Rozdział zatytułowany: Co nas rani, a co nas leczy
Józef Witko OFM Uzdrawiająca moc przebaczenia
|
fragment:
|
Święty Piotr pisze w swoim Pierwszym Liście tak:
Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży, szukając, kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu (1 P 5, 8—9).
Szatan podobny jest do dobrego myśliwego, który się ukrywa i umie cierpliwie czekać na swoją ofiarę. Dawniej myśliwy, by móc złapać upatrzoną przez siebie zwierzynę, najpierw zastawiał pułapkę, którą dokładnie maskował, a następnie umieszczał przy niej przynętę. Przygotowawszy to, czekał cierpliwie na swoją zdobycz. Kiedy zwierzyna dała się skusić, niczego nie przeczuwając, wpadała w zastawioną na nią pułapkę, z której nie potrafiła się już wydostać.
Pułapki, jakie na nas zastawia szatan, są również dokładnie ukryte i wyposażone w przynęty. Jednym z najbardziej podstępnych i niebezpiecznych rodzajów przynęt, jakimi szatan nas nęci, jest uraza. Jeżeli dajemy się skusić, wpadamy w zastawioną na nas pułapkę. Wówczas nasze serce wypełnia się bólem, który w dalszej kolejności skutecznie zamyka nas na drugiego człowieka. A kiedy zamykamy się przed drugim człowiekiem, nasze życie wydaje zatrute owoce: obrazę, gniew, zniewagę, zazdrość, rozterki wewnętrzne, i przynosi nam odrzucenie, zgorzknienie, nienawiść czy zawiść. Dochodzi do sytuacji, kiedy w naszym zachowaniu dominują ataki słowne, odseparowywanie się od innych i zamykanie się w sobie, a skutkiem są zranienia, podziały, zniszczone przyjaźnie i zdrady, oddalające nas coraz bardziej od Boga.
Człowiek, który dał się złapać w pułapkę i nakarmił swoje serce urazą, często nie zdaje sobie z tego sprawy. Nie widzi swojego zniewolenia. Jego ślepota sprawia, że skupia się wyłącznie na sobie i na odczuwaniu krzywdy, która została mu wyrządzona. Zaprzecza, że coś jest nie tak. Zaprzecza istnieniu jakiegokolwiek problemu. Zaprzecza, że jest urażony. Że cierpi.
Najlepszym sposobem zaślepienia człowieka, stosowanym przez szatana jest skupienie go na samym sobie.
Jezus mówi w Ewangelii:
Niepodobna, żeby nie przyszły zgorszenia (Łk 17, 1).
Mówiąc to, Chrystus pragnie nam uświadomić, że nie da się uniknąć zranień. Jak zostało powiedziane, jedną z najbardziej zabójczych pułapek szatana, na jakie dajemy się złapać, jest uraza. Może ona być przyczyną ogromnego bólu, cierpienia, niszczenia miłości, znajomości i poszerzania istniejących już podziałów. Psalmista woła:
Gdyby to lżył mnie nieprzyjaciel, zniósłbym to z pewnością; gdyby przeciw mnie powstawał ten, który mnie nienawidzi, ukryłbym się przed nim. Lecz to jesteś ty, równy mi, przyjaciel, mój zaufany, z którym byłem w słodkiej zażyłości, chodziliśmy po domu Bożym w orszaku świątecznym (Ps 55, 13—15).
Zatem to nie obcy, to nie nasi wrogowie, ale ci, którzy są najbliżej nas, z którymi żyjemy na co dzień w naszych domach, z którymi wspólnie uczestniczymy we Mszy św., z którymi się modlimy we wspólnotach, z którymi wspólnie pracujemy — to oni najbardziej i najdotkliwiej nas ranią.
