką języka łacińskiego i niemieckiego, ubogacał się treściami przekazywanymi w przemówieniach i pouczeniach Zmitrowicza, odczytach i referatach wygłaszanych w internacie, czy kazaniach dobrych mówców kościelnych z wileńskich kościołów. Korzystając z biblioteki internatu oczytywał się głównie w literaturze z zakresu problematyki religijno-społecznej i pedagogicznej, która go w owym czasie szczególnie interesowała. Przebywając w Wilnie, mieście bogatym w zabytki i dzieła sztuki, posiadającym też swoje życie kulturalne, Michał odnalazł ponadto możliwość ogólnego rozwoju kulturalnego i wewnętrznego ubogacenia od strony estetycznej.
W kwietniu 1909 roku udał się Michał do Petersburga, gdzie w XX Gimnazjum zdał uzupełniające egzaminy. Teraz mógł już ubiegać się o przyjęcie go do seminarium duchownego. Jeszcze przed wakacjami 1909 roku złożył podanie do seminarium i zdał egzamin wstępny. Upragniony cel, nauka w seminarium wydawał się już prawie osiągnięty, gdy władze seminaryjne zdecydowały o przyjęciu go do seminarium. Tymczasem gubernator wileński nie zatwierdził przyjęcia Michała do seminarium z powodu wyroku sądowego w związku z jego nauczaniem w szkole w Zabrzeziu. Przez kolejny rok, pozostając w niepewności czy ponownie decyzja gubernatora nie będzie negatywna, Michał zmuszony był nadal korzystać z życzliwości swych opiekunów - J. Waltz i J. Zmitrowicza, zatrzymując się w ich internacie. Teraz zaproponowano mu funkcję pomocnika wychowawcy. Na początku czerwca 1910 roku otrzymał powiadomienie z seminarium, że gubernator zgodził się na rozpoczęcie przez niego studiów seminaryjnych. Droga do kapłaństwa została otwarta. Najtrudniejsza przeszkoda została pokonana. Jednakże ponownie dały znać o sobie trudności wynikające z ciężkiej sytuacji materialnej rodziców Michała. Niepowodzenia w dzierżawie w Starzynkach, zmusiły ich do jej wymówienia. Kolejna dzierżawa w Kukielach też nie rokowała polepszenia bytu rodziny. Trudna sytuacja rodziców położyła się cieniem na radosnym nastroju, którego doznawał Michał w przededniu wstępowania do seminarium. Zrodziła się w nim poważna rozterka: rozpoczynać naukę czy pozostać z bliskimi w ich ciężkim położeniu, odkładając na razie wstąpienie do seminarium, aby pomagać w gospodarstwie rodzicom. Podjęcie rozstrzygającej decyzji musiało niewątpliwie dużo kosztować Michała. Realna ocena sytuacji podpowiadała jednakże, że jego obecność w domu raczej nie wpłynie na zmianę niekorzystnego obrotu spraw gospodarskich w dzierżawie rodziców. Z drugiej zaś strony podejmowanie nauki, bez możliwości jakiegokolwiek wsparcia ze strony rodziny wymagało odwagi, by wstępować do seminarium. Z ciężkim więc sercem, ale i z ufnością, że uda mu się osiągnąć zmierzony cel przekraczał Michał progi seminarium. Wtedy trudno mu jeszcze było odczytać, co jednak z czasem zacznie być coraz bardziej wyraźne w jego świadomości, iż sam Bóg w swej opatrzności i miłosierdziu tak go prowadzi. Wspominając tamte chwile zapisze później: „Z uczuciem wielkiej radości i mimowolnego bólu serca przekraczałem próg przybytku nauki teologicznej, - radości, że się urzeczywistniły moje marzenia lat dziecinnych, a bólu, że pozostawiam rodziców i rodzeństwo w smutnym i prawie katastrofalnym położeniu”. (Ks. M. Sopoćko, Jak wstąpiłem do Seminarium Duchownego w Wilnie.)
opr. ab/ab