Ojciec Pio a kobiety
Ojciec Pio umiał postępować z kobietami: nie bał się ich piękna, ale obawiał się o piękno ich duszy. Choć wystawiany przez niektóre z nich na próbę, sam nie próbował wyrządzić im żadnej krzywdy.
Osoba włoskiego kapłana i stygmatyka, Ojca Pio z Pietrelciny, do dziś rodzi żywe zainteresowanie massmediów. Rzadko dotyczy ono świętości jego życia, częściej natomiast pomówień i sfabrykowanych na potrzeby konkretnych środowisk skandali. Wystarczy przypomnieć choćby sensacyjną wiadomość sprzed kilku miesięcy o fałszowaniu stygmatów przez Zakonnika. Gazety rozpisywały się o tym, jak to Ojciec Pio miał wcierać w swoje dłonie, stopy i bok fenol, dostarczany przez niejaką Marię De Vito, w celu wywołania efektu podobnego do stygmatów. Natomiast kiedy przed kilkoma tygodniami w San Giovanni Rotondo ekshumowano jego doczesne szczątki, uwaga dziennikarzy skupiła się na nieoficjalnej pogłosce mówiącej o przeniesieniu relikwii Stygmatyka z krypty w kościele Matki Bożej Łaskawej do nowej bazyliki i o protestach wiernych, którzy założyli samozwańczy komitet obrony Ojca Pio, twierdząc, że naruszenie relikwii będzie równoznaczne ze świętokradztwem.
Podobne zainteresowanie ze strony dziennikarzy towarzyszyło Ojcu Pio jeszcze za jego życia. Wśród wielu kwestii relacje Zakonnika do kobiet lub raczej z kobietami budziły ich największą ciekawość. Jakie były efekty ich poszukiwań?
Pisząc o relacji Ojca Pio do kobiet, trudno nie zauważyć, że dzięki swej bezpośredniości, swoistej delikatności i wrażliwości na ich duchowe potrzeby, ten włoski kapucyn przerósł swoją epokę. Choć w konfesjonale był surowy i szorstki, to w kierownictwie duchowym przeciwnie — łagodny i wyrozumiały. Kiedy osoby duchowne jego czasów, a tym bardziej zakonnicy, odnosili się do kobiet z wielkim dystansem, podejrzliwością, a nierzadko i wrogością, on ze swoją wymagającą miłością próbował budować nadprzyrodzoną więź uczuciową z kobietami, które spontanicznie odnajdywały w nim ojca i powiernika swych duchowych, a także przyziemnych rozterek. Nie brakowało też takich, którzy z mieszanymi uczuciami przyglądali się jego duszpasterskim metodom. On jednak ucinał krótko wszelkie dyskusje, odpowiadając: „Czy myślicie, że mam serce z kamienia? Kocham dusze tak samo jak Bóg”.
Można zaryzykować stwierdzenie, że Ojciec Pio posiadał znajomość kobiecej natury, w której odkrywał upodobanie piękna i potrzebę poczucia bezpieczeństwa. Ta znajomość rzeczy była szczególnie przydatna w kierownictwie duchowym niewiast. Przykładem może być znajomość z Raffaeliną Cerase z Foggii.
Jeszcze przed przybyciem do San Giovanni Rotondo Ojciec Pio za zgodą swych przełożonych podjął się kierownictwa duchowego tej franciszkańskiej tercjarki. Jego posługa polegała na duchowych rozmowach i wymianie korespondencji. Przebywając w kapucyńskim klasztorze w Foggii od 17 lutego do 27 lipca 1916 roku, złożony tajemniczą chorobą połączoną z hipotermią i wyczerpany duchową walką, sam doświadczał trudnej do zniesienia nocy ducha. W tym czasie Raffaelina Cerase, również obarczona cierpieniem duchowym i fizycznym, oczekiwała na jego pomoc. Bezbłędnie odczytując jej intencje i stan ducha, Ojciec Pio nie tylko z wielkim zaangażowaniem towarzyszył jej w cierpieniu, udzielając stosownych duchowych porad, ale z ojcowską miłością wziął je na siebie, prosząc ją równocześnie o modlitwę za siebie, by Bóg skrócił czas jego boleści.
To wzajemne duchowe wspieranie zakończyło się w nieoczekiwany sposób: 25 marca 1916 roku zmarła Raffaelina Cerase, ofiarując swe życie w intencji swego kierownika. Ojciec Pio zaś 28 lipca 1916 roku przybył do San Giovanni Rotondo, by przez ponad pięćdziesiąt lat ratować życie wiary u osób sobie powierzonych.
To jego pierwsze takie doświadczenie z kobietą — którą po jej śmierci nazwał „orędowniczką przed tronem Najwyższego” — wyraźnie pokazuje, że zabiegając o jej duchowy postęp, pomagał jej w świętości życia odnaleźć prawdziwe Piękno, a uczestnicząc w jej cierpieniu, sprzyjał budowaniu poczucia bezpieczeństwa.