Pamiętaj, że tylko ci, na których ci zależy, których ty bardzo kochasz, są w stanie cię tak wyjątkowo boleśnie skrzywdzić i głęboko zranić. To od nich oczekujesz bowiem najwięcej miłości, troski i akceptacji. Tym samym oczekujesz od nich więcej niż od innych, gdyż więcej dałeś im z siebie. Egoizm rządzi nie tylko w dzisiejszym świecie, ale również w naszych wspólnotach i naszych rodzinach. Każdy z nas, mężczyźni jak i kobiety — wszyscy jesteśmy tak skupieni na sobie, że nie widzimy w swoim zachowaniu lekceważenia, czy nawet pogardy, jaką okazujemy przecież nie tylko obcym, nie tylko tym, z którymi spotykamy się na co dzień, ale również naszym bliskim, których kochamy i na których nam zależy. Nie widzimy ran, które im w ten sposób zadajemy. Nie widzimy, jaki zadajemy im ból i cierpienie, powodując w ten sposób pogorszenie się wzajemnych relacji.
Św. Paweł w swoim Drugim Liście do Tymoteusza pisze:
A wiedz o tym, że w dniach ostatnich nastaną chwile trudne. Ludzie bowiem będą samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźnierczy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bez litości, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosze niż Boga. Będą okazywać pozór pobożności, ale wyrzekną się jej mocy (...). Przyjdzie bowiem chwila, kędy zdrowej nauki nie będą znosili, ale według własnych pożądań — ponieważ ich uszy świerzbią — będą sobie mnożyli nauczycieli. Będą się odwracali od słuchania prawdy, a obrócą się ku zmyślonym opowiadaniom (2 Tym 3, 1—5; 4, 3—4).
Zwróćmy baczną uwagę na słowa św. Pawła skierowane do Tymoteusza. Zauważmy, że słowa te kieruje św. Paweł nie do pogan, ale do wierzących. Kieruje je do tych, którzy okazują jedynie pozór pobożności, jednak w duchu wyrzekli się jej mocy. Przyznają się do wiary, ale nią nie żyją. Mówią, że są chrześcijanami, katolikami, ale to tylko słowa. Życie bowiem zaprzecza temu wszystkiemu, do czego się przyznają i co oświadczają. Nie są światłem, które ma wszystkim świecić, ale ciemnością, która wszystkich przeraża. Zapomnieli, że Jezus nakazał, abyśmy byli światłem, które świeci tak podczas modlitwy, na Mszy św., w trakcie rekolekcji, jak i po modlitwie, po mszy św., po rekolekcjach — po prostu świeci na co dzień, świeci zawsze. Mamy być światłem w rodzinie, w pracy, podczas spotkania z przyjaciółmi, w trakcie odpoczynku i wszędzie tam, gdzie się znajdujemy. W Ewangelii św. Mateusza Jezus mówi nam:
Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu. Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5, 14—16).
A w Ewangelii św. Mateusza:
Nikt nie zapala światła i nie stawia go w ukryciu ani pod korcem, lecz na świeczniku, aby jego blask widzieli ci, którzy wchodzą. Światłem ciała jest twoje oko. Jeśli twoje oko jest zdrowe, całe twoje ciało będzie w świetle, lecz jeśli jest chore, ciało twoje będzie również w ciemności. Patrz więc, żeby światło, które jest w tobie, nie było ciemnością. Jeśli zatem całe twoje ciało będzie w świetle, nie mając w sobie nic ciemnego, całe będzie w świetle, jak gdyby światło oświecało cię swym blaskiem (Łk 11, 33—36).
Tymczasem z nami dzieje się coś wręcz odwrotnego. Stajemy się ciemnością, która odstrasza od wiary innych, która całkowicie tej deklarowanej wierze zaprzecza. Jawimy się nie jako światło, lecz jako ciemność. W rodzinie, na spotkaniach, w pracy — wszędzie jesteśmy w relacjach z innymi:
samolubni, chciwi, wyniośli, pyszni, bluźnierczy, nieposłuszni rodzicom, niewdzięczni, niegodziwi, bez serca, bez litości, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich, nieprzychylni, zdradzieccy, zuchwali, nadęci, miłujący bardziej rozkosze niż Boga (2 Tm 3, 2—4).
