O filmie i książce "Egzorcyzmy Anneliese Michel", opartych na faktach autentycznych z lat 1970-tych
W religijnych Stanach Zjednoczonych film „Egzorcyzmy Emily Rose" cieszył się od początku wielką popularnością, w sceptycznej Europie został określony jako kompletne bzdury. Film powstał na kanwie prawdziwych wydarzeń. Tak więc, czy osobowy demon istnieje, czy to tylko średniowieczna bajka?
Cokolwiek mówiliby niektórzy powierzchownie myślący teologowie, diabeł jest dla wiary chrześcijańskiej tajemniczą, ale rzeczywistą, osobową, a nie symboliczną realnością - pisał kard. Joseph Ratzinger w „Raporcie o stanie wiary".
„Egzorcyzmy Emily Rose" to film z gatunku dramatu sądowego, a nie historia ezgorcyzmów przeprowadzonych wobec młodej studentki. Nie ma tu wielu scen mrożących krew w żyłach, choć można powiedzieć, że momentami ogarnia strach. Główną bohaterką nie jest tu bowiem Emily Rose (rewelacyjna rola młodziutkiej Jennifer Carpenter), a prawniczka Erin Bruner grana przez Laurę Linney. Erin Bruner została wynajęta jako adwokat księdza, który został oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci dziewczyny, którą egzorcyzmował. Już na samym początku mamy ścieranie się dwóch postaw: wierzącego duchownego i jego adwokata, który uważa się za agnostyka. Jak potoczy się proces? Czy Emily Rose była epileptyczką, jak tego chcą lekarze, czy była opętana? Po której stronie się opowiedzieć, jaką postawę przyjąć? Całe szczęście film opiera się - choć dość luźno i swobodnie - na faktach. Jak zwykle zresztą historia prawdziwa jest znacznie ciekawsza niż dopisana do niej fabuła.
Pierwowzorem filmowej Emily Rose jest 23 -letnia studentka pedagogiki Anneliese Michel z małego miasteczka w Niemczech - Klingenberg, która zmarła l lipca 1976 roku w czasie prowadzonych nad nią przez wiele miesięcy egzorcyzmów, co stało się głównym powodem oskarżenia wysuniętego później wobec dwóch kapłanów i jej rodziców. Lekarze bowiem stwierdzili, że bezpośrednim powodem jej śmierci było wygłodzenie, a przeświadczenie jej bliskich o opętaniu wykluczało w ich mniemaniu leczenie. Proces skazujący księży i rodziców na karę pozbawienia wolności na 6 miesięcy odbił się szerokim echem w niemieckich mediach, ale także wśród niemieckich teologów. Państwowy sąd ocenił opętanie Anneliese jako stek bzdur, ufając jedynie postoświeceniowej nauce i wydając orzeczenia w sprawach religijnych. Jeden ze skazanych księży, Ernst Alt, tak skomentował fakt niewniesienia rewizji od wyroku: „Wierzę, że prawda nadal jest prawdą i że trzeba do niej się przyznawać, nawet jeśli cały świat śmieje się z tego; ponieważ wiara jest wiarą tam, gdzie nie jest już dostępna nauce. Żaden świecki sąd nie będzie mógł wydać o tym sprawiedliwego wyroku...".
Sprawą „opętania z Klingenbergu" po dwóch latach od wyroku zainteresowała się prof. Felicitas Goodman, antropolog kultury i językoznawca zajmująca się mistycznymi stanami religijnymi w różnych kulturach. Zainteresował ją szczególnie fakt istnienia taśm magnetofonowych, na których - zresztą za zgodą Anneliese - nagrywane były egzorcyzmy, a to dlatego, że przez dziesięć lat badała wzorce językowe występujące podczas doświadczenia opętania. Prof. Goodman stwierdziła istnienie charakterystycznych cech wspólnych dla opętań z różnych kręgów lingwistycznych i kulturowych. Była ciekawa, czy taśmy z Klingenbergu będą tym cechom odpowiadać. Zainteresowało ją to tym bardziej, że nigdy w swoich badaniach nie spotkała się z tym, żeby ktoś umarł w wyniku prowadzonych egzorcyzmów. Od adwokata broniącego ks. Alta, pani Mariannę Thory, otrzymała pełne akta sądowe: sprawozdania, zeznania świadków, orzeczenia biegłych, listy. Rozmawiała z duchownymi przeprowadzającymi egzorcyzmy, z rodziną Anneliese, jej chłopakiem. Otrzymała także owe kasety i zapiski dziewczyny. Owocem tych studiów jest książka „Egzorcyzmy Anneliese Michel", z której można odczytać obiektywnie ukazaną historię życia i śmierci Anneliese, ale także naukową analizę wypadków z Klingenbergu.
