• Opiekun

Bunt przeciwko ściemie

Chyba nikt nie lubi ściemniaczy. To dlaczego czasem bawi nas, kiedy kolega z klasy wymyśla niestworzoną bajeczkę, żeby nie dostać pały za brak zadania domowego i czasem nawet podziwiamy kunszt, z jakim to robi?

Jeśli ta sytuacja nie dotyczy nas bezpośrednio, to może takie krętactwo niezbyt nam przeszkadza. Jednak kiedy ów ściemniacz notorycznie próbuje urabiać nauczycieli, to może i uchodzi za inteligentnego śmieszka, i może nawet niektórzy nadal się z nim kumplują, ale pewne negatywne wrażenie pozostaje, jakaś nieufność, która każe pamiętać, że na tego gościa trzeba uważać. No bo kto z nas chciałby, żeby mu ściemniano? Kto chciałby być ofiarą kłamstwa i mataczenia? Wszak to właśnie kryje się pod niewinnym słóweczkiem „ściema”.

Niestety ściemy nie brakuje i to nie tylko w szkole. Nieprawdę mówią zarówno młodzi, jak i dorośli, dojrzali ludzie. Po co to robią? Po co kreują rzeczywistość, która nie istnieje? W skrócie można powiedzieć, że po to, aby odnieść jakieś korzyści. Szczególnie uderzające jest, kiedy kłamiemy w kwestiach dotyczących naszej wiary lub religijności. Czasem ludzie tworzą niemającą nic wspólnego z rzeczywistością, przemyślaną narrację, aby uzyskać cel, na którym właściwie im samym nie zależy, albo którego całkowicie nie rozumieją.

Z życia wzięte

Miałam okazję jakiś czas temu rozmawiać z pewnym piętnastolatkiem, uparcie, choć mało konsekwentnie, deklarującym, że nie wierzy w Boga. Jak wiadomo, przełom szkoły podstawowej i średniej to czas, kiedy młodzież przygotowuje się do bierzmowania. Ów młodzian również zaczął chodzić na spotkania i nawet stwierdził, że ksiądz, który je prowadzi, jest całkiem spoko. Należy podkreślić, że młody wcale nie chce do bierzmowania przystąpić, ale równie niewierząca jak on mama kazała, więc poszedł na spotkanie. Można by zapytać – po co mamie jego bierzmowanie i dlaczego on uległ jej naciskom, skoro tak się przeciwko wierze buntuje? Z naszej rozmowy wynikło, że być może sprawa sama się rozwiąże i chłopak nie zostanie dopuszczony do bierzmowania, bo jego frekwencja na Mszach Świętych, nabożeństwach i spotkaniach była w zasadzie żadna. To przynajmniej odpowiadałoby jego deklaracji o niewierze w Boga. Najciekawsze jednak miało dopiero się ujawnić. Okazało się bowiem, że nie tylko mama upatruje w sakramencie bierzmowania przepustkę do uzyskania w przyszłości należnych korzyści. Plan chłopaka przedstawiał się więc następująco: z religii się wypiszę, do bierzmowania nie pójdę teraz, ale za dwa lata, co oczywiście załatwię z księdzem, no bo jak inaczej? Ha! Chytre, prawda? I teraz kolejne pytanie: dlaczego piętnastolatek wymyśla tak zakręcony scenariusz w kwestii, która rzekomo wcale go nie interesuje? Odpowiedź jest tyleż prosta, co zaskakująca. On zamierza kiedyś w przyszłości zostać chrzestnym! Kurtyna opada.

Dobra ściema nie jest zła?

Piszę o tym wszystkim trochę z przekąsem, jednak w istocie mam głęboką nadzieję, że ten chłopak prędzej czy później doświadczy miłości Boga, której zwyczajnie tak bardzo mu brakuje. Problem bowiem leży raczej nie tyle w niewierze, co w złości za krzywdę doznaną od najbliższych, ale nie o tym ma być ten tekst. Tekst ma być o tym, jak za wszelką cenę, za cenę naszej autentyczności, próbujemy osiągnąć cele, którymi w istocie gardzimy. Zjawisko przystępowania do bierzmowania, „bo mama kazała” wydaje się być dość powszechne. Nie wszyscy młodzi tak robią, ale na pewno spora część z takich właśnie motywów wybiera się po sakrament. Czego jednak możemy oczekiwać, skoro do chrztu nieśli nas niewierzący rodzice, a do I Komunii posłano nas, bo dzieci w klasie będą opowiadać o prezentach, a nam byłoby przykro, gdybyśmy nie mieli nic na ten temat do powiedzenia? O ile mówi się, że bierzmowanie to „sakrament zerwania z Kościołem”, o tyle nie jest to wcale koniec naginania rzeczywistości związanej z sakramentami. Mamy przecież jeszcze zaplanowany ślub i wesele z wielką pompą. Tutaj dopiero ściema objawia się w całej okazałości. Ile to zachodu, żeby okrężną drogą zdobyć stosowne zaświadczenia dla proboszcza. Jesteśmy w stanie stracić mnóstwo czasu i pieniędzy, byle tylko nie musieć chodzić na wymagane spotkania.

Trudno mieć pretensje do kandydatów do bierzmowania o ich czasem niewłaściwą postawę. Takiej postawy uczą się od dorosłych i to od małego. Uczą się, że nie jest istotne, do czego właściwie dążysz i czy w ogóle jest ci to potrzebne. Uczą się, że im się to należy i kropka, mimo że na co dzień mają to w pogardzie. Uczą się wreszcie, że mogą to osiągnąć po linii najmniejszego oporu, bez dawania z siebie czegokolwiek. Uczą się, że wszystko można załatwić, a najważniejsze jest to, żeby zgadzało się w papierach.

Wiek nastoletni zawsze kojarzył mi się z idealistycznym podejściem do życia, ze wzniosłymi dążeniami, z siłą, buntem i wykrzykiwaniem tego, co ma się w sercu, z autentycznością. Dziś nauczonym mataczenia nastolatkom łatwo zgnuśnieć. Proponuję bunt przeciwko ściemie. Jeśli chcesz być chojrakiem, to pokaż, że cię na to stać.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

reklama

reklama

reklama

reklama