Pamiętajmy, że wilki zawsze kręcą się wokół owiec poranionych, słabych i oddalonych od stada, a nie wokół tych zdrowych, silnych i trzymających się razem. Ci, którzy oddalają się od owczarni, którzy liczą tylko na siebie, zawsze stanowią łatwy łup dla wilków.
Jezus powiedział, że przyjdą czasy, kiedy ludzie będą urażeni. Że nie da się tego uniknąć i nie da się żyć na tym świecie, nie znalazłszy się w sytuacji, w której nie zostalibyśmy skrzywdzeni, zranieni, a co za tym idzie — żebyśmy nie poczuli się urażeni. Mimo to wielu z nas jest zszokowanych, oszołomionych czy zdziwionych, gdy tak się dzieje. Wydaje się nam, że to my jesteśmy jedynymi pokrzywdzonymi, że to nam dzieje się zło. Taka postawa sprawia, że jesteśmy podatni na zgorzknienie. Pamiętajmy, że to nasza reakcja na doznawaną krzywdę decyduje o naszym samopoczuciu a nie sama doznawana krzywda.
Ci, którzy się kłócą, którzy się znieważają i trwają w swoim uporze, zawsze wpadają w pułapkę zastawioną nań przez szatana. Stają się jego więźniami i zmuszeni są do pełnienia jego woli.
Z czego najczęściej nie zdają sobie nawet sprawy. Wydaje im się, że są panami swego życia i zachowania, gdy tymczasem okazuje się, że tkwią uwięzieni na łańcuchu szatana, który mocno ich trzyma, zatruwa ich umysł i zmusza do wyrządzania krzywd tym, którzy najbardziej ich kochają, z którymi żyją na co dzień. Człowiek urażony ślepo wierzy, że to on ma rację, że to jemu dzieje się niesprawiedliwość. Nie jest w stanie dostrzec obiektywnej prawdy, nie widzi, że sam tkwi w błędzie. W sytuacjach konfliktowych często nie chodzi o prawdę, lecz o rację. Kłótnie między ludźmi na tym właśnie polegają. Osoby, które się sprzeczają, nie chcą uznać prawdy, a jedynie dowieść swoich racji. Dlatego podnoszą głos, krzyczą, próbując w ten sposób wymusić przyznanie im racji.
Bywają ludzie rzeczywiście potraktowani niesprawiedliwie, ale są i tacy, którzy tylko myślą, że zostali potraktowani niesprawiedliwie. Ci drudzy wierzą z całego serca, że zostali skrzywdzeni. Bronią tego uczucia za wszelką cenę, dowodząc, że mają rację. W swoich osądach opierają się na odczuciach, na pomówieniach i przypuszczeniach.
Jednym ze sposobów, jakimi szatan utrzymuje urazę w sercu człowieka, jest jej ukrycie, zamaskowanie przy pomocy pychy. Pycha bowiem powstrzymuje człowieka od obiektywnego spojrzenia na własne serce. Pycha uniemożliwia nam ujrzenie prawdy o nas samych. Zniekształca nasze widzenie. Nie zmienimy się, jeżeli myślimy, że wszystko z nami jest w porządku, a zmiany wymagają jedynie świat i inni ludzie. Pycha zatwardza nasze serca, zaślepia nasze oczy i prawidłowe rozumowanie. Powstrzymuje nasze serca od nawrócenia. Pycha sprawia, że postrzegany siebie samych jako ofiary. Wówczas myślimy: „Zostałem źle potraktowany. Zostałem źle oceniony. Dlatego moje postępowanie jest usprawiedliwione. Mam prawo być zły, mam prawo nie odzywać się do ciebie za to, co mi zrobiłeś, co mi powiedziałeś”. Taka postawa pokazuje, że tak naprawdę nie zależy nam, aby utrzymywać z daną osobą relację opartą na miłości i szacunku. Raczej chodzi nam o rację, w której domagamy się uznania. A ponieważ wierzymy, że jesteśmy niewinni i niesprawiedliwie potraktowani, nie chcemy, a nawet nie potrafimy wybaczyć. Wówczas prawdziwy stan naszych serc pozostaje przed nami zakryty. Nie jest jednak zakryty przed Bogiem. Fakt, że zostaliśmy źle potraktowani, nie usprawiedliwia naszego postępowania i chowania urazy. Jezus wzywa przecież każdego z nas do nieustannego przebaczania doznawanych krzywd.