Być może, gdyby wśród biegłych była prof. Goodman czy jakikolwiek antropolog lub psychiatra obeznany z podobnymi stanami, nie doszłoby do takiego wyroku. Tak się jednak nie stało, podczas gdy niemieckie media krzyczały „Do diabła z diabłem", nawet Episkopat Niemiec uznał, że opętanie i wielki egzorcyzm „są zdatne do... maskowania chorób i przyczyn chorób, do wzmacniania i przedłużania ich, a przez to jednocześnie do utrudniania ewentualnego leczenia albo nawet wykluczenia go". Od tego czasu liczba ezgorcyzmów w Niemczech jeszcze się zmniejszyła.
Anneliese była dręczona przez demony odkąd ukończyła 16 lat, choć początkowo nikomu to nie przyszło do głowy. W związku z dziwnymi stanami, które od czasu do czasu ją prześladowały, matka zabierała ją do kolejnych lekarzy, którzy nie byli pewni przyczyn jej dolegliwości. Ponieważ wiązały się one z chwilowym sztywnieniem i brakiem świadomości, lekarze zaczęli przepisywać jej leki przeciw-drgawkowe sądząc, że to jakaś postać epilepsji. Nic to jednak nie pomagało.
Stopniowo zaczęły dochodzić do tego widzenia demoniczne i niekontrolowana niechęć do sakramentaliów. Trzeba przy tym zaznaczyć, że Anneliese pochodziła z bardzo pobożnej katolickiej rodziny, która co niedzielę uczestniczyła we Mszy św. i codziennie odmawiała wspólnie Różaniec.
Przeróżne, niedające się wytłumaczyć racjonalnie wydarzenia, sprawiły, że rodzice jej zwrócili się o pomoc do Kościoła. Biskup z Würzburga ks. Josef Stangl zdecydował o odprawieniu egzorcyzmów i zlecił to zadanie salwatorianinowi ojcu Arnoldowi Renz i ks. Ernstowi Alt, duszpasterzowi dziewczyny. W sprawę był zaangażowany również ks. Rodewyk, jezuita, specjalista demonolog z dużym doświadczeniem, który nawet uczestniczył w trakcie odprawiania egzorcyzmów i bez wahania rozpoznał opętanie. Egzorcyzmy Anneliese trwały ponad rok i nie przynosiły oczekiwanego skutku, co dla kapłanów było zagadkowe. Trzeba jednak zaznaczyć, że przez ten cały czas dziewczyna leczyła się u neurologów, przechodziła badania EEG i zażywała przepisywane jej silne leki. Cały czas była świadoma tego, co się z nią dzieje, jednak nie miała na to żadnego wpływu.
Dlaczego doszło do opętania tak pobożnej osoby, pozostanie na zawsze tajemnicą. Jednak fakt braku uwolnienia świadczy o czymś jeszcze: z jej zapisków w dzienniku można wywnioskować, że poddała się temu wielkiemu cierpieniu w celu odkupienia za grzechy innych ludzi. Od pewnego momentu miała widzenia Maryi i Zbawiciela - czy to prawda, czy nie, faktem jest, co wynika z listów do ks. Alta i jej notatek, że w końcu poddała się całkowicie woli Bożej.
Na podstawie badań prowadzonych nad głosem Anneliese w czasie egzorcyzmów prof. Goodman potwierdziła stan opętania. Doszła do jeszcze innych wniosków ściśle naukowych: Anneliese umarła nie na skutek egzorcyzmów ani wychudzenia (demony nie pozwalały jej jeść), ale z powodów ubocznych skutków zażywania silnych leków przeciwepileptycznych, które przepisywali jej lekarze od lat, nie robiąc przy tym żadnych okresowych badań obrazu krwi, co jest w takich przypadkach wymagane. Autopsja wykonana po śmierci nie stwierdziła żadnych zmian w mózgu charakterystycznych dla epilepsji.
Książka „Egzorcyzmy Anneliese Michel" jest wstrząsającym opisem cierpienia i miłości rodziny oraz duchownych, którzy związali się z tą sprawą. To wielki akt wiary. I nie straszne, budzące autentyczną grozę opisy są tu najważniejsze ani nawet niepotwierdzony przez najbliższych fakt istnienia stygmatów na nogach dziewczyny, ale właśnie jej zgoda i niezachwiana wiara. Ta historia zmieniła wszystkich, którzy w niej uczestniczyli, a także tych, do których przesłanie Anneliese dociera. Na jej grobie zawsze leżą świeże kwiaty. Podobnie jest z filmem Derricksona. Mogą denerwować schematy, którymi się posługuje jak twórca horroru klasy C: ciągły ponury deszcz, grzmoty i błyskawice w odpowiednich momentach, kiczowate diabelskie twarze czy rozpadający się i stojący na kompletnym uboczu dom rodziny Rose. Prawda jest o wiele straszniejsza: słońce nie przeszkadza demonowi, a także nowoczesny domek stojący wśród innych podobnych czystych, niemieckich zagród. Pomijając więc te uproszczenia w scenariuszu, w pamięci pozostaje scena spotkania Emily Rose z Maryją. I jej odpowiedź, gdy patrząc z boku na swoje sponiewierane ciało, przyjmuje całkiem świadomie pokutowanie za grzechy innych. Umarła uwolniona.
opr. mg/mg