Polityka i biznes łatwo zwalniają się z odpowiedzialności moralnej. Tymczasem to właśnie te dwie sfery powinny być szczególnie wrażliwe na problematykę etyczną!
Nasze czasy przyniosły zmiany w postrzeganiu naszej duchowości. Jesteśmy zdolni do kreowania rzeczywistości, również w sferze ducha. Dynamizm człowieka zmusza go nawet do poszerzania sfery grzeszności. (...) Powszechność kierowania się ku nowym bożkom zmusiła Kościół do zdefiniowania nowych wymiarów grzechu, związanych z jego rozległością, skalą upowszechniania i wieloma zmianami w kierunkach rozwoju współczesnego człowieka. Efektem przemyśleń jest nowa lista grzechów, która wydaje się prawie odpowiedzią na nagłówkowe tematy z prasy, czy newsy programów informacyjnych.
Agnieszka Nieć: Powodowanie biedy, nierówności i niesprawiedliwości społecznej to grzech, który — jak się wydaje — dotyczy w największym stopniu polityków i ludzi biznesu. Jak Ojciec myśli, czy spowiadają się z tego grzechu?
L K.: O ile politycy w ogóle się spowiadają... Dziś na czele państw rzadko stoją ludzie, którzy w swym działaniu kierują się etyką. Miałem tę wielką radość, że kiedy prowadziłem w Tyńcu rekolekcje dla części posłów Platformy Obywatelskiej, to rzeczywiście sporo osób się spowiadało. Ja nie byłem ich spowiednikiem, ale z pewnością zdarza się, że ktoś spowiada się, iż głosował niepotrzebnie za jakąś ustawą czy niepotrzebnie przeciw. To też są grzechy z gatunku „nowych” — w cudzysłowie. Dawniej spowiadali się z nich królowie i biskupi.
Miałem takiego znajomego księdza — to były lata 50. XX w. — który zaraz po święceniach został wikariuszem u proboszcza, mającego opinię bardzo ostrego i surowego. Tymczasem ten ksiądz — taki prosty chłopak ze wsi, ale bardzo pobożny, sensowny, pełen zapału i energii — przez pierwszy rok poddał się całkowicie proboszczowi: nie buntował się, był uległy, nie stawiał na swoim. Proboszcz nawet chodził do niego do spowiedzi, widać miał do niego wielkie zaufanie. Lekcje religii odbywały się w tej parafii w zimnym kościele w niewygodnych ławkach, bo na plebanii nie było miejsca. Wikary zauważył, że w wieży kościoła można by urządzić salkę katechetyczną. Proboszcz nie znosił żadnych zmian, więc się nie zgodził. Wikary przypomniał mu raz, drugi, ale proboszcz nic. Wreszcie wikary przy spowiedzi nie udzielił mu rozgrzeszenia, za zaniedbanie obowiązków duszpasterskich. Skąd o tym wiem? Bo z proboszcza był straszny impetyk — pojechał do kurii z krzykiem: rozgrzeszenia mi nie udzielił, co za wariat! Więc wydaje mi się, że jeśli tak jest z proboszczem, czy nie daj Boże z biskupem, podobnie może być z politykami. Niewykluczone, że i polityk czasem nie otrzymuje rozgrzeszenia. Natomiast — jak widać — wielu polityków nie żyje w stanie łaski uświęcającej, a jeszcze więcej wyraźnie mówi, że są ludźmi niewierzącymi.
A.N.: A może sam zawód polityka trudno jest pogodzić z etyką, bo władza jednak często demoralizuje: z jednej strony wielka odpowiedzialność, z drugiej okazja do nadużywania swojego stanowiska?
L K.: Papież Jan Paweł II w swojej adhortacji: Christifideles laici (Chrześcijanie świeccy) wprost nakazuje katolikom angażowanie się w politykę, jeśli przez politykę rozumiemy roztropną troskę o dobro ludzi i społeczeństw, a nie środek do zdobycia i utrzymania władzy za wszelką cenę, bo wtedy jest to brudna polityka i uczestniczenie w niej nie ma sensu. Kiedy więc słyszymy: „Niech Kościół się nie miesza do polityki”, to o co chodzi? Przecież około 80% Polaków przyznaje się do przynależności do Kościoła, więc politykę ma uprawiać tylko 20%? Na pewno głoszący takie hasła myślą o hierarchii i oficjalnych wystąpieniach Kościoła. Owszem, nie byłoby w porządku, gdyby prymas obsadzał stanowiska w parlamencie i decydował o podziale administracyjnym kraju, czy wyznaczał wysokość podatków — to byłby klerykalizm. Ale wyrazić swoją opinię na temat ustaw państwowych, na temat działalności grupy społecznej czy poszczególnych polityków, może każdy człowiek. Dlatego jeśliby się zabroniło tego Kościołowi i poszczególnym katolikom świeckim czy duchownym, byłaby to wyraźna dyskryminacja.
A.N.: Lista nowych grzechów wróży ponurą przyszłość. Co możemy zrobić, żeby wizja ta się nie spełniła?
L K.: Jeśli świat pójdzie bezkrytycznie w tym kierunku, jaki wyznaczają nowe grzechy — manipulacje genetyczne, narkomania, powszechna bieda i gigantyczne bogactwo, zatrute środowisko naturalne — to wtedy chyba nastąpi całkowita zagłada ludzkości... Ale oparcie się o Boga daje siłę dobru. Dlatego potrzeba mocnych ludzi wierzących. A więc trzeba trzymać się Pana Boga i zacząć naprawdę żyć bardziej konsekwentnie według planu, który On zamierzył, stwarzając świat (Wszechświat!) i człowieka.
A wszystkie te i podobne sprawy rozwiązują się w świetle słów świętego Jana: Bóg jest miłością . Bożki dawne i dzisiejsze, fałszywi bogowie, to jest odejście od tej miłości. Widzimy, że wszystkie problemy omawiane przez nas, biorą się stąd, że człowiek nie kocha innych, kocha samego siebie. Często głupio i w ten sposób przegrywa. Merton powiedział: „Kochać siebie to kochać nicość, a kochać nicość to kochać piekło”. Etyka, takie słowo wytrych, rozumiana jako życzliwość, dobroć, miłość, czyli oddanie drugiemu człowiekowi, może pomóc uzdrawiać te sprawy.
o. Leon Knabit OSB, Agnieszka Nieć,
...jakby Boga nie było. O nowych grzechach i bożkach,
Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC
opr. mg/mg