W Apokalipsie św. Jana Jezus mówi do Kościoła w Laodycei o tym, jak jego członkowie sami myślą o sobie jako o bogatych, zasobnych, nie potrzebujących niczego, podczas gdy w rzeczywistości ich stan jest całkowicie odmienny:
jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny, i ślepy, i nagi (Ap 3, 14—20).
Jesteśmy często podobni do Kościoła w Laodycei. Nie potrafimy zobaczyć stanu własnego serca. Jezus pokazał Kościołowi w Laodycei drogę do wyjścia z tego stanu.
Pierwszym krokiem, aby wyrwać się z sideł złego, jest nabycie u Jezusa oczyszczonego w ogniu złota. Jezus mówi:
Radzę ci nabyć u mnie złota w ogniu oczyszczonego (Ap 3, 18).
Złoto oczyszczone w ogniu jest miękkie i giętkie, bez rdzy czy jakichkolwiek domieszek. Gdy złoto zostanie pomieszane z innymi metalami, np. z miedzią czy żelazem, staje się twarde, mniej giętkie i podatne na korozję. Taka mieszanina zwana jest stopem. Im więcej domieszek, tym złoto staje się twardsze. Im mniej domieszek, tym złoto miększe i bardziej giętkie. Czyste serce jest jak czyste złoto: miękkie, wrażliwe i giętkie. Autor Listu do Hebrajczyków pisze:
Aby ktoś z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu (Hbr 3, 13).
Zatem nasze serce twardnieje przez oszustwo grzechu! Jeżeli nie uporamy się z urazą, to pojawią się owoce grzechu, takie jak: zgorzknienie, gniew, odrzucenie. Te dodatkowe trucizny spowodują twardnienie naszego serca, tak jak domieszki różnych metali powodują twardnienie złota. W ten sposób tracimy wrażliwe i czułe serca. Nasza zdolność słyszenia Bożego głosu maleje, zanika zdolność prawidłowego widzenia. W ten sposób wpadamy w pułapkę szatana.
Pierwszym krokiem w procesie oczyszczania złota jest zmielenie go na proszek i zmieszanie z substancjami zwanymi topnikami. Potem tę mieszankę umieszcza się w piecu, gdzie pod wpływem wysokiej temperatury topnieje. Zanieczyszczenia przyciągane są do topników i wypływają na powierzchnię, a złoto, które jest cięższe, pozostaje na dnie. Zanieczyszczenia pomieszane z topnikami są usuwane, w wyniku czego pozostaje czyste złoto.
W swoim Słowie Bóg mówi do nas przez proroka Izajasza tak:
Oto przetopiłem cię w ogniu jak srebro i wypróbowałem cię w piecu niedoli (Iz 48, 10).
Św. Piotr zaś pisze:
Dlatego radujcie się, choć teraz musicie doznać trochę smutku z powodu różnorodnych doświadczeń. Przez to wartość waszej wiary okaże się o wiele cenniejsza od zniszczalnego złota, które przecież próbuje się w ogniu, na sławę, chwalę i cześć, przy objawieniu Jezusa Chrystusa (1 P 1, 6—7).
Bóg oczyszcza nas poprzez nieszczęścia, różnego rodzaju próby i poprzez prześladowania, których intensywność i gorąco wydziela z naszego charakteru zanieczyszczenia, takie jak: niewybaczenie, zgorzknienie, złość, gniew, zawiść, itp., czyniąc nas dzięki temu zdolnymi do miłości i przebaczenia.
Grzech bardzo łatwo ukrywa się tam, gdzie nie ma prób i nieszczęścia. W czasach dobrobytu i sukcesu nawet nikczemny człowiek może wydawać się miły i hojny. Dopiero w ogniu prób i różnego rodzaju trudnych doświadczeń wypływają na powierzchnię wszystkie nasze zanieczyszczenia.