Kiedy Ojciec Pio na stałe osiadł w kapucyńskim klasztorze na górze Gargano, wokół niego zaczęły się spontanicznie gromadzić pobożne niewiasty poszukujące duchowej asystencji, a nierzadko prostych życiowych porad. Do pierwszych duchowych córek Zakonnika należały: Raffaelina Russo, Lucia Fiorentino i jej siostra Giovanna, Ventrella Vittorina, Elena Filomena, Nina Campanile, Maria i Antonietta Pompillo, Filomena Fili i Assunta di Tommaso. Również relacje z tymi kobietami nie były pozbawione nadprzyrodzonego charakteru uczuciowej więzi, choć nacechowanej powściągliwą serdecznością. Ojciec Pio żywo i szczerze uczestniczył w ich duchowych i życiowych wydarzeniach, o czym zaświadcza Nina Campanile, kiedy pisze: „W kierownictwie duchowym Ojciec Pio nie ograniczał się jedynie do słuchania o sprawach dotyczących pobożnych praktyk, lecz wchodził we wszystkie szczegóły dnia, w całe życie naszej rodziny...”. Jej opinię potwierdza także Raffaelina Russo: „Ojciec Pio był bardzo zadowolony, mogąc mówić nam o sprawach duszy, o kierownictwie duchowym, a prócz tego o naszych krewnych, o naszej pracy, o małym sklepiku przez nas prowadzonym, właściwie o przebiegu całego naszego wewnętrznego i zewnętrznego życia, dokładnie tak jak ojciec rodziny zajmuje się wszystkim, aby całość zmierzała ku lepszemu”.
Bycie ojcem zatroskanym o każdy wymiar życia jego duchowych córek najlepiej obrazuje charakter relacji, które go łączyły z tymi kobietami.
Wraz z upływam czasu i rozgłosem, jaki przyniosła mu nie tylko fama świętości, ale i wszechobecna prasa, grono kobiet gromadzących się przy Ojcu Pio powiększało się, rodząc równocześnie podejrzenia i spekulacje co do charakteru i motywów tych kontaktów Zakonnika z płcią piękną.
Jak niegdyś Jezusa, tak wówczas Stygmatyka z góry Gargano otaczała prawie nieustannie grupa kobiet. Nie wszystkie jednak szukały duchowej pomocy, dlatego styl kierowania duszami podczas spowiedzi u Ojca Pio musiał ulegać zmianom. Z wielkim wyczuciem, ale i odpowiedzialnością dostosowywał się do osobistych potrzeb penitentek: dla jednych miał słodycz, dla drugich surowe słowo. Prowadziło to naturalnie do wybuchów zazdrości, których owocem były najczęściej anonimy następującej treści: „Ojciec Pio kocha się w tej” lub „Ojciec Pio otacza zbytnimi względami tamtą”. Takim pomówieniom wtórowała oczywiście prasa, w której żądni sensacji dziennikarze rozpisywali się o kobietach walczących na parasole o pierwsze miejsca w kościele, o podsłuchiwaniu przez nie spowiedzi pod pozorem pilnowania porządku i rozpowiadaniu plotek zbudowanych na informacjach wyniesionych z konfesjonału, a także o uruchomionej przez nie sprzedaży „rezerwacji” na spowiedź u Ojca Pio.
Do tych skandalizujących informacji podawanych przez prasę dołączyły się podejrzenia współbraci. Otóż pewien kapucyn — o którym można by rzec, że był opętany istną manią na tle moralności swych współbraci — „zatroskany” o zbawienie Ojca Pio, postanowił przeprowadzić na własną rękę dochodzenie w związku z ewentualnymi grzesznymi znajomościami Zakonnika, posługując się przy tym wahadełkiem. Jego podejrzenia podsyciła siostra Lucia, zakonnica z Foggii, która podczas spowiedzi wyznała, że w nocnym widzeniu „ujrzała” Ojca Pio na krawędzi piekła z powodu grzechu rozpusty. Wtedy postanowił działać. Zaczął od modlitw, a następnie poprzez egzorcyzm posunął się aż do zainstalowania podsłuchu w postaci magnetofonów i mikrofonów. I tak, broniąc rzekomo moralności życia zakonnego, stał się przyczyną kolejnego skandalu, którego ofiarą padł niewinnie posądzony Ojciec Pio.
Takie doniesienia słusznie budziły zainteresowanie Świętego Oficjum, które wielokrotnie przysyłało swych wizytatorów do San Giovanni Rotondo i wprowadzało często zbyt surowe restrykcje wobec niesprawiedliwie podejrzewanego Zakonnika.
Ojciec Pio na tak stawiane zarzuty reagował bardzo spokojnie, mając świadomość, że są one nieprawdziwe. Jednej ze swoich duchowych córek, Marii Grazii Massie, która ubolewała nad jego trudną sytuacją, oświadczył: „Moja córko, wiem o wszystkim! Ale czy to ważne, że obrzucano moją biedną osobę błotem za życia, a potem obrzucać będą po śmierci? Mnie wystarczy ratować dusze i to konkretne dusze”.