Następnie Jezus mówi, że kolejnym kluczem do uwolnienia od pułapki jest umiejętność prawidłowego widzenia. Często, gdy zostajemy urażeni, widzimy siebie jako ofiarę i oskarżamy tych, którzy nas skrzywdzili. Usprawiedliwiamy nasze zgorzknienie, nieumiejętność przebaczania, gniew, zawiść i odrzucenie, gdy tylko wypływają one na powierzchnię. Czasami nawet nosimy w sobie urazę do tych, którzy przypominają nam o ludziach, którzy nas skrzywdzili. Właśnie dlatego Jezus powiedział:
Radzę ci nabyć u mnie (...) balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział (Ap 3, 18).
Tylko gdy widzimy własne grzechy i przestajemy obwiniać innych ludzi, możemy się nawrócić i czynić pokutę. Gdy obwiniamy innych i bronimy własnej racji, jesteśmy ślepi. Próbujemy wówczas wyjąć źdźbło z oka naszego brata, kiedy w naszym oku tkwi belka.
Jezus mówi w Ewangelii:
A wówczas wielu zachwieje się w wierze; będą wzajemnie się wydawać i jedni drugich nienawidzić. Powstaną liczni fałszywi prorocy i wielu w błąd wprowadzą; a ponieważ wzmoże się nieprawość, ostygnie miłość wielu. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 24, 10—13).
W tym słowach z Ewangelii św. Mateusza Jezus mówi o znakach zwiastujących koniec. Znakiem końca, jak mówi Jezus, będzie zanik miłości wśród ludzi. Ludzie będą się nienawidzić i wzajemnie ranić.
Jeżeli będziemy kierować się miłością warunkową, zawsze będziemy podatni na zranienia. Miłość warunkowa polega bowiem na rozumowaniu według schematu: ponieważ ty czynisz mi dobro, więc i ja tobie dobro uczynię; jeżeli ty potraktujesz mnie dobrze, to i ja ciebie potraktuję dobrze. Kiedy kierujemy się taką miłością, miłością warunkową, zawsze narażamy się na zranienie. Drugi człowiek niekoniecznie uczyni nam przecież to samo, co my uczynimy jemu. A wtedy u nas na pewno pojawi się uczucie rozczarowania i zawiedzenia. Jeżeli zaś będziemy się kierować Miłością Bożą, Miłością bezwarunkową, to wówczas nie będzie ważne, czy ktoś uczyni mi to samo, czy też nie; ważne jest dla mnie wtedy, że ja uczyniłem mu dobro, nie oczekując w zamian niczego. Taka Miłość jest Miłością, jaką Bóg nas obdarzył w Jezusie i jakiej od nas oczekuje każdego dnia. Jest ona bezwarunkowa i niezależna od działań drugiej osoby. Taka Miłość nie oczekuje odwzajemnienia. Jest to Miłość, która udziela się nawet wówczas, gdy jest odrzucana.
Bez Boga jesteśmy w stanie kochać jedynie miłością samolubną. Miłością, która nie może istnieć, jeśli nie jest odwzajemniona. Z Bogiem natomiast kochamy niezależnie od reakcji z drugiej strony. Kochamy Miłością Bezwarunkową:
Kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne. W czynieniu dobra nie ustawajmy, bo gdy pora nadejdzie, będziemy zbierać plony, o ile w pracy nie ustaniemy (Ga 6, 8—9).
Musimy zdać sobie sprawę, że miłość jest podobna do ziarna wrzucanego w ziemię. Co siejemy, to i zbierzemy. Gdy siejemy Miłość Bożą, Miłość Bezwarunkową, wówczas będziemy zbierać Miłość i jej doświadczać na co dzień. Jest to jedno z podstawowych praw, jakie ustanowił Bóg. Jeżeli chcemy doświadczać Miłości, tej prawdziwej, bezinteresownej i bezwarunkowej, najpierw musimy ją wokół siebie rozdawać. Siejąc Miłość, zbierzemy Miłość.
A Ja wam powiadam: Miłujcie nieprzyjaciół waszych i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście byli synami Ojca waszego, który jest w niebie, bo słońce jego wschodzi nad złymi i dobrymi i deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Bo jeślibyście miłowali tylko tych, którzy was miłują, jakąż macie zapłatę? Czyż i celnicy tego nie czynią? A jeślibyście pozdrawiali tylko braci waszych, cóż osobliwego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? (Mt 5, 44—47).
Życie pokazuje jednak, że w większości przypadków codziennych nie potrafimy rozsiewać wokół siebie takiej Miłości. Nasza miłość jest samolubna. Oczekujemy od bliskich takiej miłości, jakiej oni nie są wstanie nam dać. Załóżmy, w skali od 1 do 10, że nasza bliska osoba jest na poziomie 6, a my oczekujemy od niej, aby okazała nam miłość z poziomu 10 lub 8. Ponieważ oczekiwaliśmy miłości, troski i akceptacji z poziomu, na którym nasza bliska osoba jeszcze się nie znajduje, zawsze będziemy zranieni tym, co od niej dostajemy. Jeżeli nasze oczekiwania w stosunku do jakiejś osoby są większe niż jej możliwości spełnienia, to wówczas zawsze będziemy zranieni. Będziemy tą osobą rozczarowani w takim stopniu, w jakim nie uda się jej wypełnić naszych oczekiwań. Jeśli jednak nie mamy określonych wymagań w stosunku do tej osoby, to każdy gest z jej strony, każda serdeczność, nawet odrobina miłości czy troski będzie dla nas błogosławieństwem, radością i szczęściem. Na urazę wystawiamy się wówczas, gdy oczekujemy od ludzi nam bliskich pewnych zachowań. Im więcej się spodziewamy, tym większa może być uraza, jeżeli tego nie otrzymamy. A doświadczając zranień, zaczynamy budować mury obronne, które mogłyby nas ochronić przed ponownymi zranieniami.
Obrażony brat przewyższa moc grodu, spory są silne jak zawory twierdzy (Prz 18, 19).
Trudniej jest zdobyć urażonego brata lub siostrę niż ufortyfikowane miasto. To bardzo mądre stwierdzenie z Księgi Przysłów. Warowne grody miały wokół siebie wysokie, solidne mury, które miały zapewnić miastu bezpieczeństwo. Ich zadaniem było nie tylko utrzymanie nieprzyjaciół na zewnątrz, ale również możliwość kontroli wchodzących. Ci, którzy nie płacili podatków i mieli długi, nie byli do miasta wpuszczani aż do momentu uregulowania wszelkich należności. Każdy, kto był uważany za potencjalne zagrożenie, ze względów bezpieczeństwa nie był do miasta wpuszczany.
Gdy jesteśmy ranieni, budujemy wokół własnych serc mury, aby na przyszłość chronić się przed bólem i ranami zadawanymi przez innych. A gdy tak się dzieje, stajemy się wybiórczy, nie wszystkich do siebie dopuszczamy, odmawiamy dostępu wszystkim, którzy według nas mogą nas skrzywdzić. Nie dopuszczamy tych, którzy są nam coś winni dopóty, dopóki nie spłacą całego długu. Otwieramy się tylko dla tych, którzy, jak wierzymy, są po naszej stronie, tych, którzy myślą tak samo jak my.
źródło: esprit.com.pl
Józef Witko OFM
franciszkanin, kaznodzieja i uczestnik ruchu charyzmatycznego, od kilkunastu lat odprawia Msze św. w intencji chorych z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie duchowe. Każdego roku uczestniczy w nich kilkadziesiąt tysięcy osób. Autor kilku książek w tym "Uzdrawiającej mocy Ducha Św.", "Jezusie Synu Dawida ulituj się nade mną" i "Pan jest z Tobą, dzielny wojowniku".
opr. ab/ab