Warto w tym miejscu przypomnieć, że Ojciec Pio zawsze podkreślał wartość dziewictwa i czystości, która była dla niego „miłością świętą i upragnioną”. Twierdził, że „jeśli ci, którzy sercem zaślubili się Bogu, nie kochają swej czystości, są czyści tylko na pozór”. On kochał czystość, bo umiłował Boga i strzegł jej wiernie. Ta autentycznie przeżywana miłość do Boga nie pozwalała mu na braki w miłości bliźniego, zwłaszcza gdy była nim kobieta. Jako mistyk i realista miał świadomość, że sama miłość nie wystarczy, by ustrzec ślubowanej czystości, do tego bowiem konieczna jest czujność. Stróżem jego czystej miłości było więc czuwające serce.
Nie wszystkie kobiety przyjeżdżające do San Giovanni Rotondo odznaczały się niezdrową dewocją lub prowokowaniem skandali. Były wśród nich także takie, które przyprowadziło pragnienie odnalezienia sensu życia. Należała do nich trzydziestopięcioletnia Amerykanka z Nowego Jorku, Mary Pyle. Wychowana w bogatej rodzinie prezbiteriańskiej, wiele podróżowała, wiodąc przy tym światowe życie. Punktem zwrotnym w jej życiu stało się uczestnictwo we Mszy Świętej sprawowanej przez Ojca Pio. Owocem tego sakramentalnego spotkania było jej nawrócenie. Wkrótce przyjęła chrzest i stała się katoliczką. Na jednej z pierwszych wizyt u Zakonnika, podczas której położył dłonie na jej głowie, usłyszała słowa: „Moja córko, nie podróżuj już więcej, tu pozostań!”.
Tak też się stało. Zamieszkała w San Giovanni Rotondo w pobliżu kapucyńskiego klasztoru i zajęła się prowadzeniem kościelnego chóru dla dziewcząt. Wspierała finansowo budowę kościoła i klasztoru kapucynów w Pietrelcinie (co przepowiedział jej dużo wcześniej jej charyzmatyczny kierownik duchowy). Jej dom stał się także schronieniem dla rodziców Ojca Pio przybywających w odwiedziny do syna, a także miejscem ich śmierci.
Doświadczenie wiary i miłość do Jezusa w Eucharystii połączyły niezwykłym węzłem duchowej przyjaźni i wzajemnego szacunku włoskiego kapucyna z amerykańską prezbiterianką. Tych dwoje, niczym św. Franciszek i św. Klara, żyjąc obok siebie, na swój sposób realizowało powołanie do świętości: Ojciec Pio pełniąc posługę kapłana, a Mary Pyle — franciszkańskiej tercjarki. Ich drogi przecięły się w San Giovanni Rotondo i tutaj dobiegło kresu ich ziemskie życie. Obydwoje umarli w opinii świętości, zakochani w Bogu i wierni Kościołowi.
Nowa znajomość Ojca Pio, tym razem z angielską dziennikarką publikującą w prestiżowym czasopiśmie „The Economist”, Barbarą Ward, zaowocowała szczególną „wymianą darów”. Dziennikarka przyjechała do San Giovanni Rotondo, aby prosić o nawrócenie swego narzeczonego, Lorda Jacksona. Zajmował on wysokie stanowisko w UNRA, instytucji finansowanej przez rząd Stanów Zjednoczonych, powołanej do niesienia pomocy w odbudowie zrujnowanej przez wojnę Europie.
Zakonnik w tym czasie poszukiwał środków finansowych potrzebnych do zakończenia budowy Domu Ulgi w Cierpieniu. Narzeczeni postanowili zaangażować się w ten projekt. Ich reakcja była tak spontaniczna i natychmiastowa, że wkrótce pozyskali sumę czterystu milionów ówczesnych lirów, z których aż sto pięćdziesiąt milionów zagarnął włoski rząd. Mimo to budowa szpitala została ukończona, a Lord Jackson stał się praktykującym katolikiem. Pragnienie kochającej kobiety zostało spełnione.
Ojciec Pio umiał postępować z kobietami: nie bał się ich piękna, ale obawiał się o piękno ich duszy. Nie był dla nich surowym i wymagającym nauczycielem wiary, ale miłującym ojcem, wiernym swym zasadom. Choć wystawiany przez niektóre z nich na próbę, sam nie próbował wyrządzić im żadnej krzywdy. Można rzec, że kochał kobiety, lecz sercem czystym i uważnym. Warto dziś nauczyć się takiej pedagogii postępowania wobec kobiet, by później nie wzdychać z ironicznym przekąsem: Ach, te kobiety!
Błażej Strzechmiński OFMCap
„Głos Ojca Pio” (nr 51/2008)
opr. mg/mg